czwartek, 16 lipca 2015

Chris Stewart "Jeżdżąc po cytrynach. Optymista w Andaluzji"
Anglik w opałach

Chris Stewart
Jeżdżąc po cytrynach.
Optymista w Andaluzji

Wyd. AA
2007
255 stron
Schemat podobny do tych, na których swego czasu opierała się moda na literaturę o Toskanii czy innej Umbrii. Otóż znudzony życiem Amerykanin, czy też pragnąca zmian Angielka, postanawiają rzucić dotychczasowe życie i rozpocząć je w zupełnie innym świecie. Opuszczają miasta, korporacje, dotychczasowych partnerów (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać), sprzedają dom, meble, samochód (tu też można kreślić i dopisywać), kupują posiadłość w śródziemnomorskim kraju, zachwycają się krajobrazami, zaprzyjaźniają z naturą, poznają zwyczaje tubylców i remontują zakupione budynki. Remontują, remontują, remontują. Nabyte domy są bowiem często w opłakanym stanie.

Taką też opowieść serwuje Chris Stewart, o którym (zapewne dla podbicia zainteresowania książką), wspomina się najpierw jako o byłym członku grupy Genesis (Stewart zagrał na AŻ dwóch singlach), a dopiero później jako o facecie, który kupił farmę w Andaluzji. Pomiędzy jednym a drugim Stewart zdążył popracować w cyrku, w Grecji zaciągnąć się na kuter rybacki, nauczyć strzyc owce, zdobyć licencję pilota w Los Angeles, ukończyć kurs kucharza kuchni francuskiej, odwiedzić Chiny... Krótko mówiąc, kupno farmy złożonej z rozpadających się budynków, w której to ciepłe posiłki przygotowuje się uprzednio rozpalając ognisko, o bieżącej wodzie można pomarzyć, elektryczność co prawda jest, ale wyłącznie z baterii słonecznych (niedziałających podobno tylko czasem latem, za to często zimą), główny budynek mieszkalny stoi na górskiej grani siekanej wiatrem, skorpiony i węże mają się nieźle oraz licznie, zdaje się być szaleństwem w granicach "stewartowej" normy.

(Wspomniałam o drodze dojazdowej do posiadłości? Nie? Widocznie o sklerozę przyprawiła mnie wizja Chrisa i jego żony Anny przedzierających się przez kolczaste chaszcze, wspinających na skały, drepczących przez rozpostarty nad rzeką mostek, który zniknie wraz z pojawieniem się pierwszych większych ulew, mijających bagno, zagajnik drzew eukaliptusowych i inne atrakcje).

Jeżdżąc po cytrynach. Optymista w Andaluzji to zapis zmagań Chrisa Stewarta i jego żony z przyrodą, budownictwem i niewzbudzającym zaufania gospodarzem. Pedro choć sprzedał Chrisowi farmę (biadoląc przy tym na niską cenę, własną biedę i rozmaite nieszczęścia), długo jeszcze mieszkał w posiadłości El Valero. Nie było to wymarzone towarzystwo, choć Stewart zdawał się niekiedy sądzić inaczej (o naiwności ludzka, która nie masz granic!).

W El Valero przyroda rządzi się własnymi prawami. Wygrać z nią niełatwo, a czasem wręcz nie sposób. Można poprosić lisa, żeby nie zjadł ci kury. Można nawet zrobić ptactwu klatki, dbać o ich stan, ale i tak ostatnie słowo należeć będzie do lisów, węży, gronostai, łasic, żbików, rysi, zdziczałych kotów, szczurów... Można zbudować lepszy, droższy most wiodący przez latem niemal suche koryto rzeki, ale gdy przyjdzie sezon ulew, okaże się jak bardzo syzyfowa była to praca. Chris ma na szczęście uczynnego sąsiada, który gotów mu służyć radą, znajomościami i pracą własnych rąk, a więc i szansę na to, że nie podzieli losu bohaterów Hiszpańskiej fiesty i soczystych mandarynek, dla których andaluzyjska przygoda okazała się pasmem porażek.

Chris Stewart niezbyt często wychyla nos poza El Valero, a jeśli już, to nie wybiera się zbyt daleko. Jeżdżąc po cytrynach nie jest więc książką, która pozwala poznać Andaluzję. Pokazuje za to specyfikę życia w małym środowisku, związki, zależności, przyzwyczajenia, układy. Tytułowy (a raczej podtytułowy) optymizm autora od czasu do czasu rzuca się w oczy, choć nie brak w tej historii momentów kryzysowych. Stewart pisze z humorem, ale wywołuje raczej uśmiech niż śmiech. Jego historia tak naprawdę niewiele się różni od wielu innych opowieści emigrantów, którzy w zupełnie nowym środowisku próbują zacząć nowe życie, co oczywiście powoduje serię zdarzeń raz zabawnych, innym razem dramatycznych.



Trudno tę książkę ocenić jednoznacznie. Z jednej strony czyta się ją przyjemnie, z drugiej - na dłużej w pamięć nie zapadnie. Zapał Chrisa się udziela, podziw dla jego sąsiada, Domingo, rośnie z każdą kolejną sceną, w której ten znów udowadnia, że wiele przeszkód można pokonać, gdy ruszy się głową i nie zraża niepowodzeniami debiutanta. Są w tej historii bohaterowie pozytywni, postacie odpychające, zwierzaki swym pojawieniem urozmaicające fabułę, miejsca, które chciałoby się zobaczyć, anegdoty wzbudzające uśmiech. A jednak całość jest tylko przeciętna, a nie fascynująca. Mam wrażenie, że opowieści Chrisa lepiej sprawdziłyby się jako atrakcja grilla czy wypadu do pubu niż powieść, raczej w roli anegdot niż interesującej, zwartej fabuły.

Atrakcyjność książki mogłyby podnieść zdjęcia. Czarno-białe fotografie są jednak tak małe i niewyraźne, że właściwie niewiele na nich widać. Równie dobrze mogłoby ich nie być.



Jeżdżąc po cytrynach. Optymista w Andaluzji to książka, której bohater ustawia się w roli nierozgarniętego emigranta, który opowiada o swoich licznych wpadkach ku uciesze gawiedzi. Kupuje dom tak spontanicznie, jak ja czekoladę w markecie (ot, naszła mnie ochota). Kupuje go z wszelkimi niedogodnościami, niesympatycznym lokatorem (ex właścicielem) i po złej stronie rzeki. Od czasu do czasu nasz bohater zjada kogucie łby by pokazać jakim jest macho, a jego próby sprawdzenia się jako pasterz owiec, pewnie do dziś krążą po okolicy w formie humorystycznych opowiastek. Ale życie na odludziu w El Valero ma swoje dobre strony, na przykład tę, że mało kto się tu zapuszcza, by się z nas pośmiać, więc możemy sobie czasem pozwolić na to, żeby coś spartolić* (w tym przypadku, nie strącić wszystkich oliwek z drzew, czego sąsiedzi pojąć nie mogą).

Im dłużej o tym wszystkim myślę, tym bardziej mi się wydaje, że tak książka jest zabawna nieco na siłę.

A może po prostu zgubiłam poczucie humoru, jak Chris Stewart zgubił owce.

***

Książkę polecam
miłośnikom zmagań emigrantów na obcej ziemi
ciekawym jak Chris uporał się ze wszystkimi problemami
wielbicielom książek z akcją osadzoną w Hiszpanii

***

* Chris Stewart, Jeżdżąc po cytrynach. Optymista w Andaluzji, przeł. Anda MacBride, Wyd. AA, 2007, s. 150

***

Przeczytaj także

15 komentarzy:

  1. Lubie książki, których akcja dzieje się na południu Europy, więc z chęcią sięgnę po ten tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię cytryny, więc też z chęcią sięgnę ;)

      Usuń
    2. @Krzysztof - nie będziesz płakał, jak zginą pod kołami? ;)

      Usuń
  2. Czytałam kilka podobnych do tej książek i niestety nie zostały mi dłużej w pamięci, więc i z tej raczej zrezygnuję, choć do Andaluzji mnie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, dlatego czytam. Niedługo pojawi się kolejna, oby lepsza. ;)

      Usuń
  3. Nie, nie czytałam chyba żadnej powieści w tym stylu, ale jakoś ilekroć myślę, żeby zabrać się za opowieść o Amerykanie lub Angliku emigrującym do Włoch lub Hiszpanii, to zawsze dochodzę do wniosku, że szkoda czasu na taką historię, bo lepiej wziąć się za kolejny kryminał :P Ta pozycja na pewno mojego nastawienia nie zmieni, już czuję, że okazji do pośmiania się czy kibicowania bohaterowi nie miałam zbyt wielu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli już czytać coś w tym stylu, to coś naprawdę dobrego. Gdyby nie to, że to Andaluzja, to pewnie bym się nie skusiła na lekturę.

      Usuń
  4. Kilka książek o podobnej tematyce czytałam i chyba po kolejną tym razem nie sięgnę. Tym bardziej, że humor trochę na siłę, wymuszony.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie totalnie zauroczyła okładka - choć zwykle tak to nie działa, to tę książkę właśnie dla okładki mogłabym przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami też mam wrażenie że jakaś ksiązka jest śmieszna na siłę i wtedy mam ochotę rzucić ją w kąt. I chociaż z początku miałam na tę ksiązkę chrapkę to teraz ją sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Tobie się spodoba? Kto wie. Poczucie humoru możemy mieć różne. :)

      Usuń
  7. Brzmi ciekawie, ale jednak wolałabym przeczytać coś bardziej podróżniczego :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, ale jakoś nie mogę na nic takiego trafić. :(

      Usuń
  8. Raczej się nie skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.