Igor Ostachowicz Zielona wyspa Wyd. W.A.B. 2014 320 stron |
Premiera: 4 marca
Z zielonymi wyspami tak już chyba bywa, że nie do końca spełniają oczekiwania. Zielona wyspa, czyli Polska jako metafora miejsca, które nie odczuło światowego kryzysu, została wyśmiana po wielokroć i na wiele różnych sposobów. Donald Tusk w różowych okularach, chyba nie do końca przekonał społeczeństwo, a gdy demografowie zaczęli rzucać liczbami emigrantów-Polaków, tam i ów pojawiły się złośliwe głosy, że druga Irlandia staje się bezludna.
Sięgając po Zieloną wyspę Igora Ostachowicza, trudno nie mieć politycznych skojarzeń, wszak autor dal się poznać jako bliski współpracownik Donalda Tuska. Jego książka nie jest jednak traktatem o stanie rodzimej gospodarki czy opisem życia polskich emigrantów. Od początku mocna językowo i tajemnicza w warstwie fabularnej opowiada o uzależnionej od leków bohaterce, która bezludną wyspę wybrała na miejsce, w którym miała odpocząć, zebrać myśli i wziąć się w garść przed powrotem do przytłaczającej ją rzeczywistości.
Magda nie chciała więc opuszczać zielonej wyspy, przeciwnie, ona szukała na niej schronienia. Pobyt sponsorowały wyrzuty sumienia bogatego męża, którego kobieta przyłapała na zdradzie. Spakowała walizki, wsiadła do samolotu i po chwili była już w raju. Nie, nie było tam palm, białego piasku, palącego słońca i przystojnego boya hotelowego o ciemnej skórze i firmowym, śnieżnobiałym uśmiechu. Nie było nawet hotelu, tylko dom, szklany budynek na skrawku lądu otoczonym wodą. Kawał skały z odrobiną trawy[1]. Nie było też ludzi, tylko ona sama, ze swoim żalem i ze swą złością, z zapasem tabletek zdolnych zabić wszystkie chandry świata. Tylko jej własną niekoniecznie.
Tak miało być. Skały i zieleń. I dom, jej na tymczasową własność. Wynajęta wyspa, wypożyczona przestrzeń. Fale oceanu nieokiełznane jak ona sama.
Magda.
Magda zdradzona, zraniona, pełna złości. Ironiczna, sarkastyczna, przepełniona negatywną energią. Magda zagubiona, obolała, chowająca swój ból pod kolcami. Nastroszonymi, najeżonymi, nastawionymi na sztorc. Magda agresywna, z potrzebą wykrzyczenia zalegających jej pod skórą emocji. Tabletki popija alkoholem. Połyka je by zasnąć. Połyka je by przetrwać, gdy już się obudzi. Magda popękana, rozsypująca się na drobne kawałeczki. Wrzuca toster w ocean, pali papierosy, po raz nie wiadomo który ogląda Mamma Mia! I chyba stara się sobie przypomnieć, wbrew temu co myślał jeden z bohaterów Kundery, że życie nie jest gdzie indziej, trzeba stawić mu czoła. Ale może za chwilę. Za momencik.
Woskowa twarz. Nawet nie smutna. Poważna. Obojętna. Wciąż miała przed oczami swoje odbicie w lustrze.
Skąd mi się to wzięło - zastanawiała się.
Nie chciała być taka. Widziała nieraz kobiety o podobnych twarzach. Patrzące beznamiętnym wzrokiem na kolorowe atrakcje centrum handlowego. Przeglądające menu na sieciowej kawiarni okiem surowego recenzenta. Wolałaby biec roześmiana w promieniach słońca przedzierających się przez jej rozwiane włosy. Z szalonymi iskierkami w oczach spoglądać w obiektyw[2].
Zamiast tego ma wynajętą wyspę i poczucie, że szczęście wymknęło jej się z rąk, że nie tak miało wyglądać i pachnieć inaczej. Tu ma odpocząć, pomyśleć, pobyć sama ze sobą. Jednak zielona wyspa znów rozczarowuje. Na horyzoncie majaczy sylwetka człowieka, a później, już całkiem blisko, przez szklaną ścianę domu wpatrują się w nią obce oczy. Strach miesza się ze złością. Jej wyspa, jej oaza, jest spokój, jej intymność, jej opłacony pobyt na bezludnym skrawku ziemi. Szklany dom na zielonej wyspie - dwie wizje, Żeromskiego i Tuska. Wszystko to nagle jest nie takie. Miała być sama, a już na pewno nie życzyła sobie towarzystwa Polaka.
Jarek burzy ciszę z impetem. Dwa mocne charaktery ścierają się ze sobą. Młodzi, nieobliczalni, pewni sami siebie, niepewni siebie nawzajem. Znajomość oparta na skrajnych emocjach, niebezpieczna. Na Zielonej wyspie Igora Ostachowicza iskrzy. Toczą się rozmowy o czymś i o niczym. Ważki i bzdurne, trzeźwe i podkręcone używkami. Magda i Jarek o sobie wiedzą niewiele. My, więcej o niej, bo on jest kompletną zagadką. Skąd wziął się na niedostępnej wyspie? Jakie ma zamiary? Niestabilna emocjonalnie Magda i tajemniczy Jarek, który długo nie chce się choćby przedstawić. Atmosfera jest gęsta od emocji i niepokoju. Coś wisi w powietrzu i nie są to jedynie ciężkie, burzowe chmury. Zaczyna się ta znajomość dziwnie i im dalej w las, tym więcej pytań i niewyjaśnionych kwestii. Podskórnie wyczuwa się niebezpieczeństwo. Czyżby Jarek był jak Borgman Alexa van Warmerdama, jak Peter i Paul Michaela Haneke, jak Alex Anthony'ego Burgesa? Czy w jego postaci, myślach, czynach, przeszłości, należy szukać niebezpieczeństwa?
Zielona wyspa Igora Ostachowicza to zapis gry między parą bohaterów, gry opartej na ciekawości, ale jednocześnie podszytej nieufnością. Gry erotycznej i emocjonalnej, opowiedzianej językiem dosadnym i ciętym. Powieść autora nominowanej do Nagrody Nike książki Noc żywych Żydów przesycona jest niepokojem i w miarę zbliżania się do finału, coraz mocniej zaznacza się w świadomości czytelnika jako thriller. Zakończenie zdaje się zbyt absurdalne, zbyt zaskakujące, by mogło być prawdziwe, ale zdumiewająco dobrze pasuje do pokręconej emocjonalnie całości. Bohaterów tej historii polubić się nie da, za dużo w nich nieszczerości, za wielka chęć manipulacji drugą osobą. Mimo to, gra bohaterów wciąga nie tylko ich samych, ale i czytelników, zwłaszcza tych, którzy cenią sobie ironię i czarny humor. Trochę tu refleksji, trochę zabawy, kulturowych i popkulturowych nawiązań. I mnóstwo niehamowanego szaleństwa.
Nadal jesteśmy zielona wyspą. Tylko ludzie są wkurzeni - mówił Donald Tusk jakiś czas temu. Zielona wyspa Igora Ostachowicza nadal pokryta jest mchem i trawą. Tylko emocje wymknęły się spod kontroli.
A tak wyczekiwana przez bohaterkę bezludność?
Bezludność jest do dupy[3].
Sonic Youth - Teenage Riot
***
Książkę polecam
miłośnikom niebanalnych opowieści
wielbicielom ironii i ciętych ripost
ceniącym interesujący styl pisania
ciekawym jak skończy się zderzenie dwóch trudnych charakterów
zainteresowanym jakie tajemnice skrywają postaci z Zielonej wyspy
***
Cytaty pochodzą z egzemplarza próbnego.
[1] Igor Ostachowicz, Zielona wyspa, Wyd. W.A.B., 2015, s. 18.
[2] Tamże, s. 13.
[3] Tamże, s. 316.
***
egzemplarz recenzencki |
Lubię czarny humor i ironię, a skoro fajna opowieść, to tym chętniej przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJa jutro planuję zabrać się za czytanie. Jestem ciekawa swojej reakcji na książkę.
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem ciekawie, chętnie bym do niej zajrzała.
OdpowiedzUsuńUmiesz narobić apetytu
OdpowiedzUsuńHa, tak się zastanawiałam nad tą książką, bo czytałam "Noc żywych żydów" i mi się podobała. Chyba i po "Zieloną wyspę" warto sięgnąć.
OdpowiedzUsuńA ja muszę zabrać się za "Noc żywych Żydów". :)
UsuńNależę do tych lubiących riposty i cięty humor, więc może się skuszę :D
OdpowiedzUsuńTa książka autora niespecjalnie mnie nęci, ale "Noc żywych Żydów" już tak i to od dawna.
OdpowiedzUsuńZaskakująca fabuła - nie wiem, co mam o niej myśleć. Chyba bardziej odpowiada mi „Noc żywych Żydów".
OdpowiedzUsuńAle mnie zaciekawiłaś :)
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś bohaterów i ich relację - ogólnie cała recenzja szalenie mi się podoba, bo oddała to, czego ja niestety ubrać w słowa nie umiałam. Dla mnie ta książka była niestety zbyt szalona; przez całą lekturę gnałam za celem, którego, jak się okazuje, nie było. A czyste szaleństwo to dla mnie zbyt wiele.
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńMnie właśnie to szaleństwo odpowiadało. Powiem więcej, bardzo dobrze rozumiałam początkowe zachowania bohaterki. Sama czasami miałabym ochotę pobyć na bezludnej wyspie i porzucać tosterem. ;) Później (na całe szczęście) nie utożsamiałam się już z bohaterką, ale przyjemność czytania pozostała.
Coś dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńWow, co za recenzja! Mam na uwadze ten tytuł, chociaż trochę się boję, że to nie moja bajka. Ale Ty tak kusisz:)
OdpowiedzUsuńSpecyficzna książka, więc nie dam sobie głowy uciąć, że Ci się spodoba, ale do mnie przemówiła. ;)
UsuńTwoją recenzję czytało mi się równie dobrze co książkę. Wyszlifowałaś język blogerko! Tfu, to już nie blogerka, to recenzentka z prawdziwego zdarzenia.
OdpowiedzUsuńJuż dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, pod względem języka i stylu. Ta powieść ma charakter.
Wow! Dzięki. Naprawdę miło mi to czytać. :)
UsuńO, dobrze powiedziane: ma charakter. Choć czytałam recenzje Juliusza Kurkiewicza i Justyny Sobolewskiej, i póki co, chyba jesteśmy osamotnione w tych zachwytach. ;)
No właśnie czytałam tę recenzję Justyny Sobolewskiej i uderzyła mnie dosłowność, z jaką odebrała, a później oceniła tekst. Dla mnie cała ta powieść jest na granicy jawy i rzeczywistości.
UsuńDla mnie ona jest z pogranicza jawy i szaleństwa. A dosłowna interpretacja jest raczej krzywdząca i myślę, że to, jak się tę książkę oceni zależy właśnie od tego, czy potraktujemy ją dosłownie, czy jednak nieco metaforycznie.
Usuń