W Poznaniu zorganizowano konkurs "Poznań - miasto to powieść". Normalnie powinnam się ucieszyć z takiej formy promocji miasta, tym bardziej, że uwielbiam czytać o miejscach, które znam. A jednak zamiast tego, coś się we mnie zagotowało.
Z artykułu Zenona Kubiaka 20 tys. zł dla pisarza, który napisze powieść z Poznaniem w tle wyłania się taka prosta myśli: o Poznaniu się nie pisze i przez to ogromnie jesteśmy poszkodowani, bo do Wrocławia opisywanego przez Marka Krajewskiego, dzięki twórczości tegoż pana, turyści walą drzwiami i oknami chcąc się przespacerować śladami bohaterów wrocławskich kryminałów, a tymczasem w Poznaniu nie dzieje się nic.
- Nie ukrywam, że pozazdrościliśmy Wrocławiowi, który ma swojego Marka Krajewskiego - mówi dyrektor Wydawnictwa Miejskiego Posnania, które właśnie ogłosiło konkurs na powieść z Poznaniem jako miejscem akcji - przeczytałam we wstępie artykułu i przez dłuższą chwilę wgapiałam się w ekran nie wierząc własnym oczom. Dalej jest jeszcze lepiej.
W nawiązaniu do tych turystów pałętających się po Wrocławiu śladami Mocka i innych, można przeczytać: Nic dziwnego, że Poznań także chce mieć swojego Krajewskiego. Faktycznie, nic dziwnego, reklamy nigdy dość. Szkoda tylko, że ani dyrektor wydawnictwa, ani autor artykułu nie raczyli zauważyć, że Poznań ma swoich pisarzy i to świetnych! O nich w artykule nie ma ani słowa!
W ubiegłym roku zorganizowano konkurs "Poznań fantastyczny". Przy okazji tego konkursu wyszło na jaw, że w naszym mieście jest dużo ludzi piszących, potrafiących świetnie wpleść Poznań w tok fabuły - czytam dalej. Niestety, autorka tej wypowiedzi, dyrektor wspomnianego wydawnictwa, nie dostrzegła takich nazwisk jak Ryszard Ćwirlej, Joanna Opiat-Bojarska, Robert Ziółkowski czy Małgorzata Musierowicz. Może sześć części cyklu Ryszarda Ćwirleja to za mało, żeby go zauważyć? Pytanie tylko, po napisaniu ilu tomów zacznie się on liczyć jako pisarz promujący miasto, albo którego obecność po prostu zostanie dostrzeżona? Dziesięciu? Piętnastu? Dwudziestu? Raczej nie, skoro Małgorzacie Musierowicz nie wystarczyło dwadzieścia tomów Jeżycjady, by doczekała się choćby wzmianki w artykule. O Poznaniu nikt nie pisze i dlatego potrzebny jest konkurs, po którym stolica Wielkopolski doczeka się własnego Krajewskiego i zanotuje gwałtowny przypływ turystów.
Nie twierdzę, że idea konkursu jest zła. Przeciwnie. Sama inicjatywa bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że na półkach w księgarniach pojawią się liczne książki, których bohaterowie będę pić kawę gapiąc się na koziołki, dostawać po ryju nocą na Wildzie, albo zabierać dzieciaki do słoniarni, że będą objadać się pyrami z gzikiem, jeździć bimbą, a do wypowiedzi wtrącać "tej". Ale organizowanie takiego konkursu przy jednoczesnym ignorowaniu tego, co już o Poznaniu napisano jest zwyczajnie przykre (z wydanym przez Wydawnictwo Miejskie Posnania Piotrem Bojarskim włącznie). I niewłaściwe. I świadczy o ignorancji organizatorów. I o tym, że szybko zapomną oni o laureatach, bo po skończeniu konkursu nie będą oni do niczego potrzebni. Na liście planów i obietnic zostanie odfajkowane wsparcie kulturalnej promocji miasta. I tyle.
W konkursie "Poznań - miasto to powieść" nie można zgłaszać tekstów z gatunku science-fiction. Dlaczego? Bo jest to formuła, która nieco się przejadła przy okazji konkursu "Poznań fantastyczny", czytamy w artykule. Za rok okaże się, że pisanie o Poznaniu w ogóle się przejadło, a wielkopolskiego Krajewskiego jak nie było, tak nie ma. Nie da się wypromować pisarzy, jednocześnie ignorując ich.
Z ciekawości postanowiłam sprawdzić, jak bardzo o Poznaniu się nie pisze.
***
Małgorzata Musierowicz cykl Jeżycjada - dwadzieścia nieistniejących tomów, w których o Poznaniu nie ma ani słowa; ale ok - to nie kryminały, więc i szansa na zostanie Krajewskim niewielka; szukam więc dalej...
***
Ryszard Ćwirlej - nieistniejący autor nieistniejącego cyklu o poznańskich milicjantach
***
Joanna Opiat-Bojarska, której najwyraźniej tylko wydaje się, że jej bohaterowie przemierzają ulice Poznania
***
Pozostałe nieistniejące książki (zapewne nie wszystkie):
Wrocław promuje swoich pisarzy. Poznań udaje, że ich nie ma. By mieć się czym (kim) pochwalić, trzeba na to zasłużyć.
***
Zobacz też:
No to faktycznie nie w porządku, że ,,nie istnieją" tak ważni autorzy. Super, kiedy powstaje wiele nowych książek z polskimi miastami w tle, bo wtedy czyta mi się je dużo ciekawiej, ale szkoda, że Poznań nie docenia swoich.. Swoją drogą zawsze do Poznania było mi nie po drodze, muszę spontanicznie kiedyś wybrać się do stolicy Wielkopolski koniecznie!
OdpowiedzUsuńAno szkoda. Przykre jest też to, że chce się promować miasto za pomocą literatury, jednocześnie mając tę literaturę gdzieś.
UsuńWpadaj! Tylko najpierw przeczytaj jakąś książkę z akcją w Poznaniu. Oczywiście o ile taką znajdziesz, bo chodzą słuchy, że takowe w przyrodzie nie występują.
Hmm... nieistnienie jest też w cenie. Może lepiej "nie istnieć" niż zaistnieć w niegodnych oczach, które i tak nie potrafią tego docenić.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest... Ale myślę, że warto istnieć dla czytelników, którzy to docenią.
UsuńTyle książek o Poznaniu. Ale widocznie nie są wydawani we wspomnianym przez Ciebie wydawnictwie.
OdpowiedzUsuńA osobiście chciałabym, żeby Bielsko-Biała było miejscem akcji tylu książek. Wiem, że to miasto mniejsze niż Poznań, ale niejedna ciekawa historia mogłaby się tu wydarzyć. ;)
Swego czasu powstał tu film "Kret", więc na pewno się da! ;)
O dziwo, niektórzy są, np. Bojarski.
UsuńNawet nie wiedziałam, że "Kret" powstał w B-B.
Część zdjęć tu powstała, a myślę, że plenery możnaby wykorzystywać częściej.
UsuńŚmiać mi się chciało, bo sporo osób przyznawało, że oglądało plenery, a nie fabułę. ;)
Ale film wart uwagi. ;)
Film widziałam, Dziędziel działa jak magnes. ;)
Usuń*facepalm* Taka jest moja reakcja... i na razie nie spodziewaj się innej;) Na miejscu wspomnianych przez Ciebie pisarzy, dla których Poznań jest najwyraźniej ważny, skoro wspominają o nim w swoich książkach, poczułabym się obrażona.
OdpowiedzUsuńWcale mnie ona nie dziwi. Zareagował podobnie. Do tej pory mnie boli twarz.
UsuńNic dziwnego, że się zagotowałaś! Tylu świetnych pisarzy. Poznaniacy powinni być dumni:)
OdpowiedzUsuńOtóż to! Nowych pisarskich twarzy (dobrych!) nigdy dość, ale nie można zapominać o tych, którzy już tworzą.
UsuńPewnie inicjatorom akcji chodziło o nie o promocję pisarzy z Poznania, ale jeszcze i o to, by o Poznaniu pisali. Tym niemniej rzeczywiście książek z tym miastem w tle jest co niemiara, choć pewnie nie byłabym w stanie wymienić tylu co Ty. No ale większość z nich nie jest tak popularnych, jak cykl Marka Krajewskiego, więc zapewne nie są znane twórcom tego konkursu... (ale jak można było zapomnieć o Jeżycjadzie??). A powinny być, bo skoro ktoś zabiera się za promowanie literatury, to coś w temacie jednak powinien wiedzieć. No i tak a propos, to taki konkurs przydałby się na Śląsku - ja czekam na książki ze stolicą Górnego Śląska. Bielsko też może być, bo to bardzo fajna miejscowość.
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym wręcz, że 180tysięczne miasto z ciekawą historią. ;) A i samego Górnego Śląska w książkach fabularnych mało.Może ktoś wpadnie w naszym województwie na taki pomysł. ;)
Usuń@Joly_fh - problem w tym, że piszą, a może dotarliby do większej grupy czytelników, albo pisali więcej, gdyby miasto ich wsparło, a tego nie robi. Wspomniane wydawnictwo wydało choćby Bojarskiego, więc zakładam, że tego Pana zna. A już wierzyć mi się nie chce, że jakakolwiek poznań instytucja kulturalna nie zna Ryszarda Ćwirleja. A jeśli tak jest, to świadczy to o niej nienajlepiej.
UsuńAż z ciekawości sprawdzę kiedyś, co napisano o Górnym Śląsku. :)
Po pierwsze: dobrze, że się zdenerwowałaś, dzięki temu mamy przegląd książek o Poznaniu (o Ćwirleju w ogóle nie słyszałam, a brzmi - i wygląda - świetnie!). Więc to jest spory plus :-).
OdpowiedzUsuńPo drugie: ewidentnie widać, że organizatorzy chcą popularnego kryminału, bo taki jest teraz trend (nie tylko Krajewski, ale też Miłoszewski na przykład, osadzają akcje swoich utworów mocno w miejskiej tkance, przynajmniej w teorii). Co jest dziwne też dlatego, że część z wymienionych przez Ciebie książek to kryminały - może wszystko jest kwestią złej promocji, a nie braku pisarzy? To zresztą jest bardziej ogólna bolączka nieustannego krzyku "nie mamy tego i owego!" wynikająca z niedostatków researchu chyba (bo nie wiem, czego jeszcze?).
Po trzecie: sama spacerowałam po Poznaniu śladami bohaterów Jeżycjady, dziwne, że się nie myśli o tym, że to jest kopalnia turystycznych pomysłów (nawet pomimo tego, co się z cyklem aktualnie dzieje). Jeszcze kiedyś były chyba takie organizowane spacery krokami Borejków?
Po czwarte: z tym Wrocławiem to znowu aż tak różowo nie jest, bo owszem, jest Krajewski, ale już na przykład "Wypędzonego" Inglota nie chciało wydać żadne (!) wrocławskie wydawnictwo. Książka może nie jest arcydziełem, ale bardzo dobrze się ją czyta i jako wprowadzenie do pewnych tematów dla niezorientowanego czytelnika sprawdza się świetnie. W końcu wyszła, jeśli się nie mylę, w Warszawie.
Po pierwsze: dziękuję i do usług. ;)
UsuńPo drugie: moim zdaniem top 3 polskiej literatury kryminalnej to: 1) Marek Krajewski - bo pierwszy, bo świetny; 2) Zygmunt Miłoszewski - bo bardzo dobry, bo przebojowy, bo kontrowersyjny; 3) Katarzyna Bonda - bo bardzo dobra, bo otwarta na czytelników, bo jest mistrzynią PR;
Czy to znaczy, że polska literatura kryminalna, dobra literatura, to tylko ta trójka? Nie. U reszty (w większości) albo kwiczy promocja, albo oni sami nie mają takiej siły przebicia.
A sam konkurs, moim zdaniem jest raczej próbą pokazania, że miasto coś robi, by promować się i literaturę, podczas, gdy promuje się.
Po trzecie: były i bywają nadal.
Po czwarte: trudno mi się wypowiadać, bo książki nie czytałam (autor ciekawie o niej opowiadał, ale na lekturę się nie zdecydowałam, przynajmniej na razie), a wydawnictwo może nie widziało w niej potencjału zarobkowego, no i Jacek Inglot jest specyficzną osobą, ale to już inna para kaloszy i raczej temat plotek, a nie fakty. ;)
Z tą literaturą kryminalną to w sumie, szczerze mówiąc, nie wiem jak jest tak do końca (może jestem zbyt krytyczna), ale powiem tak: faktycznie Krajewski wprowadził świeży powiew do polskiego kryminału i w ogóle ten gatunek dzięki niemu stał się u nas tak popularny (czy może nie tyle sam gatunek, ale specyficzna jego odmiana, czyli polski kryminał), ale ja odczuwałam podczas lektury jego książek o Mocku duże znużenie, bo były dość przewidywalne, a przede wszystkim pisane zgodnie z zasadą "mrok, zło, plwocina, brud". O Miłoszewskim pisałam, Bondy nie znam (ale mam zamiar). Wszystko w gruncie rzeczy sprowadza się do dobrego PR-u, w przypadku tych trzech nazwisk - doskonałego, masz rację. Szkoda, że czasami inne, równie dobre, giną w tle.
UsuńA co do "Wypędzonego..." - specyficzna sytuacja jednak, w której o książce jest wszędzie głośno (bo temat nośny), a jednak wypuszczają ją poza Wrocławiem; nie wiem, co rządzi decyzjami wydawców, ale tak, to też inna para kaloszy :-).
Tak z ciekawości: co rozumiesz przez to, że polski kryminał to specyficzny gatunek? Dla mnie jest on tak różnorodny, że poza narodowością autorów nie ma zbyt wielu wspólnych cech.
UsuńNie, nie, nie chodziło mi o jego cechę wyróżniającą, miałam na myśli to, że wraz z książkami Krajewskiego zaczęła się moda na wydawanie i pisanie kryminałów (bo jasne, wcześniej była np. Chmielewska, ale to była marka sama w sobie i miała swój osobny klimat i rządzące fabułami reguły :-); no i były jeszcze kryminały milicyjne, jak najbardziej, które miały swoje rzesze fanów), które dzieją się gdzieś w Polsce i są pisane przez rodzimych autorów. O, o to mi chodziło - i jak najbardziej się zgadzam, mamy różnorodny kryminał - ale wydaje się, że za spust pociągnął Krajewski.
UsuńA, teraz rozumiem. :)
UsuńJejku! Widać, że ten kto przygotowywał ten artykuł zupełnie się do pracy nie przyłożył, zrobił na odwal i zadowolony -,-
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń@Tea, trochę tak to wygląda. Tzn. jak artykuł promujący konkurs, a nie interesujący się tłem.
Usuń@Magda Bitner, nie pracowałam w mediach, doświadczenia nie mam, a wiedzy tylko tyle, co od innych. Trochę wiem jak to wygląda, ale z drugiej strony, jako czytelnik chcę czytać rzetelne artykuły. Wystarczyło wspomnieć, że w Poznaniu co prawda są pisarze, którzy osadzają akcje swych powieści w tym mieście, ale miastu zależy na promocji nowych nazwisk i byłoby ok.
Mnie, jako czytelnika nie powinno interesować to, ile czasu autor miał na napisanie artykułu i ile mu za to płacą. Dla mnie liczy się efekt końcowy. Może to i wredne, może oderwane od rzeczywistości mediów, ale takie jest moje zdanie. Nie oczekuję nie wiadomo jakiego researchu, bo to nie był artykuł o poznańskich pisarzach, ale mimo wszystko, jakieś ogólne hasło informujące o istnieniu ludzi, którzy swoją twórczością od dawna Poznań promują, mogłoby się tam znaleźć.
Temat kontrowersyjny i wcale nie dziwie się Twojemu oburzeniu. Rozumiem, że autor pomysłu chciałby znaleźć pisarza, który będzie bardzo sławny a przez to rozprostuje Poznań, ale pomijanie innych twórców, który w swoich pracach to miasto przedstawiają jest niesamowicie krzywdzące.
OdpowiedzUsuńOtóż to. Wystarczyłoby jedno zdanie i całość brzmiałaby zupełnie inaczej.
UsuńTak duże miasto, a do tego ze znanymi osobistościami i brak odniesień w literaturze. Ostatnio czytałam ,,Ziarno prawdy,, Miłoszewskiego i w jego książce promowany jest Sandomierz. Przyznam, że całkiem ciekawie.
OdpowiedzUsuńMnie też się podobało i aż żałuję, że Sandomierz zwiedzałam przed lekturą. ;)
UsuńInteresujący wpis. Nie tylko Poznań nie docenia swoich autorów - ogólnie ludzi. Jeśli ktoś miał by czas pogrzebać, oj chyba znalazłby więcej takich ignorancji.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w poznaniu, może kiedyś uda mi się tam pojechać :)
Pewnie tak, ale komu się chce?
UsuńKoniecznie! Poznań to całkiem fajne miasto. Mamy koziołki, pyry i nieistniejących pisarz. ;)
Haha gdybym przyjechała do Poznania, to pierwsze gdzie bym poszła, to szukać Roosvelta! Ignoranci, koniecznie chcą kopiować innych, kiedy mają coś swojego. Ale moda na serie kryminalne jest, to prawda. Toć i Lublin dorobił się swego Zygi Maciejewskiego ;)
OdpowiedzUsuńWeźmiesz mnie ze sobą na poszukiwania? ;)
UsuńA Ty mi pokażesz w Lublinie Rury Jezuickie. ;)
Hm. No to niezła "wtopa" ze strony organizatorów... Szkoda, że się nie docenia tego, co się ma pod nosem.
OdpowiedzUsuńJak się nie ma z tego korzyści, to po co się wysilać?
UsuńEj, ten wpis jest naprawdę, czy też nie istnieje? :O
OdpowiedzUsuńNie. Podobnie jak ja i cały ten blog. W Poznaniu tak mamy. :D
UsuńKiedy po raz pierwszy czytałam artykuł o 'nagrodzie' dla autora powieści o Poznaniu, byłam w stanie uwierzyć w całą tę propagandę. Dobrze, że mnie oświeciłaś.
OdpowiedzUsuńPropaganda to może za duże słowo, a ja... cóż... tylko sobie marudzę. ;)
UsuńŚwietny wpis, powinnaś go mocno promować, żeby do niektórych 'bystrych' głów z miasta dotarło.
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńKiepska jestem w promowaniu. Taka poznańska przypadłość :P
Trzymam kciuki, żeby tekst poszedł w świat :)
UsuńSkromny jest, za mało światowy i przebojowy, żeby wypływać na szerokie wody. :D
Usuńhttp://krzysztofbeska.blogspot.com/2015/02/napisz-o-poznaniu.html
OdpowiedzUsuńKolejna porcja niezbyt pozytywnych wniosków. :/
UsuńAż ciekawa jestem kto wygra i co z tego wyniknie. Dla miasta, oczywiście.
naprawdę nie lubię takiego podejścia... może to ściemy bajery i już ktoś te kasę ma załatwioną? A osoby zacne wypisałaś;)
OdpowiedzUsuńNie wiem i w sumie średnio mnie to obchodzi. Po prostu trochę mi się przykro zrobiło, że olano kilka naprawdę fajnych osób i ich tekstów. Nie fair.
UsuńŚwietnie powiedziane. Mnie, czytając Twój post, zastanowiła jeszcze inna kwestia. Jak to jest, że w społeczeństwie, w którym się nie czyta, ludzie tak tłumnie ruszają tropem powieściowych bohaterów? :) Trochę to dziwne...
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńW kraju, w którym się nie czyta są też dzikie tłumy na targach książki, a kolejki do popularnych tytułów w bibliotekach sięgają Antananarywy. Różne cuda i dziwy zdarzają się na tej polskiej ziemi. ;)
Po prostu brakło mi słów. Ręce mi opadły! Rozumiem, że może nie są aż tak sławni jak ostatnio Krajewski, bo trochę ich przyćmił, ale to nie znaczy, że ich nie ma! No proszę... Pominięcie "Cichego wielbiciela" i całego cyklu Jeżycjady organizatorom nie wybaczę. Wprawdzie nie jestem z Poznania, ale smutno mi z tego powodu. O.
OdpowiedzUsuńMarek Krajewski zawsze będzie w czołówce, choćby dlatego, że to on przetarł kryminalny szlak, tak samo jak Joanna Chmielewska przetarła ścieżki kryminału w wydaniu humorystycznym w wersji light. A że przy tym autor ma wielu fanów, tworzy ciekawe fabuły, mocne i mroczne intrygi, no i posługuje się językiem polskim w taki sposób, że czapki z głów same spadają, to trudno mu dorównać.
UsuńAle czy trzeba? Czy Zygmunt Miłoszewski się z nim ściga? Albo Katarzyna Bonda? Nie. Każde jest świetne w tym co robi, tworzy inne (!) teksty, wybrało własną drogę i wcale nie potrzebuje być drugim i piętnastym Krajewskim.
Cała sprawa obnaża upadek czytelnictwa w Polsce, tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńNie wiem. Takich skojarzeń akurat nie mam.
UsuńNie dziwię się, że się wkurzyłaś, świetny tekst.
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńEj, mieszkałam na Wildzie i nigdy nie dostałam w ryj.
OdpowiedzUsuńKurcze, jak teraz wspomniałaś o Wildzie, to mi się jeszcze jedna książka przypomniała! "Błędy" Jakuba Małeckiego. :)
UsuńNo pewnie, bo kto by się odważył. :D
Ha, ha - good one :)
UsuńTo rzeczywiście ignorancja, jak można nie znać choćby Małgorzaty Musierowicz, która pisze o Poznaniu od 40 lat ;) Pierwsza książka ukazała się w 1975 roku...
OdpowiedzUsuńWidocznie jeszcze się nie zasłużyła. :D
UsuńWow! Zapomnieć o Musierowicz? Serio? No to naprawdę ktoś nie myślał, pisząc ten artykuł...
OdpowiedzUsuńCóż - miał powstać tekst o konkursie i taki powstał, a że wyszło jak wyszło... ;)
UsuńNo cóż tu dodać przykro że się nie docenia tych co pisali ....
OdpowiedzUsuńOtóż to.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo we mnie się też zagotowało, jak przed chwilą przeczytałam ten wpis. Masz rację, Anno - chodzi o odfajkowanie promocji miasta, albo też jakiś krewny i znajomy królika potrzebuje pilnie 20 tysięcy, więc urządzono pod niego konkurs. Smutne to :(
OdpowiedzUsuńSwoją drogą Poznań przewija się też i w moich książkach (choć nie jako główne tło). Nawet w najnowszej, która wyjdzie w kwietniu, mam poznaniaka, który mówi "tej" i pochodzi z Wildy ;) więc niewykluczone, że kiedyś dostał tam w zęby. (Chociaż nie napisałam tego expressis verbis, ale konstruując bohatera umiejscowiłam jego korzenie właśnie w tamtym fyrtlu)
Ale promotorzy miasta i tak nigdy tego nie przeczytają, Mała strata, nie dla nich piszę :)
O proszę, nawet nie wiedziałam. Pewnie jakby głębiej poszukać, to okazałoby się, że Poznań wcale nie tak rzadko pojawia się w literaturze. :)
Usuń