niedziela, 7 września 2014

Zabójczy sonet
(Georges Flipo "Pani komisarz nie znosi poezji")

Georges Flipo
Pani komisarz nie znosi poezji
Wyd. Noir Sur Blanc
2013
344 strony
Pewnie pani to zauważyła: każdy, kto choć przez chwilę ma w rękach kopię manuskryptu sonetu, może obawiać się morderstwa lub próby morderstwa[1].

Cóż to za utwór tak wielkiego kalibru, że ten, kto będzie miał z nim styczność, naraża swoje życie na drastyczne jego skrócenie? Wśród motywów zbrodni pojawia się kilka klasycznych, jak zazdrość, miłość, zemsta czy pieniądze. Który z nich pasuje do tego przypadku? Finansowy wydaje się najbardziej prawdopodobny. Czyżby ów sonet przedstawiał tak wielką wartość, że wśród paryżan grasuje ktoś, kto nie waha się zabić, by tylko zdobyć papier z kilkunastoma wersami wywołującymi rumieńce i zgorszenie? 

Są w nim ukryte zapachy, wino, egzotyczne partnerki i oczywiście miłość lesbijska[2]. Nie brzmi to jak opis utworu z górnej, literackiej półki. Chyba, że potencjalnym autorem sonetu odrzucającego konwencjonalną moralność jest Charles Baudelaire.



Poeta i krytyk francuski, prekursor symbolizmu i dekadentyzmu, kontrowersyjny, oskarżany o obrazę moralności. Jego utwory kłują w oczy religijnym buntem, wyuzdaniem, prostytucją, śmiałością erotycznych opisów, dewiacjami. Poeta przeklęty, którego podpis pod morderczym sonetem nikogo by nie zdziwił. A jeśli faktycznie, spod pióra twórcy Kwiatów zła wyszedł ów tekst, ma on wielką wartość literacką. Oczywiście nie jako tekst sam w sobie, a oryginalny rękopis. 

Kolekcjonerzy autografów nie spieniężają przebłysków geniuszu. Jedyną wartość upatrują w śladach, jakie pozostawiły one na papierze. Rękopis to skarb. Jestem gotów odkupić go od właściciela, niezależnie od żądanej ceny[3] - bibliofil, miłośnik Baudelaire'a i zbieracz jego dzieł, nie ma wątpliwości - jeśli sonet jest prawdziwy, znajdą się tacy, którzy nie zawahają się zabić, byle tylko dorwać go w swe ręce.

Pani komisarz nie znosi poezji Georges'a Flipo zaczyna się od zabójstwa na tle rabunkowym. Nie był to mord z zimną krwią, a raczej nieszczęśliwe następstwo próby przejęcia majątku ruchomego. Podczas gdy kloszard zaciekle walczył o swoją sakwę, młody, silniejszy mężczyzna, bez trudu powalił go na ziemię, przeciągnął po niej gwałtownie, aż w końcu starszy pan, wyrżnął głową w cokół latarni. Sprawa zabójstwa Pascala Mesneux znanego w pewnych kręgach jako Victor Hugo, trafia do komisarz Viviane Lancier, władającego III Wydziałem Kryminalnym Policji w Paryżu. Wraz z porucznikiem Augustinem Monotem bierze ją w swoje ręce, wkraczając w tematykę, której nie rozumie. Bo o ile kwestia morderstwa teoretycznie (słowo-klucz) mieści się w jej kompetencjach, o tyle znajomość literatury - już niekoniecznie. Na szczęście rozgarnięty Monot sprawdza się nie tylko jak policjant, ale i przewodnik po świecie poezji.

Georges Flipo
[źródło]

Wróćmy jednak do postaci głównej bohaterki. W jaki sposób została ona panią komisarz, to jest dla mnie niepojęte. Skupiona raczej na sobie i swoich kompleksach, podejmuje nietrafione decyzje i częściej myśli o przystojnym Monocie niż coraz liczniejszych ofiarach zainteresowania sonetem. Kiepsko wypada jako śledczy, jeszcze gorzej w kontakcie z mediami. Zakładam, że zakompleksiona kobieta na wysokim stanowisku, dręczona przez obsesje znane kobietom na całym świecie bez względu na wiek, posadę i pochodzenie, miała wzbudzać uśmiech i sympatię. Mnie raczej irytowała, choć trzeba przyznać, że w pewnym sensie, jej kreacja to miła odmiana - wszak w kryminałach rządzą głównie faceci z mroczną przeszłością, ciętym językiem, twardą pięścią i wysoką inteligencją. Tymczasem nasza bohaterka ma trzydzieści siedem lat, metr sześćdziesiąt jeden wzrostu, krótko obcięte, kasztanowe włosy, nadwagę, nalana twarz, szare oczy i marudny charakter, który jeszcze bardziej podkreśla urodowe mankamenty. Optymizmu nie znajdziesz u niej nawet ze świecą. Nawet gdy siedziała, nawet gdy leżała, ciało sprawiało jej ból, diety sprawiały jej ból, życie sprawiało jej ból, poczynając od celibatu[4]. Niby wydziałem zarządza twardą ręką, co jest koniecznie w przypadku, gdy ma się zespół złożony z samych mężczyzn, ale gdy montuje ekipę mającą wziąć udział w zasadzce na przestępcę, panowie odmawiają, a ona zostaje na lodzie z wiernym Monotem przy boku.

Jak dobrze, że dla równowagi Flipo stworzył postać porucznika, gdyby nie on - do finału nie dotarłoby ani śledztwo, ani ja. 

Pomysł na fabułę jest interesujący. Można go rozwinąć na swa sposoby: stworzyć mroczny, tajemniczy klimat rodem z powieści Klub Dumas Arturo Péreza-Reverte lub napisać lekki, rozrywkowy kryminał. Georges Flipo wybrał tę drugą opcję. W związku z tym pierwszy tom cyklu o Lancier pełen jest nieco przerysowanych postaci, a całość należy traktować z przymrużeniem oka. Pojawią się tu nawet duchy zmarłych. Często komunikuję się z pisarzami, a Wiktor Hugo należy do najbardziej kontaktowych. Czasami przychodzi nawet niewywoływany i nie można się od niego uwolnić[5] - zwierza się medium Astrid Carthago, ubrana w różowoliliowy strój i fiołkowe perfumy. Teoretycznie powstał więc zabawny kryminał oparty na ciekawej historii. W praktyce częściej ziewałam niż się śmiałam, a całość zapomnę w chwili, gdy skończę pisać ten tekst. 

Co tu dużo mówić: akcja mnie nie porwała, humor do mnie nie trafił, a sytuacja, w którejś komuś giną klucze do domu, a kto przez swoją profesję może być narażony na rozmaite niebezpieczeństwa, ale nie kwapi się, by wymienić zamki, brzmi nieprawdopodobnie nawet w literaturze czysto rozrywkowej. Dobrym pomysłem było wplecenie do akcji wszędobylskich mediów, a tym, co mnie najbardziej rozbroiło są mistrzowskie występy Monota na konferencjach prasowych.

Kryminał Pani komisarz nie znosi poezji czyta się niezwykle szybko. Lektura nie skłania do rozważań, nie ma w niej żadnego drugiego dna, głębszej problematyki czy ciekawego tła. Ot, rozrywka, nieskażona żadną większą refleksją. W zależności od rodzaju poczucia humoru, czytelnik będzie się bawić lub nudzić.


***

Książkę polecam
miłośnikom lekkich kryminałów
wielbicielom Baudelaire'a
poszukujących książek z akcją w Paryżu
ciekawym jakie jest pochodzenie morderczego sonetu

***

[1] Georges Flipo, Pani komisarz nie znosi poezji, przeł. Krystyna Arystowicz, wyd. Noir Sur Blanc, s. 156.
[2] Tamże, s. 104.
[3] Tamże, s. 82.
[4] Tamże, s. 11.
[5] Tamże, s. 139.

16 komentarzy:

  1. Pani komisarz jest ciekawą odmianą, ale jej marudny charakter chyba by mnie tylko irytował, dlatego raczej spasuję z tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dla mnie, ale kumpela powinna być zadowolna

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam kiedyś ją czytać, ale do tej pory mi się to nie udało. Widocznie to jakiś znak, aby jednak ją sobie odpuścić. Wolę bardziej zapadające w pamięć historie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to ja jestem marudna? Koleżance, od której pożyczałam książkę, cykl się podobał.

      Usuń
  4. A ja się znakomicie bawiłam przy tym kryminale i wszystko pamiętam ze szczegółami, choć czytałam go już dawno. A końcowa scena - wprost majstersztyk, dałam się wyprowadzić w pole ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazwyczaj przy takich książkach jestem w grupie nudzących się niestety, ale mam zamiar dać tej powieści szansę. Nie wiem, dlaczego uparcie powracam co jakiś czas do kryminałów na wesoło, chociaż za nimi nie przepadam, ale tak już jest ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kryminały na wesoło lubię, ale nie każdy trafia w mój gust. Lepiej się bawiłam przy Rudnickiej. ;)

      Usuń
  6. Lekki kryminał, to coś zdecydowanie dla mnie :) koniecznie muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ot, zwyczajna książeczka. :)
    Ale podoba mi się okładka. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka nie ma w sobie nic interesującego, nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zastanowię się jeszcze nad tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Obawiam się, że ja bym się nudziła. Nie przepadam za książkami, po których nie nachodzi mnie żadna refleksja. Szkoda, że ten kryminał jest taki średni...

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.