Barbara Mutch Kolor jej serca Wyd. Muza S.A. 2014 432 strony |
Nie widziała się z narzeczonym pięć lat. Cieszy się więc z wyjazdu, ale i boi jednocześnie. Jest rok 1919, gdy Cathleen Harrington, bohaterka powieści Kolor jej serca Barbary Mutch, opuszcza rodzinną Irlandię. Czeka ją daleka podróż. Od teraz jej nowym domem będzie Afryka Południowa. Inny świat, inni ludzie. Czy odnajdzie się w tej nowej rzeczywistości? Niestety nie bardzo. I nie chodzi o upał, złośliwe owady czy wrogie nastawienie tubylców, przed którym ją ostrzegano. Cathleen czuje się wyobcowana, doskwiera jej samotność.
Choć ona i jej mąż Edward wydawali się dla siebie stworzeni, trudno doszukać się między nimi cieplejszych uczuć. On skupia się na pracy, ona głównie na wychowywaniu dzieci. Kobieta smutek zagłusza muzyką. Sporo czasu spędza przy fortepianie. Gdy uderza palcami w klawisze Zimmermana, dom ożywa.
Z dwójki dzieci, które urodziła, tylko jedno jest dla niej pociechą. Phil jest chłopcem ogromnie pogodnym, a przy tym mądrym. Bez wątpienia matka może być z niego dumna, lecz męczy ją ciągły niepokój o córkę. Dziewczynka, od małego sprawia kłopoty i w miarę upływu czasu nie tylko jej charakter nie łagodnieje, a wręcz przeciwnie - z wiekiem Rosemary staje się coraz bardziej pewną siebie egoistką ze stale rosnącymi wymaganiami wobec świata i wiecznym niezadowoleniem z tego, co ów świat oferuje. Matka stara się jak może, by znaleźć z nią wspólny język, ale próżne to wysiłki. To właśnie dlatego jej uwagę przykuwa Ada, córka czarnoskórej służącej, dziecko ciekawe świata, pełne radości życia i, jak się okazuje, uzdolnione muzycznie.
Wbrew woli męża, Cathleen uczy małą Adę gry na fortepianie. Dziewczynka jest bardzo pojętna, a na widok jej zapału do nauki, rozświetlają się tak smutne zazwyczaj oczy pani domu. W swym pamiętniku Cath pisze: I muszę wyznać, że kocham Adę jak córkę, którą chciałabym widzieć w Rosemary[2]. Dzięki swej pani, Ada uczy się także czytać. Lata lecą, dziewczynka dojrzewa, a przyjaźń między bohaterkami się umacnia. I dopiero męska słabość zdoła ją zachwiać, gdy Edward pod nieobecność swej żony zjawia się w sypialni służącej. Choć zdrada miałaby szansę się nie wydać, jej owoc z dnia na dzień staje się coraz bardziej widoczny. Ada nie ma wątpliwości. Wie, co musi zrobić, by nie skrzywdzić swej pani.
Czasy są ciężki, bo w świat i tak już podzielony na biały i czarny, wkracza apartheid nie dający złudzeń: te dwa kolory nie powinny przebywać zbyt blisko siebie, a już mowy nie ma o jakimkolwiek ich zmieszaniu. Co ma począć czarnoskóra dziewczyna z dzieckiem zrodzonym z zakazanego związku? Z dzieckiem, które najprawdopodobniej będzie z góry skazane na odrzucenie, bo przez swój kolor skóry nie będzie ani czarne, ani białe?
To żyło własnym życiem. Sięgało do ludzi, których znaliśmy, i powodowało waśnie między nimi. Dzieliło dawnych przyjaciół i rozbijało rodziny, zmieniało obcych we wrogów. Będzie wywierać swój zły wpływ na innych, choćbym nie wiem jak starała się to uśmierzyć. Taka różnica w kolorze skóry między matką a dzieckiem miała straszną moc[3].
Narratorką powieści Kolor jej serca jest Ada, czarnoskóra dziewczynka, która wychowuje się w pięknym domu swych państwa i choć jej pochodzenie od razu czyni ją na tym świecie gorszą, ma to szczęście, że otaczają ją dobrzy ludzie. Ciekawskie dziecko ma mnóstwo pytań. Dzięki uprzejmości swej pani, uczy się gry na fortepianie, składa literkę po literce, by w końcu posiąść umiejętność czytania, a przede wszystkim - bacznie obserwuje świat, próbując go zrozumieć, nauczyć się tych mądrych i trudnych słów, którymi posługują się ludzie wykształceni. Zadaje mnóstwo pytań, rozmyśla, analizuje, podczytuje dziennik Cathleen. Poznaje moc kryjącą się za takimi słowami jak: negocjacje, dyskusja, zemsta czy wojna. Ze wszystkich tajemniczych określeń, najbardziej ciekawi ją jedno. Przyszłość. Początkowo traktuje ją jak coś, dostępne jedynie białym, z czasem poznaje jego znaczenie i uczy się kierować własnym losem. Później pojawia się jednak jeszcze jedno obco brzmiące słowo. Apartheid.
Segregacja rasowa wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami mocno wiąże się z losami bohaterów. O absurdalności podziału na lepszych i gorszych w zależności od koloru skóry, można by pisać długo. Ada obserwuje zmiany i na własnej skórze odczuwa ich moc. Jest obca wśród swoich i niepożądana wśród białych. Boi się o los dziecka, które nigdy nie będzie przynależeć do żadnej z dwóch światów. Niewielu jest gotowych ją wspierać w trudnych chwilach, gdy robi co może, by ułożyć sobie życie. Często jest bezsilna, choć nieustannie walczy. Trudne doświadczenia kształtują jej charakter.
Barbara Mutch pokazuje niełatwą, okrutną rzeczywistość apartheidu najpierw oczami naiwnej, ciekawskiej dziewczynki, a w końcu dojrzałej kobiety, która uczy się walczyć o prawo do godnego życia. Inspiracją do napisania tej książki było, jak to często się zdarza, samo życie. Dziadkowie autorki wyemigrowali z Irlandii do RPA na początku XX wieku. To były czasy, kiedy na przyjaźń pomiędzy przedstawicielami obu ras, patrzono nieprzychylnie, ale nie było jeszcze prawa, które w kategoryczny sposób by jej zabraniało. Inaczej było w przypadku autorki Koloru jej serca, która dorastała w Afryce Południowej w czasie apartheidu. To właśnie jej wspomnienia oraz opowieści dziadka, były inspiracją do napisania książki, nad którą pracowała sześć lat, a jeszcze dłużej dojrzewała do jej stworzenia. Mimo tych powiązań z rzeczywistością, jak zaznacza debiutująca pisarka, całość jest literacką fikcją.
Dzięki osadzeniu Ady w roli narratorki, czytelnik dostaje szansę na spojrzenie na rzeczywistość oczami, w których czai się totalne niezrozumienie. Udziela się radość z umiejętności przeczytania pierwszych sklepowych szyldów, rozczula uczucie kiełkujące pomiędzy młodymi, którzy nigdy nie będą razem, przeraża niewytłumaczalne okrucieństwo wobec innych, zdumiewa krzywdzące prawo i szokuje pogarda, z jaką człowiek może spoglądać na człowieka. Przyszłość jest taka niepewna, emocje tak silne. Debiut Barbary Mutch to piękna, poruszająca historia o przyjaźni, samotności, wyobcowaniu i rozdarciu pomiędzy dwoma światami. Naiwność Ady kontrastuje z okrucieństwem rzeczywistości, dobre serce Cathleen ze złem, jakie jej podopieczną spotkać może nie tylko z rąk białych, ale także ze strony "swoich". To powieść o uczuciach wznoszących się ponad podziałami. I muzyce, która ma dla fabuły ogromne znaczenie.
W pustym domu czyjeś palce uderzają w klawisze. Rozbrzmiewają pierwsze, jeszcze nieśmiałe dźwięki Preludium Deszczowego Fryderyka Chopina, by po jakimś czasie uderzyć w słuchacza całą swą mocą.
Muzyka z pewnością przekracza granice i nie powinna mieć żadnego koloru[4].
Choć ona i jej mąż Edward wydawali się dla siebie stworzeni, trudno doszukać się między nimi cieplejszych uczuć. On skupia się na pracy, ona głównie na wychowywaniu dzieci. Kobieta smutek zagłusza muzyką. Sporo czasu spędza przy fortepianie. Gdy uderza palcami w klawisze Zimmermana, dom ożywa.
Z dwójki dzieci, które urodziła, tylko jedno jest dla niej pociechą. Phil jest chłopcem ogromnie pogodnym, a przy tym mądrym. Bez wątpienia matka może być z niego dumna, lecz męczy ją ciągły niepokój o córkę. Dziewczynka, od małego sprawia kłopoty i w miarę upływu czasu nie tylko jej charakter nie łagodnieje, a wręcz przeciwnie - z wiekiem Rosemary staje się coraz bardziej pewną siebie egoistką ze stale rosnącymi wymaganiami wobec świata i wiecznym niezadowoleniem z tego, co ów świat oferuje. Matka stara się jak może, by znaleźć z nią wspólny język, ale próżne to wysiłki. To właśnie dlatego jej uwagę przykuwa Ada, córka czarnoskórej służącej, dziecko ciekawe świata, pełne radości życia i, jak się okazuje, uzdolnione muzycznie.
Wbrew woli męża, Cathleen uczy małą Adę gry na fortepianie. Dziewczynka jest bardzo pojętna, a na widok jej zapału do nauki, rozświetlają się tak smutne zazwyczaj oczy pani domu. W swym pamiętniku Cath pisze: I muszę wyznać, że kocham Adę jak córkę, którą chciałabym widzieć w Rosemary[2]. Dzięki swej pani, Ada uczy się także czytać. Lata lecą, dziewczynka dojrzewa, a przyjaźń między bohaterkami się umacnia. I dopiero męska słabość zdoła ją zachwiać, gdy Edward pod nieobecność swej żony zjawia się w sypialni służącej. Choć zdrada miałaby szansę się nie wydać, jej owoc z dnia na dzień staje się coraz bardziej widoczny. Ada nie ma wątpliwości. Wie, co musi zrobić, by nie skrzywdzić swej pani.
Czasy są ciężki, bo w świat i tak już podzielony na biały i czarny, wkracza apartheid nie dający złudzeń: te dwa kolory nie powinny przebywać zbyt blisko siebie, a już mowy nie ma o jakimkolwiek ich zmieszaniu. Co ma począć czarnoskóra dziewczyna z dzieckiem zrodzonym z zakazanego związku? Z dzieckiem, które najprawdopodobniej będzie z góry skazane na odrzucenie, bo przez swój kolor skóry nie będzie ani czarne, ani białe?
To żyło własnym życiem. Sięgało do ludzi, których znaliśmy, i powodowało waśnie między nimi. Dzieliło dawnych przyjaciół i rozbijało rodziny, zmieniało obcych we wrogów. Będzie wywierać swój zły wpływ na innych, choćbym nie wiem jak starała się to uśmierzyć. Taka różnica w kolorze skóry między matką a dzieckiem miała straszną moc[3].
Segregacja rasowa wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami mocno wiąże się z losami bohaterów. O absurdalności podziału na lepszych i gorszych w zależności od koloru skóry, można by pisać długo. Ada obserwuje zmiany i na własnej skórze odczuwa ich moc. Jest obca wśród swoich i niepożądana wśród białych. Boi się o los dziecka, które nigdy nie będzie przynależeć do żadnej z dwóch światów. Niewielu jest gotowych ją wspierać w trudnych chwilach, gdy robi co może, by ułożyć sobie życie. Często jest bezsilna, choć nieustannie walczy. Trudne doświadczenia kształtują jej charakter.
Barbara Mutch pokazuje niełatwą, okrutną rzeczywistość apartheidu najpierw oczami naiwnej, ciekawskiej dziewczynki, a w końcu dojrzałej kobiety, która uczy się walczyć o prawo do godnego życia. Inspiracją do napisania tej książki było, jak to często się zdarza, samo życie. Dziadkowie autorki wyemigrowali z Irlandii do RPA na początku XX wieku. To były czasy, kiedy na przyjaźń pomiędzy przedstawicielami obu ras, patrzono nieprzychylnie, ale nie było jeszcze prawa, które w kategoryczny sposób by jej zabraniało. Inaczej było w przypadku autorki Koloru jej serca, która dorastała w Afryce Południowej w czasie apartheidu. To właśnie jej wspomnienia oraz opowieści dziadka, były inspiracją do napisania książki, nad którą pracowała sześć lat, a jeszcze dłużej dojrzewała do jej stworzenia. Mimo tych powiązań z rzeczywistością, jak zaznacza debiutująca pisarka, całość jest literacką fikcją.
Dzięki osadzeniu Ady w roli narratorki, czytelnik dostaje szansę na spojrzenie na rzeczywistość oczami, w których czai się totalne niezrozumienie. Udziela się radość z umiejętności przeczytania pierwszych sklepowych szyldów, rozczula uczucie kiełkujące pomiędzy młodymi, którzy nigdy nie będą razem, przeraża niewytłumaczalne okrucieństwo wobec innych, zdumiewa krzywdzące prawo i szokuje pogarda, z jaką człowiek może spoglądać na człowieka. Przyszłość jest taka niepewna, emocje tak silne. Debiut Barbary Mutch to piękna, poruszająca historia o przyjaźni, samotności, wyobcowaniu i rozdarciu pomiędzy dwoma światami. Naiwność Ady kontrastuje z okrucieństwem rzeczywistości, dobre serce Cathleen ze złem, jakie jej podopieczną spotkać może nie tylko z rąk białych, ale także ze strony "swoich". To powieść o uczuciach wznoszących się ponad podziałami. I muzyce, która ma dla fabuły ogromne znaczenie.
W pustym domu czyjeś palce uderzają w klawisze. Rozbrzmiewają pierwsze, jeszcze nieśmiałe dźwięki Preludium Deszczowego Fryderyka Chopina, by po jakimś czasie uderzyć w słuchacza całą swą mocą.
Muzyka z pewnością przekracza granice i nie powinna mieć żadnego koloru[4].
Fryderyk Chopin - Preludium Des-dur Op. 28 Nr 15 (wyk. Janusz Olejniczak)
<Preludium Deszczowe, tak często granę przez Adę i Cathleen>
***
[1] Barbara Mutch, Kolor jej serca, przeł. Katarzyna Bieńkowska, Wyd. Muza S.A., 2014, s. 16.
[2] Tamże, s. 85.
[3] Tamże, s. 179.
[4] Tamże, s. 308.
***
Książkę polecam
zainteresowanym tematyką apartheidu
miłośnikom poruszających historii
poszukującym książek o rasizmie
ceniącym historie o przyjaźni ponad podziałami
***
Jeśli chcesz poczytać o rasizmie...
***
Jestem zaintrygowana tą propozycją, kiedy tylko ujrzałam okładkę zapragnęłam mieć ,,Kolor jej serca" w domowej biblioteczce :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest śliczna! :)
UsuńŚwietna książka, mocno ją przeżywałam.
OdpowiedzUsuńNa mnie też zrobiła wrażenie. :)
UsuńKsiążki o rasizmie i apartheidzie to nie moja bajka, tym razem spasuję ;)
OdpowiedzUsuńDla Ciebie to muszę wyszukiwać kryminały. :D
UsuńTak, to byłoby wskazane :P A propos kryminałów, to skończyłam "Wykolejonego" - superksiążka :)
UsuńPamiętaj, kto pierwszy ją zaklepał do przeczytania! :P
UsuńŚwietnie książkę zrecenzowałaś. Chętnie bym ja przeczytała.
OdpowiedzUsuńZachęcam. :)
UsuńKsiążkę czytałam i miło ją wspominam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja :)
Pozdrawiam Serdecznie :)):*
Również pozdrawiam. :)
UsuńPowieść podejmuje bardzo trudny temat jakim jest rasizm oraz apartheid, jednak od samego początku mnie intrygowała.Poza tym przyjaźń łącząca Adę i Cathleen jest pięknie opisana i to chyba najbardziej urzekło mnie w tej książce :)
OdpowiedzUsuńO tak, przyjaźń jest pięknie opisana. Dla mnie dużym plusem była też ta naiwna opowieść Ady. Ciekawie było obserwować wszystko jej oczami.
UsuńMam ją zamiar przeczytać:)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńI ja też mam zamiar ją przeczytać! Bardzo mnie zaciekawiłaś :)
OdpowiedzUsuńCieszę się i mam nadzieję, że się nie rozczarujesz.
UsuńJa właściwie nie wiem, czy jestem zainteresowany tą książką. Jakaś taka ciężka mi się wydaje, a w obecnych warunkach pogodowych (gorąco i słonecznie), nie tego poszukuję.
OdpowiedzUsuńNie, nie jest taka ciężka, choć wakacyjnym czytadłem zdecydowanie nie jest.
UsuńBardzo mnie zaciekawiła Twoja recenzja. Opowieść zawarta na kartach tej książki zapowiada się na bardzo mądrą i wzruszającą. Z pewnością sięgnę. Ciekawe jest też to, że z początku myślałam że narratorką jest Cathleen, a tu proszę niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńTen zabieg z Adą jako narratorką jest, moim zdaniem, bardzo udany. :)
UsuńCzuje, że ta książka będzie mi się podobać.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMyślę, że skoro "Zniewolony..." wywarł na mnie wielkie, pozytywne wrażenie jako film, to ta książka również mogłaby to uczynić. :)
OdpowiedzUsuńCałkiem możliwe. A "Zniewolonego" w wersji książkowej znasz? Ciekawa jestem, jak wypada w porównaniu z filmem.
UsuńBrzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOd razu nasuwa się skojarzenie z "Zniewolonym", raczej trafne. Mimo iż to nie fantastyka, w której gustuję, myślę, że książka mi się spodoba, wydaje się ciekawa i nie nudząca, a to dla mnie bardzo ważne. Jeśli natrafię kiedyś na ten tytuł, to chęcią przeczyta.
OdpowiedzUsuńW sumie szkoda, że to nie fantastyka, bo jak sobie człowiek uświadomi, że takie rzeczy się działy, to wolałby, by były tylko wytworem wyobraźni.
UsuńO, też dziś pisałam o tej książce :)
OdpowiedzUsuńZaraz lecę poczytać. :)
UsuńCzytałam już sporo opinii na jej temat, cieszę się, że Tobie się podobała.
OdpowiedzUsuńZachęcam do lektury. :)
UsuńMam ją od wielu tygodni w planach :)
OdpowiedzUsuńCzytałam już kilka pozytywnych recenzji tej książki; bardzo chcę poznać opowieść Ady.
OdpowiedzUsuńWarto. :)
UsuńZ Twojej recenzji wyłania się ciekawa i wartościowa powieść- z wielką chęcią poznałabym losy Ady i poczytała o przyjaźni ponad podziałami.
OdpowiedzUsuńMnie ta historia poruszyła, a Adę ogromnie polubiłam. Bardzo mi się podobały zmiany, jakie w niej zachodziły w ciągu lat, ta chęć chronienia swojej pani i przywiązanie nie tylko do ludzi, ale i miejsca.
UsuńNie wiem dlaczego, ale książki o tej tematyce zupełnie mnie nie interesują. Może to przez miejsce akcji, które jest mi zupełnie obce i do którego nie jestem przyzwyczajona (bo zazwyczaj wybieram inne lektury) ?
OdpowiedzUsuńNo tak, ograniczam się;)
A nie masz ochoty poznać takiego obcego miejsca? Nie kusi Cię nieznane? ;)
UsuńKsiążka już za mną. Poruszyła najwrażliwsze struny mojego serca :) Piękna recenzja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńMnie też poruszyła. Piękna historia. :)
A na okładce jak zwykle zachód słońca i akacja. Bo jak Afryka to tylko zachód słońca i akacja. Ostatnio czytałam świetny artykuł na ten temat: http://africasacountry.com/the-dangers-of-a-single-book-cover-the-acacia-tree-meme-and-african-literature/
OdpowiedzUsuńCóż, takie obrazki się dobrze sprzedają. Ja się na tę okładkę dałam złapać. :D
UsuńAle cóż - w artykule jest sporo racji, a zestawienie zdjęć faktycznie uświadamia brak oryginalności u projektantów okładek. :D
Miałaś rację to zdecydowanie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym kiedyś przeczytać tą książkę...
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żebyś miała okazję, bo jest bardzo dobra.
Usuń