piątek, 2 maja 2014

Edgar Wallace "Bractwo Wielkiej Żaby"
Żaby: złe, gorsze i najgorsza

Edgar Wallace
Bractwo Wielkiej Żaby
Wydawnictwo CM
2014
344 strony
Żaba nie wzbudza respektu. Zwłaszcza, jeśli bliżej jej do żaby śmieszki czy rzekotki drzewnej niż liściołaza żółtego, nie bez powodu zwanego straszliwym. O uszy temu i owemu pewnie obiła się lekcja biologii czy geografii, o Indianach pokrywających groty strzał żabim jadem, jednak poczciwa żaba raczej kojarzy się z całuśnym płazem zdolnym zmienić się w księcia czy sympatycznym muppetem niż członkiem tajnej, bardzo niebezpiecznej organizacji. A jednak Londynem nie trzęsą Pantery, Tygrysy czy Wilki, ale Żaby. Sprytne, nieuchwytne, zdolne do wszystkiego. Postaci z powieści Bractwo Wielkiej Żaby, którą Edgar Wallace (ten od scenariusza King Konga) nagrał na dyktafonie, by pracowita sekretarka mogła przelać jego słowa na papier, a czytelnicy wziąć gotową powieść do ręki i przepaść z nią na trzy wieczory.


Urodzony w Londynie w 1875 roku, Edgar Wallace, ma na swoim koncie ok. 170 powieści. W Polsce, przed wojną wydano część z nich. Blisko 65 tytułów trafiło w ręce czytelników, nim dopadła je cenzura i zarządziła wycofanie twórczości Anglika z bibliotek. Ten ogromnie poczytny autor, zostawił po sobie spory literacki dorobek i równie wielkie długi. Popularność jego kryminalno-awanturniczych historii nie przełożyła się na życie w dostatku. Na polskim rynku wydawniczym, Wallace wraca do łask. Do tej pory wznowiono trzy jego powieści - Czerwony krąg, Numer Szósty i Bractwo Wielkiej Żaby.

Tytułowe bractwo to organizacja potężna, a jej istnienie jest solą w oczach angielskich stróżów prawa z początków XX wieku. Co drugi bandyta, którego łapiemy, ma wytatuowaną żabę na przegubie ręki[1] - narzeka londyński detektyw Wellingdale. Mają nawet własne radio, które co jakiś czas nadaje tajemnicze komunikaty. Aż trudno uwierzyć, że ekipa trzęsąca miastem, odpowiadając m.in. za zamach na poselstwo Stanów Zjednoczonych, ukatrupienie kijem prezesa ważnej spółki, czy puszczenie z dymem składów gumy wartej cztery miliony funtów, to właściwie banda włóczęgów z płazami zdobiącymi nadgarstki. Na nieszczęście stróżów prawa, jest to jednak grupa doskonale zorganizowana, stale się rozrastająca i dowodzona przez człowieka, którego tożsamość nie jest znana nikomu.

Wielki "Żaba" nie wychyla łba z szuwarów. Nie wiadomo kim może być ten, który pociąga za sznurki. Jego prawa ręka, Numer Siódmy, również jest anonimowy. Jeśli policji uda się złapać wytatuowaną kończynę na gorącym uczynku, to jest to z pewnością ręka jakiejś płotki, a właściwie kijanki, choć to biologicznego punktu widzenia jest niemożliwe. Tak czy inaczej, nie wgłębiając się w anatomię płazów i ryb, trudno zaprzeczyć temu, że niemal mityczna postać Żaby urosła do wielkiej rangi. Jej schwytanie staje się celem inspektora Elka i prokuratora Gordona. Oczywiście nie będzie to łatwe, gdyż bez wątpienia szef tak wielkiej organizacji musi być osobą sprytną, inteligentną i wpływową lub niczym czarnoksiężnik z krainy Oz, po prostu zna sztuczki pomagające wzbudzać respekt i trzymać podwładnych w ryzach.

O tym, jak bardzo niebezpieczne jest spotkanie z "Żabą", już na pierwszych stronach powieści przekonał się inspektor Genter, któremu wydawało się, że jest cwańszy niż był w rzeczywistości. Udało mu się przeniknąć do organizacji, a nawet trafić do tego samego pomieszczenia co jej szef. Ale cóż... Grozić "Żabie" rewolwerem? Śmiercią? Wolne żarty. Genter nie jest bohaterem, do którego czytelnik powinien się przyzwyczajać. Ginie szybciej niż niejedna postać z powieści Martina.

Elk i Gordon stają więc przed sporym wyzwaniem. W toku prowadzonego śledztwa poznają wiele osób, które mogą mieć coś wspólnego z organizacją lub są tylko przypadkowymi uczestnikami rozmaitych zdarzeń. Czy któreś z nich może być "Żabą"? Może ten bogaty i wpływowy? Lub ten, który pojawia się znikąd? A może tamten, który nie chce wyjawić w jaki sposób zarabia na życie? Może niepozorny młokos? Albo... kobieta? Tajemnice ma wielu, kto skrywa tę najpoważniejszą?

Bractwo Wielkiej Żaby należy do klasyki angielskiego kryminału. Podobnie jak wiele innych powieści Anglika, doczekało się ekranizacji. Edgar Wallace skonstruował ciekawą intrygę, od pierwszych stron dając do zrozumienia, że nie należy bagatelizować przeciwnika. Tu i tam pojawiają się iskierki humoru (najbardziej rozbroił mnie młodzieniec, którego w perspektywie zostania członkiem bractwa, przerażało nie tyle to, że szefostwo może żądać od niego dokonania rozmaitych przestępstw, z morderstwem włącznie, co konieczność... wytatuowania sobie żaby na przegubie), ale całość spowita jest raczej mroczną, londyńską mgłą. Nie brak tu tajemniczych zgonów i brutalnych morderstw, a spektakularność ostatniej żabiej akcji godna jest zainteresowania hollywoodzkich mistrzów kina akcji.

Jak na klasykę przystało, śledztwo opiera się na dedukcji. Metodą drobnych kroczków i skojarzeń, powoli docieramy do prawdy. Ta zdołała mnie zaskoczyć, choć w pewnym momencie miałam delikatny przebłysk inteligencji, który nakierował mnie na właściwą postać. To był dobry trop, choć miałam też inne typy, więc pewnie nie dotarłabym do finału szybciej, niż powieściowy duet śledczych. Akcja powieści raz nieco zwalnia, innym razem przyspiesza, język jest przystępny, bohaterowie różnorodni - sympatyczni, antypatyczni, sprytni, niezbyt bystrzy, władczy i łatwi do zmanipulowania. Będzie tu czas na zauroczenia i miłości, małe i duże sekrety, gry, podchody, sceny w miejskich i nieco mniej cywilizowanych terenach.

Przede wszystkim, będzie jednak niebezpiecznie. Nie każda żaba, której nadepnie się na odcisk, wyda jedynie zduszone kumkanie. Są wśród nich takie, które zechcą się zemścić. I próżno w ich żabich oczkach, szukać choćby cienia litości.

Dobrych Żab nie ma. Są tylko złe Żaby, gorsze Żaby i najgorsza Żaba[2].

Bractwo Wielkiej Żaby (1959) - zwiastun filmu

***

Książkę polecam
miłośnikom klasycznych kryminałów
wielbicielom agresywnych płazów
zainteresowanych londyńskim światkiem przestępczym
poszukującym księcia, którym wydaje się, że całowanie żaby jest bezpieczne
wielbicielom historii o tajnych organizacjach

***

[1] Edgar Wallace, Bractwo Wielkiej Żaby, przeł. Marceli Tarnowski, 2014, s. 18.
[2] Tamże, s. 87.

***


24 komentarze:

  1. Ja za klasycznymi angielskimi kryminałami nie przepadam, więc książka z pewnością nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślałam, że to nie dla mnie, ale okazuje się, że takie książki potrafią wciągnąć. :)

      Usuń
  2. Klimaty nie moje, ale dzięki za podsunięcie pomysłu na prezent dla kumpeli

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedziałem nawet, że wyróżniamy coś takiego, jak angielski kryminał. Muszę się doinformować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyróżniamy jak wyróżniamy, po prostu istnieje. ;)

      Usuń
  4. Podpisuję się pod poprzedniczkami, niestety nie moje klimaty..

    OdpowiedzUsuń
  5. Klasyki kryminału nigdy dość, więc jak najbardziej jestem na tak. Cieszę się, że wreszcie pojawiają się na naszym rynku takie książki. Może uda się wydać tyle książek tego pisarza, co przed wojną. A żaba faktycznie nie kojarzy się z niebezpieczeństwem, ale może czas właśnie takie skojarzenie wzbudzić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo rzadko czytam takie książki, ale faktycznie - może jeśli będzie się pojawiać ich więcej, to może się to zmieni. Tak czy inaczej - polecam. :)

      Usuń
  6. Bardzo płodny pisarz, ale szczerze mówiąc jeszcze o nim nie słyszałam, ani nie czytałam nic jego autorstwa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadam za klasycznymi kryminałami. Zdecydowanie bardziej preferuje współczesne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba też wolę współczesne, ale okazuje się, że i te starsze mogą być ciekawe, i nie kończą się na Christe, czy autorze Sherlocka H.

      Usuń
  8. Nie czytałem jeszcze angielskiego klasycznego kryminału, więc muszę spróbować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten jest bardzo fajny, więc warto po niego sięgnąć.

      Usuń
  9. Lubię klasyczne kryminały, więc jak będę miała okazję, to sięgnę po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie jestem co prawda miłośniczką agresywnych płazów, ale recenzja zainteresowała mnie na tyle, że byłabym skłonna dać tej książce szansę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spójrz na okładkę. Taka poczciwa żabka tam stoi. Trzeba dać jej szansę. :D

      Usuń
  11. Czytałam ze dwie książki Wallace'a- i nawet mi się podobały, jak spotkam to sięgnę i po "Żaby".

    OdpowiedzUsuń
  12. Wydaje się nie być w moim typie, ale chętnie bym się pozytywnie zaskoczyła, że jednak jest :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to musisz po tę książkę sięgnąć. ;)

      Usuń
  13. O proszę, jaki ciekawy pomysł na kryminał...

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.