środa, 2 kwietnia 2014

Agnès Martin-Lugand "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę"
Irlandzki deszcz, francuskie łzy

Agnès Martin-Lugand
Szczęśliwi ludzie czytają
książki i piją kawę

Wielka Litera
2014
208 stron
Wobec tego tytułu nie mogłam przejść obojętnie, choć wszystko we mnie krzyczało, że to może być spore rozczarowanie, bo powieść Agnès Martin-Lugand pachnie z daleka nie tylko kawą, ale i zwykłym czytadłem. Takim, które latem wrzuca się do torby, między okulary przeciwsłoneczne, mleczko do opalania i kocyk. Z całym tym zestawem wędruje się na plażę, gdzie relaks wpisany jest w krajobraz, a szare komórki skwierczą na słońcu. Takim, które nie zaskakuje, nie intryguje, nie wywraca świata do góry nogami. Po prostu sobie jest. Umila godzinkę, czy dwie i ulatuje z pamięci zaraz po strzepaniu z koca ostatnich ziarenek piasku.

Właściwie niewiele się pomyliłam. Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę, to lektura z gatunku tych lekkich, niewymagających zbytniego skupienia. Poszukujący ambitniejszych treści, głębszego przekazu, wielkich zaskoczeń - nie znajdzie w niej tego, czego szuka. Mnie skusiła okładka i tytuł. Z miejsca wyobraziłam sobie przytulną kawiarnię w małej miejscowości, w której książki są nie tylko elementem wystroju, ale towarzyszem czytelników szukających wytchnienia, pochłaniających kolejne lektury, pijąc kawę i zajadając sernik czy szarlotkę. Kawiarnię, w której toczą się dyskusje o życiu i literaturze, problemach własnych i bohaterów książkowych. Przytulne wnętrze, zapach kawy, szelest rozmów i przewracanych kartek.


Niczego takiego nie znalazłam. Tytuł okazał się zwodniczy, kryjąc w sobie historię niezwykle banalną, opowiedzianą prostym językiem, w której dialogi rażą nienaturalnością, a klimat deszczowej Irlandii spłynął wraz z tym deszczem hen, do oceanu. Doprawdy, nie mam pojęcia co jest przyczyną sukcesu powieści Francuzki. Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę opublikowane w internecie znalazło tak wielu czytelników, że prawa do jej publikacji nabyły wydawnictwa z kilkunastu państw. Pewne zjawiska po prostu trudno wytłumaczyć, jak to, dlaczego kot szaleje ze szczęścia na widok kartonu, a trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona. Jeszcze trudniej mi zrozumieć, dlaczego książka, która zwodzi mnie tytułem, zawiera wielokrotnie wałkowaną w rozmaitych powieściach treść, na dodatek opowiadaną w sposób, jakiego nie lubię (czyli bardzo spłycony), dlaczego ta powieść mi się w pewien sposób... spodobała.

Powieść o szczęśliwych ludziach nie zaczyna się szczęśliwie. 

Klara i Colin zbiegli w podskokach po schodach.
Dowiedziałam się później, że wciąż wygłupiali się w samochodzie, kiedy uderzyła w nich ciężarówka. Chciałam wierzyć, że zginęli śmiejąc się. Nie mogłam sobie wybaczyć, że nie byłam wtedy z nimi*.

Po śmierci bliskich Diane nie potrafi się pozbierać. Najchętniej nie wychylałaby nosa z domu. Nawet na pogrzeb nie chce iść. Mieszkanie tonie w ciszy. Żadnych rozmów, muzyki, śmiechu. Smutek i wspomnienia. Bluza Colina i truskawkowy szampon Klary. Bohaterka zaniedbuje rodzinę i przyjaciół. Nie chodzi do pracy (kawiarenka literacka jest tylko wspominana od czasu do czasu). Aż w końcu, po roku żałoby, kobieta postanawia wziąć się w garść (no, może nie do końca tak sama z siebie), stuknąć palcem w mapę kraju, do którego jej mąż tak bardzo chciał jechać, ale nigdy swego marzenia nie zrealizował, napotykając opór małżonki. Deszczowa Irlandia. Palec wskazał maleńką wioskę. Kilka dni później Diane stała u progu wynajętego domku w Mulranny.

Tam kobieta powoli powraca do życia. Poznani na miejscu ludzie są ciekawscy, ale sympatyczni. I tylko najbliższe sąsiedztwo nie zapowiada się najlepiej. Edward, choć przystojny, jest niedostępny, opryskliwy i z góry negatywnie nastawiony do nowej mieszkanki Mulranny.

Resztę pozostawię waszym domysłom. Tak, wydarzy się dokładnie to, o czym myślicie. Całość się skończy tak, jak przypuszcza połowa z was. Nie powiem, czy ta mniej czy bardziej optymistyczna.

Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę to jeszcze jedna historia o ucieczce na koniec świata i próbie odbudowania życia na nowo. Być może sukces tej powieści kryje się w tym, że większość z nas choć raz była w takiej sytuacji, w której rejterada zdawała się najlepszym z możliwych rozwiązań. Być może czytelnicy pragną prostych słów i jasnego przekazu. Uciekajcie, a znajdziecie. Nowe życie, nowe siły, nową miłość. Nawet w deszczowej Irlandii. Nawet narażeni na taksujące, nieprzyjazne spojrzenia sąsiada. Może czasami proste słowa i ograne prawdy docierają do nas najcelniej, bo często to właśnie ich nie potrafimy zastosować we własnym życiu. Tym tłumaczę sobie sukces Paulo Coelho czy "żółtych kartek" Beaty Pawlikowskiej. A może najzwyczajniej w świecie próbuję uzasadnić to, dlaczego tych kilka chwil spędzonych z książką Agnès Martin-Lugand nie uważam za czas stracony.

Ograna fabuła, spłycone charaktery postaci, historia pozbawiona głębi, bez zaskoczeń, napisana prostym językiem. Byłby z tego ładny film, ze zmoczoną deszczem Irlandią w tle i wzruszonymi widzami przed ekranem. Takie historie się sprzedają. Takie historie smucą, bawią i wzruszają. W tej jest dużo serca, ale zabrakło talentu do zbudowania klimatu, bardziej rzeczywistych postaci czy realnych dialogów. To jakby zarys ładnej, choć zbudowanej w oparciu o mocno wyeksploatowane schematy, historii o próbie powrotu do życia. Szkic ledwie nakreślonych wzruszeń, w którym brakuje dopracowania, kreski pociągniętej ręką fachowca, który wie kiedy nie popadać w przesadę, a kiedy wycisnąć z fabuły co się da.

Odpoczęłam przy tej książce i choć za kilka dni w pamięci zostanie mi jedynie zwodniczy tytuł i przyjemna dla oka okładka, to nie żałuję tych kilku chwil spędzonych z Diane w Mulranny.

Florence + The Machine - Dog Days Are Over

***

Książkę polecam
miłośnikom wzruszających historii
niewymagającym rozbudowanej fabuły
poszukującym lekkiej powieści na wakacyjne słońce lub deszczowe wieczory

***

* Agnès Martin-Lugand, Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę, przeł. Beata Turska, Małgorzata Miłosz, Wyd. Wielka Litera, 2014, s. 5.

***

egzemplarz recenzencki


73 komentarze:

  1. Dla relaksu mogę przeczytać, często potrzebuję takich lekkich propozycji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i przeczytam, skoro piszesz, że na wakacje.
    A gdzie podsumowanie wyzwania?

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje wakacyjne lektury są zazwyczaj konkretne, nie podzielam zdania, że należy wtedy sięgać po czytadła :D Wręcz przeciwnie, skoro mam dużo czasu, za niczym nie gonię i mogę się zrelaksować, to sięgam po rzeczy ambitne, wymagające użycia szarych komórek :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie racja, można i tak na to spojrzeć. ;)

      Usuń
  4. Szkoda, że tak dobrze zapowiadająca się książka, okazała się bardzo średnia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywają i gorsze, ta ma przynajmniej ładny tytuł. ;)

      Usuń
  5. A ja tak sobie myślę, że takie lekkie książki też są potrzebne i sama od nich czasem nie stronię;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Dlatego też czasem po nie sięgam. :)

      Usuń
  6. Czasem potrzebuję takiej lekkiej i niewymagającej lektury, ale na razie mam co czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W to nie wątpię. Stosy pewnie rosną aż miło. ;)

      Usuń
  7. Wątpię, żeby mi się spodobała...

    OdpowiedzUsuń
  8. Recenzja ciekawa, ale po książkę nie sięgnę, to raczej nie dla mnie. Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego niektóre szmirowate powieści, takie jak np. "Trędowata", cieszą się powodzeniem, ale nic ciekawego nie wymyśliłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że jak miałam naście lat, to się nawet na tej "Trędowatej" popłakałam? :P
      Ale nie pytaj dlaczego. Taki wiek, najwyraźniej. :P

      Usuń
  9. Powiem Ci, że tytuł od razu zwrócił moją uwagę, z wiadomych przyczyn. Lubię motyw uciekczki i budowania życia na nowo, jeśli będę miała okazję to przeczytam w słoneczny dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie ten moty, choć strasznie oklepany, też lubię. :)

      Usuń
  10. Czasami potrzebujemy takiej lektury. Mnie tytuł kusi i okładka, i od momentu, gdy pierwszy raz tę książkę ujrzałam, wiedziałam, że to przeciętne czytadło, ale i tak jestem przekonana, że jak natknę się na powieść w bibliotece, to przytargam ją do domu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekka jest, więc jakby co, to się nie zmęczysz. Ani czytanie, ani targaniem do domu. :P

      Usuń
  11. U mnie nie ma miejsca na takie tytuły...I czasu cennego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie rozumiem - tyle jest ciekawych książek... ;)

      Usuń
  12. Mogłabym ją przeczytać ze względu na moją sympatię wobec Irlandii :) Niestety odstraszają mnie sztuczne postaci i dialogi... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj nie.. Nie dość, ze czytadło, to jeszcze z motywem oczyszczającej ucieczki. Zupełnie nie dla mnie. Ale fakt, okładka przyjemna dla oka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To możesz choć oko nacieszyć, skoro czytać nie chcesz. :D

      Usuń
  14. Takie czytadła są miłym przerywnikiem, szkoda tylko, że książka nie wypada trochę lepiej. Tytuł dość chwytliwy i obiecujący, a tu takie przeciętne coś.

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytałam podobne komentarze. Znaczy że to lekka książka, którą łatwo się czyta i łatwo zapomina. Może jak będę miała gorszy dzień to sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka właśnie jest, ale przyjemnie się ją czytało. I nadal nie wiem dlaczego. :D

      Usuń
  16. Rzeczywiście kolejne, schematyczne czytadło... Raczej nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Obok tytułu faktycznie trudno byłoby przejść obojętnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ładny tytuł, ładna okładka...dobrze, że nie kupiłam jej na wyprzedaży, 17 zł poszłoby w błoto. W sumie dziwię się, że jednak jesteś zadowolona z jej przeczytania - ja bym uznała czas za zmarnowany, a samą siebie za okpioną. Schematycznym czytadłom dziękuję, to tak samo jakbym trafiła na schematyczny kryminał - ok, odpoczęłam sobie przy czytaniu, ale z czytania chcę coś mieć, jakieś poczucie, że trafiłam na coś oryginalniejszego, a nie tylko na coś, co wyróżnia się tylko tytułem - sprytnym marketingowym zagraniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba nie mam aż takiego zacięcia, żeby sięgać wyłącznie po książki, z których coś wynoszę, choć płytkich bzdur też nie lubię. Nie wiem, naprawdę nie wiem z czego wynika moja drobna sympatia do tego tytułu. Może chodzi o to, że to w sumie fajna, choć schematyczna, historia, z której dobry pisarz mógłby zrobić naprawdę ładną rzecz.

      Usuń
  19. hehe Pawlikowska też mi się kojarzy z żółtymi kartkami :)) Dla mnie pozytywnie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem,. fanko. :D

      Usuń
    2. Ale ja nie jestem jej fanką! To, że mam jej kalendarz, to nie znaczy że ją uwielbiam. W wielu kwestiach się z nią nie zgadzam ;)

      Usuń
    3. To skąd pomysł na codzienne publikowanie jej złotych (żółtych?) myśli? ;)

      Usuń
  20. Naczytałam się już wielu raczej negatywnych recenzji tej książki. Przyznam szczerze, że ja nie sięgnę po nią dlatego, że spodziewałam się po niej (po niej czyli po okładce i tytule) naprawdę rewelacyjnej lektury. Z powodu tego zawodu (oraz mojej pamiętliwości) nie zdecyduję się jej przeczytać nawet gdy będę miała ochotę na tego typu powiastkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym przeczytała notę z okładki przed lekturą, moje zaskoczenie byłoby mniejsze. A tak - faktycznie, co innego obiecuje tytuł, a co innego znajduje się w środku.

      Usuń
  21. Poczekam do lata i może zabiorę ją na plażę. ;))

    OdpowiedzUsuń
  22. Tytuł zaiste intrygujący:) A odległe skojarzenie przywiodło mi na myśl "P.S. Kocham Cię"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego jeszcze nie znam. Chyba w końcu obejrzę film, bo nie zanosi się na to, żebym tak szybko przeczytała książkę (a plan był: najpierw powieść).

      Usuń
  23. *drapie się w głowę* Deszczowa Irlandia? Aj tam, aj tam, autorka książki za bardzo uderzyła w stereotyp, albo trafiła na wybitnie niegościnną jesień bądź zimę ;) Wcale nie jest tak mokro, jakby się mogło wydawać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie wiem, nie była. Wikipedia twierdzi, że jednak nieco mokro, ale nie wiem czy jej ufać. ;)

      Usuń
  24. Kiedy zwróciłam po raz pierwszy na tę książkę uwagę, od razu wiedziałam - być może intuicyjnie - że z tego nic dobrego pewnie nie wyszło, ale może być miło poczytać. Czasem potrzeba takiej lektury. Własnie z tej samej przyczyny ja się daję skusić Bollywoodom od czasu do czasu - i to w kółko tym samym, które już na pamięć znam, ale jakoś tak zawsze poprawią mi humor ;)

    Po tym co piszesz mam pewne skojarzenia. I jak miałabym wybrać lekturę na plażowanie (od którego i tak wolę wędrowanie :P) to chyba wolę... "PS Kocham Cię". Jak oglądałaś/czytałaś, to pewnie rozumiesz moje skojarzenia.

    A co do popularności i dziwności z nią związanej... Zawsze tak jest, że nie sposób przewidzieć, czego akurat w danym momencie ludziom brakuje. Raz to będzie Coelho, innym razem Władca Pierścieni czy taki niepozorny Potter, którego początkowo wydawnictwa nie chciały drukować. W tym cały ambaras, że nie sposób tego przewidzieć. Ale tym ciekawiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i zapomniałabym... uwielbiam pierwszy akapit. Cudnie to opisałaś ;) "Kawiarnię, w której toczą się dyskusje o życiu i literaturze, problemach własnych i bohaterów książkowych. Przytulne wnętrze, zapach kawy, szelest rozmów i przewracanych kartek." A to mi się jakoś z ... Hemingwayem skojarzyło, nie wiedzieć czemu ;p

      Usuń
    2. "Ps Kocham Cię" nie czytałam i nie oglądałam (tzn. widziałam jakiś mini fragmencik, bo siostra oglądała). Chyba się skuszę na film (odkładałam seans ze względu na nieprzeczytaną powieść, ale pewnie szybko jej nie dorwę, więc...).

      Dziękuję za opinię. :)
      Z Hemingwayem? Wow! :D

      Usuń
    3. Albo może raczej z obrazem jaki wykreował Allen w filmie "O północy w Paryżu"? ;)
      Ja mam książkę na półce od lat. Kiedyś zabrałam ją w podróż za granicę (jako jedną z kilku) i... w końcu tylko krótki fragment przeczytałam. Dramat, bo te stosy rosną.

      Usuń
    4. Uwielbiam ten film. :)

      Ano rosną. Niektóre już się kiwają. :P

      Usuń
  25. Skusił mnie tytuł i okładka (śliczna!), ale książka niestety mi się nie podobała. Jak na takie krótkie czytadełko dość długo czytałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo szybko, właściwie czytała się sama. ;)

      Usuń
  26. Hm, szczególnie mnie ta książka nie zainteresowała, zwłaszcza, że mam co czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  27. uważam, że potrzebne Na są tego typu książki, więc nie mówię nie, ale u Ciebie znajdowałam już wiele takich, które zachwycały bardziej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie, to mało kiedy oceniam książkę na 3, że nie wspomnę o niższych ocenach, więc faktycznie - zwykle trafiam na ciekawsze lektury.

      Usuń
  28. Za mną chodzą teraz lekkie, wiosenne propozycje. W sumie zdaje się być idealna na moje samopoczucie ;) Z popularnoscią i tematyką bywa różnie, wiem po sobie. Mi literaturę dobiera słoneczko za oknem. Każdy natchniony jest czymś zupełnie innym w danym momencie, a to, że nagle wszyscy sięgają po jeden rodzaj - czary :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słoneczko, powiadasz? Hmm... U mnie trochę też, bo bieżący stosik jest na parapecie i zachodzące słońce jak nic zawsze wskazuje - "weź pierwszą z góry". :P

      Usuń
  29. Wciąż się zastanawiam, dlaczego tej książce dałaś 4. Tytuł i okładka - rewelacja! Właśnie ze względu na te dwa aspekty dodałam książkę na listę. Ale okazuje się, że treść odbiega od tytułu, odbiega od moich oczekiwań. I choć wiele pozycji na rynku czytelniczym jest o podobnej treści i na pewno lepiej napisanych to ja nadal mam na nią ochotę. Wiem, że się zawiodę, ale nie może przejść obok mnie ta pozycja. Sama nie wiem dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4 dałam świeżo po lekturze. W trakcie pisania recenzji, już wiedziałam, że przesadziłam i z 4 zrobiło się 3. ;)

      Ta książka w jakiś dziwny sposób przyciąga. Widocznie niektóre egzemplarze tak mają. :P

      Usuń
    2. Bardzo możliwe. Niekiedy wiem, że dana książka to gniot jakich wiele, ale i tak sięgam, bo coś mnie przyciąga. Tak też jest z tą pozycją. :)

      Usuń
    3. Coś w tym jest. Nawet po przeczytaniu tych wszystkich negatywnych recenzji i tak bym sięgnęła po książkę. Z tym, że starałabym się ją wypożyczyć, a nie kupować.

      Usuń
  30. Tytuł kłamie, ja spełniam oba kryteria, a nie uważam się za szczęśliwą ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Fabuła przypomina mi "Królową żurawin" (o której pisałam ostatnio u siebie) - główna bohaterka ma na imię Diana, w wypadku samochodowym giną jej bliscy, a ona w końcu (po fazie siedzenia w mieszkaniu i użalania się nad sobą) postanawia gdzieś wyjechać i zrobić coś ze swoim życiem. Przypadek?;)
    Tytuł jest świetny, historia oklepana... ale muszę przyznać, że czasem w tego typu książkach jest coś takiego, co sprawia że mimo wszystko jestem zadowolona z lektury. Chociaż nie jestem pewna, na czym to zjawisko polega;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pfff... Jakie to życie nudne. Wszędzie te same wzloty i upadki. :D

      To jest nas dwie, bo ja też nie potrafię tego wytłumaczyć.

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.