Maria Blumencron Ucieczka przez Himalaje Hachette Polska 2012 304 strony |
- Jesteś przecież aktorką.
- Ale chciałabym być przewodniczką górską.
- W takim razie tu, w Nadrenii, na pewno szybko znajdziesz pracę.
- Nie tutaj. W Himalajach. Będę towarzyszyć tybetańskim dzieciom w ich ucieczce[1].
Taki pomysł, a może kaprys, wpadł do głowy Marii Blumencron. Skacząc po kanałach telewizyjnych, natrafiła na temat, który ją zainteresował, ucieczkę tybetańskich dzieci przez Himalaje do Indii. Reportaż był niezwykle dramatyczny. Pewien alpinista, przemierzając obszar znajdujący się na granicy Tybetu i Nepalu, natrafił na zwłoki tybetańskich dzieci. Dziewczynka mogła mieć najwyżej dziesięć lat, chłopiec nawet mniej. Zmęczone, pozbawione rodzicielskiej opieki dzieci zamarzły w czasie wędrówki.
Maria Blumencron nie została przewodniczką górską, ale opowiedziała historię pewnej ucieczki, Ucieczki przez Himalaje.
Gdy spojrzeć na zamieszczone w książce fotografie, gdy przyjrzeć się tym czy jakimkolwiek innym dziecięcym twarzom, ciężko pojąć, że można własną pociechę skazać na morderczy marsz przez najwyższe góry świata. Co popycha rodziców do podjęcia tak drastycznych kroków?
Jest tak wiele różnych powodów, dla których tybetańskie matki powierzają swoje dzieci przewodnikom (...). Często są to względy finansowe. Przede wszystkim, w daleko położonych regionach Tybetu panuje tam straszna bieda. A na domiar złego, ci ubodzy ludzie muszą płacić Chińczykom absurdalne i bardzo wysokie podatki: od skór za bydło, od wełny, opłaty pastwiskowe za trawę, którą żywią się zwierzęta, podatki od wody, od gruntów, od ludzi - od głowy w każdej rodzinie! (...) Dalej, nie można mieć więcej niż dwoje. Jeśli tybetańska kobieta urodzi więcej niż dwoje, musi płacić wysokie kary[2].
Obecność Chińczyków w Tybecie to prawdziwy problem. Chcą kontrolować wszystko, od polityki rodzinnej po szkolnictwo, podatki czy religię. Wielu rodziców nie stać na to, by posyłać do szkoły swoje dzieci, a nawet jeśli to od drugiej klasy nauka odbywa się wyłącznie po chińsku, co skutecznie uniemożliwia śledzenie lekcji większości tybetańskim uczniom. W szkole mali Tybetańczycy są przedmiotem szykan. Chińscy koledzy i koleżanki ich nie oszczędzają. Brak wykształcenia przekłada się na brak możliwości znalezienia pracy. Wiele dzieci chodzi głodnych, w lichych ubraniach. Jaka czeka je przyszłość?
Tybetańczycy to dumny naród, nie uginają się pod naporem chińskiej manii wielkości i przemocy, ale ich życie częściej przypomina wegetację bez perspektyw. Decyzja wysłania dzieci do Indii, gdzie mają szansę zdobyć wykształcenie nie przychodzi łatwo, czasami wydaje się jednak jedyną słuszną. Zawsze to jedna osoba mniej do wykarmienia oraz szansa na lepsze życie dla kolejnych pokoleń, bez głodu, chłodu i prześladowań, na ukończenie szkoły, zdobycie zawodu. W końcu, któregoś dnia, gdy Tybet odzyska niepodległość, przydadzą się fachowcy z różnych dziedzin, by pomóc w postawieniu kraju na nogi...
Historie małych bohaterów są równie poruszające, co przygnębiające.
Tamding jest "tym trzecim", ma dwóch starszych braci i nieustające poczucie winy. Gdyby nie on, rodzinie żyłoby się przecież dużo lżej...
Chime i Dolker są siostrami. Rodzina ledwo wiążą koniec z końcem. Ojciec, dziwkarz i hazardzista jest raczej skłonny ukraść oszczędności żony, niż coś do nich dołożyć.
Jest jeszcze piętnastoletni Lobsang, dziesięcioletnia Lhakpa, ośmioletni Dhondub. Są inni.
Mała Pema ma siedem lat i agresywnego ojca.
Ułamek sekundy. Dziewczynka potyka się i wylewa na leżącego mężczyznę gorącą herbatę. Furia, to mało powiedziane. Córka leży przewrócona na ziemię. Mężczyzna skacze do góry, a Mała Pema w natychmiastowym odruchu turla się na bok, pod łóżko. Jednak niedostatecznie szybko - jej nogi wystają na zewnątrz. Całym swoim ciężarem ojciec zwala się na dziecko. Trzask... Niewyobrażalny ból w lewej nodze[3].
Nie napiszę, co zrobiłabym temu panu, bo na to z pewnością jest paragraf. Wierzę, że zrozumiecie mnie bez słów.
Dzieciaki żegnają się z bliskimi (może na jakiś czas, najpewniej na zawsze) i pod opieką przewodnika ruszają w stronę Indii. Warunki z jakimi przyjdzie im się zmierzyć, złamałyby niejednego dorosłego. Serce wyrywa się z tęsknoty, zimno przeszywa na wskroś, ciało błaga o choćby chwilę odpoczynku. Walczą ze śniegiem, lodem, chłodem, głodem, bólem, samotnością, chorobą wysokościową, zmęczeniem, odwodnieniem, odmrożeniami, burzami śnieżnymi, śnieżną ślepotą. To przecież jeszcze dzieci! Ich polscy rówieśnicy oglądają w tym czasie bajki, chodzą do szkoły, narzekają na mamę, która każe wyłączyć komputer i iść umyć zęby, podczas gdy gra wciąga tak mocno, że perspektywa jej przerwania zdaje się końcem świata.
Ucieczka przez Himalaje nie może nie poruszyć, jest prawdziwa, przejmująca, a jej głównymi bohaterami są dzieci. Blumencron postanowiła opowiedzieć ich historię i chwała jej za to. Problem jest poważny i trzeba o nim nie tylko pisać, ale nawet krzyczeń. Mam jednak pretensje do wydawcy, który na okładce zamieszcza taki oto tekst: Maria Blumencron towarzyszyła sześciorgu dzieciom w ich ucieczce. Dla mnie towarzyszyć, znaczy być tuż obok - w tym wypadku nie duchowo, a fizycznie. Klaus Brinkbäumer towarzyszył byłemu uchodźcy z Ghany w podróży przez Afrykę. Jego celem było napisanie książki o niebezpieczeństwach czyhających na emigracji. Odbył tę wyprawę, całą historię opisując w świetnej Afrykańskie Odysei. Maria Blumencron napisała ciekawą, poruszającą książkę o losie małych, tybetańskich uciekinierów. Wysłuchała ich historii, wyszła dzieciom naprzeciw (Jeśli mamy pokazać światu los Tybetu, potrzebujemy do tego dzieci! Jak lepiej przybliżyć ludziom na Zachodzie nędzę tybetańskiego narodu, jeśli nie przez fakt, że rodzice są gotowi posłać swoje pociechy na taką wędrówkę?[4]), nakręciła reportaż, napisała książkę, założyła stowarzyszenie Shelter 108, pomaga małym Tybetańczykom jak może. Może towarzyszy dzieciom teraz, ale nie dzieliła z nimi trudów podróży. Czepiam się? Tak, lecz bardzo nie lubię, gdy słowa z okładki przeczą temu, co zawiera książka.
Jest jeszcze piętnastoletni Lobsang, dziesięcioletnia Lhakpa, ośmioletni Dhondub. Są inni.
Mała Pema ma siedem lat i agresywnego ojca.
Ułamek sekundy. Dziewczynka potyka się i wylewa na leżącego mężczyznę gorącą herbatę. Furia, to mało powiedziane. Córka leży przewrócona na ziemię. Mężczyzna skacze do góry, a Mała Pema w natychmiastowym odruchu turla się na bok, pod łóżko. Jednak niedostatecznie szybko - jej nogi wystają na zewnątrz. Całym swoim ciężarem ojciec zwala się na dziecko. Trzask... Niewyobrażalny ból w lewej nodze[3].
Nie napiszę, co zrobiłabym temu panu, bo na to z pewnością jest paragraf. Wierzę, że zrozumiecie mnie bez słów.
Dzieciaki żegnają się z bliskimi (może na jakiś czas, najpewniej na zawsze) i pod opieką przewodnika ruszają w stronę Indii. Warunki z jakimi przyjdzie im się zmierzyć, złamałyby niejednego dorosłego. Serce wyrywa się z tęsknoty, zimno przeszywa na wskroś, ciało błaga o choćby chwilę odpoczynku. Walczą ze śniegiem, lodem, chłodem, głodem, bólem, samotnością, chorobą wysokościową, zmęczeniem, odwodnieniem, odmrożeniami, burzami śnieżnymi, śnieżną ślepotą. To przecież jeszcze dzieci! Ich polscy rówieśnicy oglądają w tym czasie bajki, chodzą do szkoły, narzekają na mamę, która każe wyłączyć komputer i iść umyć zęby, podczas gdy gra wciąga tak mocno, że perspektywa jej przerwania zdaje się końcem świata.
Gdy czytałam Ucieczkę przez Himalaje, przypomniała mi się inna autentyczna historia, opisana przez Conora Grennana w książce Mali książęta. Tamta dotyczyła losu nepalskich dzieci, które gdzieś daleko od domu miały mieć lepsze warunki do życia. Rodzice oddawali swoje pociechy pod opiekę ludziom, którzy za opłatą mieli zapewnić im dach nad głową, jedzenie, dostęp do edukacji. Problem w tym, że nie brakuje takich, którzy cudzą biedę i nieszczęście potrafią bezwzględnie wykorzystać...
Obydwie te pozycje warto przeczytać ze względu na wagę tematu i emocje, które towarzyszą lekturom.
Obydwie te pozycje warto przeczytać ze względu na wagę tematu i emocje, które towarzyszą lekturom.
Jeśli jest wam zimno i nie macie ochoty opuszczać ciepłego łóżka, by dotrzeć do pracy czy szkoły, pomyślcie o Małej Pemie, o Tamdingu i innych dzieciach. Wyobraźcie sobie, jak w tenisówkach wędrują po śniegu i lodzie. Najczęściej nocą. W dzień szukają bezpiecznego schronienia, kuląc się pod kocem zapadają w krótki sen. Jutro znów ruszą przed siebie, niepewne tego, co je czeka.
Sting My One and Only Love
***
Książkę polecammiłośnikom autentycznych historiiwrażliwym na los innychprzekonanym, że o trudnych tematach trzeba pisaćnarzekającym na zimę i trudnościczytelnikom, którym spodobali się Mali książęta Conora Grennana
***
[1] Maria Blumencrons, Ucieczka przez Himalaje, przeł. Anna Szczepańska, Wyd. Hachette Polska, 2012, s. 31.
[2] Tamże, s. 45.
[3] Tamże, s. 75.
[4] Tamże, s. 131.
***
Warto zajrzeć
Bardzo interesujące i książka w moim typie. Poszukam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo to bardzo ciekawy i ważny temat. No i przygnębiający, niestety.
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale na pewno poszukam. Zawsze się wprawdzie dołuję czytając o losach dzieci, jednak warto poznawać takie historie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ja natrafiłam na nią zupełnie przypadkiem. Czasem warto wziąć coś w ciemno.
UsuńTa książka musi być bardzo interesująca. Zapiszę sobie tytuł, aby o niej pamiętać:)
OdpowiedzUsuńNie spełniła moich oczekiwań w stu procentach, ale i tak jest warta uwagi.
UsuńDialog, który zamieściłaś na początku swojej recenzji skutecznie przekonał mnie do lektury tej książki. Podziwiam ludzi, którzy potrafią gnać za swoimi marzeniami zwłaszcza w tak niezwykłe rejony świata.
OdpowiedzUsuńMnie oprócz tego fascynuje to, jak czasami drobiazg potrafi wpłynąć na nasze życie. Jeden program, na który przypadkiem trafiło się w tv, a jaki efekt...
UsuńPo Twojej recenzji widzę, że ta książka dostarcza różnorodnych wrażeń i emocji, chętnie sięgnę
OdpowiedzUsuńDużo w niej smutnych historii, ale ogólnie to pozytywna książka.
UsuńChyba jednak nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńBywa i tak.
UsuńWiesz Ani choć uwielbiam Twoje recki...tym razem książka mnie nie urzeka...po prostu nie przepadam za tą tematyką...;) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńNo pięknie! To ja się tyle naklepałam w klawisze, a ta przychodzi i marudzi! ;)
UsuńTo zdecydowanie coś dla mnie. Rozejrzę się za nią.
OdpowiedzUsuńUdanych łowów. ;)
UsuńTo musi być niesamowita książka!
OdpowiedzUsuńNa pewno opowiada niesamowite historie.
UsuńTotalnie mnie ona nie kręci! :)
OdpowiedzUsuńZmówiłyście się z Martą, czy co? :D
UsuńCzytała z rok temu,gdy jeszcze wydawnictwo Hachette istniało. Książka wywarła na mnie niesamowite wprost wrażenie, popłakałam się kilka razy. Co "gorsze" fragmenty przeczytałam moim wybrzydzajacym na swój cięzki los synom:)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że też miałam łzy w oczach. Zwłaszcza czytając o Małej Pemie, ale i pozostałe historie tych dzieciaków są bardzo poruszające.
UsuńPoszukam, chciałabym sama się przekonać, czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńI słusznie. :)
UsuńZaciekawiłaś mnie niesamowicie, nie słyszałam nic nawet o takim traktowaniu tybetańskich dzieci, to straszne i przerażające, na pewno nie odmówię sb przeczytania kiedyś tej książki:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj w takim razie koniecznie! A potem jeszcze książkę Grennana - "Mali książęta". :)
UsuńRecenzja jak zwykle fachowa i rzetelna. Z przyjemnością ją przeczytałam. Na zimę stale narzekam:) dlatego chyba skuszę na ową pozycje.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńJa też narzekam na zimę, ale ciiiii... ;)
Widzę, że u nas obydwu dziś ciężkie tematy na tapecie... :/
OdpowiedzUsuńJak się ogarnę, czyt. wyśpię, to zajrzę co tam znalazłaś.
Usuńlubię takie książki. Zawsze jestem ciekawa losów bohaterów i smuce/ ciesze sie razem z nimi. Ta też wydaje mi sie super. Mam nadzieje że niedługo uda mi się ją przeczytać
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz wzruszające historie na faktach, to jak najbardziej jest to książka dla Ciebie. :)
UsuńZainteresowalas mnie
OdpowiedzUsuńTematyka z pewnością trudna, ale warto także z taką się zapoznawać. Tym bardziej, że Mali książęta mi się podobali.
OdpowiedzUsuńJeśli tamta książka Ci się spodobała, to z tą będzie podobnie. :)
UsuńAle mnie wpędziłaś w melancholijny nastrój... Bardzo lubię takie książki. Mam mętlik w głowie po Twojej recenzji, a co dopiero będzie, jak przeczytam całą książkę...
OdpowiedzUsuńTo dobrze czy źle? ;)
UsuńNa pewno Cię ta książka poruszy, to mogę zagwarantować. ;)
Już zastanawiałam się nad tą książką, ale teraz już mam pewność, że chcę ją przeczytać...
OdpowiedzUsuńZnalazłam reportaż Marii Blumencron na youtubie: https://www.youtube.com/watch?v=NJfEafSdTXA . Po przeczytaniu książki odnalazłam w nim opisane wszystkie sytuacje, wspaniały, polecam, pomimo lektorki rosyjskiej.
OdpowiedzUsuńDzięki za cynk, ale muszę poszukać innej wersji. Przez tę lektorkę w ogóle nie słyszę tekstu angielskiego. :/
Usuń