Marek Krajewski W otchłani mroku Wyd. Znak 2013 320 stron |
W cv mam trzymiesięczny epizod z pracą w kiosku. To był akurat ten okres, kiedy Polityka zaczęła wypuszczać kolejne tomy z cyklu Lato z kryminałem. Tak trafiłam na jedną z książek Marka Krajewskiego. Siedząc między Życiem na gorąco, krzyżówkami panoramicznymi i Marlboro Red, zwykle podczytywałam książki przyniesione z biblioteki, ale skoro mistrz kryminału pojawił mi się pod nosem, żal było nie skorzystać z okazji. Książka mnie nie wciągnęła, więc odłożyłam ją po przeczytaniu kilku pierwszych stron. Uznałam, że to autor nie dla mnie i więcej do niego nie wracałam.
Nieznajomość twórczości Marka Krajewskiego zaczęła mnie uwierać w momencie, w którym postanowiłam nadrobić zaległości w lekturze kryminałów, bo to właśnie ten autor przychodzi mi na myśl jako pierwszy, gdy mam wymienić polskich przedstawicieli gatunku. Laureat Paszportu Polityki, Nagrody Wielkiego Kalibru, honorowy Ambasador Wrocławia, a przede wszystkim - ceniony pisarz. Zaintrygowana okładką, zmotywowana chęcią skonfrontowania dawnych wrażeń z obecnymi oczekiwaniami wobec literatury, sięgnęłam po W otchłani mroku i... szybko w tej otchłani przepadłam.
Krajewski napisał kryminał, który zupełnie zmienił mój sposób postrzegania tego typu literatury. Teraz mniej już bardziej świadomie, porównuję styl innych pisarzy do jego stylu i zdarza mi się pomyśleć "hmm... pan Marek zrobiłby to inaczej". W domyśle - lepiej. Wiem, że to z mojej strony nie fair, że Krajewski jest jeden, a inni pisarze mają własny sposób przedstawiania historii (co nieustannie powtarzałam sobie podczas lektury Pana Whichera w Warszawie, pierwszym kryminale przeczytanym po lekturze W otchłani mroku), no i że mam za sobą tylko jedną jego książkę, a to za mało, by piać z zachwytu i stawiać autora na piedestał. Rozsądek rozsądkiem, a emocje wciąż nie opadły. Laureat Nagrody Wielkiego Kalibru za powieść Koniec świata w Breslau trafił do mego czytelniczego serca bez pudła. Zafascynował mnie wykreowany przez niego świat, dopracowana fabuła, wspaniale oddane realia, interesujące (jakże prawdziwe!) postaci, a nade wszystko - przepiękny język. Tak dobrze napisanego kryminału jeszcze nie czytałam.
Jest rok 2012, profesor Małgorzata Olszowska-Biedziak dostaje propozycję udziału w projekcie edukacyjnym profesora Wacława Remusa. Liceum akademickie, średnia szkoła odwołująca się do tradycji polskich gimnazjów, szkoła płatna, ale jednocześnie pozbawiona jakiegokolwiek wpływu rodziców[1]. Dla wybranych, dla śmietanki, dla najlepszych. Wysoki poziom nauczania, sami dydaktycy uniwersyteccy, każdy z tytułem przynajmniej doktorskim[2]. Poziom edukacji spada na łeb na szyję. Zdanie matury (zwłaszcza na poziomie podstawowym) nie jest problemem, studiować może każdy i niewiele jest takich kierunków, których ukończenie wiąże się z prestiżem. Chcemy ocalić choćby garstkę młodzieży. Dajemy jej najlepszych nauczycieli w tym mieście, ludzi wszechstronnych, którzy mogą być mistrzami[3]. Pani profesor, choć zachwycona projektem, ma jednak pewne wątpliwości. W szkole mogą się uczyć tylko chłopcy. Mamy przecież XXI wiek! Wiek walki o równouprawnienie. Skąd pomysł, by z elitarnej placówki uczynić szkołę męską? Olszowska-Biedziak żąda wyjaśnień. Jeśli ma brać udział w projekcie, chce wiedzieć wszystko.
Wacław Remus, choć niechętnie, zaczyna swą opowieść. Cofa się do lat swojej młodości i pewnego tajemniczego dokumentu, za sprawą którego przenosimy się do Wrocławia z 1946 roku.
Wojna już się skończyła, ale niebezpieczeństwo nie mija. Popielski, były lwowski komisarz, przeprowadza się wraz z kuzynką Leokadią do Wrocławia. Któregoś dnia, w drzwiach mieszkania staje profesor fizyki, były wykładowca filozofii i logiki, Mieczysław Stefanus. Wiele słyszał o dokonaniach komisarza i to skłoniło go, by zwrócić się doń z pewną delikatną sprawą. Otóż Stefanus w Gimnazjum Podziemnym prowadzi tajne komplety dla wybranej młodzieży. Nieszczęśliwie się stało, że pewnego dnia, gdy z jednym z uczniów profesora szedł po wykładach przez miasto, w grupę ludzi, wśród których i oni się znaleźli, wjechała rozpędzona ciężarówka. Chłopak zginął na miejscu, ale nie to sprawiło, że profesor zapukał do drzwi komisarza. Wśród rzeczy ucznia, znaleziono bowiem dokument świadczący o tym, że był on ubeckim szpiegiem. Zadaniem Popielskiego jest ustalić, czy wśród pozostałych uczestników tajnych kompletów, nie ma kolejnych donosicieli.
Tajne śledztwo Popielskiego okaże się nie lada wyzwaniem. Komisarz dotrze w miejscach, do których prawy obywatel nie zagląda. Tak, to będzie prawdziwa, tytułowa otchłań mroku. W niej niebezpieczeństwo przybierze najrozmaitsze formy, a każda kolejna gorsza będzie od poprzedniej. We Wrocławiu grasuje szajka tropiąca dziewczęta. Zwyrodnialcy z najwyższym okrucieństwem gwałcą i porzucają swe ofiary. Ściga ich NKWD, ściga ich UB. Bezskutecznie. Tymczasem znika jedna z dziewczyn uczestniczących w tajnych kompletach. Po niej następna. Donosicielki, które bały się zdemaskowania? A może ofiary zwyrodnialców? Dochodzenie Popielskiego oraz to prowadzone w sprawie zbrodniczej triady zazębia się.
Krajewski pisze tak, że serce podchodzi do gardła. Mówi się czasami o książkach, które pochłaniają bez reszty. Zapominasz gdzie jesteś i jaki jest właśnie dzień tygodnia. Zaczynasz czytać i przenosisz się do świata wykreowanego przez autora. Idziesz tymi samymi ulicami, co bohater. Razem z nim boisz się i cieszysz, uciekasz, czekasz, snujesz rozważania. Tak właśnie czułam się podczas lektury W otchłani mroku. Marek Krajewski niezwykle precyzyjnie opisuje miejsca i ludzi. Widzisz te ulice, zaułki, podwórka, piwnice, czujesz strach Teresy, twarz ci wykrzywia, gdy stajesz oko w oko z odrażającą Curyłową.
Zło i dobro nie jest w tej książce jednoznaczne. Bohaterowie są wspaniali w swej niedoskonałości. Autor przedstawia ich tak, że stają przed czytelnikiem jak żywi z całym arsenałem swych wad i zalet. Popielskiemu daleko do doskonałości, bohatera, na którym wzorować się mogą młodzi chłopcy, w którym podlotki doszukiwać się będą ideału mężczyzny. Za to go polubiłam, za błędy, niekiedy gwałtowne, nieprzemyślane reakcje, ale także za inteligencję, bezkompromisowość i skuteczność. Za tę jego słabość do wódki i kobiet, za to, że nikogo nie udaje.
Świat kreowany przez Krajewskiego jest brudny, pełen smrodu, przemocy i strachu, degeneratów, zwyrodnialców i niebezpiecznych miejsc. Ciarki przechodzą po plecach. W tej jego paskudnej rzeczywistości, nie brak jednak miejsca na filozoficzne dysputy, inteligenckie rozmowy. Narracja pierwszo- i trzecioosobowa sprawiają, że historię poznajemy z różnych stron, od Popielskiego z pierwszej ręki i od wszechwiedzącego narratora, który pozwala nam dojrzeć to, czego nie poznalibyśmy wędrując przez Wrocław z komisarzem.
Wielu czytelników Marka Krajewskiego zarzuca mu, że kolejne jego książki powielają użyte przez niego wcześniej schematy. Na W otchłani mroku patrzę więc inaczej, niż fani twórczości mistrza polskiego kryminału, bo wszystko to jest dla mnie nowe i zaskakujące. Wiem na pewno, że będę chciała sięgnąć po poprzednie książki autora, z Popielskim odwiedzić Lwów, z Mockiem ruszyć ulicami Wrocławia. Jestem pewna, że będą to niezapomniane wyprawy.
Zło jest chaosem (...). Ale ze zła powstaje dobro, jak z chaosu porządek. Historia to chaos, zło i przemoc, jednakże historia to również ewolucja, której nie rozumiemy, ale której musimy powiedzieć jak by to ujął Nietsche, nasze święte i ufne "tak"[4].
Mieczysław Fogg - Ostatnia niedziela
Jeden z chłopców wtaszczył wózek z kalekim kolegą na podwórko, a ten wygrywał co sił w płucach "tango samobójców", jak nazywano słynną piosenkę Mieczysława Fogga "Ta ostatnia niedziela"[5].
***
Książkę polecammiłośnikom polskich kryminałówwielbicielom kryminałów retromieszkańcom Wrocławiaceniących dopracowane językowo książkizwracającym uwagę na dobrze odzwierciedlone realia
***
[1] Marek Krajewski, Otchłań mroku, Wyd. Znak, 2013, s. 19.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 21.
[4] Tamże, s. 273.
[5] Tamże, s. 168.
***
Warto zajrzeć
ja przez cały czas natykam się na nią w księgarniach i trafiłam na taką recenzję, która mnie przekonała do tej pozycji, więc na pewno przeczytam;)
OdpowiedzUsuńKtoś powinien płacić autorowi tej recenzji, procent ze sprzedaży egzemplarzy książki. :P
Usuńwyczerpująca recenzja :) koniec końców nie zaliczam się jednak do żadnej z grup wymienionych przez ciebie na końcu...
OdpowiedzUsuńTen tego... Trochę się rozgadałam, to fakt. :D
UsuńMogę Cię dopisać jako osobną grupę docelową. :P
Zastanawiałam się, czy nie kupić sobie tej książki na Święta, ale ostatecznie wybrałam kilka innych pozycji. Chyba będę tego żałować:)
OdpowiedzUsuńOj tam, kupisz sobie na Nowy rok, Trzech Króli, albo z okazji drugiej soboty stycznia. :)
UsuńNie wiem dlaczego, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie, ale chyba powinnam się przekonać, bo brzmi naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńNie korci Cię, żeby sprawdzić dlaczego Krajewskiego nazywają mistrzem kryminału? ;)
UsuńKryminał nie jest moim ulubionym gatunkiem literackim...wiec w sumie nie :P.
UsuńAle mnie korcisz, nęcisz i zachęcasz. MOŻE KIEDYŚ..... ;D
Ale dopiero jak przeczytasz najlepsze polskie kryminały, będziesz mogła powiedzieć, że nie lubisz gatunku. Chyba, że jednak polubisz. :P
UsuńMialam okazje przeczytac tą pozycje i muszę przyznać, ze jest dość trudna. Tym, ktorzy chcą dopiero zacząć poznawać twórczość Krajewskiego raczej bym nie polecała.
OdpowiedzUsuńO, a pozostałe czym się różnią? Zaciekawiłaś mnie tą opinią.
UsuńCzytałam Erynie tego autora kilka lat temu, więc sądzę, że i ta by mi się spodobała:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że "Erynie" i pozostałe książki, też przeczytam.
UsuńZastanawiałam się jaki to nasz autor dostarczy mi nutkę kryminału, wolała bym wprawdzie thriller, ale od czegoś trzeba zacząć ;) Z Krajewskim jeszcze nie miałam przyjemności :)
OdpowiedzUsuńJak thriller to może Miłoszewski? Jeśli mój plan się powiedzie, to w przyszłym roku, o tej porze, będę mogła zasypywać innych ciekawymi tytułami. ;)
UsuńI tego Ci Aniu życzę - mnóstwa ciekawych książek czyli spełnienia planów :)
UsuńDziękuję! :)
UsuńWielbię kryminał więc mam nadzieję,że przyjdzie pora i na tego autora:) chyba zrymowałam prawda?;)))
OdpowiedzUsuńPora przyjdzie, spokojnie, pomału.
UsuńWszak to mistrz jest kryminału! ;)
Pisałam już chyba kiedyś u Ciebie, że pierwsze spotkanie z twórczością Krajewskiego nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia, dlatego na długo zapomniałam o jego książkach. Niedawno kupiłam drugą część z cyklu o Mocku i zobaczymy, co z tego będzie. Jak mi się spodoba to i na "Otchłań mroku" przyjdzie czas :)
OdpowiedzUsuńPamiętam i ogromnie jestem ciekawa, czy Twoje drugie podejście będzie równie udane jak moje. :)
UsuńOby tak :)
UsuńTrzymam kciuki. :D
UsuńMam już dwie książki autora na półce, muszę się tylko za nie wziąć! Recenzja świetna:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! A co masz?
UsuńDziękuję. :)
Czytałam coś i kiedyś Krajewskiego, ale nie zapadło mi w pamięć :/ Chyba nie dobrze ze mną :P
OdpowiedzUsuńDo powtórki! :D
UsuńDo tej pory nie miałam okazji poznać twórczości Krajewskiego. Przyznam, że jakoś nie bardzo mnie do niego ciągnie:)
OdpowiedzUsuńNo jak to? Do pierwszego kryminalisty kraju Cię nie ciągnie? :D
UsuńStyl Krajewskiego znam z cyklu o Breslau i zgadzam się, że jego książki robią wrażenie. Mogą fascynować albo zniesmaczać, ale na pewno nie pozostawiają czytelnika obojętnym,nijakości nikt im nie zarzuci.
OdpowiedzUsuńTej pewnie bym nie kupiła, ale mam od kogo pożyczyć, więc zamierzam przeczytać.
Mnie fascynują i przerażają, tzn. ta jedna, którą znam, tak na mnie podziałała. ;)
UsuńCzytałam kilka książek Marka Krajewskiego. Na tę mam ogromną ochotę. Na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://monweg.blog.onet.pl/
I jak, wszystkie dobre?
UsuńKsiążkę posiadam, więc z pewnością ja przeczytam:). Poza tym lubię kryminały oraz twórczość pana Krajewskiego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
kasandra:)
To jedna z nielicznych książek, które zaczęłam czytać w dniu zakupu. :D
UsuńNie czekaj długo z lekturą. ;)
Mignęła mi ta książka już przed oczami wiele razy - kto wie, może mnie wzywa? :)
OdpowiedzUsuńNa pewno tak jest! ;)
UsuńJeśli już czytać polskie kryminały, to tylko te napisane przez Marka Krajewskiego. Wtedy przynajmniej jest pewność, że się nie rozczarujemy. ;)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, a ja dopiero teraz na to wpadłam. :D
UsuńNie przepadam za kryminałami, więc chyba sobie daruję :)
OdpowiedzUsuńNo trudno, ale może kiedyś się przekonasz? Warto spróbować choć raz. :)
UsuńSerce mi nie podeszło do gardła, ale coś - owszem. Podejrzewam, że to żołądek. :D Tak reaguje na Fogga. :P Kraina powojennych zwyrodnialców brzmi ciekawie. Zobaczymy, zobaczymy... ;-)
OdpowiedzUsuńWeź jakieś krople żołądkowe, albo coś. :D
UsuńDziwne rzeczy Cię kręcą. :P
Na książkę można zawsze trafić w księgarni.
OdpowiedzUsuńOj, tak - następnym razem nie przejdę obok niej obojętnie :D
Świetna recenzja. Już zarezerwowałam w bibliotece, ale jeszcze trochę poczekam, bo jest dość długa kolejka :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńMam nadzieję, że będzie się opłacało czekać.
Dobra, już dopisuję.
OdpowiedzUsuń157. Postanowienie Noworoczne: Zacząć czytać Krajewskiego.
Dopiero 157.?
UsuńU mnie jest już na miejscu 93. Wśród priorytetów. :D
Mam "Erynie" Krajewskiego i muszę się wreszcie za nie zabrać ;)
OdpowiedzUsuńBrrr... Z wężem na okładce! Pfe!
UsuńNie ja ją tworzyłam. A do węży nic nie mam :P
UsuńJa też. O ile nie znajdują się w polu mojego widoku. =)
UsuńJa z panem Krajewskim jeszcze przyjemności nie miałam, ale chciałabym mieć. ;)
OdpowiedzUsuńPan Krajewski czeka i zaprasza. ;)
UsuńOstatnio stałam nad tą książką i myślałam wziąć.. nie.. wziąć.. w końcu wzięłam Wojciechowskiej :D ale na ,,W otchłani mroku" też się na pewno jeszcze skuszę.. jak i inne, które są na mojej liście. W końcu nowy rok, nowe plany budżetowe haha :D
OdpowiedzUsuńWojciechowska to też dobry wybór, a nawet bardzo. ;)
UsuńDobry plan! U mnie jest podobny. W końcu z argumentem "w tym roku nie kupiłam jeszcze żadnej książki" - nie da się walczyć. :D