Petra Hammesfahr Matka Wyd. Bellona 2004 376 stron |
Mówi Wam coś nazwisko Petra Hammesfahr? Mnie nie mówiło nic, ani przed wyruszeniem do biblioteki, ani gdy ściągałam z półki powieść Matka. Niemiecka pisarka i scenarzystka jest autorką ponad trzydziestu książek (głównie kryminałów i thrillerów), ale tylko cztery z nich doczekały się przekładu na język polski. O tym, że zabrałam książkę, zdecydował gatunek powieści oraz... narodowość autorki. Nie da się ukryć, moja znajomość niemieckich kryminałów i thrillerów sprowadza się do jednego tytułu. Jakiś czas temu w moje ręce wpadł Zimowy morderca Krystyny Kuhn. I to by było na tyle, chyba że pamięć płata mi figle, co też jest możliwe. Tak czy inaczej - nie ma się czym chwalić. Z Matką pod pachą ruszyłam do domu.
Dobrze nam się wiodło, byliśmy szczęśliwą rodziną. Rodzice cieszyli się jeszcze najlepszym zdrowiem, mieliśmy dwie udane córki, harmonijne małżeństwo, a kiedy kupiliśmy stare gospodarstwo, spełniły się także marzenia o domu na wsi[1].
Do czasu.
Historię rodziny Zardiss opowiada Vera. Wraz z mężem Jürgenem, nastoletnimi córkami Anną i Reną oraz swoimi rodzicami, mieszka na wsi. Być może nie jest to sielska wieś jaką malował Arthur Claude Strachan, być może nie jest tam idealnie, ale trzeba przyznać - bohaterowie nie borykają się z wielkimi problemami, żyją w spokoju, cieszą się zdrowiem i szczęściem. Mają siebie nawzajem. Ze zbuntowaną Reną było co prawda trochę problemów, bo i charakterek dziewczyna miała niełatwy i przeprowadzkę na wieś nienajlepiej zniosła, jednak i to minęło. Nastolatka odkryła pobliską stajnię i z miejsca zakochała się w jej czworonożnych mieszkańcach.
Rena biła rekordy na trasie, wpadała do domu już kwadrans po szkole i skarżyła się, że obiad jeszcze nie stoi na stole. Potem połykała w wielkim pośpiechu jedzenie, zamykała się na pół godziny w swoim pokoju, żeby odbębnić prace domowe, i znikała. Pojawiała się w domu dopiero wieczorem, opowiadała nam z błyszczącymi oczami o Mattho i jego wyrośniętych towarzyszach[2].
Mattho jest ulubieńcem Reny. Młody, piękny, narowisty, miał być wytrenowany na konia wyścigowego. Gniady diabeł. To tego konia dziewczyna nie dostała na urodziny. Czy to dlatego przygnębiona nastolatka nie wróciła do domu? Trudno powiedzieć, w tamtej chwili tylko jedno było pewne - szczęście rodziny się skończyło.
Jest noc, rozpacz rodziny staje się coraz bardziej namacalna. Gdyby zaczęli jej szukać pół godziny wcześniej... Wtedy wciąż jeszcze była w ujeżdżalni. Chciała się pożegnać z Mattho. Ktoś go kupił. Miał zabrać. Jej Mattho, ukochanego Mattho. A teraz Rene nie ma. Tej zwariowanej dziewczyny z błyskiem w oku, która lubiła pędzić przed siebie z wiatrem wplątanym we włosy. Cholerne pół godziny...
Rodzina zaginionej przeżywa trudne chwile. Nieszczęście oddala ich od siebie. Pojawia się więcej spięć, kłótni. Anna czuje się winna. Jürgen coraz później wraca z pracy. Vera rozpaczliwie szuka swojego dziecka. Znalezienie w pobliżu dworca kolejowego roweru Rene, nie podnosi ich na duchu. Obala jedne teorie, staje się podwaliną pod inne.
Petra Hammesfahr doskonale buduje klimat powieści. Początkowo nie wiemy co się stało, ale autorka wkłada w usta Very kolejne zdania, zwiastujące nieszczęście. Napięcie rośnie. W końcu wszystko staje się jasne, choć jednocześnie bardziej poplątane. Rene zaginęła, ale co się stało? Na jaw wychodzą kolejne tajemnice. Okazuje się, że sekrety są domeną nie tylko skandynawskich, małych społeczności. Niemiecka prowincja niczym im nie ustępuje (co w mistrzowski sposób pokazał Michael Haneke w Białej wstążce), węsząc tu i tam, Zardiss odkrywa kolejne przysłowiowe trupy w szafach. Czy dzięki temu odgadnie co stało się z jej córką?
Matka, choć stała na półce z thrillerami i kryminałami, a zarys fabuły sugeruje jednoznacznie, że mamy do czynienia z książką podobnego do nich gatunku, nie jest jednak typowym thrillerem. Zniknięcie Rene to przede wszystkim punkt wyjścia do przedstawienia obrazu rodziny, która dotknięta tragedią nijak nie potrafi odzyskać równowagi. Fundamenty, do tej pory wyglądające na dość stabilne, okazują się niezwykle wątłe. Pozory mylą, a kolejne próby, jakim poddana jest familia, nie zawsze kończą się zwycięstwem. To także doskonale ukazana rozpacz matki, która sama już nie wie, której teorii ma się chwycić, która da jej największą nadzieję.
Akcja powieści toczy się niespiesznie. Autorka skupiła się przede wszystkim na budowaniu nastroju oraz przekazaniu emocji targających rodziną zaginionej. Jeśli spodziewacie się dynamizmu i nagłych zwrotów akcji, to spotka was rozczarowanie. Owszem, dzieje się sporo, ale raczej w sferze emocjonalnej. Vera przywołuje wspomnienia, węszy, wysnuwa kolejne hipotezy, raz łapie się nadziei, innym razem ledwie nad sobą panuje. W pewnym momencie dość ma jej i rodzina, i czytelnik. Choć trudno nie współczuć kobiecie, choć głupio powiedzieć - twoje rozważania mnie nudzą, to jednak po pewnym czasie naszła mnie ochota na pominięcie kilku stron. A może nawet kilkunastu. Obsesja Very, mimo iż zrozumiała, w większych dawkach działa odpychająco. Być może miało to na celu pokazanie czytelnikowi, co czuł Jürgen, jak niełatwo żyć z osobą opętaną obsesyjnymi myślami. Jeśli tak - punkt dla Petry Hammesfahr.
Matka jest powieścią zagadkową, nastrojową, przepełnioną emocjami. Nie obejdzie się w niej bez podejrzeń, tajemnic, nastoletnich wybryków i dziwnych telefonów, które dodatkowo burzą prowizoryczny spokój. Zakończenie... Cóż, jednym się spodoba, innych rozczaruje, u kolejnych pozostawi niedosyt. Zdradzę tylko jedno - nie oczekujcie jednoznacznego rozwiązania wszystkich zagadek.
Nam coś takiego się nie przytrafi! To zawsze innym siwieją włosy, to inni muszą w środku nocy udawać się na poszukiwania i zdzierać sobie płuca, wołając swoje dzieci[3].
Któregoś dnia tragedia staje się jednak faktem. Nasz tragedia, nie cudza. Jak sobie z tym poradzić?
Scott McKenzie - San Francisco,
czyli wspomnienia Very
***
Książkę polecammiłośnikom powieści psychologicznychciekawym jak radzą sobie ludzie po utracie bliskichzainteresowanych studium psychologicznym rodziny dotkniętych tragediąwielbicielom niespiesznych, pełnych emocji fabuł
***
[1] Petra Hammesfahr, Matka, przeł. Krzysztof Żak, Wyd. Bellona, 2004, s. 7.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Tamże, s. 42.
***
Warto przeczytać
Dla mnie niemiecka literatura to też póki co niezbadane terytorium, tym chętniej dodaję tę pozycję do książek, które muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńJa nawet autorów nie bardzo kojarzę, a co dopiero konkretne książki. Właściwie nigdy mnie do niemieckiej literatury nie ciągnęło.
UsuńDla mnie niemiecka literatura to głównie Mann, Grass i Goethe. Nie planowałam zabierać się za książki innych niemieckich autorów głównie z powodu braku wolnego czasu, ale za książkę, którą właśnie zrecenzowałaś postaram się jak najszybciej sięgnąć. Uwielbiam powieści psychologiczne z wolno posuwającą się do przodu fabułą.
UsuńDla mnie to klasyka, do której jeszcze nie dojrzałam. ;)
UsuńChętnie popłynę na te nieznane wody
OdpowiedzUsuńByle byś nie natrafiła na sztorm. :D
UsuńLiteratura niemiecka dla mnie to lad nieodkryty. Jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńZapamietam nazwisko pisarki.
Dla mnie też, ale cóż - wszystko przed nami.
UsuńCzytałam "Grabarza lalek" tej autorki. Nie czytało się tej książki łatwo, ale było warto. Autorka jest mistrzynią opisywania relacji miedzyludzkich. Chętnie przeczytam też "Matkę".
OdpowiedzUsuńPrzyczaję się na "Grabarza...". W bibliotece jest, tylko na razie wypożyczony.
UsuńSzkoda, że akcja toczy się raczej monotonnie ale i tak nie zmienia to faktu, że tematycznie książka mnie zaciekawiła i będę mieć ją na uwadze w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńCzasami mam ochotę na taką niespieszną akcję. :)
UsuńJa ostatnio jednak wolę coś bardziej dynamicznego. Brak mi chyba adrenaliny ;)
UsuńWłaściwie to też wolę dynamiczne książki, ale tak jak pisałam - czasami i te wolniej się toczące są ciekawe.
UsuńZ autorką tą zetknęłam się kilka lat temu. Dwie książki zrobiły na mnie dobre wrażenie, ale trzecia, po jaką sięgnęłam - "Szefowa" - bardzo mnie rozczarowała i znudziła. Już nawet nie pamiętam, dlaczego. Najbardziej podobał mi się "Grabarz lalek" :)
OdpowiedzUsuńJak "Grabarz..." wróci do biblioteki, to wypożyczę.
UsuńNie słyszałam wcześniej o tej autorce, a tu proszę, taka perełka! :)
OdpowiedzUsuńCzasami opłaca się sięgnąć po coś w ciemno.
UsuńMam wrażenie, że mogłaby mi się spodobać. Lubię takie psychologiczne pozycje:)
OdpowiedzUsuńJa też, a mało kiedy trafiam na naprawdę ciekawe.
UsuńWarto zapamiętać. Po tym co napisałaś...zachęciłaś mnie do tej lektury :)
OdpowiedzUsuń/monweg.blog.onet.pl
Cieszę się. :)
UsuńA mnie nazwisko autorki jest znane, kilka lat temu czytałam "Grabarza lalek", która mocno mną poruszyła - dlatego jestem przekonana, że i ta książka mnie nie zawiedzie.
OdpowiedzUsuńTrzeci głos na "Grabarza...". Coś w tym musi być.
UsuńCiekawe połączenie thrillera z powieścią psychologiczną. Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wydłużać Twoją listę. :D
UsuńJuż śpię po 3 h, nie krępuj się. Wyglądam jak zombie :P
UsuńAż 3h? Wiesz ile w tym czasie mogłabyś przeczytać?
UsuńWłaśnie zaczynam się zastanawiać, czy całkiem nie zrezygnować ze spania. Skoro po 3 godz. snu lepiej się czuję niż po 8 i więcej godz. Chyba zaczynam cierpieć na bezsenność :P
UsuńJej, ja po pięciu jestem jak wyciągnięta spod walca. ;)
UsuńZapamiętam i jak kiedyś na nią natrafię, to nie odmówię sobie bliższego poznania z tą pozycją:D
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńPodobnie jak Ty nie znam zbyt wielu powieści pisanych przez niemieckich autorów. Coś mi się wydaje, że ten "Zimowy morderca" to i moja jedyna książka z tego gatunku :-)
OdpowiedzUsuńPowieść "Matka" zaciekawiła mnie, lubię psychologiczne rozważania, oczywiście nie gardzę też dynamicznym tempem, ale dla dobrych psychologicznych dywagacji jestem w stanie zapomnieć o akcji.
Ha! W takim razie jestem teraz o jedną niemiecką książkę do przodu. :P
UsuńZagadkowe pozycje to dla mnie nie lada wyzwania, ale ja lbię wyzwania, wiec chetnie bym przeczytala powyzsza pozycje :)
OdpowiedzUsuńAkurat nastroju tajemnicy tam nie brakuje. :)
UsuńSkoro polecasz miłośnikom powieści psychologicznych, mogę tę książkę uwzględnić w moich planach :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zawiedziesz, bo to jednak jest książka z tych, którą dość trudno polecać, bo ciężko wyczuć, czy danej osobie się spodoba.
UsuńWygląda ciekawie - po Twoich uwagach nabrałam na nią ochoty (rozgrzebywanie psychologiczne i niespieszna fabuła to dobre rzeczy). Tylko - nie na święta. Po sylwestrze postaram się za nią rozejrzeć.
OdpowiedzUsuńNa Święta zdecydowanie nie. Szkoda psuć sobie radosną atmosferę rodzicielską rozpaczą.
UsuńNa same święta zapewne nie, ale w wolnym okresie między świętami mogę mieć więcej psychicznych sił na zmierzenie się z taką tematyką niż wtedy, gdy jestem zmęczona fizycznie i psychicznie natłokiem roboty. Bo naprawdę zainteresowałaś mnie tą pozycją.
UsuńFakt, już lepiej czytać takie książki w czasie urlopu, niż wtedy, kiedy zmęczony umysł błaga o coś naprawdę lekkiego i niewymagającego.
UsuńJa przeczytałam 2 książki niemieckich autorów: „Zimowy morderca” i „Ptaszydło” .
OdpowiedzUsuńJak tylko będę miała okazję to zapoznam się z „Matką” – bo bardzo lubię powieści psychologiczne.
O "Ptaszydle" było przez chwilę głośno i też chętnie bym przeczytała.
UsuńNazwisko obiło mi się o uszy, ale nie kojarzyłam tego tytułu z thrillerem. Jestem ciekawa co stało się z Rene, więc zamierzam poszukać tej książki :)
OdpowiedzUsuńGdybym tej książki nie zdjęła z półki kryminał/thriller to też bym raczej nie spojrzała na nią w ten sposób. Dla mnie to przede wszystkim dramat psychologiczny.
UsuńNigdy nie słyszałam o tej pisarce, ale narobiłaś mi ochoty na tę książkę. Mimo że wielkich zwrotów akcji nie ma to postaram się przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTeraz zamierzam zapolować na inną jej książkę. Dziewczyny polecają "Grabarza lalek".
UsuńPisarki nie znam, literaturę niemiecką tym bardziej. Kiedy przekonam się do tego gatunku, to będę pamiętać tytuł :)
OdpowiedzUsuńI słusznie. ;)
UsuńPotrafisz zaintrygować. Teraz tej książki nie przegapię.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to. :)
UsuńSama nie wiem. Może kiedyś się z nią zapoznam.
OdpowiedzUsuńNic na siłę. ;)
UsuńZe mną prawie jak z Sheldonem Cooperem, niezbyt lubię niedokończone sprawy literackie. Ale książka mnie ciekawi bardziej z punktu... niemieckiego. Do literatury czy filmów z tego kraju podchodzę jak do byka. A na przykład Hanami bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. No i Blaszany bębenek także - obejrzałam, bo akurat Kocham Kino podawało - i byłam także mocno pozytywnie zaskoczona. Więc po prostu muszę zabrać się w końcu za jakąś powieść niemiecką, bo akurat w tym przypadku, to akurat niczego nie jestem w stanie sobie przypomnieć...
OdpowiedzUsuń"Blaszany bębenek" muszę w końcu obejrzeć, bo nie łudzę się, że przeczytam książkę. ;)
UsuńAż muszę sprawdzić ile typowo niemieckich filmów (tzn. nie jakiś koprodukcji) widziałam.
Po obejrzeniu filmu dostałam nagłego napadu ambicji, by przeczytać. Niestety skończyło się dwukrotnym przedłużeniu pożyczonej książki. Ta cegła mnie pokonała. Nawet nie zaczęłam :( Ale planuję jeszcze jedno podejście zrobić.
UsuńAż sama sprawdziłam, ale wychodzi na to, że w co drugim filmie Niemcy moczą swoje ręce. Nawet w takim "pospolitym" jak Mamma Mia! (że też się dzisiaj do tego filmu przyczepiłam:P). Ciężko znaleźć coś stricte niemieckiego. Czuję się zacofana... No bo takiego "Królika po berlińsku" też bym nie włączała...
No widzisz, a ja mam własny egzemplarz i nawet nie próbowałam go otwierać. ;)
UsuńFakt. U mnie wyszło 176 filmów produkcji niemieckiej. Tia. Ale przejrzałam je tak "pi razy oko" i wyszło, że z niemieckich filmów dobrze oceniłam:
"Sophie Scholl - ostatnie dni"
"Good Bye Lenin!"
"Eksperyment" (!!!)
"Życie na podsłuchu"
"Biała Masajka"
"Nigdzie w Afryce"
"Leila i Nick"
Nieco słabiej
"Soul kitchen"
"Gdzie jest Fred?"
"Drzwi"
"Fast track: bez granic"
Czyli coś jednak widziałam, ale baaaaardzo mało.
A no tak, Good bye Lenin i Biała Masajkę też oczywiście widziałam. Ja po kilku stronach produkcji niemiecko-amerykańskich itd. zrezygnowałam z przeszukiwań, bo w oczach już mi się mieniło :)
UsuńJa mam takie małe zboczenie... Uwielbiam przeglądać oceny. Swoje i cudze. :D
UsuńA to jestem w stanie zrozumieć. Bardzo dokładnie. Sama tak mam. Ale gustomierz za to działa dziwnie. Rzadko kiedy się pokrywa, a najczęściej moja ocena a jego wyliczenia to dwie różne sprawy.
UsuńU mnie jest różnie, ale szczerze mówiąc - mało kiedy się nim kieruję. Za to łowię cudze wysokie oceny. :)
UsuńHm, ciekawe. Niemieckich autorów nie znam i nawet specjalnie nie szukam w bibliotece ich powieści... Ale fabuła tej wpasowuje się w moje wybory czytelnicze.
OdpowiedzUsuńJa też. Ta akurat stała na zupełnie innej półce. Właściwie nawet sobie nie przypominam, bym kiedykolwiek stała przy niemieckiej półce i czegoś na niej szukała. :D
UsuńU mnie również znajomość niemieckich autorów jest niewielka, ale ten tytuł mnie przyciąga - uwielbiam książki, które tak dogłębnie poruszają wątek psychologiczny postaci.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że w ogóle wśród nas nie ma fanów literatury niemieckiej. Ciekawe, z czego to wynika.
UsuńW sumie brzmi całkiem ciekawie, uwzględnię ją w przyszłym roku :))
OdpowiedzUsuńDobry pomysł. :)
UsuńA ja tymczasem przytargałam z biblioteki kolejną książkę autorki.