Podróż po Barcelonie śladami Gaudiego była niezwykle fascynująca. Ślady artysty widoczne są w architekturze i witrynach sklepowych. Bez wątpienia twórczość architekta jest wizytówką miasta i trudno mi sobie wyobrazić, by stolica Katalonii mogła zachować swą magię bez wkładu Gaudiego w zabudowę przestrzeni miejskiej. Wyjątkowe projekty, charakterystyczna mozaika, niesamowita wyobraźnia. To po prostu robi wrażenie i zapada w pamięć.
Niedaleko naszego hostalu, znajdował się jeden z budynków zaprojektowanych przez mistrza - Casa Calvet. Jak na Gaudiego, kamienica jest niezwykle oszczędna w ozdoby i taka jakaś... hmmm... uporządkowana. Nie brak tu jednak charakterystycznych zaokrągleń czy elementów roślinnych.
Casa Calvet należał do producenta tekstyliów. Został zaprojektowany tak, by połączyć ze sobą funkcje biznesowe i mieszkalne.
Tymczasem jednak, ruszyliśmy do innej części miasta - dzielnicy Gràcia, w której mieści się Park Güell, ogród z ciekawymi elementami architektonicznymi. Wspinając się na wzgórze, na którym rozpościera się park, mogliśmy nacieszyć oczy takimi oto widokami.
Nieco poniżej parku znajduje się Real Santuario de San José de la Montaña, sanktuarium autorstwa Francesca Berenguera, ucznia i współpracownika Gaudiego.
Poniższy budynek mój mąż wskazał jako idealne miejsce dla mnie. Fakt, mogłabym tam pewnie siedzieć godzinami w oknie, czytając książkę, głaszcząc kota, co jakiś czas spoglądając na panoramę miasta.
Wlewając w siebie kolejną butelkę już nie takiej chłodnej wody, wspinaliśmy się na wzgóze. Upał był niesamowity. Roztapialiśmy się my, roztapiały się zegarki.
W końcu jednak naszym oczom ukazała się brama do Parku Güell, ogrodu zaprojektowanego przez Gaudiego dla przyjaciela, którego zafascynowały angielskie "miasta-ogrody". Z założenia, miały tu powstać luksusowe rezydencje, otoczone zielenią.
Pawilony, stojące po obu stronach kutej bramy, cieszyły się dużym zainteresowaniem turystów.
Jeden z nich mógłby służyć jako miejsce akcji Jasia i Małgosi. Wyglądem przypomina piernikową chatkę.
Nas pawilony interesowały nieco mniej, więc ruszyliśmy tam, gdzie natężenie turystów na metr kwadratowy nie powodowało uczucia mocnego dyskomfortu. Co tu dużo mówić, czułam się jak w bajce.
Prace nad barcelońskim miastem-ogrodem rozpoczęły się w 1900 roku. Gaudi nigdy tego projektu nie ukończył. W 1914 roku z sześćdziesięciu budynków stały dwa, a sam pomysł został zarzucony. Sześć lat później władze miejskie oddały teren parku do użytku publicznego.
Przez chwilę odpoczywaliśmy w cieniu, podziwiając widoki, by w końcu ruszyć tam, gdzie kotłował się tłum turystów, w stronę Sali Hipóstila, która w zamierzeniu miała być halą targową.
Zmierzając po schodach w kierunku sali, podziwialiśmy szczegóły architektury, rzeźby, mozaiki, fontanny.
Schodów strzeże wąż na tle flagi katalońskiej...
...oraz salamandra (lub smok), która cieszyła się tak dużym zainteresowaniem turystów, że nie wystarczyło mi cierpliwości, by zapolować na miejsce siedzące przy fontannie i dać się uwiecznić na fotografii ze zwierzem, który w miniaturowej wersji okupuje wszystkie sklepy i stoiska z pamiątkami.
Sala kolumnowa obecnie gromadzi muzyków i drobnych sprzedawców o rozbieganych oczach namawiających turystów na zakup wachlarzy, magnesów na lodówkę czy kolczyków.
Strop sali wspiera się na 86. doryckich kolumnach, zdobiony jest mozaiką z potłuczonych butelek i kafelków oraz małych kamyków.
Nad salą, znajduje się taras widokowy. Jego krawędź stanowi zdobiona mozaiką, falista balustrada. Pięknie dekorowana, niezwykle długa ławka (110 lub 152 metry - nie mierzyłam, więc pojęcia nie mam, która wersja jest bliższa prawdy) to kolejne miejsce, gdzie trzeba zatrzymać się na obowiązkową sesję fotograficzną. Oszczędzę Wam jednak widoku mojej fryzury rozwianej przez kataloński wiatr.
Żywe rzeźby można spotkać nie tylko na ulicy La Rambla. Bilon wrzucony do miseczki uaktywniał kolorowego pana, który chętnie pozował do zdjęć, strasząc przy tym rozchichotane turystki.
Długo spacerowaliśmy po wzgórzu korzystając z tego, że im dalej od wejścia, tym mniej ludzi.
Ależ ten pan pięknie grał!
A ten za to pięknie... wyglądał. I bawił publiczność.
Tu miała znajdować się kaplica. Ze wzgórza roztacza się piękny widok na miasto i pana w panterce.
A to bardzo, bardzo mi się nie podobało. Żal mi było ogromnie przepięknych kaktusów i aloesów, tak bezmyślnie pociętych.
I to już ostatnia część wyprawy po Barcelonie śladami Gaudiego, ale stolica Katalonii ma jeszcze wiele do zaoferowania. Może więc zajrzymy w jeszcze kilka miejsc?
Zobacz także
hahahahah Pan w panterce jest najlepszy. Wspaniale tak popatrzeć na takie zdjęcia, aż się cieplej robi!!!
OdpowiedzUsuńYhm. Dopóki nie śpiewał. :P
UsuńZdjęcia są przepiękne!
OdpowiedzUsuńZazdrość:))))
Przepaloneeeeeeee nieeeeeeeeeebooooooooooo. (Tzw. wycie z rozpaczy).
UsuńWspaniałe zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńmonweg.blog.onet.pl
Pomijając przepalone niebo. :D
UsuńCuuuuudo.... :)
OdpowiedzUsuńCzemu mamy dopiero listopad? Lato mi potrzebne, lato!
UsuńI to morze w tle... Rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńCiepłe, w pięknym kolorze... Ech. ;)
UsuńŚliczne zdjęcia :) Byłam dwa razy w Parku Guell w kilkuletnich odstępach czasu i zrobił na mnie tak samo duże wrażenie za każdym razem ;)
OdpowiedzUsuńA od października jest płatny wstęp. O_o
UsuńSzkoda, ale na stałe? Na wszystkim chcą zarabiać...
UsuńZ tego, co czytałam to tak.
UsuńPiękne! Barcelona to jedno z kilku europejskich miast, które naprawdę mam ochotę odwiedzić i poznać.
OdpowiedzUsuńGorąco zachęca. Piękne miasto. :)
Usuńcóż mogę powiedzieć? przepiękne zdjęcia, zazdroszczę, ale na pewno się wybiorę;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Jak tylko będziesz miała okazję. :)
UsuńOch, mam kilka zdjęć w identycznych miejscach robionych! Cudownie tak odtworzyć sobie górę wspaniałych wspomnień :) Piękne fotografie, piękna podróż - okrutnie zazdroszczę! A zegar w style Dalego kiedyś sobie zakupię, obowiązkowo!
OdpowiedzUsuńAch, Ci turyści - zawsze oblegają te same punkty. :D
UsuńPowiem Ci, że jak wolę Gaudiego, tak gdybym miała sobie coś kupić z tych wszystkich bajerów, to też wybrałabym zegar. :D Sorry, Gaudi. ;)
Ale ci zazdroszczę tej podróży. Nie mogę sie napatrzeć.
OdpowiedzUsuńA ja Ci życzę podobnej. :)
UsuńUwielbiam to! <3
OdpowiedzUsuńBędę tak chyba wspominać do przyszłych wakacji. :D
UsuńOchhh Aniu jak ja się cieszę,że mogę "podróżować" razem z Tobą:)) Zawsze serwujesz takie cudne zdjęcia,że człowiek na te kilka chwil przenosi się w inny świat :)) Jeszcze raz sobie obejrzę a co mi tam ;))
OdpowiedzUsuńZawsze chętnie Cię w taką podróż zabiorę. ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa!
Piękne wakacyjne wspomnienia uwiecznione na fotografii. Przyjemnie je obejrzeć, gdy za oknem tak chłodno. :)
OdpowiedzUsuńOj tak, jak patrzę na powieszone w przedpokoju kurtki, to oko mi samo ucieka w stronę tych fotek. ;)
UsuńOglądając te zdjęcia aż zachciało mi się gdzieś pojechać... ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam za każdym razem, jak widzę tekst o podróżach albo fotki z wakacji. :D
UsuńBarcelona jest pięknym miejscem, z chęcią bym się do niego wybrała.
OdpowiedzUsuńGorąco do tego zachęcam. :)
UsuńJak zwykle ślicznie to wszystko uwieczniłaś, z pewnością macie piękne wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńOj tak, aż mi się paszcza śmieje na te wspomnienia. :)
Chciałabym tam teraz być… tak pięknie i słonecznie ;)
OdpowiedzUsuńPomarzyć zawsze można ;)
A tymczasem za oknem lekka mżawka. I śnieg zapowiadają. :P
Usuńjuuuż śnieg :(… a ja nie przepadam za zimą... będę musiała więcej marzyć :D m.in o słonecznej Barcelonie ;)
UsuńBrr... Ja też nie. Nawet najcieplejszy sweter nie ma takiego uroku jak bluzka z krótkim rękawem i krótkie spodenki. Nie cierpię marznąć! :)
UsuńMam podobna sowę w stylu Gaudiego jak na jednej z Twoich fotografii :) oczywiście przywieziona z Barcelony, zasiliła moją sowiarnię :D
OdpowiedzUsuńA masz może jakieś zdjęcie tej Twojej sowiarni? :)
UsuńPrzepięknie to wygląda:)
OdpowiedzUsuńEch, wspomnienia... ;)
UsuńAż się cieplej na sercu zrobiło, po takiej relacji...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że na aurę to nie działa. :P
UsuńPiękne te zdjęcia, a szczególne mozaiki i talerze (na pierwszym zdjęciu były talerze?) mi się spodobały. :)
OdpowiedzUsuńTakie to jakieś totalnie płaskie, więc w sumie nie wiem czy talerze. ;)
UsuńAle na pewno są i talerze, i kubki, i łyżeczki i co się tylko chce.
Zajrzymy! :D Wiesz co, możemy zamieszkać razem - Ty sobie będziesz siedziała w oknie i czytała, ale schody należą do mnie! :D
OdpowiedzUsuńI co Ty będziesz na tych schodach robić, he?
UsuńPiękne zdjęcia! Bardzo chciałabym jechać do Barcelony, mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńA wycieczkę do Barcelony ogromnie polecam, bo to naprawdę niesamowite miasto.
Barcelona jest... urzekająca, a Twoje fotki jak zawsze szalenie mi się podobają. Genialne te roztapiające się zegarki - to odniesienie chyba do Dalego? Park jest cudowny, mozaiki sprawiają takie bajeczne wrażenie. A pan z fotki pod wzmianką o Sali Hipo-coś tam bardzo zadowolony, że mu zdjęcie robisz :) Następny pan który pięknie wyglądał przypomina mi wokalistę zespołu The Darkness (obczaj sobie http://www.youtube.com/watch?v=sRYNYb30nxU). A za psucie kaktusów bym paluchy obcinała! Aha - "naszego hostalu" - chyba hostelu? ;)
OdpowiedzUsuńSi - to właśnie Dali. :)
UsuńTam była w ogóle bardzo, bardzo zadowolona ekipa. :P
Raju, nie wiem, który z tych panów jest bardziej nie w moim typie. :D
Jednak "hostalu" - tak było w nazwie i tak mi zostało. :)
Hostalu? Oooo... mamy więc hotele, motele, wotele, hostele i hostale. Ciekawe, czym jeszcze się w życiu zaskoczę ;)
UsuńCałą masą fajnych rzeczy, bo inaczej nudno by było. ;)
UsuńHhehe Pan w panterce rozbawił mnie do łez, świetne zdjęcia, nie wiem, czy to nie najlepsze z tych, które prezentowałaś, wyglądają bajecznie, jakby nie z prawdziwego świata :)
OdpowiedzUsuńNa żywo jest jeszcze fajniejszy. Rozkręci każdą imprezę, to pewne. :D
Usuń