sobota, 19 października 2013

Jon Bauer "Kamyki w brzuchu"
Osamotny

Jon Bauer
Kamyki w brzuchu
Wyd. Helion
2013
360 stron
Dziecięca zazdrość. O starszego brata, o młodszą siostrę. O to, że on ma a ja nie. O to, że jej wolno, a mi nie pozwalają. O zbyt długi uścisk mamy, zbyt wiele uwagi taty. O wszystko. Nasz bohater nie ma wprawdzie rodzeństwa, ale nie wychowuje się sam. Rodzice ośmiolatka co rusz przygarniają innych chłopców, tworząc dla nich rodzinę zastępczą.

Pamiętam Marcusa. Przez niego przesiedziałem dwie godziny na drzewie. Pamiętam złego Marcusa, który podkładał pod dywan w moim pokoju pinezki szpicem do góry[1].

Obecnie zamiast Marcusa jest Robert. 

Moja Mama mówi o sobie, że jest szczególnie dobra i właśnie dlatego bierze na wychowanie dzieci, których matki i ojcowie nie są tak dobrzy albo walczą ze sobą, chociaż głęboko w środku są dobrymi ludźmi[2].

Robert ma złych rodziców. I dwanaście lat, prawie trzynaście. Może więc siedzieć z przodu samochodu. Później chodzić spać. 
Robert lubi chmury. Jest grzeczniejszy, bardziej dojrzały, właściwie niemal dorosły. W oczach naszego małego bohatera, nowy lokator jest dla niego zagrożeniem. Jakby to on był rodzonym synem Mamy, jakby to jego kochała bardziej.

Akcja poruszającej powieści Jona Bauera Kamyki w brzuchu, toczy się dwutorowo. Dorosły mężczyzna wraca do swego rodzinnego domu, by zaopiekować się matką. Chora na raka mózgu rodzicielka niknie w oczach, ledwie mówi, wymaga stałej kontroli. Powrót do niej to także powrót do wspomnień, nienajlepszych, nienajpiękniejszych. Żal syna do matki jest wyraźny. Chłopiec mógłby mieć takie szczęśliwe dzieciństwo, gdyby to na nim skupiła się cała uwaga rodziców, gdyby nie musiał się dzielić ich miłością z dziećmi, które przewijały się przez ich dom. Kiedy pojawiają się dzieci, wszystko psują. Mama i Tata strasznie się dla nich starają, a one prawie nigdy nie są wdzięczne, prawie nigdy nie odwzajemniają miłości. A ja kocham Mamę i Tatę i jestem im wdzięczny, więc nie rozumiem, dlaczego po prostu nie przestaną wpuszczać do domu niemiłych ludzi[3]. Mamy tu więc zarówno teraźniejszość (zmagania z chorobą matki i wspomnieniami) oraz przeszłość (nierówna walka z zazdrością i poczuciem osamotnienia).

Zazdrość pojawiła się od pierwszych chwil, od momentu, w którym Robert przekroczył próg domu. Towarzyszyła jej nienawiść. Jego nienawidzę najbardziej. A jeszcze bardziej nienawidzę jego rodziców za to, że byli źli, bo gdyby byli dobrzy, tak jak moja Mama, to nie musiałbym się nią dzielić[4]. Mimo upływu czasu, negatywne emocje nie znikają. Będą towarzyszyć także bohaterowi jako dorosłemu mężczyźnie i nie znikną nawet wtedy, gdy Roberta już nie będzie. Agresję wzbudza w nim wszystko to, co przywołuje obrazy z dzieciństwa. Wyładowuję się na matce, obcym mężczyźnie, demoluje studio, w którym przed laty fotograf próbował uwiecznić rodzinne szczęście. Poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, żal, złość, nienawiść - taka kumulacja negatywnych emocji ma niesamowitą siłę niszczącą. Emocje, przez wiele lat przechowywane w sercu i pamięci, znajdują ujście. Ze wspomnień wyłania się dramatyczna historia. Co jeszcze wydarzyło się przed dwudziestoma laty, że bohater wciąż nie potrafi uporać się z przeszłością? 

Kamyki w brzuchu to jedna z tych historii, które emocjonalnym ładunkiem uderzają w przeponę czytelnika, odbierając mu oddech. Ośmiolatek, spragniony całej uwagi rodziców, nie potrafi sobie poradzić z zazdrością, z obecnością w domu "konkurenta". Niejednokrotnie podkreśla, że sam czuje się jak przybrane dziecko, jakby to on był tym dodatkowym lokatorem, niechcianym, na dodatek. Ileż w tym chłopcu żalu, złości! Ileż myśli, które wzbudzają niepokój. Ile smutku. Paczki z podarkami urodzinowymi dla Roberta wydają się zbyt wielkie jak na siatkę z prezentami dla kogoś, kto nawet nie jest ich synem[5] - ocenia chłopiec. Jeśli się tego wystarczająco pragnie można ukraść życzenie urodzinowe osobie, która zdmuchuje świeczki. Życzę sobie w myślach, żeby Robert umarł[6]. Po ciele przechodzą mnie dreszcze. Jak mocno trzeba czuć się samotnym, odrzuconym, by dopuścić do siebie takie myśli? Osamotny - mówi o sobie chłopiec. Po latach nie jest taki pewien, czy rodzice faktycznie go zaniedbywali, czy to niczym nieuzasadniona zazdrość była (i jest!) powodem frustracji. Wciąż jednak jest samotny, nie potrafi stworzyć trwałej relacji z innymi ludźmi.

Mały, a później już całkiem dorosły, narrator, opowiada swoją historię w sposób niezwykle przejmujący. Emocje się udzielają, niepokój rośnie tym bardziej, im więcej nasz bohater zdradza ze swej przeszłości.

Gdy zamyka się tę książkę, wszędzie zapada cisza. Nawet mucha nie bzyczy, wcale nie dlatego, że jesień, że chłodno, że śnięta niemrawo porusza się po parapecie. Powieść Jona Bauera to emocjonalny nokaut, to książka brutalnie szczera, boleśnie prawdziwa. Po jej odłożeniu, każdy dźwięk wydaje się być nie na miejscu. Cisza zapewnia odpowiednie tło do rozmyślań. A jest o czym myśleć, to pewne. Autor postawił bohaterów w niezwykle trudnej sytuacji. Małżeństwo chce pomóc dzieciom z trudnych rodzin, zapewnić im dach nad głową, odrobinę czułości, uwagi, zapewnić poczucie bezpieczeństwa, pomóc w miarę bezboleśnie przejść przez dzieciństwo, przygotować do dorosłego życia. Piękne i godne podziwu. Z drugiej strony jest jednak mały chłopiec, dziecko, które nie rozumie, dlaczego obcy dzieciak skupia na sobie uwagę JEGO mamy, JEGO taty. Może to zwykła dziecięca zazdrość, silniejsza, niż gdyby "ten drugi" był rodzonym bratem, co usprawiedliwiałoby zainteresowanie nim rodziców, a może faktycznie opiekunowie zbyt mocno starali się stworzyć rodzinę dla przygarniętego chłopca, zaniedbując przy tym własnego syna?

Nie znam odpowiedzi i nie potrafię ocenić bohaterów. Wiem natomiast jedno: Kamyki w brzuchu Jona Bauera to przejmująca historia, wspaniały wgląd w dziecięcą psychikę, powieść, która gwarantuje intensywność przeżyć. Nie da się potraktować tej powieści obojętnie. Po takim nokaucie, czytelnik łatwo się nie podniesie. 

Nie wiem co jest prawdą: ich zaniedbanie czy moja zazdrość. Co faktycznie miało miejsce? Czy tylko moja zazdrość, czy również zaniedbanie?[7]

---


Książkę polecam

miłośnikom powieść z dużym ładunkiem emocjonalnym
wielbicielom historii opowiadanych przez dzieci
poszukujących powieści skłaniających do refleksji
rodzinom zastępczym
chętnie sięgającym po trudne tematy

---

[1] Jon Bauer, Kamyki w brzuchu, przeł. Katarzyna Rojek, Wyd. Helion, 2013, s. 67.
[2] Tamże, s. 28.
[3] Tamże, s. 27.
[4] Tamże, s. 16.
[5] Tamże, s. 104.
[6] Tamże, s. 105.
[7] Tamże, s. 287.



egzemplarz recenzencki

46 komentarzy:

  1. Tę książkę mam w planach zakupić i przeczytać. "Lubię" taką tematykę, jednak jeszcze nie teraz- mam kilka tytułów za sobą, kilka czeka jeszcze na półce (jeden do recenzji) dotyczących, zagubienia, cierpienia dzieci... i czuję już lekki przesyt. Nie udźwignę tego, nie teraz.

    Recenzja jest na tyle sugestywna, że już sobie wyobrażam, że wiele łez przeleję przy tej lekturze....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, zbyt wiele takich książek w krótkim czasie działa ogromnie przytłaczająco. :/
      A co masz ciekawego?

      Usuń
  2. Zazdrość jest koszmarna. To taka choroba, której jeśli nie opanujesz może przynieść katastrofalne skutki.
    Co do powyższej książki, rozejrzę się za nią, gdyż jej zarys fabuły oraz twoja recenzja skutecznie mnie przekonały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, jest koszmarna i trzeba z nią walczyć, bo choć bywa czasem lekka zazdrość, która mobilizuje do działania i samodoskonalenia się, ale częściej jest zwyczajnie szkodliwa, niszcząca.

      Usuń
  3. Świetna recenzja... narobiłaś mi ochoty na tę książkę, na pewno jej nie przegapię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Olu. Polecam gorąco. Przygnębiająca, ale dobra. Dla mnie ma też ten plus, że historia opowiadana jest z punktu widzenia dziecka.

      Usuń
  4. Od jakiegoś czasu natykam się na ten tytuł w różnych miejscach i coraz bardziej chcę "Kamyki w brzuchu" przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, sam tytuł już mnie intryguje do szaleństwa. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie brzmiał on bardzo tajemniczo, pojęcia nie miałam co oznacza.

      Usuń
  6. Normalnie już recenzja robi wrażenie, to co musi zrobić z czytelnikiem książka...;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz co, przekonałaś mnie. Ostatnio odpuściłam podobną tematykę, ale czemu nie? Tym razem dam jej szansę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1:0 dla mnie! :D
      I mam nadzieję, że po lekturze nie odbierzesz mi tego punktu. :P

      Usuń
  8. Nie wiem czy jestem gotowa na taki właśnie nokaut, ale mogłabym zaryzykować. Pragnę bowiem nowych emocji, a ta książka chyba by ich dostarczyła.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam takie pozycje, jak dla mnie gwarancja dobrej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli książka jest dobrze napisana, to dla mnie też. Takie historie nie pozostawiają obojętnym.

      Usuń
  10. Ostatnio rozmawiałam ze znajomą, która zerwała z chłopakiem, bo była nieustannie zazdrosna o jego przyjaciół. Z tego, co mówiła, nie chodziło tylko o inne dziewczyny, ale i o czas spędzany z kolegami, bratem itd., zupełnie jakby chciała, by nieustannie byli razem i zerwali wszystkie pozostałe znajomości. Trochę to przerażające. Zawsze wydawało mi się, że dla wszystkich oczywiste jest to, że można kochać/lubić/poświęcać czas wielu osobom.
    "Co faktycznie miało miejsce? Czy tylko moja zazdrość, czy również zaniedbanie?" - Tak sobie myślę, że pewnie w jakimś stopniu jedno i drugie. Ale tej chorobliwej zazdrości, jak się wydaje, było więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brrrr... Faktycznie przerażające. I czasami wręcz niebezpieczne. Rozumiem, że o bliską osobę jest się zazdrosnym, ale w przesadę lepiej nie wpadać.

      Podejrzewam, że większość dzieci przechodzi przez taką zazdrość. Niemal każdemu wydaje się, że brat czy siostra są bardziej kochani, bardziej doceniani itp. Może rodzice też nieświadomie wyróżniają któreś z dzieci, lub z jakiegoś powodu poświęcają mu więcej czasu. Wydaje mi się, że ogromnie trudno ocenić tego typu sytuacje, ale w tym wypadku zgadzam się z Tobą, tej chorobliwej zazdrości było jednak więcej.

      Usuń
  11. Czytam takie wzruszające historię, czuję jednak, że ta jest jeszcze bardziej emocjonalna, niż inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy bardziej, ale na pewno emocji tu nie brakuje.

      Usuń
  12. Jejciu, jak mi szkoda tego dzieciaka. Jeszcze próbuje sobie to po swojemu wytłumaczyć. Trudno się do tego odnieść, bo rzeczywiście z jednej strony rodziny adoptujące dzieci czy rodziny zastępcze zwykle odwalają kawał dobrej roboty, ale czemu kosztem własnego dziecka? Właśnie skupianie większej uwagi na cudzym dziecku, by mu może wynagrodzić "złych rodziców", zapominając przy tym o własnym synu to przejście z jednej skrajności w drugą. Szkoda mi dziecka i rozumiem jego zazdrość, ale jak mocno musiało to wszystko na niego wpłynąć, że życzył innemu chłopcu śmierci? Przerażające, ale takie życiowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może nie kosztem własnego dziecka, a zupełnie nieświadomie? Tak bardzo skupili się na kimś, kto ich zdaniem potrzebował więcej czułości, przez to, że wcześniej jej nie zaznał, przez to, że znajduje się wśród obcych, że trochę bardziej faworyzowali "obcego". Trudne to i niejednoznaczne.

      Usuń
  13. Właśnie na taką, do granic przejmującą książkę mam teraz ochotę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to cieszę się, że mogłam Ci podsunąć ten tytuł. :)

      Usuń
  14. Już sama ta recenzja to nokaut i czuję zdecydowaną potrzebę sięgnięcia po tę książkę. Lubię powieści, które sprawiają, że świat wokół milknie, kiedy przewracamy ich ostatnią stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się w takim razie przeogromnie i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)

      Usuń
  15. Chwilowo nie mam ochoty na tego typu literaturę, ale kiedyś postaram się sięgnąć po tę książkę. Lubię powieści, których akcja ma jakikolwiek związek z prawdziwą zazdrością (nie taką dotyczącą droższej torebki). To może być całkiem ciekawa intelektualna przygoda...

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytając Twoją recenzję czułam kamyki w brzuchu... Ja po prostu musze to przeczytać, to mój must read!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty już lepiej tych kamyków nie czuj! Ale książkę przeczytaj. :)

      Usuń
    2. A Ty tylko te książki i książki:P
      A na grzyby się wybierz, tak jak i ja:P Jesień przecież jest!
      http://basiapelc.blogspot.com/2013/10/grzybobranie-mocium-panie.html
      Radzę dostosować się do mojego survivalowego przewodnika:D:P

      Usuń
    3. Yhm. Ja i grzyby... Taaa... Przewodnik mogę poczytać, ale sama mogę się wybrać najwyżej do marketu po pieczarki. :D

      Usuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. dzieci są brutalne i co w sercu to na języku. Gdy są zazdrosne to okazują to nawet jeśli to jest młodszy braciszek/siostrzyczka a co dopiero przyrodni. Mam nadzieję że jak bede miała dzieci bede potrafiła podzielić czas jednakowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno niełatwe, ale mam nadzieję, że wykonalne. :)

      Usuń
  19. Jestem pewna, że ta książka by mi się spodobała. Bardzo chcę przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi życzyć, żeby książka jak najszybciej wpadła w Twoje ręce. :)

      Usuń
  20. Zbyt przygnębiająca książka jak dla mnie. Może kiedyś do niej "dorosnę". Podobno dla każdej książki jest właściwy moment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co się na siłę "przygnębiać", ale książkę warto przeczytać. :)

      Usuń
  21. świetna recenzja.. nie pozostaje mi nic innego, tylko się rozejrzeć za tą książką :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.