Jon Bauer Kamyki w brzuchu Wyd. Helion 2013 360 stron |
Dziecięca zazdrość. O starszego brata, o młodszą siostrę. O to, że on ma a ja nie. O to, że jej wolno, a mi nie pozwalają. O zbyt długi uścisk mamy, zbyt wiele uwagi taty. O wszystko. Nasz bohater nie ma wprawdzie rodzeństwa, ale nie wychowuje się sam. Rodzice ośmiolatka co rusz przygarniają innych chłopców, tworząc dla nich rodzinę zastępczą.
Pamiętam Marcusa. Przez niego przesiedziałem dwie godziny na drzewie. Pamiętam złego Marcusa, który podkładał pod dywan w moim pokoju pinezki szpicem do góry[1].
Obecnie zamiast Marcusa jest Robert.
Moja Mama mówi o sobie, że jest szczególnie dobra i właśnie dlatego bierze na wychowanie dzieci, których matki i ojcowie nie są tak dobrzy albo walczą ze sobą, chociaż głęboko w środku są dobrymi ludźmi[2].
Robert ma złych rodziców. I dwanaście lat, prawie trzynaście. Może więc siedzieć z przodu samochodu. Później chodzić spać.
Robert lubi chmury. Jest grzeczniejszy, bardziej dojrzały, właściwie niemal dorosły. W oczach naszego małego bohatera, nowy lokator jest dla niego zagrożeniem. Jakby to on był rodzonym synem Mamy, jakby to jego kochała bardziej.
Akcja poruszającej powieści Jona Bauera Kamyki w brzuchu, toczy się dwutorowo. Dorosły mężczyzna wraca do swego rodzinnego domu, by zaopiekować się matką. Chora na raka mózgu rodzicielka niknie w oczach, ledwie mówi, wymaga stałej kontroli. Powrót do niej to także powrót do wspomnień, nienajlepszych, nienajpiękniejszych. Żal syna do matki jest wyraźny. Chłopiec mógłby mieć takie szczęśliwe dzieciństwo, gdyby to na nim skupiła się cała uwaga rodziców, gdyby nie musiał się dzielić ich miłością z dziećmi, które przewijały się przez ich dom. Kiedy pojawiają się dzieci, wszystko psują. Mama i Tata strasznie się dla nich starają, a one prawie nigdy nie są wdzięczne, prawie nigdy nie odwzajemniają miłości. A ja kocham Mamę i Tatę i jestem im wdzięczny, więc nie rozumiem, dlaczego po prostu nie przestaną wpuszczać do domu niemiłych ludzi[3]. Mamy tu więc zarówno teraźniejszość (zmagania z chorobą matki i wspomnieniami) oraz przeszłość (nierówna walka z zazdrością i poczuciem osamotnienia).
Zazdrość pojawiła się od pierwszych chwil, od momentu, w którym Robert przekroczył próg domu. Towarzyszyła jej nienawiść. Jego nienawidzę najbardziej. A jeszcze bardziej nienawidzę jego rodziców za to, że byli źli, bo gdyby byli dobrzy, tak jak moja Mama, to nie musiałbym się nią dzielić[4]. Mimo upływu czasu, negatywne emocje nie znikają. Będą towarzyszyć także bohaterowi jako dorosłemu mężczyźnie i nie znikną nawet wtedy, gdy Roberta już nie będzie. Agresję wzbudza w nim wszystko to, co przywołuje obrazy z dzieciństwa. Wyładowuję się na matce, obcym mężczyźnie, demoluje studio, w którym przed laty fotograf próbował uwiecznić rodzinne szczęście. Poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, żal, złość, nienawiść - taka kumulacja negatywnych emocji ma niesamowitą siłę niszczącą. Emocje, przez wiele lat przechowywane w sercu i pamięci, znajdują ujście. Ze wspomnień wyłania się dramatyczna historia. Co jeszcze wydarzyło się przed dwudziestoma laty, że bohater wciąż nie potrafi uporać się z przeszłością?
Kamyki w brzuchu to jedna z tych historii, które emocjonalnym ładunkiem uderzają w przeponę czytelnika, odbierając mu oddech. Ośmiolatek, spragniony całej uwagi rodziców, nie potrafi sobie poradzić z zazdrością, z obecnością w domu "konkurenta". Niejednokrotnie podkreśla, że sam czuje się jak przybrane dziecko, jakby to on był tym dodatkowym lokatorem, niechcianym, na dodatek. Ileż w tym chłopcu żalu, złości! Ileż myśli, które wzbudzają niepokój. Ile smutku. Paczki z podarkami urodzinowymi dla Roberta wydają się zbyt wielkie jak na siatkę z prezentami dla kogoś, kto nawet nie jest ich synem[5] - ocenia chłopiec. Jeśli się tego wystarczająco pragnie można ukraść życzenie urodzinowe osobie, która zdmuchuje świeczki. Życzę sobie w myślach, żeby Robert umarł[6]. Po ciele przechodzą mnie dreszcze. Jak mocno trzeba czuć się samotnym, odrzuconym, by dopuścić do siebie takie myśli? Osamotny - mówi o sobie chłopiec. Po latach nie jest taki pewien, czy rodzice faktycznie go zaniedbywali, czy to niczym nieuzasadniona zazdrość była (i jest!) powodem frustracji. Wciąż jednak jest samotny, nie potrafi stworzyć trwałej relacji z innymi ludźmi.
Mały, a później już całkiem dorosły, narrator, opowiada swoją historię w sposób niezwykle przejmujący. Emocje się udzielają, niepokój rośnie tym bardziej, im więcej nasz bohater zdradza ze swej przeszłości.
Gdy zamyka się tę książkę, wszędzie zapada cisza. Nawet mucha nie bzyczy, wcale nie dlatego, że jesień, że chłodno, że śnięta niemrawo porusza się po parapecie. Powieść Jona Bauera to emocjonalny nokaut, to książka brutalnie szczera, boleśnie prawdziwa. Po jej odłożeniu, każdy dźwięk wydaje się być nie na miejscu. Cisza zapewnia odpowiednie tło do rozmyślań. A jest o czym myśleć, to pewne. Autor postawił bohaterów w niezwykle trudnej sytuacji. Małżeństwo chce pomóc dzieciom z trudnych rodzin, zapewnić im dach nad głową, odrobinę czułości, uwagi, zapewnić poczucie bezpieczeństwa, pomóc w miarę bezboleśnie przejść przez dzieciństwo, przygotować do dorosłego życia. Piękne i godne podziwu. Z drugiej strony jest jednak mały chłopiec, dziecko, które nie rozumie, dlaczego obcy dzieciak skupia na sobie uwagę JEGO mamy, JEGO taty. Może to zwykła dziecięca zazdrość, silniejsza, niż gdyby "ten drugi" był rodzonym bratem, co usprawiedliwiałoby zainteresowanie nim rodziców, a może faktycznie opiekunowie zbyt mocno starali się stworzyć rodzinę dla przygarniętego chłopca, zaniedbując przy tym własnego syna?
Nie znam odpowiedzi i nie potrafię ocenić bohaterów. Wiem natomiast jedno: Kamyki w brzuchu Jona Bauera to przejmująca historia, wspaniały wgląd w dziecięcą psychikę, powieść, która gwarantuje intensywność przeżyć. Nie da się potraktować tej powieści obojętnie. Po takim nokaucie, czytelnik łatwo się nie podniesie.
Nie wiem co jest prawdą: ich zaniedbanie czy moja zazdrość. Co faktycznie miało miejsce? Czy tylko moja zazdrość, czy również zaniedbanie?[7]
---
Książkę polecam
miłośnikom powieść z dużym ładunkiem emocjonalnymwielbicielom historii opowiadanych przez dzieciposzukujących powieści skłaniających do refleksjirodzinom zastępczymchętnie sięgającym po trudne tematy
---
[1] Jon Bauer, Kamyki w brzuchu, przeł. Katarzyna Rojek, Wyd. Helion, 2013, s. 67.
[2] Tamże, s. 28.
[3] Tamże, s. 27.
[4] Tamże, s. 16.
[5] Tamże, s. 104.
[6] Tamże, s. 105.
Tę książkę mam w planach zakupić i przeczytać. "Lubię" taką tematykę, jednak jeszcze nie teraz- mam kilka tytułów za sobą, kilka czeka jeszcze na półce (jeden do recenzji) dotyczących, zagubienia, cierpienia dzieci... i czuję już lekki przesyt. Nie udźwignę tego, nie teraz.
OdpowiedzUsuńRecenzja jest na tyle sugestywna, że już sobie wyobrażam, że wiele łez przeleję przy tej lekturze....
Fakt, zbyt wiele takich książek w krótkim czasie działa ogromnie przytłaczająco. :/
UsuńA co masz ciekawego?
Zazdrość jest koszmarna. To taka choroba, której jeśli nie opanujesz może przynieść katastrofalne skutki.
OdpowiedzUsuńCo do powyższej książki, rozejrzę się za nią, gdyż jej zarys fabuły oraz twoja recenzja skutecznie mnie przekonały.
Oj tak, jest koszmarna i trzeba z nią walczyć, bo choć bywa czasem lekka zazdrość, która mobilizuje do działania i samodoskonalenia się, ale częściej jest zwyczajnie szkodliwa, niszcząca.
UsuńŚwietna recenzja... narobiłaś mi ochoty na tę książkę, na pewno jej nie przegapię...
OdpowiedzUsuńDzięki, Olu. Polecam gorąco. Przygnębiająca, ale dobra. Dla mnie ma też ten plus, że historia opowiadana jest z punktu widzenia dziecka.
UsuńOd jakiegoś czasu natykam się na ten tytuł w różnych miejscach i coraz bardziej chcę "Kamyki w brzuchu" przeczytać.
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie zawiedziesz.
UsuńAch, sam tytuł już mnie intryguje do szaleństwa. :D
OdpowiedzUsuńDla mnie brzmiał on bardzo tajemniczo, pojęcia nie miałam co oznacza.
UsuńNormalnie już recenzja robi wrażenie, to co musi zrobić z czytelnikiem książka...;)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie. I zachęcam do lektury. :)
UsuńPrzekonałaś mnie emocjami
OdpowiedzUsuńWiesz co, przekonałaś mnie. Ostatnio odpuściłam podobną tematykę, ale czemu nie? Tym razem dam jej szansę:)
OdpowiedzUsuń1:0 dla mnie! :D
UsuńI mam nadzieję, że po lekturze nie odbierzesz mi tego punktu. :P
Nie wiem czy jestem gotowa na taki właśnie nokaut, ale mogłabym zaryzykować. Pragnę bowiem nowych emocji, a ta książka chyba by ich dostarczyła.
OdpowiedzUsuńO emocje możesz być spokojna.
UsuńUwielbiam takie pozycje, jak dla mnie gwarancja dobrej lektury :)
OdpowiedzUsuńJeśli książka jest dobrze napisana, to dla mnie też. Takie historie nie pozostawiają obojętnym.
UsuńOstatnio rozmawiałam ze znajomą, która zerwała z chłopakiem, bo była nieustannie zazdrosna o jego przyjaciół. Z tego, co mówiła, nie chodziło tylko o inne dziewczyny, ale i o czas spędzany z kolegami, bratem itd., zupełnie jakby chciała, by nieustannie byli razem i zerwali wszystkie pozostałe znajomości. Trochę to przerażające. Zawsze wydawało mi się, że dla wszystkich oczywiste jest to, że można kochać/lubić/poświęcać czas wielu osobom.
OdpowiedzUsuń"Co faktycznie miało miejsce? Czy tylko moja zazdrość, czy również zaniedbanie?" - Tak sobie myślę, że pewnie w jakimś stopniu jedno i drugie. Ale tej chorobliwej zazdrości, jak się wydaje, było więcej.
Brrrr... Faktycznie przerażające. I czasami wręcz niebezpieczne. Rozumiem, że o bliską osobę jest się zazdrosnym, ale w przesadę lepiej nie wpadać.
UsuńPodejrzewam, że większość dzieci przechodzi przez taką zazdrość. Niemal każdemu wydaje się, że brat czy siostra są bardziej kochani, bardziej doceniani itp. Może rodzice też nieświadomie wyróżniają któreś z dzieci, lub z jakiegoś powodu poświęcają mu więcej czasu. Wydaje mi się, że ogromnie trudno ocenić tego typu sytuacje, ale w tym wypadku zgadzam się z Tobą, tej chorobliwej zazdrości było jednak więcej.
Czytam takie wzruszające historię, czuję jednak, że ta jest jeszcze bardziej emocjonalna, niż inne.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy bardziej, ale na pewno emocji tu nie brakuje.
UsuńJejciu, jak mi szkoda tego dzieciaka. Jeszcze próbuje sobie to po swojemu wytłumaczyć. Trudno się do tego odnieść, bo rzeczywiście z jednej strony rodziny adoptujące dzieci czy rodziny zastępcze zwykle odwalają kawał dobrej roboty, ale czemu kosztem własnego dziecka? Właśnie skupianie większej uwagi na cudzym dziecku, by mu może wynagrodzić "złych rodziców", zapominając przy tym o własnym synu to przejście z jednej skrajności w drugą. Szkoda mi dziecka i rozumiem jego zazdrość, ale jak mocno musiało to wszystko na niego wpłynąć, że życzył innemu chłopcu śmierci? Przerażające, ale takie życiowe.
OdpowiedzUsuńA może nie kosztem własnego dziecka, a zupełnie nieświadomie? Tak bardzo skupili się na kimś, kto ich zdaniem potrzebował więcej czułości, przez to, że wcześniej jej nie zaznał, przez to, że znajduje się wśród obcych, że trochę bardziej faworyzowali "obcego". Trudne to i niejednoznaczne.
UsuńWłaśnie na taką, do granic przejmującą książkę mam teraz ochotę. ;)
OdpowiedzUsuńNo to cieszę się, że mogłam Ci podsunąć ten tytuł. :)
UsuńJuż sama ta recenzja to nokaut i czuję zdecydowaną potrzebę sięgnięcia po tę książkę. Lubię powieści, które sprawiają, że świat wokół milknie, kiedy przewracamy ich ostatnią stronę.
OdpowiedzUsuńCieszę się w takim razie przeogromnie i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)
UsuńChwilowo nie mam ochoty na tego typu literaturę, ale kiedyś postaram się sięgnąć po tę książkę. Lubię powieści, których akcja ma jakikolwiek związek z prawdziwą zazdrością (nie taką dotyczącą droższej torebki). To może być całkiem ciekawa intelektualna przygoda...
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie to przygoda pełna emocji.
UsuńCzytając Twoją recenzję czułam kamyki w brzuchu... Ja po prostu musze to przeczytać, to mój must read!
OdpowiedzUsuńTy już lepiej tych kamyków nie czuj! Ale książkę przeczytaj. :)
UsuńA Ty tylko te książki i książki:P
UsuńA na grzyby się wybierz, tak jak i ja:P Jesień przecież jest!
http://basiapelc.blogspot.com/2013/10/grzybobranie-mocium-panie.html
Radzę dostosować się do mojego survivalowego przewodnika:D:P
Yhm. Ja i grzyby... Taaa... Przewodnik mogę poczytać, ale sama mogę się wybrać najwyżej do marketu po pieczarki. :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńdzieci są brutalne i co w sercu to na języku. Gdy są zazdrosne to okazują to nawet jeśli to jest młodszy braciszek/siostrzyczka a co dopiero przyrodni. Mam nadzieję że jak bede miała dzieci bede potrafiła podzielić czas jednakowo
OdpowiedzUsuńTo na pewno niełatwe, ale mam nadzieję, że wykonalne. :)
UsuńJestem pewna, że ta książka by mi się spodobała. Bardzo chcę przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńPozostaje mi życzyć, żeby książka jak najszybciej wpadła w Twoje ręce. :)
UsuńZbyt przygnębiająca książka jak dla mnie. Może kiedyś do niej "dorosnę". Podobno dla każdej książki jest właściwy moment.
OdpowiedzUsuńNie ma co się na siłę "przygnębiać", ale książkę warto przeczytać. :)
UsuńNa pewno kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńGorąco zachęcam. :)
Usuńświetna recenzja.. nie pozostaje mi nic innego, tylko się rozejrzeć za tą książką :)
OdpowiedzUsuńJedyna słuszna decyzja. ;)
Usuń