Od początku było wiadomo, że nie może nas zabraknąć w Barri Gòtic, Dzielnicy Gotyckiej znajdującej się tuż przy La Rambli, w sercu Starego Miasta (Ciutat Vella). Zanim jednak skręciliśmy w wąskie uliczki pełne barów, restauracji i niewielkich sklepików, wiedzeni ciekawością oraz chęcią napełnienia żołądków, udaliśmy się na zakupy na najbardziej znany barceloński targ spożywczy.
La Boqueria to ogromny tłok i mnóstwo kolorów. Lawirując między amatorami świeżych soków, owoców czy słynnych szynek, wciskałam obiektyw gdzie się da, uwieczniając na zdjęciach orgię barw i smaków.
Ogromnie przypadły mi do gustu kubeczki z owocami gotowymi do spożycia. Praktyczne rozwiązanie dla turysty, który nie ma w kieszeni nożyka do obierania kiwi albo ma ochotę na owocowy miks upchnięty w poręcznym opakowaniu.
Zaopatrzyliśmy się w takie kubeczki, dokupiliśmy do zestawu soki (limonka z miętą to mój zdecydowany faworyt) i ruszyliśmy obejrzeć pozostałe stoiska. A tam...
Cóż, są takie chwile, kiedy człowiek mocno zastanawia się nad przejściem na wegetarianizm... Widok oskórowanych owczych łbów czy pozbawionych skóry zajęcy sprawił, że czym prędzej pokicałam w inną stronę. W przeciwieństwie do tych, którzy już nigdy nigdzie nie pokicają.
W tłumie nietrudno czuć się obserwowanym. Na bazarze każdy czegoś wypatrywał. Niektórzy tego, co można upolować na obiad, inni tych, do których na obiad można się wprosić.
Niektórzy wpraszali się na obiad na tyle nachalnie, że trzeba im było obwiązać kończyny, by ukrócić próby podszczypywania pulchnych pośladków kucharek.
Od wpatrywania się łakomym wzrokiem na stoiska ze słodyczami, przytyłam pewnie ze dwa kilo. Na szczęście pobyt w Barcelonie był na tyle intensywny, że kilogramy te zgubiłam jeszcze tego samego dnia, spacerując uliczkami aż do zmroku.
Zapomniawszy o moim pomyśle przejścia na wegetarianizm, uwieczniłam na zdjęciach szynkę serrano (jamón serrano), surowe, suszone mięcho z udźców lub łopatek wieprzowych.
Wszystkie produkty są pięknie wyeksponowane. Kto by pomyślał, że widok poukładanych na stertach jabłek czy żelek może tak cieszyć oczy?
Z kubeczkami w dłoniach opuściliśmy bazar, przecięliśmy La Ramblę i skryliśmy się w cieniu zabudowy Barri Gòtic.
Ta średniowieczna dzielnica właściwie wyłączona jest z ruchu kołowego, można więc spacerować nią do woli na tyle, na ile oczywiście pozwalają tabuny turystów, którzy będą się przemieszczać razem z nami. Z prądem, pod prąd lub wcale, od czasu do czasu tamując ruch. Trudno się jednak dziwić, że ten i ów przystanie na chwilę, by podziwiać architekturę, witryny sklepów czy bogate menu licznych barów i restauracji, bo i jest co oglądać.
Wśród wielu wspaniałych budynków największe wrażenie zrobiła na mnie katedra Św. Eulalii.
Budowana od 1298 roku świątynia została ukończona dopiero w latach 80. ubiegłego wieku (co oznacza, że budowniczy Sagrady Familii nie muszą się stresować - byli lepsi od nich). Katedra poświęcona jest świętej Eulalii, którą Rzymianie torturowali chcąc wymusić na niej wyparcie się wiary chrześcijańskiej.
Dłuższą chwilę spędziliśmy siedząc przed monumentalną, pięknie zdobioną budowlą, czas jednak było ruszać dalej. Tuż obok, w Casa de l'Ardiaca, zatrzymaliśmy się na krótką sesję fotograficzną. W takich miejscach mogłabym siedzieć godzinami. Turystów było niewielu, czas jakby zaczął wolniej płynąć. Gdybym wcześniej nie zakochała się w Barcelonie, w tej chwili z pewnością zdobyłaby moje serce.
Przed wejściem do Casa de l'Ardiaca na skrzynce na listy siedział żółw, żółw najwyraźniej magiczny, bo każdy wchodzący do budynku człowiek, przystawał przy nim na chwilę, kładł rękę na kamienną skorupę i zamyślony tkwił tak przez moment. Nie wiem jak to działa, ale na wszelki wypadek zrobiłam to samo, przy okazji w myślach wypowiadając życzenie. A nuż się spełni?
Spacerując ulicami musieliśmy przystanąć na Carrer del Bisbe. Tu każdy turysta obowiązkowo pstrykał zdjęcia.
Wędrując dalej znaleźliśmy się na Plaça Reial, wokół którego skupione są liczne restauracje i kluby.
Oczywiście nie mogliśmy się nie pojawić na najważniejszym placu dzielnicy - Plaça Sant Jaume. Niegdyś mieściło się tu rzymskie forum oraz świątynia cesarza Oktawiana Augusta, dziś stoją tu ważne rządowe budynki, a sam plac jest miejscem organizowania wieców i demonstracji.
Wracając do hostalu i tym razem ominęliśmy La Ramblę, wybierając spacer wzdłuż ruchliwej Vía Layetana.
Skręcając w boczną uliczkę odnaleźliśmy Pałac Muzyki Katalońskiej (Palau de la Música Catalana). Znajdujący się na liście światowego dziedzictwa UNESCO zabytek, służy jako sala koncertowa, w której wysłuchać można zarówno wykonań muzyki poważnej jak i rozrywkowej. Nie miałam niestety okazji zajrzeć do środka, ale obejrzane w Internecie zdjęcia mówią jasno: koncert w Pałacu jest z pewnością niezapomnianym przeżyciem.
Tymczasem w głowach krystalizował nam się kolejny plan. Z nabrzeża doskonale widoczne jest wzgórze Montjuic. To właśnie tam stoi twierdza, w której rozgrywa się znaczna część akcji Więźnia nieba powieści Carlosa Ruiza Zafona (recenzja).
przy tej ulicy mieszkał Daniel Sempere, bohater cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek |
***
Zobacz też:
Czy ja muszę w ogóle tę fotorelację w jakiś sposób komentować?? :) Nie... :) Powiem tylko tyle, że dalej jestem tragicznie zauroczona Barceloną i dziękuję Ci za te zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście, że musisz! Ktoś powinien zadbać o moje statystyki. :P
UsuńHaha! Co jak co, ale Twoje statystyki na pewno mają się dobrze. :) Po takich wpisach jak ten... :)
UsuńI tu Cię zaskoczę, bo niekoniecznie. A już jeśli się weźmie pod uwagę ile czasu zajmuje mi zrobienie takiej notki, to wychodzi na to, że w ogóle mi się ona "nie opłaca". ;)
UsuńLepiej już jakiś stosik wrzucić. :P
Kolejna wspaniała fotorelacja:) Chyba dzięki Tobie troszkę przyspieszę wycieczkę do Barcelony:P
OdpowiedzUsuńO, widzę, że jesteś już spakowana! :P
UsuńNa tym targu to jest zdecydowanie za dużo ludzi :) ucikałam prędziutko, bo moja osobista strefa została naruszona zbyt wiele razy :D
OdpowiedzUsuńE tam, wystarczy się przecisnąć nieco dalej, tam czasami nawet udaje się podrapać po nosie nie wybijając nikomu oka łokciem. :P
UsuńMyślę, że ten materiał powinnaś podzielić na jeszcze kilka notek. :P Po pierwsze: najbardziej podoba mi się Twoja sukienka - jest urocza. :P Po drugie, dałabym się pokroić, żeby znaleźć się na takim targu z aparatem i najlepiej jeszcze z kimś, kto by mi pozował. Po trzecie: te detale są świetne. Po czwarte: ten krab(?), z miną pt. "foch" mnie urzekł. :P
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację, ale dotarło to do mnie nieco zbyt późno.
UsuńPo pierwsze: dziękuję.
Po drugie: wyobraziłam sobie modelkę (modela?) tarzającego się wśród żelek i bananów. Dziwny widok.
Po trzecie: detale mają ten plus, że nie wystaje zza nich przepalone niebo. :P
Po czwarte: na jego miejscu też byś miała taka minę; ile można siedzieć na zimnym podłożu i zgrywać chojraka?
A będą jeszcze kolejne części? :P Poza tym dopiero teraz zorientowałam się, że masz model aparatu, który ja chciałam mieć. :P
UsuńO tarzaniu się w bananach(...) nie myślałam, ale mam kilka innych pomysłów. :P Przepalone niebo jest okrutne. Ja takie zdjęcia ze Lwowa niestety przywiozłam. Paskudną pogodę mieliśmy.
Tylko jakiś milion. :P
UsuńZdobycie tego modelu w czasach, gdy właśnie go wycofywali, to była istna masakra. Ale się udało. A teraz skubany wrócił i wkurza mnie z billboardów. :P
A Ty jaki masz?
Jeszcze ciekawszych, jak się domyślam? :P
Ano okrutne. Następnym razem lepiej się zaopatrzę w sprzęt, bo mi się wyć chce, jak patrzę na niektóre fotki =/
Ano właśnie - mnie legendarną i wymarzoną D700 wycofali. Oczywiście nie mówię tu o kupieniu jej za własne środki. :P Dlatego mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Mam D3000, niestety. ;-)
UsuńNie bądź taką perfekcjonistką, czasami ciężko tego uniknąć. :P No chyba, że masz mega mocną lampę. :P
Pfff... O D700 to nawet bym nie śmiała marzyć, ale trzymam kciuki za Twoje "wszystko pójdzie dobrze", to może mi kiedyś dasz potrzymać. :P
UsuńTia. Chyba w oczach. :P
Jak wszystko pójdzie dobrze, to pozwolę, ale D800. :D
UsuńBTW, z tych detalowych zdjęć najbardziej podoba mi się ta potępiona dusza w oknie. :D Ciekawe, jaką ma historię.
O mmmmaaaammmmo! No nie wiem, chyba nie jestem taka odważna, ale chociaż popatrzę z daleka. :D
UsuńMhroczną. ;)
Bardzo podobała mi się Barcelona i chętnie bym tam wróciła. Dzięki Twoim zdjęciom mogłam chociaż wirtualnie :)
OdpowiedzUsuńJa też! Zrobiłabym raz jeszcze te wszystkie zdjęcia, które mi nie wyszły i te, których nie zdążyłam zrobić. :P
Usuńzdjęcia super:) CO ja bym dała, żeby pobyć dłużej w Barcelonie ^^ Niestety byłam tam tylko raz przejazdem :)
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę szybkiego powrotu. Na dłużej. :)
UsuńBarcelona Barceloną, ale od tych stoisk ze słodyczami wprost nie sposób oderwać wzroku :D
OdpowiedzUsuńMnie to mówisz? Oczopląs i ślinotok gwarantowane.
UsuńJeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejku jakie cuda. Tak się zachwycałam tymi wspaniałymi zdjęciami, że aż mąż zerknął co ja tam takiego robię:)
OdpowiedzUsuńTrzeba mu było powiedzieć, że planujesz mały wypad na targ. ;)
UsuńA ja uciekłam z tego targu, zaraz po tym jak kupiliśmy owoce przy pierwszym lepszym stoisku... Tragicznie tam śmierdziało, a ja niestety jestem bardzo wrażliwa na zapachy...
OdpowiedzUsuńZdjęć Barri Gotic nie komentuję, bo sama wiesz - moja ulubiona dzielnica :))) Ale fajnie byłoby móc jeszcze raz przespacerować się tymi ślicznymi uliczkami!
To ja na odwrót, z dobrą godzinę się tam pałętałam, jak nie dłużej.
UsuńZdjęcia Barri Gotic mi nie bardzo wyszły, ale obiecałam, to wrzucam. Następnym razem muszę się lepiej przygotować.
Najbardziej do gustu przypadły mi zdjęcia jedzenia :P z chęcią coś takiego bym na obiad zaprosiła (no chyba, że byłoby oskórowane, wtedy nie zapraszam) :P
OdpowiedzUsuńMyślę, że żółwia prawidłowo potraktowałaś, ja ostatnio gołąbka złotego głaskałam ;)
Rozumiem, że to nie koniec fotorelacji? Bo tak nagle się ta urwała...
Na obiad mogłabym najwyżej zaprosić działo owocowo-warzywny. :P
UsuńO złotej rybce słyszałam, ale żeby gołąb? Gdzie można takiego pomiziać? ;)
Koniec? Nie łudź się, jeszcze dłuuuugo będę Was zanudzać. :D
W Darłowie, na zamku, należy go miziać w parze, to wtedy zapewnisz sobie wieczną miłość ;)
UsuńNa to liczyłam :D
Dobrze wiedzieć, w razie kryzysu - jedziemy miziać! :P
UsuńJeszcze będziesz żałować. :P
Jestem pod wrażeniem wszystkiego, chyba i ja zacznę się pakować ;)
OdpowiedzUsuńBierz wygodne buty i aparat, i pędź na lotnisko. :D
UsuńAleż się u Ciebie ciepło zrobiło! Wspaniała, kolorowa, smaczna - po prostu świetna fotorelacja! Zazdroszczę tej eskapady. Piękne zdjęcia i piękne wspomnienia:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPrzywołuję lato, bo mi do jesieni niespieszno. ;)
UsuńRobisz cudowne zdjęcia! Zmobilizowałaś mnie żeby zacząć oszczędzać i w przyszłym roku odwiedzić Barcelonę. Niesamowicie zgłodniałam oglądając zdjęcia, które zrobiłaś na La Boquerii :)
OdpowiedzUsuńNie bardzo, ale dziękuję. :)
UsuńCieszę się ogromnie, na pewno się nie zawiedziesz. :)
Wszystko pięknie, ale te zdjęcia zwierząt obdartych ze skóry przyćmiły mi obraz Barcelony :( Swoją drogą mnie też zmobilizowałaś do oszczędzania przez rok na taką podróż. Tylko tu pojawia się problem - Barcelona czy jednak Madryt? A może Paryż? :)
OdpowiedzUsuńStawiałabym na Barcelonę lub Paryż, ale to pierwsze pokochałam jeszcze przed wizytą, a tego drugiego jeszcze nie widziałam, więc jestem nieobiektywna. W każdym razie - Barcelonę ogromnie polecam. :)
UsuńWspaniała wyprawa! Cudowna architektura, klimat średniowiecznych uliczek... takie wspomnienia dają siłę, żeby dotrwać do następnego urlopu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Jeśli kolejny urlop miałby być równie udany, to warto poczekać. :)
UsuńRecenzja do wyzwania:
OdpowiedzUsuń"Co każdy przedszkolak umieć powinien..." - Dorota Krassowska
http://magicznyswiatksiazki.pl/co-kazdy-przedszkolak-umiec-powinien-dorota-krassowska-recenzja-305/
pozdrawiam
Miłośniczka Książek
Dopisana.
UsuńPięknie, wspomnienia z pewnością pozostaną na długo:)
OdpowiedzUsuńOj tak, z pewnością tak będzie. :)
UsuńAle bym chciała choć raz w życiu odwiedzić taki targ... Najbardziej podobały mi się czekoladki, niezbyt to dobrze chyba, uzależnienie od słodyczy czy co:P
OdpowiedzUsuńI fajnie, że choć na jednym zdjęciu pojawiłaś się Ty we własnej osobie;) Na to czekałam:)
Czekoladki ogromnie kusiły, ale byłam twarda. :D
UsuńŻebym pojawiła się na zdjęciu, musiałabym wypuścić aparat z rąk. Takie cuda rzadko się zdarzają. No, ale parę razy musiałam się poświęcić, bo w końcu nie miałabym żadnego własnego zdjęcia z wakacji. :P
Biedne owieczki :(
OdpowiedzUsuńZdjęcia cudowne, jaki masz aparat? Przepiękne wakacje :)
Niby mięsko jak mięsko, ale widok upiorny.
UsuńDziękuję. ;)
Mam Nikona D90.
Och strasznie Ci zazdroszczę! Moim marzeniem jest zobaczyć Barcelonę.. cóż na razie pozostaje mi tylko oglądanie twoich(świetnych!) zdjęć!
OdpowiedzUsuńO Barcelonie marzyłam od lat, więc sama widzisz - marzenia się spełniają. :)
UsuńOch jakie cudowne zdjęcia! Nigdy nie byłam w Barcelonie:( Dobrze, że dzięki Twojej fotorelacji mogłam sobie przybliżyć jej klimat. Ehh...te słodycze i owoce...kuszą, aż ślinka mi cieknie:)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci takiej wyprawy, bo to przepiękne miejsce. :)
UsuńAleż fenomenalne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńOgromnie zazdroszczę, ogromnie! Co za kolory!:))
Większość nie wyszła tak jak chciałam. Cóż, dużo nauki przede mną, ale dziękuję za miłe słowa. :)
UsuńPięknie :)
OdpowiedzUsuńChcę tam z powrotem!
UsuńWszystko byłoby idealne, gdyby nie te biedne zajączki, które będą mi się śnić po nocach ;) Świetna relacja i piękne zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńO tak, zajączki zepsuły mi kolorowy nastrój na dobre pół godziny, a oglądanie zdjęć boli do tej pory. Chyba lepiej nie mieć świadomości jak wygląda jedzenie zanim trafi na talerz. ;)
UsuńKatedra najpiękniejsza! Uwielbiam katedry. ;) Ale - muszę przyznać, że te malowidła na bramach też mi się podobają. Czemu u nas takich nie ma? Albo są, tylko nie w mojej okolicy (tutaj królują wulgarne bazgroły).
OdpowiedzUsuńMalowidła są świetne! Marchewki na bramach sklepów ze zdrową żywnością, zegarki i bransoletki na tych z biżuterią itp. Świetny pomysł. :)
UsuńSą takie chwile, kiedy człowiek zastanawia się nad tym wegetarianizmem, ja mam strasznie mało takich momentów, jeśli miałbym zjeść psa albo kota, to może, i gdybym zobaczył coś takiego, to też może, ale długo chyba nie wytrwałbym. :) Fotorelacja oczywiście cudna, a te słodycze musiały być pyszne. :)
OdpowiedzUsuńEee... Z kurczaka też bym nie zrezygnowała, ale zającowatego póki co na talerzu bym widzieć nie chciała.
UsuńSłodyczy nie próbowałam. Twarda byłam i skupiłam się na owocach. ;)
Pięknie *o*
OdpowiedzUsuńI jeszcze długo będę wspominać. :)
UsuńNiesamowite zdjęcia. Robią wrażenie. Tylko faktycznie mięso z zajęcy oraz owiec powinno być bez głów, bo jakoś serce się ściska, jak się na to barbarzyństwo patrzy.
OdpowiedzUsuńTe oczy długo mnie prześladowały. =/
UsuńTe oskórowane owce, bardzo mnie zszokowały... Ale poza tym Barcelona jest piękna :)
OdpowiedzUsuńOwce są dla kontrastu, żeby aż tak pięknie nie było. ;)
UsuńNawet nie wiesz jak bardzo Ci zazdroszczę. Barcelona to moje marzenie, to miejsce, które w mojej wyobraźni jest moim małym rajem na Ziemi, mimo że jeszcze nie miałam okazji tam się pojawić. Bardzo dużo bym dała, by móc tam jechać od tak, w tej chwili. Dziękuję za te zdjęcia, bo chociaż troszkę tego mojego wymarzonego miasta mogłam zobaczyć! :)
OdpowiedzUsuńChyba trochę wiem, bo dokładnie takie samo marzenie miałam przez wiele lat. Oglądałam zdjęcia i myślałam o tym, że pewnie nigdy nie uda mi się tam pojechać, bo zawsze są jakieś pilniejsze wydatki, a taka wycieczka mimo wszystko do najtańszych nie należy, no i nie opłaca się tak jechać na krócej niż tydzień.
UsuńMoje marzenie się spełniło i Tobie życzę tego samego. :)
Dokładnie o tym samym pomyślałam - kto by się spodziewał ze żarcie poukładane w stosy tak może cieszyć oko. :D Bardzo mi w Polsce brakuje tych pokrojonych owoców zapakowanych w pudełeczka. Gotyk cudny, cóż więcej można dodać. :) I graffiti też fajne!
OdpowiedzUsuńZ tymi owocami, to naprawdę świetny pomysł. Bardzo praktyczny i korzystaliśmy z niego za każdym razem, gdy przechodziliśmy w pobliżu. :)
Usuń