Małgorzata Kalicińska Lilka Wyd. Zysk i S-ka 2012 520 stron |
Moje wyobrażenie było takie. Marianna Roszkowska, główna choć nie tytułowa bohaterka, po trzydziestu latach małżeństwa właściwie z dnia na dzień zostaje sama. Mąż się dusił w związku, nudził, aż w końcu spakował manatki zostawiając zszokowaną żonę. To nie jedyny problem Marianny. Drugim jest Lilka, przyrodnia siostra bohaterki, niespokojny duch, artystka, a przede wszystkim kobieta chora na raka. Wyobrażałam sobie dzielną Mariannę, która z jednej strony musi pozbierać się po rozstaniu z mężem, z drugiej być wsparciem dla siostry, z którą łączą ją wcale nie najcieplejsze relacje. Do tego jeszcze spodziewałam się wątku z przystojnym wdowcem lub skrzywdzonym rozwodnikiem, który pokaże Roszkowskiej, że miłość może pojawić się w każdym wieku, rozwód nie jest końcem świata, a szczęście to nie mityczny stwór, który omija dojrzałe, samotne kobiety szerokim łukiem. W końcu nie ma co się czarować, literatura kobieca powstaje ku pokrzepieniu serc. Mamy się wzruszyć, zasmucić, a na końcu uwierzyć w miłość, przyjaźń, szczęście i całą masę innych pozytywów.
Nie mogę powiedzieć, że moje oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Co to, to nie. Miałam co chciałam, a nawet więcej. Dużo więcej. Małgorzata Kalicińska postanowiła w powieści umieścić wszystkie wątki, jakie tylko da się zmieścić na pięciuset stronach. Jest więc o zanikającym dobrym wychowaniu, o eutanazji, o tym, że zwierzę też człowiek, o migracji w poszukiwaniu lepszego życia, rozłące, braku więzi pomiędzy bliskimi, mniej lub bardziej skutecznych psychoterapiach, no i przede wszystkim o miłości i seksie po pięćdziesiątce oraz radzeniu sobie ze śmiertelną chorobą. Oczywiście to nie są wszystkie wątki, Lilka mieści ich w sobie dużo więcej, na dodatek przeplatając teraźniejszość z przeszłością, bo Marianna lubi wspominać, oj lubi. W tym miksie wątków zabrakło chyba tylko parad równości, ale to pewnie przeoczenie. Za to znalazło się miejsce na porachunki z mafią ukraińską i lustrację.
Dodatkowo na Mariannę spadają wszelkie nieszczęścia tego świata. Jest gwałt, są niewłaściwi mężczyźni, mamy oszustwa, zdrady, nękanie, śmierć jest wszechobecna, bliscy tak szybko odchodzą, choroby się panoszą, gdzie nie spojrzeć tam luki, braki i problemy. Nagromadzenie wątków i problemów sprawia, że tak naprawdę żaden temat nie został potraktowany głębiej.
Marianna nie szczędzi czytelnikowi szczegółów. I tak, chcąc nie chcąc, dowie się on o wszach, które Roszkowska (wówczas jeszcze Barańska, zwana przez ojca pieszczotliwie Barankiem) przyniosła w przedszkola (tu następuje cały akapit poświęcony "iskaniu", zgniataniu i czesaniu) czy upokarzających kolejkach do damskich toalet w supermarketach (które na pewno projektował jakiś facet, nie zdający sobie sprawę ile czasu zajmuje kobietom pozbycie się litrów płynów, zwłaszcza zimą, gdy nie wystarczy podwinięcie spódnicy). O seksie Roszkowska opowiada dosadnie, nie szczędząc wulgaryzmów. Nie wiem czemu miało to służyć, ale mnie zdołało jedynie dodatkowo zniechęcić. Żenujące to i zbędne. No i nijak się ma do kobiety, która chce walczyć z wszechobecnym brakiem kultury.
W ciemno strzelam, że Marianna miała być taką wygadaną, przedsiębiorczą dziennikarką, która swoimi historyjkami miała zdobyć serce czytelnika, a właściwie czytelniczki, bo nie ma co się łudzić - panowie przez wywody Roszkowskiej nie przebrną. Stąd pewnie rodzinne opowieści mające wzbudzić ciepłe uczucia, stąd dywagacje na rozmaite tematy, które są przecież takie ludzkie i pewnie dlatego też Marianna wysławia się raczej potocznym, młodzieżowym jakże luzackim językiem, który nijak mi do niej nie pasuje. A może to ja mam błędne wyobrażenie o dziennikarskiej erudycji, tkwiąc przy tym w błędnym przekonaniu, że kto jak kto, ale osoba na co dzień zarabiająca na pisaniu artykułów, a przy tym kulturalna i oczytana, powinna wysławiać się nieco bardziej znośną polszczyzną niż pierwszy lepszy leser, który edukację skończył zanim poznał wszystkie litery alfabetu. Zresztą wszyscy w tej książce są bardzo na luzie. I nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że przeczytanie każdego kolejnego akapitu sprawia ból. O sobie Marianna opowiada na przykład tak: Jestem z miasta. No, prawda, że koło piątej klasy podstawówki wyprowadziliśmy się pod Otwock, bo ojciec odziedziczył gospodarkę, ale ja - na krotko, na kilka lat. Wybrałam warszawskie liceum i studia i po ślubie też mieszkałam w Warszawie. Kocham mój rodzinny dom na wsi, ale na sadowniczkę ani ogrodniczkę to ja się nie nadawałam.
No wystrzeliło mi to SGGW, ale tak... z łaski na uciechę matce! A potem moje życie zawodowe skręciło.* Po prostu poezja.
Rozczarowała mnie Lilka ogromnie i ciężko mi znaleźć w niej jakieś plusy. Polubiłam postać Włodka, z całym tym jego gorzko-ironicznym spojrzeniem na świat, ciętym językiem, rubasznym stylem bycia. Dowiedziałam się jak zachowuje się w łóżku facet-drwal i że na zmarszczki dobra jest maść przeciwko hemoroidom. To chyba jednak "odrobinę" za mało, by uznać czas spędzony na lekturze za udany.
Szkoda, że świetny pomysł został tak strasznie zmarnowany, że coś, co mogło okazać się mądrą, ciepłą opowieścią, jest tylko słabym, kiepskim językowo wielowątkowym czytadłem. W powodzi innych tematów, gdzieś zawieruszył się wspaniały temat niełatwych siostrzanych relacji. Tak pięknie można by też napisać o życiu, które nie kończy się po pięćdziesiątce, o rozwodzie, który może być nie tylko końcem pewnego etapu, ale i początkiem czegoś nowego, o miłości, co przyjść może w każdym momencie, o tym, że walczyć należy zawsze i do końca. O siebie, marzenia, o życie.
Dodatkowo na Mariannę spadają wszelkie nieszczęścia tego świata. Jest gwałt, są niewłaściwi mężczyźni, mamy oszustwa, zdrady, nękanie, śmierć jest wszechobecna, bliscy tak szybko odchodzą, choroby się panoszą, gdzie nie spojrzeć tam luki, braki i problemy. Nagromadzenie wątków i problemów sprawia, że tak naprawdę żaden temat nie został potraktowany głębiej.
W ciemno strzelam, że Marianna miała być taką wygadaną, przedsiębiorczą dziennikarką, która swoimi historyjkami miała zdobyć serce czytelnika, a właściwie czytelniczki, bo nie ma co się łudzić - panowie przez wywody Roszkowskiej nie przebrną. Stąd pewnie rodzinne opowieści mające wzbudzić ciepłe uczucia, stąd dywagacje na rozmaite tematy, które są przecież takie ludzkie i pewnie dlatego też Marianna wysławia się raczej potocznym, młodzieżowym jakże luzackim językiem, który nijak mi do niej nie pasuje. A może to ja mam błędne wyobrażenie o dziennikarskiej erudycji, tkwiąc przy tym w błędnym przekonaniu, że kto jak kto, ale osoba na co dzień zarabiająca na pisaniu artykułów, a przy tym kulturalna i oczytana, powinna wysławiać się nieco bardziej znośną polszczyzną niż pierwszy lepszy leser, który edukację skończył zanim poznał wszystkie litery alfabetu. Zresztą wszyscy w tej książce są bardzo na luzie. I nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że przeczytanie każdego kolejnego akapitu sprawia ból. O sobie Marianna opowiada na przykład tak: Jestem z miasta. No, prawda, że koło piątej klasy podstawówki wyprowadziliśmy się pod Otwock, bo ojciec odziedziczył gospodarkę, ale ja - na krotko, na kilka lat. Wybrałam warszawskie liceum i studia i po ślubie też mieszkałam w Warszawie. Kocham mój rodzinny dom na wsi, ale na sadowniczkę ani ogrodniczkę to ja się nie nadawałam.
No wystrzeliło mi to SGGW, ale tak... z łaski na uciechę matce! A potem moje życie zawodowe skręciło.* Po prostu poezja.
Rozczarowała mnie Lilka ogromnie i ciężko mi znaleźć w niej jakieś plusy. Polubiłam postać Włodka, z całym tym jego gorzko-ironicznym spojrzeniem na świat, ciętym językiem, rubasznym stylem bycia. Dowiedziałam się jak zachowuje się w łóżku facet-drwal i że na zmarszczki dobra jest maść przeciwko hemoroidom. To chyba jednak "odrobinę" za mało, by uznać czas spędzony na lekturze za udany.
Szkoda, że świetny pomysł został tak strasznie zmarnowany, że coś, co mogło okazać się mądrą, ciepłą opowieścią, jest tylko słabym, kiepskim językowo wielowątkowym czytadłem. W powodzi innych tematów, gdzieś zawieruszył się wspaniały temat niełatwych siostrzanych relacji. Tak pięknie można by też napisać o życiu, które nie kończy się po pięćdziesiątce, o rozwodzie, który może być nie tylko końcem pewnego etapu, ale i początkiem czegoś nowego, o miłości, co przyjść może w każdym momencie, o tym, że walczyć należy zawsze i do końca. O siebie, marzenia, o życie.
***
*Małgorzata Kalicińska, Lilka, wyd. Zysk i S-ka, 2012, s. 22.
PO Rozlewisku jakoś mi się już nie chce czytać więcej książek Kalicińskiej.)
OdpowiedzUsuńSkoro "Rozlewisko" Ci się nie podobało, to jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby "Lilka" mogła...
UsuńRozlewisko nie było złe - pierwsze dwie części mi się podobały, ale trzecia już mnie znudziła.)
UsuńO, to tak jak mi. Dwie pierwsze części były całkiem niezłe, trzecia mało ciekawa, jakaś taka naciągana.
UsuńJa tez czytałam tylko Rozlewisko i jakoś nie ciągnie mnie do książek pani Kalicińskiej.
UsuńJa mam jeszcze na koncie "Fikołki na trzepaku". Ta książka akurat może być niezła dla osób, które wychowały się w podobnych czasach co autorka. Mnie średnio zaciekawiła.
UsuńJa też - o dziwo - rozlewisko wspominam całkiem miło :) ale po Twojej recenzji niestety nie dam pani Kalicińskiej szansy na kolejne spotkanie
OdpowiedzUsuńNie będę Cię namawiać. Jest tyle ciekawszych książek.
UsuńSzkoda, że książka nie sprostała Twoim oczekiwaniom. Mówi się trudno. Będą lepsze lektury :)
OdpowiedzUsuńCóż, skala ocen jest szeroka, nie można dawać samych czwórek i piątek. ;)
UsuńRozlewisko mi się podobało, jak Tobie, szczególnie dwa pierwsze tomy. Dam szansę i Lilce, głównie po to, żeby się przekonać, czy tak samo to widzę, bo ja starsza jestem od Ciebie (chyba na pewno :-), może będę miała inne oko na tę historię
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to nie o wiek chodzi. Za dużo wątków, koszmarny język, zbędne wulgaryzmy, to mnie skutecznie odrzuciło. Ale są tacy, którym się podobało, więc może i Ty będziesz wśród nich. :)
UsuńTo na pewno nie kwestia wieku.Ja jestem na bank starsza od was obu a też mi się nie podobała:)
UsuńWiesz Kasiu, ja może jeszcze nie po 50-tce, ale wieku już trochę mam i też mnie ta powieść nie przekonuje. Zastrzeżenia mam podobne jak AnnRK - za dużo tego wszystkiego...
UsuńA "Rozlewisko" mi się właściwie podobało i "Fikołki na trzepaku" też (nawet bardzo). Z kolei "Zwyczajny facet" i "Lilka" to całkiem nie moja bajka...
Kalicińska jest bardzo nierówna.
O, no to mamy jeszcze dwa głosy w dyskusji. Cieszy mnie to ogromnie. :)
Usuń"Fikołki..." podobałyby mi się dużo bardziej, gdybym z własnego doświadczenia znała to, o czym pisze autorka. A tak - bliższe mi były "Dziewczyny z Portofino" Grażyny Plebanek. Aż mi się łezka w oku zakręciła, tyle wspomnień wywołała ta książka.
Mam wrażenie, że "Zwyczajny facet" też mi nie podejdzie, ale zamierzam ejszcze przeczytać "Irenę".
Próbowałam czytać panią Kalicińską. Poległam po kilkudziesięciu stronach. Nie, nie, nie ;)
OdpowiedzUsuńNie protestuj tak gwałtownie. Właśnie wygrzebałam Twój komentarz ze spamu. :P
UsuńTaki już mój los.
UsuńSpamerka! :P
UsuńGdyby ocena nie była krytyczna, pewnie nie zostawiłabym tu dziś komentarza- nie mam serca do tzw. kobiecych powieści, zwłaszcza polskich autorek, pisanych na jedno kopyto, więc pozytywne recenzje takowych do mnie nie przemawiają :-) Jak widzę, niewiele
OdpowiedzUsuństraciłam, zyskałam za to świetną recenzję twojego autorstwa!
Pozdrawiam serdecznie :-)
Fakt, mało kiedy można trafić na coś ciekawego. Co jakiś czas próbuję, zwykle z marnym skutkiem i tym razem niestety było podobnie.
UsuńA za miłą opinię bardzo dziękuję. :)
Może jestem ślepy (ok, wiem), ale gdzieś chyba przegapiłem w Twojej recenzji wzmiankę o duchach i zombie, taplających się w morzu świńskiej krwi... i za nic w świecie nie mogę jej znaleźć :D.
OdpowiedzUsuńGrzecznie podziękuję, ale najpierw muszę ją znaleźć, żeby się do tej książki przekonać :P.
Miłego wieczoru!
Melon
"Oczywiście to nie są wszystkie wątki, "Lilka" mieści ich w sobie dużo więcej..." - i w tym dużo więcej mieszczą się duchy i zombie. Tylko trzeba bardzo uważnie ich szukać. :P
UsuńHaha, o kurczę :D... No jak ja się nie mogłem domyślić ;P.
UsuńTo co, kiedy bierzesz się za lekturę? :P
Usuńtypowa kobieca literatura jakoś mnie nudzi, bardzo rzadko po nią sięgam, ale czasem jak to kobieta, potrzebuje takiej powieści i może kiedyś ta mnie skusi, teraz jeszcze nie :)
OdpowiedzUsuńTo już lepiej sięgnąć po Kowalewską. Też na "k", a o ile ciekawsze skiążki pisze.
Usuń"Lilkę" miałam w swoich planach czytelniczych. Kiedyś nawet planowałam zakup, ale w końcu wybrałam inną książkę. Czytałam całe rozlewisko i bardzo mi się podobało. Myślałam, że "Lilka" będzie taką ciepłą lekturą na zimowy wieczór... Hmmm. Kiedyś pewne po nią sięgnę, żeby się przekonać o stylu Kalicińskiej. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCiepła też bywa. Pomiędzy tymi momentami kiedy jest wulgarna, nudna, zaplątana, przygnębiająca i takie tam. =)
UsuńJuż myślałam, że "Lalka". ;-) Ja już wiem, czemu nie czuję potrzeby sięgania po taką literaturę - przecież ja po prostu wierzę w miłość, przyjaźń i że wszystko będzie dobrze, na tyle, że nikt mnie nie musi o tym przekonywać! :P W taki sposób - zwłaszcza.:P
OdpowiedzUsuńNie mogłaś mi tego powiedzieć przed lekturą. W końcu wierzę dokładnie w to samo. Zwłaszcza w to, że wszystko będzie dobrze. :P
UsuńOptymistki, łączmy się!
Nie za bardzo jestem do mniej przekonana, choć znajduje się na półce.
OdpowiedzUsuńU mnie też jest, głównie dlatego ją przeczytałam. Inaczej czekałabym aż sama wpadnie mi w oko w bibliotece.
UsuńAleż cudna recenzja! Jeszcze nie tracę wiary w polską literaturę lżejszego kalibru, choć wiem, że naprawdę trzeba się naszukać, aby wynaleźć coś wartościowego... Cieszę się, że tak skrupulatnie wskazałaś argumenty przemawiające za nieczytaniem tej książki. Będę się trzymać Twojej opinii. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńAleż dziękuję! ;)
UsuńNieśmiało podsunę Kowalewską, choćby cykl o Zawrociu. :)
Dziękuję, w takim razie wezmę pod uwagę :-)
UsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba. Mnie ten cykl szalenie zauroczył. :)
UsuńWiele osób narzeka na tę książkę i chyba coś w tym musi być. :) Ja też nie przepadam za typową kobiecą literaturą, chociaż nie powiem, zdarzyło mi się. Ostatnio u Sabinki wygrałam powieść Gargaś i z paczką chusteczek przebrnęłam przez całość. Ale, pomijając pewnie niedociągnięcia książki, nawet mi się podobało. Pięknie oczyściłam zatoki. ;)
OdpowiedzUsuńA tak nawiasem mówiąc, dobrze się czyta Twoje recenzje. :) Pozdrawiam
Są też tracy, którzy chwalą, więc jak zwykle najlepiej sprawdzić to samemu, choć nie będę Cię do tego namawiać.
UsuńO Gargaś słyszałam całkiem dobre opinie. Sama na pewno jej książki nie kupię, ale jak wypatrzę w bibliotece, to z ciekawości wypożyczę. Dawno nie płakałam przy lekturze. ;)
A za nawias dziękuję. Cieszy mnie to ogromnie.
A więc widzę, że ta książka jest dowodem na stwierdzenie: jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Szkoda, że autorka zmarnowała potencjał, zamiast poprzestać na kilku wątkach i potraktować je głębiej, a nie po łebkach. Strasznie boleje nad marnowaniem pomysłów, przez autorów.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ostatnio "Niezgodną", bo młodzieżówki wciąż jeszcze mnie interesują. Pomysł był bardzo oryginalny, niespotykany, a autorka zrobiła z tego przewidywalne czytadło, z nastoletnią miłością w tle. Boże, za co.
I z tego wszystkiego zapomniałam dać linka do recenzji, a właściwie po to weszłam xD
Usuńhttp://recenzencki.blogspot.com/2013/03/sklepik-z-niespodzianka-bogusia.html
Ano. Lepiej się skupić na kilku wątkach niż robić taki miks, który skutecznie odciąga uwagę od tego co miało być niby najważniejsze. Zmarnowane pomysły to faktycznie nic fajnego. Wiesz, że pomysł jest świetny i dobry pisarz mógłby stworzyć z tego prawdziwą perełkę, a tu... cóż...
OdpowiedzUsuńO, widzę Michalak. A ja nadal czekam aż mi książka z nieba spadnie, czyt. trafię na nią w bibliotece. :P
Jedna z moich koleżanek (czytająca bardzo dużo, w dodatku polonistka) bardzo zachwalała tę książkę. Jak widać - ilu czytelników, tyle zdań. :) Ja na razie nie miałam okazji przeczytać żadnej książki Kalicińskiej. Jakiś czas temu była nawet wyprzedaż w Weltbildzie i "Lilkę" można było kupić za 5 zł, ale w końcu wybrałam kilka innych, tę może wypożyczę kiedyś w bibliotece. Na razie jednak sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńTrafiam na różne opinie od tych niesamowicie entuzjastycznych po wyrażające ogromne rozczarowanie. Jak zwykle trzeba sprawdzić samemu. :)
UsuńNie czytałam żadnej książki Kalicińskiej i prawdę mówiąc nie mam zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy. W ogóle mnie nie ciągnie do jej książki, a do "Lilki" w szczególności.
OdpowiedzUsuńCóż, ja Cię na pewno zachęcać nie będę. :P
UsuńMam problemy z dodaniem u Ciebie komentarza, nie wiem dlaczego nie pokazuje się okienko.
OdpowiedzUsuńCo za dużo to nie zdrowo, nadmiar wątków i innych pierdół potrafi pogrążyć lekturę, szkoda, że niektórzy pisarze o tym zapominają.
Czasami też mi się tak robi (u mnie i u innych). Zwykle odświeżenie strony pomaga.
Usuń"Lilka" jest doskonałym przykładem na to, że nadmiar szkodzi.
Ha, a ja właśnie ją czytam, choć lepsze byłoby określenie "męczę". I mam dokładnie takie same odczucia, jak Ty i wielu innych.
OdpowiedzUsuńAle "zmęczę" tę książkę.
"Rozlewisko" mnie zauroczyło- dokładniej, dwie części. Trzecia naciągana.
PS. Po "Zwyczajnego faceta" nie sięgaj. :-))
O tak, "męczę" to właściwe określenie. =)
UsuńZ "Rozlewiskiem" miałam dokładnie to samo. Trzecia część była dużo słabsza i niepotrzebna.
A do "PS" się zastosuję. :P
Oj, widać poniosło panią Kalicińską w tych wątkach...no cóż, raczej nie sięgnę:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZaszalała, to fakt. ;)
UsuńI tak nie miałam zamiaru czytać tej powieści, a twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, ze to dobra decyzja :)
OdpowiedzUsuńDobra, a nawet bardzo dobra. 500 stron to dużo zmarnowanego czasu.
UsuńMoże zaraz spłonę na stosie ale nie czytałam nic Kalicińskiej! Nic! Co do "Lilki" to różne opinie słyszałam, natomiast jeśli piszesz, że w książce jest wszystko to mnie się zapala czerwone światło. Już wolę jeden temat ale opowiedziany ciekawie niż literacki bigos.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Mam wrażenie, że "Lilka" by Ci się nie spodobała. Dostajesz rozgrzeszenie i możesz zejść z tego stosu. Jak płonąć to w imię wyższych celów. ;)
UsuńMimo, ze Twoja ocena nie zachęca, to sama sobie obiecuję- przeczytam, w końcu przeczytam "Lilkę" Kalicińskiej.
OdpowiedzUsuńI słusznie, co się będziesz sugerować zdaniem kogoś, kto może mieć zupełnie inny gust. :)
Usuń