Quanta A. Ahmed W kraju niewidzialnych kobiet Wyd. Wielka Litera 2013 480 stron |
Quanta A. Ahmed jest lekarką i Pakistanką. W tej właśnie kolejności, bo o ile może poszczycić się wiedzą medyczną i bardzo dobrym wykształceniem w tej dziedzinie zdobytym w USA (z zakresu chorób wewnętrznych, pulmonologii, intensywnej opieki medycznej oraz leczenia zaburzeń snu), to już jej znajomość świata muzułmańskiego i aspektów religijnych na kolana nie rzuca. Tym trudniejszy będzie przyjazd bohaterki do Arabii Saudyjskiej, gdzie zamierza podjąć pracę w jednym ze szpitali. Trochę ją ta przeprowadzka fascynuje, trochę przeraża. Chwilowo nie ma jednak innego wyjścia. Amerykańska wiza wygasła i na wydłużenie pobytu w Stanach nie ma na razie szans.
Tęsknota za liberalną Ameryką jest silna, ale powoli ustępuje pod wpływem fascynacji na nowo odkrywanej Arabii oraz religii, która niby jest obecna w życiu Quanty, ale jak się okazuje, wiele jej aspektów jest dla kobiety tajemnicą. Nagle kończy się wolność. Ahmed trafia do świata obwarowanego zakazami, gdzie złamanie zasad karane jest z całą surowością. Priorytetem staje się kupienie abaji, okrycia oddzielającego grzeszną kobiecość od męskich, pożądliwych spojrzeń. Quanta stawia pierwsze nieporadne kroki. Dosłownie i w przenośni. Abaja krępuje jej ruchy, a niełatwe zasady ograniczają jej wolność jako człowieka, jako kobiety.
Burka albo (jak się ją nazywa w Arabii Saudyjskiej) abaja to cienka powłóczysta szata, która zakrywa ciało od stóp do głów. Zapina się ją pod szyją i w połowie klatki piersiowej, a jej części zachodzą na siebie, żeby nie było widać ubrania znajdującego się pod spodem. Abai towarzyszy szal, często tworzący z nią komplet, nazywany także hidżabem, który zakrywa głowę, a więc i włosy, pozostawiając twarz odkrytą. Niektóre kobiety dodatkowo noszą materiał zwany nikabem, który zasłania dół twarzy od grzbietu nosa[1]. Wyobrażacie sobie biegać w czymś takim na zakupy? Albo na randkę? Ach, co ja piszę! Jaką randkę? Randki są nielegalne, spotkania w damsko-męskim duecie karalne. Dla kobiety mogło się skończyć domowym aresztem, a dla umawiającego się mężczyzny - deportacją albo więzieniem[2]. Co więcej mężowie i żony w Rijadzie nigdy nie wychodzili z domów bez świadectwa ślubu[3] W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy mutawwa'in, saudyjska policja religijna, stojąca na straży cnoty i moralności, zechce sprawdzić stopień pokrewieństwa pary. Nigdy nie wiadomo, kiedy funkcjonariusz zjawi się obok. W każdym razie lepiej by wówczas kobiety były porządnie ubrane (i niech żaden włos im się spod hidżabu nie wymknie!), a mężczyźni od kobiet trzymali się na dystans. W czasie, gdy Quanta przebywała w Rijadzie, policja miała pełne prawo do robienia nalotów na prywatne domy czy zabieranie na przesłuchania podejrzanych o łamanie prawa koranicznego. Od kilku lat takie przesłuchania są zabronione. Teoretycznie, rzecz jasna. Mutawwa'in walczą nawet z walentynkami, w przededniu święta zakochanych robiąc naloty na kwiaciarnie, konfiskując czerwone róże, romantyczne pudełka czy misie.
W kraju niewidzialnych kobiet to fascynująca podróż do świata, który intryguje swoją egzotyką i przeraża surowością. Czytelnik razem z autorką odkrywa kolejne punkty w twardym regulaminie dobrego Muzułmanina. Życie kobiet w tym świecie nie jest łatwe. Tym samym szokuje pogoda ducha, jaką cechuje się większość bohaterek tej książki. I nie chodzi tu o to, że te kobiety nie znają innej rzeczywistości, że urodzone w Arabii Saudyjskiej nie mają świadomości tego, że mogłyby żyć inaczej, cieszyć się większą swobodą i przywilejami, z których luksusu przeciętny Europejczyk nie zdaje sobie sprawy. Przeciwnie, większość kobiet z otoczenia Quanty stanowią osoby wykształcone, nierzadko za granicą. To wiara, to religia tak mocno tkwiąca w ich sercach sprawia, że godzą się na swój niełatwy los. Szokować może fakt, że singielka, której marzeniem są zagraniczne studia, która chce zostać chirurgiem naczyniowym i dostaje taką szansę w postaci zaproszenia na uniwersytet w Toronto, może sobie pozwolić na wyjazd tylko w jednym przypadku, gdy zostanie mężatką lub przynajmniej się zaręczy. W przeciwnym razie nigdy nie uzyska zgody ojca na wyjazd, a jej marzenie nigdy się nie spełni. I nie liczy się to, że byłaby pierwszą kobietą-specjalistą w tej dziedzinie, że mogłaby pomóc przedstawicielkom swojej płci, uratować niejedno życie. Liczy się tradycja, szacunek, religijna zasada. Tu nie ma miejsca na negocjacje czy tupanie nóżką.
Opowieść Quanty pełna jest kopalnią informacji. Autorka zabiera nas na hadżdż, pielgrzymkę do Mekki, obowiązkową dla każdego wyznawcy religii Mahometa. Razem z nią wędrujemy ulicami Rijadu, choć zwykle na tylnym siedzeniu samochodu z przyciemnionymi szybami chroniącymi przed wzrokiem mężczyzn. Czasem zjawimy się na jakimś tajnym spotkaniu. A to kobiety znalazły chwilę na plotki i tańce, to znów trafiło się jakieś tajne damsko-męskie spotkanie. Jest też trochę szpitalnych opowieści, wszak nasza bohaterka jest lekarką. Quanta zadaje mnóstwo pytań dotyczących religii, którą wyznaje, choć niewiele o niej wie (skąd ja to znam?), a ludzie chętnie udzielają jej wyjaśnień. Łatwo wyczuć, że wierzą w to, co mówią, że ich wiara jest silna. Sporo w "Kraju niewidzialnych kobiet" historii zdumiewających. Największy szok wzbudziła we mnie reakcja mieszkańców Rijadu na wieść o ataku terrorystycznym na World Trade Center. Trudno nie poczuć niesmaku, gdy czyta się o wielkim wybuchu radości, o torcie zamówionym z tej okazji przez pacjentki szpitala.
Po lekturze książki Quanty A. Ahmed najbardziej ciekawi mnie to, czy autorka pogłębiła w sobie wiarę, czy ten dwuletni pobyt w Arabii Saudyjskiej coś w niej zmienił? Wydaje mi się, że nie, że chłonęła wiedzę o islamie z takim zainteresowaniem z jakim ja czytałam jej książkę. Mam wrażenie, że przesiąkła amerykańskim myśleniem, stylem życia, że te dwa lata były jak egzotyczne wakacje i na dłuższą metę nie potrafiłaby się przystosować do rygoru panującego w krajach arabskich, a początkową euforię szybko zastąpiłaby tęsknota za amerykańską wolnością. Quantę fascynuje piękno zewnętrzne znajomych, czy metki ubrań równie mocno jak zawiłości islamskich przykazań, co trochę tę historię psuje, ale to w końcu jej opowieść i najwyraźniej piękno pielgrzymki do Mekki może być porównywalne z urokiem poduszek w pokrowcach od Versace.
Burka albo (jak się ją nazywa w Arabii Saudyjskiej) abaja to cienka powłóczysta szata, która zakrywa ciało od stóp do głów. Zapina się ją pod szyją i w połowie klatki piersiowej, a jej części zachodzą na siebie, żeby nie było widać ubrania znajdującego się pod spodem. Abai towarzyszy szal, często tworzący z nią komplet, nazywany także hidżabem, który zakrywa głowę, a więc i włosy, pozostawiając twarz odkrytą. Niektóre kobiety dodatkowo noszą materiał zwany nikabem, który zasłania dół twarzy od grzbietu nosa[1]. Wyobrażacie sobie biegać w czymś takim na zakupy? Albo na randkę? Ach, co ja piszę! Jaką randkę? Randki są nielegalne, spotkania w damsko-męskim duecie karalne. Dla kobiety mogło się skończyć domowym aresztem, a dla umawiającego się mężczyzny - deportacją albo więzieniem[2]. Co więcej mężowie i żony w Rijadzie nigdy nie wychodzili z domów bez świadectwa ślubu[3] W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy mutawwa'in, saudyjska policja religijna, stojąca na straży cnoty i moralności, zechce sprawdzić stopień pokrewieństwa pary. Nigdy nie wiadomo, kiedy funkcjonariusz zjawi się obok. W każdym razie lepiej by wówczas kobiety były porządnie ubrane (i niech żaden włos im się spod hidżabu nie wymknie!), a mężczyźni od kobiet trzymali się na dystans. W czasie, gdy Quanta przebywała w Rijadzie, policja miała pełne prawo do robienia nalotów na prywatne domy czy zabieranie na przesłuchania podejrzanych o łamanie prawa koranicznego. Od kilku lat takie przesłuchania są zabronione. Teoretycznie, rzecz jasna. Mutawwa'in walczą nawet z walentynkami, w przededniu święta zakochanych robiąc naloty na kwiaciarnie, konfiskując czerwone róże, romantyczne pudełka czy misie.
W kraju niewidzialnych kobiet to fascynująca podróż do świata, który intryguje swoją egzotyką i przeraża surowością. Czytelnik razem z autorką odkrywa kolejne punkty w twardym regulaminie dobrego Muzułmanina. Życie kobiet w tym świecie nie jest łatwe. Tym samym szokuje pogoda ducha, jaką cechuje się większość bohaterek tej książki. I nie chodzi tu o to, że te kobiety nie znają innej rzeczywistości, że urodzone w Arabii Saudyjskiej nie mają świadomości tego, że mogłyby żyć inaczej, cieszyć się większą swobodą i przywilejami, z których luksusu przeciętny Europejczyk nie zdaje sobie sprawy. Przeciwnie, większość kobiet z otoczenia Quanty stanowią osoby wykształcone, nierzadko za granicą. To wiara, to religia tak mocno tkwiąca w ich sercach sprawia, że godzą się na swój niełatwy los. Szokować może fakt, że singielka, której marzeniem są zagraniczne studia, która chce zostać chirurgiem naczyniowym i dostaje taką szansę w postaci zaproszenia na uniwersytet w Toronto, może sobie pozwolić na wyjazd tylko w jednym przypadku, gdy zostanie mężatką lub przynajmniej się zaręczy. W przeciwnym razie nigdy nie uzyska zgody ojca na wyjazd, a jej marzenie nigdy się nie spełni. I nie liczy się to, że byłaby pierwszą kobietą-specjalistą w tej dziedzinie, że mogłaby pomóc przedstawicielkom swojej płci, uratować niejedno życie. Liczy się tradycja, szacunek, religijna zasada. Tu nie ma miejsca na negocjacje czy tupanie nóżką.
Opowieść Quanty pełna jest kopalnią informacji. Autorka zabiera nas na hadżdż, pielgrzymkę do Mekki, obowiązkową dla każdego wyznawcy religii Mahometa. Razem z nią wędrujemy ulicami Rijadu, choć zwykle na tylnym siedzeniu samochodu z przyciemnionymi szybami chroniącymi przed wzrokiem mężczyzn. Czasem zjawimy się na jakimś tajnym spotkaniu. A to kobiety znalazły chwilę na plotki i tańce, to znów trafiło się jakieś tajne damsko-męskie spotkanie. Jest też trochę szpitalnych opowieści, wszak nasza bohaterka jest lekarką. Quanta zadaje mnóstwo pytań dotyczących religii, którą wyznaje, choć niewiele o niej wie (skąd ja to znam?), a ludzie chętnie udzielają jej wyjaśnień. Łatwo wyczuć, że wierzą w to, co mówią, że ich wiara jest silna. Sporo w "Kraju niewidzialnych kobiet" historii zdumiewających. Największy szok wzbudziła we mnie reakcja mieszkańców Rijadu na wieść o ataku terrorystycznym na World Trade Center. Trudno nie poczuć niesmaku, gdy czyta się o wielkim wybuchu radości, o torcie zamówionym z tej okazji przez pacjentki szpitala.
Po lekturze książki Quanty A. Ahmed najbardziej ciekawi mnie to, czy autorka pogłębiła w sobie wiarę, czy ten dwuletni pobyt w Arabii Saudyjskiej coś w niej zmienił? Wydaje mi się, że nie, że chłonęła wiedzę o islamie z takim zainteresowaniem z jakim ja czytałam jej książkę. Mam wrażenie, że przesiąkła amerykańskim myśleniem, stylem życia, że te dwa lata były jak egzotyczne wakacje i na dłuższą metę nie potrafiłaby się przystosować do rygoru panującego w krajach arabskich, a początkową euforię szybko zastąpiłaby tęsknota za amerykańską wolnością. Quantę fascynuje piękno zewnętrzne znajomych, czy metki ubrań równie mocno jak zawiłości islamskich przykazań, co trochę tę historię psuje, ale to w końcu jej opowieść i najwyraźniej piękno pielgrzymki do Mekki może być porównywalne z urokiem poduszek w pokrowcach od Versace.
I jak tu nie kochać Polski i naszych zwyczajów?
OdpowiedzUsuńPiszesz, że większość bohaterek książki mimo wszystko zadowolona jest z takiego życia to ja się cieszę, że mam prawo wyboru i decydowania o sobie.
No i te ich kary?! Przecież to nieludzkie...
Powoli wszystko się zmienia, ciekawa jestem ilu lat potrzeba, by i tam było kobietom choć trochę łatwiej. Nie mówię, że miałaby żyć na wzór amerykański czy europejski, rezygnować z przestrzegania wszystkich zasad, ale by miały choć odrobinę więcej wolności, by mogły decydować o sobie, mieć wpływ na to jak chcą się ubierać czy w jakim zawodzie pracować.
UsuńCzytałam już pozytywną recenzję tej książki i mam ją w planach. Nie dziwię się, że autorka na dłuższą metę nie byłaby w stanie żyć według zasad islamu, skoro poznała już życie w amerykańskiej rzeczywistości. Musiałaby chyba przeżyć jakąś głęboką duchową przemianę.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy są takie przypadki, gdy osoba wyrwana z amerykańskiej rzeczywistości przeżywa taką przemianę i bez bólu jest się w stanie wpasować w reguły islamu.
Usuń(Nie)stety nie dla mnie... Chyba by mnie wynudziła ta pozycja, więc przepraszam, ale się nie skuszę ;).
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru!
Melon
Za karę masz wykuć Koran na pamięć. :P
UsuńA wiesz... ostatnio przyszła taka kobieta, podziwiać wystawę (XIX-wieczne stroje) i zaczęła narzekać, jak to w lecie kobiety się ubierają, jakie to poodsłaniane i takie tam. :P Myślę, że burka byłaby w sam raz. ;-) A mnie się taka niewidzialność w głowie nie mieści. :-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ciekawe co by wybrała - europejski, wakacyjny negliż czy burkę. :P
UsuńMnie też.
Ale za to Walentynki miałabyś z głowy. :P
Ja bym wybrała burkę. :D No dobra, do niedawna. :P
UsuńTo jest dobry pomysł na kolejną sesję. :P
Lepiej późno niż wcale. Jeszcze będą z Ciebie ludzie. =)
UsuńYyy... He? :P
Tej akurat książki nie znam (tzn. czytałam o niej, ale nie ją), jednak mam za sobą kilka lektur o sytuacji muzułmanek, a także kobiet z innych kręgów kulturowych, ale nie mniej, a nawet jeszcze bardziej opresyjnych wobec kobiet. Książek na różnym poziomie, od wyciskaczy łez po rzeczy na całkiem niezłym, a nawet bardzo dobrym poziomie, jak „Friszta”, „Minaret”, „Księgarz z Kabulu” albo „Poolan Devi” - ta ostatnia o pozycji hindusek w ubogiej społeczności indyjskiej.
OdpowiedzUsuńKiedyś myślałam tylko o tym, jak mam dobrze z porównaniu z tymi bidulkami. Teraz jednak wydaje mi się, że takie książki, czytane przecież głównie przez kobiety, stępiają nasz ogląd własnej sytuacji, której daleko do doskonałości. Wprawiają nas w nastrój, jak to mamy dobrze, podczas gdy naprawdę wiele jeszcze jest do zrobienia, żebyśmy i my, Polki, były wolne od nakazów i zakazów społecznych, rodzinnych, religijnych, które wciąż ustawiają nas na pozycji gorszej niż mężczyzn. Co z tego, że mamy równe prawa, skoro społeczność nadal wywiera presję w kierunku określonych zachowań, innych dla kobiet, i innych dla mężczyzn. Mogłabym podać masę przykładów, ale sądzę, że każda z nas sama może je sobie przytoczyć. Zmiana mentalności to proces długoletni, ale tak naprawdę to ona decyduje, a nie przepisy.
A najgorsze jest wg mnie to, że również wiele kobiet zgadza się z tym, iż co wolno facetowi, to nie przystoi (nie wolno) kobiecie.
O, dziękuję za tytuły. Mam nadzieję, że uda mi się je znaleźć, bo temat szalenie mnie interesuje.
UsuńCo do drugiej części Twojej wypowiedzi, to najwyraźniej należę do tych, którym takie historie stępiły ogląd własnej sytuacji, bo do tej pory nie patrzyłam na to pod tym kątem. Masz całkowitą rację, widząc, że innym jest dużo gorzej, łatwo zapomnieć o tym, że i u nas źle się dzieje. Co ciekawe sama nie raz oburzałam się, gdy ktoś komuś mówił, że inni mają większe problemu, więc tym swoim nie powinien się przejmować, podczas gdy akurat tej osobie problem wydawał się przytłaczający. A tu skupiwszy się na kobietach z Arabii jakoś zapomniałam o dramatach wielu kobiet z sąsiednich podwórek. Smutne.
Ja niestety nie lubię książek w tych klimatach. Ale my tak mówimy o arabskich kobietach, że się na wszystko zgadzają, a w naszym kraju niestety czasami nie lepiej, choć wydaje się, ze takie wyzwolone jesteśmy. Ostatnio wysłuchałam historii kobiet (Polek) gwałconych przez własnych mężów. I co najgorsze, te kobiety myślą, że w małżeństwie to normalne (napisałam o tym na swoim blogu "Obiecuję ci miłość, wierność"). I niepotrzebne nam "arabiki"... :( To smutne
OdpowiedzUsuńRacja. Właśnie Ewa w komentarzu wyżej otworzyła mi oczy, a Ty dodatkowo to potwierdzasz. Fakt, że czasami skupiamy się na głośnych tragediach z dalekiego świata, a nie widzimy nieszczęść na podwórku obok. Najwyraźniej jestem tego przykładem.
UsuńA Twoją notkę chętnie przeczytam.
W życiu nie przyzwyczaiłabym się do rygoru panującego w krajach arabskich. Podziwiam kobiety, które muszą żyć w tak surowych warunkach. Dla mnie zasady islamu nigdy nie będą zrozumiałe. Ta religia jest to prostu niedorzeczna i cieszę się, że żyje w Polsce.
OdpowiedzUsuńZawsze po zapoznaniu się z takimi historiami zastanawiam się, czy naprawdę religia jest niedorzeczna, czy po prostu jej interpretacja pozostawia wiele do życzenia. W imię chrześcijaństwa też robiono/robi się wiele głupot.
UsuńJeżeli książka sama wpadnie mi w ręce, z przyjemnością ją przeczytam:)
OdpowiedzUsuńNo to mam nadzieję, że Ci wpadnie. ;)
UsuńWydaje mi się, że chyba trzeba się urodzić i wychować w kraju muzułmańskim żeby przywyknąć do swojej roli jako kobiety, ciężko byłoby się do niej przystosować osobie, która wie, że może żyć inaczej, cieszyć się większą wolnością i wcale nie dziwię się autorce jeśli traktowała czas tam spędzony jako odkrywanie czegoś, co ją fascynowało i nie przeniknęła całkowicie tamtą kulturą. A tak swoją drogą - Wielka Litera wydaje bardzo ciekawe książki :))
OdpowiedzUsuńNawet nie tyle zdziwiło mnie to, że nie przeniknęła tamtą historią, ale fakt, że tak mało wiedziała o wyznawanej przez siebie religii. Wiem, że wystarczy spojrzeć na nas, Polaków, i jak na dłoni widać, jak różnie traktujemy przykazania, a ich przestrzeganie pozostawia wiele do życzenia. Nasza wiedza też pozostawia wiele do życzenia. Ilu z nas przeczytało Biblię? Sama jestem doskonałym przykładem na to, że można być ochrzczonym, a nie czuć się chrześcijaninem.
UsuńZawsze miałam jednak wrażenie, że muzułmanie są mocniej związani ze swoją religią, że są lepiej do niej przygotowani, a tu... zaskoczenie. Najwyraźniej jak zwykle generalizowanie okazuje się błędem. :)
A co do Wielkiej Litery, to racja. Zwłaszcza, że mają dużo literatury faktu.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Coś, co dla nas jest egzotyczne, niehumanitarne i czasem szokujące, dla innych jest prozą życia. Nie to, żebym popierała zabieranie kobietom wszelkich praw - jestem "amnesty international" w tej kwestii, jednak nie ma co szukać zrozumienia, bo człowiek europejski nie zrozumie tego, choćby bardzo chciał. To lata, całe stulecia rewolucji, nie zaś kilka chwil "białego człowieka" i kilka petycji. Podejście do sprawy w taki sposób, jak autorka - docenianie tej pogody ducha, tego promienia światła w ciemności, poszanowanie inności - tylko tyle możemy zrobić. I wiesz, co? Chętnie bym przeczytała. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ tym, że ta proza życia też nie do końca tym kobietom odpowiada. Wiesz, co innego zgodzić się na noszenie burki i nawet wierzyć w to, że jest to dobre, a co innego żyć w ciągłym strachu, bo nie wiesz czy pasmo włosów, które ci się spod tego stroju nie wymknęło, nie spowoduje reakcji policji. Co innego musieć modlić się kilka razy dziennie, a co innego - mieć problem z leczeniem, bo większość medyków to mężczyźni.
UsuńCiekawa jestem czy kiedyś to się zmieni, a jeśli tak ile lat potrzeba na takie zmiany. Bo to przecież nie o zasady nawet chodzi, a o mentalność, o podejście, o narzucany z pokolenia na pokolenie styl myślenia.
Tylko czekać na rewolucję, ja myślę, że ona wcześniej czy później nastąpi. Ale dopóki kobiety się nie wyrwą i nie będą walczyły, to nic się nie zmieni, bo facetom jakoś dziwnie to odpowiada. Kobieta, ryba i dziecko głosu nie ma. Prościej rządzić krajem mężczyzn. To szalenie przykre i oburzające, ale co można zrobić? Skoro nawet ONZ i inne organizacje sobie nie radzą, bo napotykają na mur, to nie pozostaje nic innego jak czekać, aż zmiana wyjdzie od wewnątrz.
UsuńStawiam raczej na później.
UsuńSkoro wykształcone kobiety, które miały okazję mieszkać za granicą nie mają siły/ochoty, a może i potrzeby buntu, to co dopiero reszta, która nie zna innego życia? Zasady religijne są w nich tak zakorzenione, że nie wydaje mi się, żebyśmy mieli okazję zobaczyć takie zmiany na własne oczy.
Kolejna książka do wyzwania:
OdpowiedzUsuń"Kłamstewka i kłamstwa" Monika Orłowska
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/02/172-kamstewka-i-kamstwa-monika-orowska.html
pozdrawiam :)
Dopisana. :)
UsuńTak na marginesie to najbardziej dziwię się tym kobietom, które same decydują się na mieszane małżeństwa i wyjeżdżają do krajów muzułmańskich:) Przecież to są bardzo odmienne religie i kultury...
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, może skuszę się na tą książkę:)
Mam wrażenie, że po prostu nie wiedzą w co się pakują. No i oczywiście zakochane wierzą w to, że przystosują się bez większych problemów, mąż je będzie wspierał i zawsze stał po ich stronie.
UsuńCzytaj, czytaj. Warto. :)
Czytanie książek o podobnej tematyce po prostu mnie denerwuje. Denerwuję się, że życie kobiet w krajach islamskich tak właśnie wygląda, że ktoś im narzuca takie zasady, a one (mniej lub bardziej) się na to godzą. Ale o tym można by długo dyskutować, a ja nie mam takiego zamiaru;) W skrócie - nie przeczytam;)
OdpowiedzUsuńJak słusznie zauważyły dziewczyny z komentarzy wyżej, nasze kobiety też zgadzają się na wiele rzeczy, choć wydawałoby się, że łatwiej im się wyrwać spod męskiego wpływu. Sytuacja kobiet w jakimkolwiek zakątku świata, to temat rzeka.
UsuńZdecydowanie coś dla mnie :-) Dziękuję za recenzję, możliwe, że zapoznam się z tą książką :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się. Jeśli temat Cię interesuje, to książka na pewno Ci się spodoba. :)
UsuńLubię książki o tej tematyce, jednak o tej pozycji jeszcze nie słyszałam, zapisuję do przeczytania:)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńZainteresowałaś mnie tą książką. Postaram się ją znaleźć w bibliotece.
OdpowiedzUsuńZaś co do samych kobiet to mam wrażenie, że dla nich to jest jedyny znany i zarazem słuszny sposób życia. Spotkałam się kiedyś z wypowiedziami Arabek potępiających "rozwiązłość" europejskich kobiet- bo jak my możemy w spódnicy przed kolana chodzić i z mężczyznami rozmawiać. Dla nich nasze obyczaje są taką samą egzotyką jak ich dla nas. Choć osobiście nie wyobrażam sobie takiego zniewolenia.
Cieszę się. :)
UsuńTeż odniosłam takie wrażenie. W sumie trudno nie wierzyć w coś, co wbijane jest do głów od pokoleń. Strach też robi swoje. I brak możliwości buntu.
Lubię książki o sytuacji ludzi w różnych zakątkach świata. Inne kultury mnie bardzo ciekawią.
OdpowiedzUsuńSkrót: przeczytam, a jak!,
A Wielka Litera ma teraz sporo takich perełek kulturowych ;)
No to mamy wspólne zainteresowania, bo mnie też ciągnie do takich książek. :)
UsuńAno ma. Jest w czym wybierać. :)