piątek, 22 lutego 2013

Quanta A. Ahmed "W kraju niewidzialnych kobiet"
Być kobietą w Rijadzie

Quanta A. Ahmed
W kraju niewidzialnych kobiet
Wyd. Wielka Litera
2013
480 stron
W walce o równość praw kobiety od lat stopniowo odnoszą coraz większe sukcesy. Feministki powoli przestają się kojarzyć ze sfrustrowanymi starymi pannami. Płeć piękna chce mieć większe wpływy w polityce, żąda wyrównania płac, poprawy sytuacji matek, buntuje się przeciwko męskiej dominacji. Nie jest już tylko uroczym dodatkiem do mężczyzn. Przestaje dziwić kobieta za kierownicą tira czy stojąca na czele wielkiej firmy. A jednak są takie miejsca, gdzie kobieta nie ma prawa głosu, gdzie odmawia jej się możliwości kierowania samochodem, świat zaś ogląda przez jak zza krat.

Quanta A. Ahmed jest lekarką i Pakistanką. W tej właśnie kolejności, bo o ile może poszczycić się wiedzą medyczną i bardzo dobrym wykształceniem w tej dziedzinie zdobytym w USA (z zakresu chorób wewnętrznych, pulmonologii, intensywnej opieki medycznej oraz leczenia zaburzeń snu), to już jej znajomość świata muzułmańskiego i aspektów religijnych na kolana nie rzuca. Tym trudniejszy będzie przyjazd bohaterki do Arabii Saudyjskiej, gdzie zamierza podjąć pracę w jednym ze szpitali. Trochę ją ta przeprowadzka fascynuje, trochę przeraża. Chwilowo nie ma jednak innego wyjścia. Amerykańska wiza wygasła i na wydłużenie pobytu w Stanach nie ma na razie szans.

Tęsknota za liberalną Ameryką jest silna, ale powoli ustępuje pod wpływem fascynacji na nowo odkrywanej Arabii oraz religii, która niby jest obecna w życiu Quanty, ale jak się okazuje, wiele jej aspektów jest dla kobiety tajemnicą. Nagle kończy się wolność. Ahmed trafia do świata obwarowanego zakazami, gdzie złamanie zasad karane jest z całą surowością. Priorytetem staje się kupienie abaji, okrycia oddzielającego grzeszną kobiecość od męskich, pożądliwych spojrzeń. Quanta stawia pierwsze nieporadne kroki. Dosłownie i w przenośni. Abaja krępuje jej ruchy, a niełatwe zasady ograniczają jej wolność jako człowieka, jako kobiety.

Burka albo (jak się ją nazywa w Arabii Saudyjskiej) abaja to cienka powłóczysta szata, która zakrywa ciało od stóp do głów. Zapina się ją pod szyją i w połowie klatki piersiowej, a jej części zachodzą na siebie, żeby nie było widać ubrania znajdującego się pod spodem. Abai towarzyszy szal, często tworzący z nią komplet, nazywany także hidżabem, który zakrywa głowę, a więc i włosy, pozostawiając twarz odkrytą. Niektóre kobiety dodatkowo noszą materiał zwany nikabem, który zasłania dół twarzy od grzbietu nosa[1]. Wyobrażacie sobie biegać w czymś takim na zakupy? Albo na randkę? Ach, co ja piszę! Jaką randkę? Randki są nielegalne, spotkania w damsko-męskim duecie karalne. Dla kobiety mogło się skończyć domowym aresztem, a dla umawiającego się mężczyzny - deportacją albo więzieniem[2]. Co więcej mężowie i żony w Rijadzie nigdy nie wychodzili z domów bez świadectwa ślubu[3] W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy mutawwa'in, saudyjska policja religijna, stojąca na straży cnoty i moralności, zechce sprawdzić stopień pokrewieństwa pary. Nigdy nie wiadomo, kiedy funkcjonariusz zjawi się obok. W każdym razie lepiej by wówczas kobiety były porządnie ubrane (i niech żaden włos im się spod hidżabu nie wymknie!), a mężczyźni od kobiet trzymali się na dystans. W czasie, gdy Quanta przebywała w Rijadzie, policja miała pełne prawo do robienia nalotów na prywatne domy czy zabieranie na przesłuchania podejrzanych o łamanie prawa koranicznego. Od kilku lat takie przesłuchania są zabronione. Teoretycznie, rzecz jasna. Mutawwa'in walczą nawet z walentynkami, w przededniu święta zakochanych robiąc naloty na kwiaciarnie, konfiskując czerwone róże, romantyczne pudełka czy misie.

W kraju niewidzialnych kobiet to fascynująca podróż do świata, który intryguje swoją egzotyką i przeraża surowością. Czytelnik razem z autorką odkrywa kolejne punkty w twardym regulaminie dobrego Muzułmanina. Życie kobiet w tym świecie nie jest łatwe. Tym samym szokuje pogoda ducha, jaką cechuje się większość bohaterek tej książki. I nie chodzi tu o to, że te kobiety nie znają innej rzeczywistości, że urodzone w Arabii Saudyjskiej nie mają świadomości tego, że mogłyby żyć inaczej, cieszyć się większą swobodą i przywilejami, z których luksusu przeciętny Europejczyk nie zdaje sobie sprawy. Przeciwnie, większość kobiet z otoczenia Quanty stanowią osoby wykształcone, nierzadko za granicą. To wiara, to religia tak mocno tkwiąca w ich sercach sprawia, że godzą się na swój niełatwy los. Szokować może fakt, że singielka, której marzeniem są zagraniczne studia, która chce zostać chirurgiem naczyniowym i dostaje taką szansę w postaci zaproszenia na uniwersytet w Toronto, może sobie pozwolić na wyjazd tylko w jednym przypadku, gdy zostanie mężatką lub przynajmniej się zaręczy. W przeciwnym razie nigdy nie uzyska zgody ojca na wyjazd, a jej marzenie nigdy się nie spełni. I nie liczy się to, że byłaby pierwszą kobietą-specjalistą w tej dziedzinie, że mogłaby pomóc przedstawicielkom swojej płci, uratować niejedno życie. Liczy się tradycja, szacunek, religijna zasada. Tu nie ma miejsca na negocjacje czy tupanie nóżką.

Opowieść Quanty pełna jest kopalnią informacji. Autorka zabiera nas na hadżdż, pielgrzymkę do Mekki, obowiązkową dla każdego wyznawcy religii Mahometa. Razem z nią wędrujemy ulicami Rijadu, choć zwykle na tylnym siedzeniu samochodu z przyciemnionymi szybami chroniącymi przed wzrokiem mężczyzn. Czasem zjawimy się na jakimś tajnym spotkaniu. A to kobiety znalazły chwilę na plotki i tańce, to znów trafiło się jakieś tajne damsko-męskie spotkanie. Jest też trochę szpitalnych opowieści, wszak nasza bohaterka jest lekarką. Quanta zadaje mnóstwo pytań dotyczących religii, którą wyznaje, choć niewiele o niej wie (skąd ja to znam?), a ludzie chętnie udzielają jej wyjaśnień. Łatwo wyczuć, że wierzą w to, co mówią, że ich wiara jest silna. Sporo w "Kraju niewidzialnych kobiet" historii zdumiewających. Największy szok wzbudziła we mnie reakcja mieszkańców Rijadu na wieść o ataku terrorystycznym na World Trade Center. Trudno nie poczuć niesmaku, gdy czyta się o wielkim wybuchu radości, o torcie zamówionym z tej okazji przez pacjentki szpitala.

Po lekturze książki Quanty A. Ahmed najbardziej ciekawi mnie to, czy autorka pogłębiła w sobie wiarę, czy ten dwuletni pobyt w Arabii Saudyjskiej coś w niej zmienił? Wydaje mi się, że nie, że chłonęła wiedzę o islamie z takim zainteresowaniem z jakim ja czytałam jej książkę. Mam wrażenie, że przesiąkła amerykańskim myśleniem, stylem życia, że te dwa lata były jak egzotyczne wakacje i na dłuższą metę nie potrafiłaby się przystosować do rygoru panującego w krajach arabskich, a początkową euforię szybko zastąpiłaby tęsknota za amerykańską wolnością. Quantę fascynuje piękno zewnętrzne znajomych,  czy metki ubrań równie mocno jak zawiłości islamskich przykazań, co trochę tę historię psuje, ale to w końcu jej opowieść i najwyraźniej piękno pielgrzymki do Mekki może być porównywalne z urokiem poduszek w pokrowcach od Versace.


***

[1] Quanta A. Ahmed, W kraju niewidzialnych kobiet, przeł. Elżbieta Krawczyk, wyd. Wielka Litera, 2013, s. 35-36.
[2] Tamże, s. 240
[3] Tamże, s. 250.


38 komentarzy:

  1. I jak tu nie kochać Polski i naszych zwyczajów?

    Piszesz, że większość bohaterek książki mimo wszystko zadowolona jest z takiego życia to ja się cieszę, że mam prawo wyboru i decydowania o sobie.
    No i te ich kary?! Przecież to nieludzkie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli wszystko się zmienia, ciekawa jestem ilu lat potrzeba, by i tam było kobietom choć trochę łatwiej. Nie mówię, że miałaby żyć na wzór amerykański czy europejski, rezygnować z przestrzegania wszystkich zasad, ale by miały choć odrobinę więcej wolności, by mogły decydować o sobie, mieć wpływ na to jak chcą się ubierać czy w jakim zawodzie pracować.

      Usuń
  2. Czytałam już pozytywną recenzję tej książki i mam ją w planach. Nie dziwię się, że autorka na dłuższą metę nie byłaby w stanie żyć według zasad islamu, skoro poznała już życie w amerykańskiej rzeczywistości. Musiałaby chyba przeżyć jakąś głęboką duchową przemianę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem czy są takie przypadki, gdy osoba wyrwana z amerykańskiej rzeczywistości przeżywa taką przemianę i bez bólu jest się w stanie wpasować w reguły islamu.

      Usuń
  3. (Nie)stety nie dla mnie... Chyba by mnie wynudziła ta pozycja, więc przepraszam, ale się nie skuszę ;).

    Miłego wieczoru!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz... ostatnio przyszła taka kobieta, podziwiać wystawę (XIX-wieczne stroje) i zaczęła narzekać, jak to w lecie kobiety się ubierają, jakie to poodsłaniane i takie tam. :P Myślę, że burka byłaby w sam raz. ;-) A mnie się taka niewidzialność w głowie nie mieści. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, ciekawe co by wybrała - europejski, wakacyjny negliż czy burkę. :P

      Mnie też.
      Ale za to Walentynki miałabyś z głowy. :P

      Usuń
    2. Ja bym wybrała burkę. :D No dobra, do niedawna. :P

      To jest dobry pomysł na kolejną sesję. :P

      Usuń
    3. Lepiej późno niż wcale. Jeszcze będą z Ciebie ludzie. =)

      Yyy... He? :P

      Usuń
  5. Tej akurat książki nie znam (tzn. czytałam o niej, ale nie ją), jednak mam za sobą kilka lektur o sytuacji muzułmanek, a także kobiet z innych kręgów kulturowych, ale nie mniej, a nawet jeszcze bardziej opresyjnych wobec kobiet. Książek na różnym poziomie, od wyciskaczy łez po rzeczy na całkiem niezłym, a nawet bardzo dobrym poziomie, jak „Friszta”, „Minaret”, „Księgarz z Kabulu” albo „Poolan Devi” - ta ostatnia o pozycji hindusek w ubogiej społeczności indyjskiej.

    Kiedyś myślałam tylko o tym, jak mam dobrze z porównaniu z tymi bidulkami. Teraz jednak wydaje mi się, że takie książki, czytane przecież głównie przez kobiety, stępiają nasz ogląd własnej sytuacji, której daleko do doskonałości. Wprawiają nas w nastrój, jak to mamy dobrze, podczas gdy naprawdę wiele jeszcze jest do zrobienia, żebyśmy i my, Polki, były wolne od nakazów i zakazów społecznych, rodzinnych, religijnych, które wciąż ustawiają nas na pozycji gorszej niż mężczyzn. Co z tego, że mamy równe prawa, skoro społeczność nadal wywiera presję w kierunku określonych zachowań, innych dla kobiet, i innych dla mężczyzn. Mogłabym podać masę przykładów, ale sądzę, że każda z nas sama może je sobie przytoczyć. Zmiana mentalności to proces długoletni, ale tak naprawdę to ona decyduje, a nie przepisy.
    A najgorsze jest wg mnie to, że również wiele kobiet zgadza się z tym, iż co wolno facetowi, to nie przystoi (nie wolno) kobiecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję za tytuły. Mam nadzieję, że uda mi się je znaleźć, bo temat szalenie mnie interesuje.

      Co do drugiej części Twojej wypowiedzi, to najwyraźniej należę do tych, którym takie historie stępiły ogląd własnej sytuacji, bo do tej pory nie patrzyłam na to pod tym kątem. Masz całkowitą rację, widząc, że innym jest dużo gorzej, łatwo zapomnieć o tym, że i u nas źle się dzieje. Co ciekawe sama nie raz oburzałam się, gdy ktoś komuś mówił, że inni mają większe problemu, więc tym swoim nie powinien się przejmować, podczas gdy akurat tej osobie problem wydawał się przytłaczający. A tu skupiwszy się na kobietach z Arabii jakoś zapomniałam o dramatach wielu kobiet z sąsiednich podwórek. Smutne.

      Usuń
  6. Ja niestety nie lubię książek w tych klimatach. Ale my tak mówimy o arabskich kobietach, że się na wszystko zgadzają, a w naszym kraju niestety czasami nie lepiej, choć wydaje się, ze takie wyzwolone jesteśmy. Ostatnio wysłuchałam historii kobiet (Polek) gwałconych przez własnych mężów. I co najgorsze, te kobiety myślą, że w małżeństwie to normalne (napisałam o tym na swoim blogu "Obiecuję ci miłość, wierność"). I niepotrzebne nam "arabiki"... :( To smutne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Właśnie Ewa w komentarzu wyżej otworzyła mi oczy, a Ty dodatkowo to potwierdzasz. Fakt, że czasami skupiamy się na głośnych tragediach z dalekiego świata, a nie widzimy nieszczęść na podwórku obok. Najwyraźniej jestem tego przykładem.

      A Twoją notkę chętnie przeczytam.

      Usuń
  7. W życiu nie przyzwyczaiłabym się do rygoru panującego w krajach arabskich. Podziwiam kobiety, które muszą żyć w tak surowych warunkach. Dla mnie zasady islamu nigdy nie będą zrozumiałe. Ta religia jest to prostu niedorzeczna i cieszę się, że żyje w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze po zapoznaniu się z takimi historiami zastanawiam się, czy naprawdę religia jest niedorzeczna, czy po prostu jej interpretacja pozostawia wiele do życzenia. W imię chrześcijaństwa też robiono/robi się wiele głupot.

      Usuń
  8. Jeżeli książka sama wpadnie mi w ręce, z przyjemnością ją przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydaje mi się, że chyba trzeba się urodzić i wychować w kraju muzułmańskim żeby przywyknąć do swojej roli jako kobiety, ciężko byłoby się do niej przystosować osobie, która wie, że może żyć inaczej, cieszyć się większą wolnością i wcale nie dziwię się autorce jeśli traktowała czas tam spędzony jako odkrywanie czegoś, co ją fascynowało i nie przeniknęła całkowicie tamtą kulturą. A tak swoją drogą - Wielka Litera wydaje bardzo ciekawe książki :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie tyle zdziwiło mnie to, że nie przeniknęła tamtą historią, ale fakt, że tak mało wiedziała o wyznawanej przez siebie religii. Wiem, że wystarczy spojrzeć na nas, Polaków, i jak na dłoni widać, jak różnie traktujemy przykazania, a ich przestrzeganie pozostawia wiele do życzenia. Nasza wiedza też pozostawia wiele do życzenia. Ilu z nas przeczytało Biblię? Sama jestem doskonałym przykładem na to, że można być ochrzczonym, a nie czuć się chrześcijaninem.
      Zawsze miałam jednak wrażenie, że muzułmanie są mocniej związani ze swoją religią, że są lepiej do niej przygotowani, a tu... zaskoczenie. Najwyraźniej jak zwykle generalizowanie okazuje się błędem. :)

      A co do Wielkiej Litery, to racja. Zwłaszcza, że mają dużo literatury faktu.

      Usuń
  10. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Coś, co dla nas jest egzotyczne, niehumanitarne i czasem szokujące, dla innych jest prozą życia. Nie to, żebym popierała zabieranie kobietom wszelkich praw - jestem "amnesty international" w tej kwestii, jednak nie ma co szukać zrozumienia, bo człowiek europejski nie zrozumie tego, choćby bardzo chciał. To lata, całe stulecia rewolucji, nie zaś kilka chwil "białego człowieka" i kilka petycji. Podejście do sprawy w taki sposób, jak autorka - docenianie tej pogody ducha, tego promienia światła w ciemności, poszanowanie inności - tylko tyle możemy zrobić. I wiesz, co? Chętnie bym przeczytała. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym, że ta proza życia też nie do końca tym kobietom odpowiada. Wiesz, co innego zgodzić się na noszenie burki i nawet wierzyć w to, że jest to dobre, a co innego żyć w ciągłym strachu, bo nie wiesz czy pasmo włosów, które ci się spod tego stroju nie wymknęło, nie spowoduje reakcji policji. Co innego musieć modlić się kilka razy dziennie, a co innego - mieć problem z leczeniem, bo większość medyków to mężczyźni.

      Ciekawa jestem czy kiedyś to się zmieni, a jeśli tak ile lat potrzeba na takie zmiany. Bo to przecież nie o zasady nawet chodzi, a o mentalność, o podejście, o narzucany z pokolenia na pokolenie styl myślenia.

      Usuń
    2. Tylko czekać na rewolucję, ja myślę, że ona wcześniej czy później nastąpi. Ale dopóki kobiety się nie wyrwą i nie będą walczyły, to nic się nie zmieni, bo facetom jakoś dziwnie to odpowiada. Kobieta, ryba i dziecko głosu nie ma. Prościej rządzić krajem mężczyzn. To szalenie przykre i oburzające, ale co można zrobić? Skoro nawet ONZ i inne organizacje sobie nie radzą, bo napotykają na mur, to nie pozostaje nic innego jak czekać, aż zmiana wyjdzie od wewnątrz.

      Usuń
    3. Stawiam raczej na później.
      Skoro wykształcone kobiety, które miały okazję mieszkać za granicą nie mają siły/ochoty, a może i potrzeby buntu, to co dopiero reszta, która nie zna innego życia? Zasady religijne są w nich tak zakorzenione, że nie wydaje mi się, żebyśmy mieli okazję zobaczyć takie zmiany na własne oczy.

      Usuń
  11. Kolejna książka do wyzwania:

    "Kłamstewka i kłamstwa" Monika Orłowska
    http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/02/172-kamstewka-i-kamstwa-monika-orowska.html

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak na marginesie to najbardziej dziwię się tym kobietom, które same decydują się na mieszane małżeństwa i wyjeżdżają do krajów muzułmańskich:) Przecież to są bardzo odmienne religie i kultury...

    Ciekawa recenzja, może skuszę się na tą książkę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że po prostu nie wiedzą w co się pakują. No i oczywiście zakochane wierzą w to, że przystosują się bez większych problemów, mąż je będzie wspierał i zawsze stał po ich stronie.

      Czytaj, czytaj. Warto. :)

      Usuń
  13. Czytanie książek o podobnej tematyce po prostu mnie denerwuje. Denerwuję się, że życie kobiet w krajach islamskich tak właśnie wygląda, że ktoś im narzuca takie zasady, a one (mniej lub bardziej) się na to godzą. Ale o tym można by długo dyskutować, a ja nie mam takiego zamiaru;) W skrócie - nie przeczytam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak słusznie zauważyły dziewczyny z komentarzy wyżej, nasze kobiety też zgadzają się na wiele rzeczy, choć wydawałoby się, że łatwiej im się wyrwać spod męskiego wpływu. Sytuacja kobiet w jakimkolwiek zakątku świata, to temat rzeka.

      Usuń
  14. Zdecydowanie coś dla mnie :-) Dziękuję za recenzję, możliwe, że zapoznam się z tą książką :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. Jeśli temat Cię interesuje, to książka na pewno Ci się spodoba. :)

      Usuń
  15. Lubię książki o tej tematyce, jednak o tej pozycji jeszcze nie słyszałam, zapisuję do przeczytania:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zainteresowałaś mnie tą książką. Postaram się ją znaleźć w bibliotece.
    Zaś co do samych kobiet to mam wrażenie, że dla nich to jest jedyny znany i zarazem słuszny sposób życia. Spotkałam się kiedyś z wypowiedziami Arabek potępiających "rozwiązłość" europejskich kobiet- bo jak my możemy w spódnicy przed kolana chodzić i z mężczyznami rozmawiać. Dla nich nasze obyczaje są taką samą egzotyką jak ich dla nas. Choć osobiście nie wyobrażam sobie takiego zniewolenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. :)

      Też odniosłam takie wrażenie. W sumie trudno nie wierzyć w coś, co wbijane jest do głów od pokoleń. Strach też robi swoje. I brak możliwości buntu.

      Usuń
  17. Lubię książki o sytuacji ludzi w różnych zakątkach świata. Inne kultury mnie bardzo ciekawią.
    Skrót: przeczytam, a jak!,

    A Wielka Litera ma teraz sporo takich perełek kulturowych ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mamy wspólne zainteresowania, bo mnie też ciągnie do takich książek. :)

      Ano ma. Jest w czym wybierać. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.