poniedziałek, 21 stycznia 2013

Sarah Waters "Pod osłoną nocy"
Kontrowersje uczuć

Sarah Waters
Pod osłoną nocy
Wyd. Prószyński i S-ka
2006
367 stron
Przenieśmy się do roku 1947. Do Londynu. To właśnie tam mieszkają nasi bohaterowie: Kay, Helen i Viv oraz jej brat Duncan. Wojna już się skończyła. Czas zapomnieć o przykrych chwilach i rozpocząć nowe życie w powojennej rzeczywistości. Niestety przeszłość jak to przeszłość, nie daje jednak o sobie zapomnieć, a jej konsekwencje zwykle odczuwalne są dość długo. Tym bardziej, gdy w grę wchodzą uczucia. Te, jak wiadomo, rządzą się własnymi prawami i za nic mają upływ czasu, nowe rozdziały czy wszelkie próby zepchnięcia ich na boczny tor.

O tym, że miłość nie jest zagadnieniem łatwym, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Dajcie mi kogoś, kto nigdy przez nią nie cierpiał, nie chlipał nocami w poduszkę, nie wątpił, nie tęsknił, nie sklejał złamanego serca. Kogo nie trawiła zazdrość lub nie obejmował smutek. Dla kogo miłość to jedynie jasne, radosne chwile pozbawione cieni wątpliwości, niepewności czy strachu. Kto niczego nie żałuje, podejmował jedynie słuszne decyzje. Znacie takiego? Ja nie.

Życie miłosne naszych bohaterów dodatkowo komplikują kontrowersje wobec uczuć jakimi darzą swych wybranków. Viv ukradkiem spotyka się z żonatym mężczyzną. Choć czuje, że popełnia błąd, nie potrafi zakończyć związku. Helen mieszka z Julią. Ciężko jej cieszyć się tym uczuciem. Męczy ją zazdrość. Boi się utraty ukochanej. Kay choć sprawia wrażenie silnej kobiety, zagubiona pałęta się po mieście jakby nie mogąc się odnaleźć w powojennej rzeczywistości. Choć bogata, żyje bardzo skromnie, z dnia na dzień, bez większych planów. Sama. Duncan mieszka ze starszym od siebie mężczyzną i ewidentnie ma problem z określeniem swojej seksualnej tożsamości. Całą czwórkę męczą konsekwencje wydarzeń, w których brali udział w czasie wojny.

By zrozumieć zachowanie bohaterów powieści Pod osłoną nocySarah Waters przenosi nas z czasów bohaterom współczesnych, najpierw do roku 1944, a następnie o kolejne trzy lata wstecz. I nagle wszystko staje się jasne. Już wiemy skąd obawy Helen, wątpliwości Duncana i co niegdyś połączyło Viv z sanitariuszką Kay. 

Sarah Waters
źr. pl.wikipedia.org
Sarah Waters może się pochwalić doktoratem z literatury i kilkoma nagrodami literackimi, a ponadto uchodzi za znawczynię powieści wiktoriańskiej. Pod osłoną nocy nominowana była do Orange Prize i Man Booker Prize 2006. I choć czasy, w których osadzona jest historia nie mają nic wspólnego z epoką wiktoriańską, jej autorka stworzyła ciekawą opowieść o miłości trudnej, nieakceptowanej, o wątpliwościach, które trawią bohaterów w nią uwikłanych. Co ważne, nie powstała z tego ckliwa historyjka, ale całkiem niezła powieść obyczajowa z wojną w tle.

W twórczości Waters często przewija się temat miłości homoseksualnej. Sama autorka nie ukrywa tego, że jest lesbijką, swoją pracę doktorską pisała na temat wątków homoseksualnych w literaturze. Wplatając w fabułę Pod osłoną nocy historię miłości między kobietami czyni to w sposób subtelny, traktując ten rodzaj miłości jak coś naturalnego, co nie wymaga stosowania jakichkolwiek innych zabiegów niż w przypadku perypetii damsko-męskich. Autorka pokazuje, że pary homoseksualne przeżywają miłość tak samo. Borykają się z wszelkimi trudami jakie niosą ze sobą wszystkie związki, z wątpliwościami, niepewnością, zdradą, tęsknotą, odrzuceniem. Zdziwił mnie jednak brak w powieści   klasycznych damsko-męskich duetów, jakich w społeczeństwie nadal jest najwięcej. Miło by było poczuć, że są bohaterowie, których łączy do bólu zwyczajne, nudne uczucie pozbawione kontrowersji, że są pary, które się nie zdradzają i choć od czasu do czasu zdarzają im się kłótnie o to kto wyniesie śmieci, w gruncie rzeczy są szczęśliwe. Autorka jednak najwyraźniej uznała, że tego typu związki nie są warte uwagi. Szkoda.

Mój drugi zarzut dotyczy konstrukcji książki. Zabieg z cofaniem się w czasie w celu wytłumaczenia takich a nie innych zachowań bohaterów jest bardzo pomysłowy i ciekawy. Problem w jego wykonaniu, bo wyszło nieco chaotycznie i chwilami miałam problem z odnalezieniem się w fabule. Najpierw nieco się nudziłam, później odrobinę pogubiłam, ale gdy już połapałam się w czym rzecz, czytało się całkiem nieźle.

Mimo tych dwóch zarzutów z pewnością sięgnę jeszcze po książki Sarah Waters. W planach mam debiutancką powieść Muskając aksamit, na podstawie której w 2002 roku powstał serial. Pierwsze spotkanie z twórczością autorki choć nie rzuciło mnie na kolana, nie okazało się też rozczarowaniem. Plusem twórczości Waters jest z pewnością fakt, że pisząc o miłości homoseksualnej, czyni to w sposób naturalny i wiarygodny, a to duże atuty dla kogoś, komu ten temat jest właściwie obcy.




54 komentarze:

  1. Yyy... zdecydowanie nie mój typ książek :P

    A tymczasem zapraszam do mnie na recenzję filmu "Holy Motors" - wiem, że chcesz go obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lesbijki Cię nie kręcą? :P

      Już lecę poczytać, Panie Spostrzegawczy. Czyli nie muszę już się chwalić, że widziałam "Bestie..."? ;)

      Usuń
    2. No nie :P
      Chwalić się nie musisz, bowiem widziałem, że wystawiłaś 7.

      Usuń
    3. Co za czasy, nic się nie ukryje. :P
      Teraz jeszcze tylko "muszę" coś na ten temat naskrobać, ale to za parę dni pewnie, bo muszę najpierw przetrawić motyw tura. :P

      Usuń
    4. Motyw tura - najbardziej skomplikowana rzecz w kinematografii jaką ktoś kiedykolwiek wymyślił :P Życzę powodzenia!
      Ja wolałem go w swoim wywodzie ominąć... taki to ze mnie sprytny chłoptaś :D

      Usuń
    5. Ominąć stwora takich rozmiarów? Niełatwe. A poza tym one były takie śliczneeeee... Te ich ryjki i oczęta. :P
      No dobra, jak nic nie wymyślę, to chociaż focię wstawię. :P

      Usuń
    6. A najlepsze było jak ona go głaskała po tym wielkim czarnym nosie :P

      Usuń
    7. Chcę takie zwierzątko! Respekt w dzielnicy murowany. :P

      Usuń
    8. Będziesz na nim hasać do pracy :D
      I wszyscy będą pędzić do salonów Opla i Skody, bo ich będzie zazdrość zżerała :)

      Usuń
    9. A jak już kupujesz to weź jedno dla mnie może Ci zniżkę dadzą ;)

      Usuń
    10. Ooo... A to jest dobra myśl. Mam nadzieję, że pozwolą mi go zaparkować przed budynkiem. :P

      Phi! Najpierw go pominąłeś w swoich wywodach, a teraz chcesz rabacik? :P

      Usuń
    11. No wiesz kryzys nastał, więc trzeba oszczędzać, a taki tur bardzo ekonomiczny - paliwa mu wlewać do gardła nie trzeba i zresztą nie zauważyłem, aby przez choć ułamek sekundy w filmie coś jadł, wynik zaś (biegł nieustannie przez dobre pół produkcji) jak najbardziej zadowalający :D
      Krótko mówiąc przyszłość motoryzacji to... tury :P

      Usuń
    12. I części zamiennych nie trzeba. Przekonałeś mnie! :)

      Usuń
  2. Lubię takie kontrowersyjne tematy, więc z chęcią zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że cała twórczość autorki może być taka.

      Usuń
  3. To ja zachęcam Cię do dalszego poznawania twórczości Sarah Waters i szczególnie mocno polecam Ci "Muskając aksamit" oraz "Ktoś we mnie". W powieści "Ktoś we mnie" nie ma wątków homoseksualnych, a w "Muskając aksamit" jest ich bardzo dużo.
    Z książek Waters najmniej podobała mi się "Niebanalna więź", a "Pod osłoną nocy" jeszcze nie czytałam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dobrze wiedzieć, po co najpierw warto sięgnąć. Zobaczę co w bibliotece mają i przy którejś wyprawie na pewno coś przytargam. Właściwie niewiele czytałam literatury z wątkiem homoseksualnym, w filmach jakoś częściej na nie trafiam.

      Usuń
  4. Tej autorki czytałam tylko "Niebanalną więź", ale na tyle dawno temu, że niewiele mi z tej lektury zostało w pamięci... Chętnie bym sobie przypomniała, jak pani Waters pisze, więc być może sięgnę po proponowaną przez Ciebie książkę:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo po "Muskając aksamit". Dużo dobrego słyszałam właśnie o tym tytule, a i opinii Koczowniczki można zaufać.

      Usuń
  5. Poczekam na Twoją recenzję "Muskając aksamit" i wtedy zdecyduję, co zrobić z ta autorką. Na razie nie jestem przekonana. Jak Ty narzekasz, to i ja pewnie będę. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie wiadomo, a nuż Ci się spodoba?
      Na razie za "Muskając aksamit" się nie biorę, bo mam sporo książek, które chciałabym przeczytać do Wielkanocy, zresztą i tak w bibliotece ktoś mnie już uprzedził. Ale prędzej czy później recenzja na pewno się pojawi.

      Usuń
  6. niestety jak dla mnie za bardzo realistyczna, i niestety nie czuje jej magii :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam "Niebanalną więź" tej autorki i gdybym później nie przeczytała na okładce, że Waters swoich bohaterów często czyni homoseksualistami to chyba wcale nie zwróciłabym na to uwagi. Właśnie dlatego, że w tej powieści miłość lesbijska została przedstawiona naturalnie i zwyczajnie, bez szokowania i kontrowersji. Na pewno sięgnę po inne książki tej pisarki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi się właśnie spodobało. Jako homoseksualistka mogłaby popaść w przesadę, chcąc za bardzo wyeksponować wątki miłości między tą samą płcią, a wyszło delikatnie.

      Usuń
  8. Nie czytałam nic tej autorki, za to mam na tablecie "Muskając aksamit". Tyle, że... Jakoś nie mogę się przekonać, żeby zacząć ją czytać. W sumie nie mam jakiegoś specjalnego powodu, jedynie oklepane: bo tak. Jednakowoż, może coś tej autorki w końcu skonsumuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Argument "bo tak" lub "bo nie" to jest niezwykle ciekawe zagadnienie. Zero argumentów, ale jaka pewność. Też tak mam, dosyć często niestety. =)

      Usuń
    2. Od dawna się zastanawiam, w czym problem. O homoseksualistów nie chodzi, bo mając ich porażającą wręcz ilość wśród znajomych złapałam się na tym, że nic już mnie nie jest w stanie zaskoczyć. Hmmm... Poczekamy, zobaczymy. Jakby mnie jednak naszło to ci powiem :)

      Usuń
    3. Może właśnie dlatego, że temat jest dla Ciebie mało zaskakujący, nie czujesz potrzeby, żeby go szukać w literaturze?

      Usuń
  9. Niezły warsztat autorki... W sumie przeczytam, czemu nie, choć fakt miłości homoseksualnej nie jest dla mnie jakimś atutem, bo jeśli chodzi o lesbijki i gejów to są mi całkowicie obojętni. Zauważyłam, że ostatnio coraz więcej książek traktujących o homoseksualistach - i dobrze, bo ludzie wciąż są uprzedzeni. A nie powinni być. Więcej w literaturze, filmie i mediach - ludzie się przyzwyczają. Jeśli o mnie chodzi, to mnie przekonywać nie trzeba, więc mogę przeczytać bez żadnych dodatkowych motywów. Ale powiedz dlaczego tak jest - skrajnie? Jak piszesz - nie ma par hetero? Czemu? Zauważam wiele skrajności w tego typu mediach, i denerwuje mnie to czasem. Skoro ma być normalnie, to niech będzie normalnie. A tu albo jedno, albo drugie. A przecież w życiu jest taka piękna różnorodność! Drugi zarzut nie do podważenia. Ja też za takimi zabiegami nie przepadam, bo czasami są po prostu bez sensu. Może jednak zacznę od "Muskając aksamit", o ile w ogóle znajdę tę książkę. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest para hetero. Żonaty facet i jego kochanka, czyli dalej brak równowagi. Tak jakby miłość mogla być tylko zakazana albo nieakceptowana, a nie mogla być zwyczajnie nudna. Ja wiem, że powieść rządzi się swoimi prawami, że przeciętne małżeństwo nie jest tym, co zainteresuje czytelnika. Ale uważam, że jeśli chcemy by homoseksualizm wpisał się w "normalność", to niech ta normalność nie składa się wyłącznie z niego samego i rozbijanych małżeństw, bo to trudno uznać za normę.

      Popadanie w skrajność mnie drażni. Wszelkie demonstracje w mediach i na ulicach też. Ja nie chodzę z transparentem "jestem hetero". Po prostu jestem i już. I tak samo nie chcę demonstracji homoseksualizmu. Norma nie wymaga tego, by rzucać nią ludziom w pysk. Ona po prostu jest. Nadmiar razi w oczy. A różnorodność to faktycznie piękna sprawa. Szkoda tylko, że tak wielu nie może się z nią pogodzić.

      Usuń
    2. Tak się tylko wtrącę do końcówki Twojego postu: no tak, ale Ty nie musisz chodzić z transparentem - a dokładniej, nie musisz się domagać prawa do poszanowania i prawa do unormowania sytuacji - czy społecznie, czy prawnie - dla siebie jako osoby heteroseksualnej. Z homoseksualistami jest obecnie tak, jak wcześniej z czarnoskórymi, jak wcześniej z kobietami: muszą wywalczyć swoje. I nie jest to, jak pokazuje historia, kwestia jednego roku, jednego pokolenia, czasem nawet jednego wieku.

      Usuń
    3. Ok, zgoda. Nie muszę. Ale z drugiej strony mnie takie demonstracje zniechęcają. Wiem, że choćby brak pewnych przepisów prawnych jest sporym problemem dla takich związków. Wiem, że muszą szukać sposobów na to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Mam jednak wrażenie, że dążą do tego zbyt desperacko, zbyt agresywnie, tym samym wzbudzając niechęć, a chyba nie o to chodzi.

      Usuń
    4. Z jednej strony zgadzam się z Bibliopatką, z drugiej z Ann. Też myślę o tym, że obnoszenie się ze swoją seksualnością to nieco skrajne, ale może dlatego tak podchodzę, ponieważ już niejako jestem przekonana, jestem po stronie gejów, zgadzam się z ich postulatami - więc drażni mnie, jak wciąż ich widzę i tu słowo dobre - agresywnie. Z drugiej strony Bibliopatka ma rację - oni muszą walczyć z tymi, którzy jeszcze po ich stronie nie są, a wręcz przeciwnie. Tyle że czasami skutek jest odwrotny do zamierzonego...
      Złoty środek to podstawa. "Żyj i daj żyć innym" to nie puste słowa. Osobiście uważam że delikatna perswazja jak choćby w literaturze, filmach czy serialach - kierowanych do baaaardzo szerokiego grona odbiorców - jest lepsza i przyniesie lepsze skutki, niż protesty. Ale to działa tylko w przypadku ogólnej akceptacji społeczeństwa i zmiany obyczajów. Jeśli chodzi o prawo, państwo i ważne zmiany polityczne - tu chyba trzeba być agresywnym.

      Usuń
    5. "Złoty środek to podstawa. "Żyj i daj żyć innym" to nie puste słowa. Osobiście uważam że delikatna perswazja jak choćby w literaturze, filmach czy serialach - kierowanych do baaaardzo szerokiego grona odbiorców - jest lepsza i przyniesie lepsze skutki, niż protesty." - w stu procentach się zgadzam

      Ale co do tej agresji, mam już wątpliwości, bo w ten sposób łatwo zniechęcić tych, którym do tej pory homoseksualizm nie przeszkadzał lub był im obojętny. Stanowczość tak. Agresja niekoniecznie. No, ale właściwie nie wiem czy powinnam się wypowiadać w tej kwestii, bo tak naprawdę nie wiem jak to jest walczyć o siebie stając na raczej kiepskiej pozycji.

      Usuń
    6. O, właśnie. Zostawmy to tak jak jest. Właściwie jedyne co my możemy zrobić to podpisać się pod petycją. Nie wiemy, jak to jest...

      Usuń
  10. Ja się przymierzałam do "Złodziejki", ale nie wyrobiłam czasowo, niemniej Waters mam w pamięci. "Pod osłoną nocy" wygląda ciekawie.
    Co do braku damsko-męskich duetów - może to też wynika z tego, że historii o takich duetach jest dookoła mnóstwo? Jeszcze jakiś temu trudno było (w każdym razie w Polsce) znaleźć historię o związku homoseksualnym, która nie byłaby "usprawiedliwiana" przez wątek HIV/AIDS. I tu się też ujawnia pewnego rodzaju przyzwyczajenie odbiorcze - podejrzewam, że przy większości czytanych przez siebie historii nie pytasz "czemu tu tak mało duetów jednopłciowych"? ;)
    Poza tym im bardziej czytam Twój wpis, tym bardziej mam wrażenie, że Waters w ogóle nie interesują "zwykłe" relacje, takie nienaznaczone jakimś głębokim pęknięciem. Również z tego powodu mam ochotę się z nią zapoznać - i podejrzewam, że też z tego powodu będę miała w pewnej chwili dość i przeskoczę na jakiś czas do innych historii, tak w ramach wytchnienia. Poza tym w historiach miłości homoseksualnej widzę w pierwszym rzędzie historię walki o prawdo do siebie. W historiach o relacjach hetero też zdarza mi się ją widzieć, ale autorki/autorzy nieraz tę walkę o siebie psują, zastępując ją bridgetjonesowym lukrowanym happy endem. Albo to ja mam taki parszywy charakter i dlatego marudzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jedyne sensowne wyjaśnienie. Tak, takich historii jest mnóstwo. Z tym, że brak takiej nudnej historii moim zdaniem całej reszcie odbiera nieco wiarygodności.

      Nie pytam o duety jednopłciowe, bo choć je toleruję, to nie są one dla mnie powszechnie występującą normą. Ilu masz znajomych heteroseksualnych a ile homoseksualnych? Podejrzewam, że różnica jest spora. To nawet nie chodzi o przyzwyczajenie odbiorcze, ale o rzeczywistość jaką znam. O rzeczywistość, w której normą jest heteroseksualność, a homoseksualiści stanowią zdecydowaną mniejszość. Potrafię opowiedzieć mnóstwo historii, w której rolę grają wyłącznie heterycy, ale ani jednej wyłącznie homoseksualnej. Inna rzecz, że Waters jako lesbijka też pewnie obraca się w takim a nie innym środowisku i dla niej być może opowiedzenie takiej historii nie stanowi problemu. To da się uzasadnić, ale ja jako przeciętny mieszkaniec naszego przeciętnego kraju tego nie kupuję. To dla mnie zupełnie inna rzeczywistość.

      Ludzie potrzebują happy endów. Spójrz jakie książki cieszą się popularnością, recenzji jakich powieści jest na blogach najwięcej. Zwykle są to lekkie, babskie czytadła,w których dzieje się źle, po to by na końcu bohaterowie ruszyli w stronę zachodzącego słońca trzymając się za łapki. I nie ważne, że to znów ta sama historia, tylko imiona się zmieniają i nazwa miasteczka, w której dzieje się akcja. Ludzie i tak to czytają.

      A homoseksualiści niech walczą. Mają do tego prawo. I niech im się żyje jak najlepiej. Amen. ;)

      Usuń
  11. Ależ mnie zdecydowanie przekonałaś do nieczytania! :D
    A tak serio, nie moja para kaloszy. Chyba nie tego szukam w książkach (nie, nie mam tu na myśli wątków homoseksualnych, choć tego też nie szukam:D), ale perypetie miłosne - no nie. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś Ty taka oporna na miłosne zawirowania? :P
      Jak tak patrzę na książki, które czekają na mnie, to dochodzę do wniosku, że powinnam Cię uprzedzić, iż jeszcze nie raz będę Cię przekonywała do nieczytania. :P

      Usuń
    2. No ale robisz to tak dobrze, że chyba sobie zrobię drugą listę pt. "pod żadnym pozorem nie czytać"! :P
      No dobra, żartuję, za to filmy cały czas podglądam. :P

      Usuń
    3. Och, w takim razie specjalnie dla Ciebe będę wybierać wyjątkowe okazy do umieszczenia na tej liście. :P

      Ty nie podglądaj, tylko oglądaj!

      Usuń
  12. Lubię takie kontrowersyjne książki i też nie przepadam za cofaniem się w czasie podczas opisywania fabuły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami takie cofanie się jest fajne, ale niekiedy strasznie komplikuje odbiór prostej fabuły.

      Usuń
  13. Drugi paragraf pięknie ujęty :) A tematyka kontrowersyjna, ale chętnie zapoznałabym się z treścią książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)

      Tematyka kontrowersyjna, a przez to intrygująca. Przynajmniej dla mnie.

      Usuń
  14. Nie zainteresowała mnie ta książka. Za to spodobała mi się Twoja uwaga odnośnie braku klasycznych duetów damsko-męskich :)

    Co do homoseksualizmu jest to na pewno kontrowersyjny temat. Nie powiedziałabym, że jest to coś normalnego. Ja słowo "normalne" rozumiem jako coś, co odnosi się do większości. Nie powiedziałabym również, że jest to naturalne, naturalny jest heteroseksualizm, który może zaowocować dziećmi. Niektórzy pewnie nazwą mnie homofobem. Nie uważam się za homofoba - nie żywię do homoseksualistów negatywnych uczuć. Są dorośli, sami decydują o sowim życiu. Nie oceniam również samej skłonności, bo człowiek nie odpowiada za to, na co nie ma wpływu. Nie uważam, żeby homoseksualiści powinni móc zawierać "małżeństwa". Małżeństwo ma przywileje, ponieważ jest to komórka społeczna (zabrakło mi słowa ;) ), w której mogą narodzić się i zostać wychowane dzieci, które są państwu i społeczeństwu niezbędne, by mogło ono przeżyć. W związku homoseksualnym jest to niemożliwe z samej jego istoty. Wydaje mi się również, że homoseksualiści są obecnie w popkulturze nadreprezentowani. Mnie takie wątki nie interesują, bo nie jestem homoseksualistką.
    Myślę również, że ludzka seksualność to bardziej skomplikowana sprawa i że może być ona bardziej "płynna" niż to się wydaje. Nie uważam również, aby społeczeństwo powinno być edukowane o homoseksualizmie przez jakieś parady itd. Wszyscy wiemy, że jest coś takiego, co mają na celu te parady? Żeby ludzie szanowali i nie prześladowali homoseksualistów? Powinno się szanować każdego człowieka i jego prawa. Ludzie często tak nie postępują i prześladują siebie nawzajem (nie tylko homoseksualistów) i żadna parada tego nie zmieni. Parady te mają, więc pewnie inny cel, ale do innych rzeczy związanych z tą kwestią już się odniosłam. Jeszcze słowo na temat szacunku. Ja rozumiem je w dwojaki sposób. Z jednej strony szacunek jest to coś, co należy się każdemu człowiekowi (a więc i homoseksualistom) ze względu na to, że jest on człowiekiem. Z drugiej strony szacunek rozumiem jako podziw dla kogoś kto zrobił coś, co jest wyjątkowe, imponujące albo po prostu dobre. W ten sposób nie szanuję homoseksualistów. W ten sam sposób nie szanuję np. kogoś kto zdradza swojego małżonka. Nikt nie ma prawa ode mnie wymagać tego drugiego rodzaju szacunku.
    Nie podoba mi się również, że każdego, kto nie jest "zwolennikiem" homoseksualizmu, nazywa się zaraz homofobem. Każdy ma prawo do swojego zdania. A "cała prawda" na temat homoseksualizmu nie jest przecież znana, tak samo jak nie jest znana "cała prawda" na temat ludzkiej psychiki. To koniec mojego przydługiego wywodu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaszalałaś z tym komentarzem. :)

      Niełatwo zdefiniowac pojęcie "normalne". Tak mi się przynajmniej wydaje. Zwłaszcza, że to, co pod to pojęcie podchodzi ulega ewolucji. Kiedyś normalne było to, że kierowcą tirów byli faceci. Teraz coraz częściej widuje się za kółkiem kobiety. Facetów nadal jest większość, ale kobiety już nie dziwią. Skoro norma to większość, to kobieta za kółkiem nie jest normalnym zjawiskiem, a z tym nie chcę się zgodzić.

      Dla mnie homoseksualnizm nie tyle nie jest normą, bo jest mniej powszechy, ale raczej dlatego, że tak jak napisałaś - łączymy się w pary po to, żeby się rozmnażać i to jest naturalne.
      Co do małżeństw, trochę rozumiem dążenie homoseksualistów do legalizacji związków, trochę się tego obawiam. Natomiast jestem przeciwna adopcji dzieci rpzez takie pary.

      A co szacunku i całego końca Twojefo wywodu - zgadzam się w 100 %.

      Usuń
    2. Tak i teraz już wiem, że muszę częściej używać entera ;)

      Rzeczywiście z taką definicją słowa "normalny" są pewne problemy, o których nie pomyślałam. Choć zawsze można powiedzieć, że "to co innego" z tymi kobietami za kółkiem(choć to bardzo marne tłumaczenie ;) ) lub, że nie zawsze "nienormalny" oznacza coś negatywnego.

      Według mojego słownika, najkrócej mówiąc, normalny to: 1. odpowiadający normie, zgodny z normą, prawidłowy (norma to ustalona, ogólnie przyjęta zasada; wzór, reguła, kanon) 2. najczęściej występujący 3. o człowieku: zdrowy psychicznie, rzadziej: niebędący kaleką 4. pot. stanowiący najbardziej typowy, charakterystyczny przykład czegoś, zwykle czegoś złego.

      Odnośnie homoseksualizmu, nie podoba mi się, gdy określa się takie związki jako normalne (na razie rezygnuję z rozważań nad słownikową definicją tego słowa xD), ponieważ nie uważam, żeby były one tak samo wartościowe jak związki heteroseksualne i poza tym nie są one naturalne, jak napisałaś i jak ja napisałam wcześniej ;)

      Również rozumiem dążenia homoseksualistów do legalizacji ich związków (tak po ludzku), ale nie uważam, że tak powinno się stać.

      Cieszę się, że w moim wywodzie znalazło się coś rozsądnego ;)

      Usuń
    3. Ciężki temat. ;)
      Z definicjami z Twojego słownika się zgadzam, ale życie jak to życie - nie zawsze daje się wcisnąć w słownikowe regułki.

      Co do reszty, dla mnie nie jest problem to, że homoseksualiści zalegalizują swoje związki. Niech mają wolny wybór, tak jak my. W końcu - czy to ich wina, że tacy się urodzili? Nie mieli na to wpływu. Nie chciałabym, żeby ktoś zabronił mi zawarcia małżeństwa, dlatego że kocham niewłaściwą osobę. Wartościować takich związków nie chcę, tak samo jak staram się (co nie znaczy, że mi to wychodzi) wartościować poszczególnych ludzi.

      Usuń
    4. Na pewno jest to ciężki temat ;)

      Nie wiem jakie są przyczyny homoseksualizmu, czy genetyczne, społeczne, psychologiczne, w każdym razie na pewno nie jest to niczyja wina czy świadomy wybór.

      Co do zawierania małżeństwa jest to również skomplikowane, ponieważ można kochać niewłaściwą osobę i nie mieć takiej możliwości, chociażby dlatego, że ta osoba zawarła wcześniej inny związek (teoretycznie może się rozwieść, ale jest to jakiś problem) albo jest za np. młoda. Ja bym nie mówiła o zabranianiu zawarcia małżeństwa, tylko braku takiej możliwości.

      Jeśli zaś chodzi o wartościowanie takich związków, to po prostu dla mnie jest tak, że nie mogę powiedzieć, żeby związek homoseksualny był tak samo dobry jak małżeństwo heteroseksualne. Przy takim małżeństwie nie mam żadnych wątpliwości. Przy związku homoseksualnym mam ich dużo. Tak samo mam ich trochę przy związku heteroseksualnym bez ślubu. Bo ogólnie rzecz ujmując dla mnie jako katoliczki ideałem jest sakramentalne małżeństwo, a każdy inny układ ma w sobie coś złego ;)

      Usuń
    5. Brak możliwości teoretycznie nie jest zakazem, ale w praktyce już zaczyna tak wyglądać. Bo skoro na przeszkodzie stoi właściwie tylko czyjeś "nie", to tak jakby jest to już zakaz.

      Nie jest tak dobry, choćby ze względu na swoją nienaturalność (czyli ten punkt, w którym obydwie się zgadzamy).

      Ano widzisz, tu dochodzimy do kolejnej kwestii: religii. Dla Ciebie jest ona ważna, dla mnie nie. Tzn. jestem ochrzczona, brałam ślub itp., ale tak naprawdę do pewnego momentu to za mnie podejmowano decyzje (chrzest, komunia, bierzmowanie, lekcje religii), a później samodzielnie podjęłam decyzję o ślubie traktując go tak samo, jak traktuję choćby Boże Narodzenie - jak tradycję (wiem, zdaję sobie sprawę, że to brzmi nieco bluźnierczo, ale nic na to nie poradzę). Wcześniej bardzo długo mieszkałam z moim jeszcze-nie-mężem i nie widzę w tym niczego złego. Ślub niczego nie zmienia. Ludzie nie stają się dzięki niemu lepsi, nie kochają się mocniej, nie szanują bardziej. Może jedynie dłużej się zastanowią, zanim taki związek zerwą. A to może być i plusem, i minusem.

      Usuń
    6. Efekt końcowy zakazu i braku możliwości jest taki sam, ale ja jednak zostanę przy swojej opinii, że to coś innego ;)

      Rozumiem. Ja uważam, że ślub kościelny powinno się brać z pobudek religijnych, a jeśli ktoś nie jest wierzący to powinien wziąć ślub cywilny. Choć rozumiem Twoją postawę, bo rzeczywiście jest to tradycja i ślub w kościele to wyjątkowa atmosfera itd. Zgadzam się, że ślub sam w sobie niczego nie zmienia, dla mnie zmienia jednak to, że ślub kościelny jest sakramentem i wierzę, że w ten sposób małżonkowie otrzymują "wsparcie z góry" na drodze swego życia ;) ale spojrzenie na tę kwestię zależy właśnie od tego czy ktoś wierzy, czy nie wierzy :)

      Usuń
    7. I to ostatnie zdanie doskonale zamyka naszą dyskusję. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.