Czas na filmowe podsumowanie grudnia 2012. Panie i Panowie, oto część pierwsza. :)
1. "Życie od kuchni" reż. Scott Hicks (2007); 6/10
(USA; dramat, komedia romantyczna)
Martha James (Catherina Zeta-Jones) jest szefową kuchni, rzeczową, dobrze zorganizowaną. W swoim życiu nie znajduje miejsca na szaleństwa i spontaniczność. Gdy w wypadku ginie jej siostra, Martha zostaje opiekunką dziewięcioletniej siostrzenicy. Nie będzie to jedyna trudna zmiana w poukładanym życiu kobiety. Szefowa restauracji zatrudnia nowego kucharza, wyluzowanego, zwariowanego Nicka (Aaron Eckhart).
Dwie zupełnie inne osobowości o odmiennym spojrzeniu na świat i życie. Nagle się spotykają i coś zawisa w powietrzu. To coś jest początkowo burzliwe, później nieco łagodnieje. Robi się nawet miło. Sielanka się jednak kończy, bo niezgodność charakterów daje o sobie znać. Później bywa różnie. Znamy takie scenariusze? Znamy. I z życia, i z całej masy filmów. "Życie od kuchni" jako komedia romantyczna fabularnie płynie w wiadomym kierunku, ale przewidywalność zakończenia w niczym nie psuje przyjemności z oglądania emocjonalnych zapasów Marthy i Nicka. Ciepły, zabawny, sympatyczny film.
2. "Listy do M." reż. Mitja Okorn (2011); 8/10
(Polska, komedia romantyczna)
To, czym inni zachwycali się (lub nie) w zeszłym roku, ja zdecydowałam się obejrzeć dopiero teraz. I co? I warto było. Fakt, że poziom naszych komedii w ostatnich lat jest tak niski, że dobry film na ich tle wydaje się jeszcze lepszy, ale "Listy do M." bronią się i bez opierania się o to kontrastowe tło.
Historie kilku bohaterów tworzą zgrabną całość, łącząc się w mniej lub bardziej przewidywalnych wątkach. Całość jest czasami melancholijna, częściej zabawna i zmierza wielkimi krokami do świątecznego happy endu. Czepiać się można, ale po co? Niech będzie optymistycznie, ciepło, świątecznie. W program po wigilijnej kolacji ten film wpasowuje się idealnie. Humor jest pozbawiony tak przygnębiająco typowego, wulgarnego i niestosownego poziomu dowcipu jaki można w ostatnich latach zaobserwować w wielu rodzimych produkcjach komediowych (ok, w zagranicznych też, ale te nasze, na siłę lansowane jakoś ostrzej kłują po oczach).
A poza tym, uwielbiam Romę Gąsiorowską.
3. "Sunset Limited" reż. Tommy Lee Jones (2011); 7/10
(USA; dramat psychologiczny)
Film wyreżyserowany przez Tommy'ego Lee Jonesa, do którego scenariusz napisał Cormac McCarthy, z akcją umieszczoną w jednym pomieszczeniu z ekipą aktorską składającą się z dwóch panów: samego reżysera (w roli Białego) oraz Samuela L. Jacksona (w roli Czarnego). Czyż nie brzmi to intrygująco?
Biały i Czarny siedzą przy stole i rozmawiają. W tle monotonna sceneria, niezbyt malownicza zresztą. Totalny minimalizm formy. Ale jaka treść! Dwóch bohaterów, dwa punkty widzenia. Na co? Na wszystko. Życie, śmierć, Boga... Żaden nie jest skłonny przyjąć racji "przeciwnika", rozmowa nabiera tempa. Gdy dialog się skończy, widz pozostanie sam ze swoimi przekonaniami i wątpliwościami.
Dobra rzecz, którą warto by było zobaczyć na deskach teatru. Nie dla fanów szybkiego kina akcji.
4. "Światła sceny" reż. Nicholas Hytner (2000); 8/10
(USA; dramat, muzyczny)
Mam słabość do filmów tanecznych. Tym razem udało mi się trafić do świata baletu. Grupka młodzieży, prestiżowa szkoła, mordercze treningi, kontuzje, rywalizacja, a przede wszystkim - wspaniałe sceny tańca.
Finał mistrzowski. Po prostu cudo. Balet w nowoczesnej formie. Wspaniały spektakl, rewelacyjny układ taneczny i genialnie dopasowana muzyka. Dużo bym dała za możliwość zobaczenia czegoś takiego na żywo.
Dla mnie - jeden z najlepszych filmów tego typu.
5. "Listy miłosne" reż. Sławomir Kryński (2001); 5/10
(Polska; dramat)
Lubię Magdalenę Cielecką i wierzę w polskie kino. Oto powody, dla których obejrzałam ten film. Nadal lubię Magdalenę Cielecką i wierzę w polskie kino, ale ten film niestety mnie nieco zawiódł.
Teresa jest trzydziestoletnią pielęgniarką. Na co dzień obcuje ze starością i śmiercią. Brak w niej radości życia, a zgorzknienie wydaje się wręcz nienaturalne w przypadku młodej tak kobiety. Gdy w wesołym miasteczku poznaje Janusza (Mariusz Frankowski), jest o krok przegapienia pięknego uczucia. Oboje mają problem z wyartykułowaniem emocji. Z pomocą przychodzi im Julka, kilkuletnia sąsiadka Teresy. Dziewczynka znalazła stare listy miłosne. Preparuje z nich korespondencję pomiędzy Januszem a Teresą. Dostarczając im listy, pomaga zakochanym w wyrażaniu uczuć.
Ciekawy pomysł, ale zabrakło mi w tym filmie bliżej nieokreślonego czegoś. Atmosfera filmu jest niezwykle przytłaczająca. Poetycki klimat robi wrażenie, ale całość psują sztuczne dialogi. Ciosem dla filmu jest też dubbing. Tak, tak - Mariusz Frankowski mówił głosem Michała Staszczaka. Wyszło równie nieciekawie, jak w przypadku "Wina truskawkowego", aczkolwiek akurat w przypadku filmu Dariusza Jabłońskiego, nawet irytujący dubbing nie zepsuł mi seansu.
6. "Hellboy" reż. Guillermo del Toro (2004); 4/10
(USA; fantasy, akcja)
Lubię tego reżysera za rewelacyjny "Labirynt fauna" oraz bardzo dobry "Kręgosłup diabła", ale akurat "Hellboy" należy do filmów obejrzanych nie z sympatii dla del Toro, a dlatego, że "mąż mi kazał". ;) Coś mu się w końcu należało za godziny spędzone przy komediach romantycznych. Czasami zdarza mi się, że tego typu filmy mnie wciągną i nawet wdzięczna jestem mężowi za to, że dzięki niemu mogłam je poznać (sama raczej nie wpadłabym na taki pomysł). Tym razem wynudziłam się okropnie, choć muszę przyznać, że wizualnie film jest rewelacyjny.
Historia kompletnie mnie nie zainteresowała. "Hellboy" jest ekranizacją komiksu. Tytułowy bohater (w tej roli Ron Perlman) to przywołany przed czterdziestu laty przez nazistów demon (czy coś w tym rodzaju). Wychowany przez pewnego profesora (John Hurt) stoi po tej dobrej stronie. I ma okazję udowodnić to po raz kolejny (na co dzień robi jako bohater narodowy ratujący dobrych przed złymi). Tym razem czeka go starcie większego kalibru, gdyż przyjdzie mu się zmierzyć z tymi, którzy przed laty ściągnęli go na planetę Ziemia.
7. "24 godziny" reż. Luis Mandoki (2002); 5/10
(Niemcy, USA; thriller)
Joe Hickey (Kevin Bacon) wraz z żoną (Courtney Love) i kuzynem (Pruitt Taylor Vince) znaleźli sobie niemal idealny sposób na łatwe zdobycie forsy. W wielkim skrócie: porywają dzieci bogatych rodziców, przetrzymują je 24 godziny, a następnie zgarniają szmal z okupu. Tym razem padło na Abby (Dakota Fanning), kilkuletnią córeczkę Karen (Charlize Theron) i Willa (Stuart Townsend). Niestety genialny plan trójki kryminalistów nie uwzględnia wszystkich możliwych wariantów zdarzeń. Abby jest chora i pozbawiona leków może nie przeżyć doby. Ponadto Karen i Will nie należą do potulnych owieczek i niełatwo będzie ich przestraszyć na tyle, by chcieli się w pełni podporządkować.
W trakcie seansu nie tylko uświadomiłam sobie, że już ten film kiedyś oglądałam, ale nawet przypomniałam sobie większość szczegółów, co znacznie popsuło radość oglądania. Ogólnie film nie jest zły i jeśli nie zna się zakończenia, może trzymać w napięciu.
8. "Wyjazd integracyjny" reż. Przemysław Angerman (2011); 2/10
(Polska; komedia)
To jest właśnie przykład takiego filmu, na tle którego "Listy do M." wyglądają jak produkcja z górnej półki.
Na wyjazdach integracyjnych dziać się może wiele. Zachłyśnięci wolnością pracownicy korporacji, pozbawiony czujnych, kontrolnych spojrzeń swych drugich połówek, oddają się hulankom i swawolom. Fajny temat? Fajny. I na czasie. Ale oczywiście zmarnowany. Mogło być zabawnie i prześmiewczo, wyszło niesmacznie i z dużą dawką przesady. Na tyle sporą, że nawet śmiać się odechciewało. Nie wiem skąd u polskich reżyserów komediowych przekonanie, że film tego gatunku musi opierać się na dosadnym, wulgarnym humorze, na przerysowanych sytuacjach, karykaturalnych bohaterach. Czyżby nie wierzyli, że przeciętny widz doceni subtelny humor, delikatną ironię, a pozbawiony wulgarności przekaz w ogóle do niego dotrze? Dopóki filmowcy w nas nie dostrzegą choć odrobiny inteligencji, dopóty będziemy atakowani produkcjami pokroju "Wyjazdu integracyjnego" czy "Ciacha".
(USA; dramat psychologiczny)
Film wyreżyserowany przez Tommy'ego Lee Jonesa, do którego scenariusz napisał Cormac McCarthy, z akcją umieszczoną w jednym pomieszczeniu z ekipą aktorską składającą się z dwóch panów: samego reżysera (w roli Białego) oraz Samuela L. Jacksona (w roli Czarnego). Czyż nie brzmi to intrygująco?
Biały i Czarny siedzą przy stole i rozmawiają. W tle monotonna sceneria, niezbyt malownicza zresztą. Totalny minimalizm formy. Ale jaka treść! Dwóch bohaterów, dwa punkty widzenia. Na co? Na wszystko. Życie, śmierć, Boga... Żaden nie jest skłonny przyjąć racji "przeciwnika", rozmowa nabiera tempa. Gdy dialog się skończy, widz pozostanie sam ze swoimi przekonaniami i wątpliwościami.
Dobra rzecz, którą warto by było zobaczyć na deskach teatru. Nie dla fanów szybkiego kina akcji.
4. "Światła sceny" reż. Nicholas Hytner (2000); 8/10
(USA; dramat, muzyczny)
Mam słabość do filmów tanecznych. Tym razem udało mi się trafić do świata baletu. Grupka młodzieży, prestiżowa szkoła, mordercze treningi, kontuzje, rywalizacja, a przede wszystkim - wspaniałe sceny tańca.
Finał mistrzowski. Po prostu cudo. Balet w nowoczesnej formie. Wspaniały spektakl, rewelacyjny układ taneczny i genialnie dopasowana muzyka. Dużo bym dała za możliwość zobaczenia czegoś takiego na żywo.
Dla mnie - jeden z najlepszych filmów tego typu.
5. "Listy miłosne" reż. Sławomir Kryński (2001); 5/10
(Polska; dramat)
Lubię Magdalenę Cielecką i wierzę w polskie kino. Oto powody, dla których obejrzałam ten film. Nadal lubię Magdalenę Cielecką i wierzę w polskie kino, ale ten film niestety mnie nieco zawiódł.
Teresa jest trzydziestoletnią pielęgniarką. Na co dzień obcuje ze starością i śmiercią. Brak w niej radości życia, a zgorzknienie wydaje się wręcz nienaturalne w przypadku młodej tak kobiety. Gdy w wesołym miasteczku poznaje Janusza (Mariusz Frankowski), jest o krok przegapienia pięknego uczucia. Oboje mają problem z wyartykułowaniem emocji. Z pomocą przychodzi im Julka, kilkuletnia sąsiadka Teresy. Dziewczynka znalazła stare listy miłosne. Preparuje z nich korespondencję pomiędzy Januszem a Teresą. Dostarczając im listy, pomaga zakochanym w wyrażaniu uczuć.
Ciekawy pomysł, ale zabrakło mi w tym filmie bliżej nieokreślonego czegoś. Atmosfera filmu jest niezwykle przytłaczająca. Poetycki klimat robi wrażenie, ale całość psują sztuczne dialogi. Ciosem dla filmu jest też dubbing. Tak, tak - Mariusz Frankowski mówił głosem Michała Staszczaka. Wyszło równie nieciekawie, jak w przypadku "Wina truskawkowego", aczkolwiek akurat w przypadku filmu Dariusza Jabłońskiego, nawet irytujący dubbing nie zepsuł mi seansu.
6. "Hellboy" reż. Guillermo del Toro (2004); 4/10
(USA; fantasy, akcja)
Lubię tego reżysera za rewelacyjny "Labirynt fauna" oraz bardzo dobry "Kręgosłup diabła", ale akurat "Hellboy" należy do filmów obejrzanych nie z sympatii dla del Toro, a dlatego, że "mąż mi kazał". ;) Coś mu się w końcu należało za godziny spędzone przy komediach romantycznych. Czasami zdarza mi się, że tego typu filmy mnie wciągną i nawet wdzięczna jestem mężowi za to, że dzięki niemu mogłam je poznać (sama raczej nie wpadłabym na taki pomysł). Tym razem wynudziłam się okropnie, choć muszę przyznać, że wizualnie film jest rewelacyjny.
Historia kompletnie mnie nie zainteresowała. "Hellboy" jest ekranizacją komiksu. Tytułowy bohater (w tej roli Ron Perlman) to przywołany przed czterdziestu laty przez nazistów demon (czy coś w tym rodzaju). Wychowany przez pewnego profesora (John Hurt) stoi po tej dobrej stronie. I ma okazję udowodnić to po raz kolejny (na co dzień robi jako bohater narodowy ratujący dobrych przed złymi). Tym razem czeka go starcie większego kalibru, gdyż przyjdzie mu się zmierzyć z tymi, którzy przed laty ściągnęli go na planetę Ziemia.
7. "24 godziny" reż. Luis Mandoki (2002); 5/10
(Niemcy, USA; thriller)
Joe Hickey (Kevin Bacon) wraz z żoną (Courtney Love) i kuzynem (Pruitt Taylor Vince) znaleźli sobie niemal idealny sposób na łatwe zdobycie forsy. W wielkim skrócie: porywają dzieci bogatych rodziców, przetrzymują je 24 godziny, a następnie zgarniają szmal z okupu. Tym razem padło na Abby (Dakota Fanning), kilkuletnią córeczkę Karen (Charlize Theron) i Willa (Stuart Townsend). Niestety genialny plan trójki kryminalistów nie uwzględnia wszystkich możliwych wariantów zdarzeń. Abby jest chora i pozbawiona leków może nie przeżyć doby. Ponadto Karen i Will nie należą do potulnych owieczek i niełatwo będzie ich przestraszyć na tyle, by chcieli się w pełni podporządkować.
W trakcie seansu nie tylko uświadomiłam sobie, że już ten film kiedyś oglądałam, ale nawet przypomniałam sobie większość szczegółów, co znacznie popsuło radość oglądania. Ogólnie film nie jest zły i jeśli nie zna się zakończenia, może trzymać w napięciu.
8. "Wyjazd integracyjny" reż. Przemysław Angerman (2011); 2/10
(Polska; komedia)
To jest właśnie przykład takiego filmu, na tle którego "Listy do M." wyglądają jak produkcja z górnej półki.
Na wyjazdach integracyjnych dziać się może wiele. Zachłyśnięci wolnością pracownicy korporacji, pozbawiony czujnych, kontrolnych spojrzeń swych drugich połówek, oddają się hulankom i swawolom. Fajny temat? Fajny. I na czasie. Ale oczywiście zmarnowany. Mogło być zabawnie i prześmiewczo, wyszło niesmacznie i z dużą dawką przesady. Na tyle sporą, że nawet śmiać się odechciewało. Nie wiem skąd u polskich reżyserów komediowych przekonanie, że film tego gatunku musi opierać się na dosadnym, wulgarnym humorze, na przerysowanych sytuacjach, karykaturalnych bohaterach. Czyżby nie wierzyli, że przeciętny widz doceni subtelny humor, delikatną ironię, a pozbawiony wulgarności przekaz w ogóle do niego dotrze? Dopóki filmowcy w nas nie dostrzegą choć odrobiny inteligencji, dopóty będziemy atakowani produkcjami pokroju "Wyjazdu integracyjnego" czy "Ciacha".
Mało ambitne filmy, to fakt. Tak jakoś wyszło, że grudzień okazał się miesiącem filmów niezbyt wysokich lotów. ;)
Oglądałam niedawno "Życie od kuchni" i również bardzo mi się podobało :) Może kiedyś obejrzę "Listy miłosne", bo ostatnio jestem zafascynowana polskimi filmami ( oczywiście niektórymi ) :)
OdpowiedzUsuńCiekawa notka :)
Pozdrawiam :)
O, jak znasz jakieś ciekawe tytuły polskich filmów, to koniecznie się nimi podziel. :)
UsuńListy do M bardzo mi się podobały. Wyjazd integracyjny dla mnie to porażka.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach.
Usuń,,Listy do M" chcę obejrzeć już od dłuższego czasu;p
OdpowiedzUsuńWarto. Taki lekki, ciepły filmik. Bardzo przyjemnie się go ogląda.
UsuńWidziałam dwa pierwsze filmy, o których piszesz i też pozytywnie je oceniłam. Na "Wyjazd integracyjny" nie będę traciła czasu, ale "Światła sceny" z chęcią bym obejrzała.
OdpowiedzUsuńO tak, na ten film zdecydowanie szkoda czasu. Lepiej sobie poleżeć i pogapić się w sufit. ;)
UsuńJeśli lubisz filmy taneczne, to "Światła sceny" powinny Ci się spodobać. Fabuła... wiadomo - bez większych zaskoczeń, ale warto.
Polskie i taneczne filmy to nie moja specjalność, acz oglądałam "Życie od kuchni" widziałam i nie podobał mi się, pomimo że "ciepły" ;) Sunset limited mam na dysku, choć jeszcze nie oglądałam, a 24 godziny chętnie, ze względu na Charlize Theron, nawet wbrew Twojej niskiej dość ocenie :) Ale sądzę, że niska ocena wynika z tego, że "już gdzieś kiedyś" to widziałaś. Kto wie, czy i ja nie widziałam... hm.
OdpowiedzUsuńZwykle jestem mocno znudzona wszelkimi komediami romantycznymi, ale ta akurat przypadła mi do gustu. Może to wynik nastroju danego wieczoru, a może faktycznie na tle innych filmów ten się czymś wyróżnił. Nie wiem. Ale wieczór z tym filmem był udany. :)
UsuńCharlize też uwielbiam. Ocena filmu faktycznie może wynikać z braku elementu zaskoczenia, który w tego typu produkcjach jest jednak bardzo ważny. Ale jak to się stało, że nie pamiętałam, że widziałam ten film? Oto największa zagadka. =)
Pewnie w tv leciał, w przerwach między reklamami ;)
UsuńPolskie filmy, eh, ciężki orzech. Bo generalnie nie lubię, zwłaszcza komedii romantycznych, ale jest kilka dobrych filmów (oczywiście mówimy o współczesnej kinematografii, "Misia" i "Seksmisję" do tego nie mieszajmy;))
- "Ciało" - niskie ma noty, ale ja osobiście uwielbiam! ;)
- "Poranek kojota" - prostackie, ale zabawne :)
- "Chłopaki nie płaczą" - j.w.
- "Pręgi" - dobry dramat
- "Sala samobójców" - imponujące efekty
- "Jasne błękitne okna" - ryczałam jeszcze długo po seansie...
I to chyba, niestety, tyle... ;)
Chyba że znasz jakiś naprawdę dobry, mocny i porządny polski film? Chętnie poszerzę swoją dość skromną wiedzę o polskich filmach...
PS Pozwoliłam sobie wysłać do Ciebie zaproszenie do znajomych na filmwebie :)
UsuńPewnie tak, bo to takie kino jakie TVNy i inne Polsaty bardzo lubią.
UsuńNo proszę, wymieniłaś sześć filmów i pod każdą opinią mogę się podpisać. "Jasne błękitne okna" oglądałam stosunkowo niedawno. Ogromnie mi się podobał. Polecam tez książkę. Gdzieś w tym blogowym bałaganie jest recenzja książki i opinia o filmie też. :)
Dobry, mocny, porządny? Hm. Myślę...
Z najnowszych stawiałabym na "Różę". Poza tym jestem miłośniczką twórczości Kolskiego, więc polecam m.in. "Wenecję" (!), "Jasminum" i "Jańcio Wodnika".
Poza tym na pewno:
- "Plac Zbawiciela"
- "Edi"
A z komedii "Pogoda na jutro" Stuhra.
Jest też kilka filmów, które mi się podobały, ale opinię mają różne:
- "Jeszcze nie wieczór"
- "Wino truskawkowe"
- "Rewers"
- "Mała Moskwa" (nie wiem, ale mam wrażenie, że ten akurat nie będzie w Twoim guście ;)
- "Ogród Luizy"
- "Wszystko będzie dobrze"
- "Anioł w Krakowie" - uwielbiam ;)
- "Lincz"
- "Dom zły"
- "Wesele"
- "Daleko od okna"
Kurcze, wygląda na to, że naprawdę lubię polskie kino, bo mogłabym tak jeszcze przez chwilę wymieniać. ;)
Już się cieszę na myśl o buszowaniu w Twoich ocenach filmów. Zwłaszcza, że jest w czym buszować. :)
UsuńO rany, rany! Z tych, które wymieniłaś, widziałam "Małą Moskwę" i - tu Cię zaskoczę - w kinie! I płakałam! ;) A także "Wesele". Poza tym nic, choć o większości słyszałam. Będę musiała się chyba wreszcie do tych polskich tworków przekonać... Zwlaszcza ten "Dom zły" i "Rewers" mnie kuszą, bo pamiętam, że grano te filmy w małych kinach...
UsuńA i ja właśnie pogrzebię w Twoich ocenach ;) Ciekawe, ile nas łączy :)
Wow.... mamy 493 wspólne filmy...
UsuńOoo... Czyli mogę się przyznać, że też byłam w kinie i też się popłakałam? :P
UsuńA ja nie widzę ile mamy wspólnych filmów. :(
Mam tylko informację procentową o zbieżności gustów (i to nie widzę jej na Twoim profilu, tylko dopiero gdy wejdę na listę wszystkich moich znajomych). =/
Wejdź na mój profil (czy profil kogokolwiek ze znajomych) -> filmy -> wyskoczy Ci od razu "ocenione" -> pod spisem gatunków masz "pokazuj: wszystkie, te które oboje widzieliśmy, te których nie oglądałem" klikasz drugą opcję i voilla :) przy bocznym wykresie zobaczysz ile mamy wspólnych filmów i o jakiej średniej.
UsuńMam nadzieję, że pomogłam ;)
Nie pomogłaś. :P
UsuńTzn. może i byś pomogła, ale Filmweb sam sobie sprawę przemyślał i już mi się wszystko wyświetla od razu jak wchodzę na Twój profil. :)
Najbardziej nas łączy "Borat". Jak zobaczyłam Twoją ocenę to od razu mi się radośniej zrobiło. :P
Za to zaskoczyłaś mnie jedną oceną... "Job..." Serio?? :P
No... ;( Wstydzę się, przyznaję, ale mnie to strasznie bawi!!! :)
Usuń- O, ksiądz ma nowe buty. Zamszowe?
- Nie, za swoje!
Po prostu... mam nieskomplikowane poczucie humoru ;)))
Wybacz!
Wstydź się, wstydź. :P
UsuńKurcze, ja mam na ten film straszne uczulenie. Niby bawią mnie niektóre teksty, ale wydaje mi się, że są strasznie sztucznie połączone, a w całości... yhm... no po prostu nie moje klimaty. No i przyznaję, że większość tych tekstów znam "z podwórka", więc już trochę mi się znudziły. =)
A ja chceiałabym pójść do kina na "Sępa". Ciekawa jestem jak wyjdzie sensacja w polskim wydaniu. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Widziałam zwiastuny i trochę się waham... ;) Oby to nie było coś w stylu "Świadka koronnego", czyli: dużo krzyku o nic...
UsuńAno właśnie, czy my mamy na koncie jakieś dobre filmy tego gatunku?
UsuńWpisując "Polska" i "akcja" w filmwebie wyskakują takie oto tytuły:
Usuń- Wściekłe pięści węża (wtf???)
- Prawo ojca (dobry, z tego co pamiętam)
- Tam i z powrotem (tytuł przypomina nieco Hobbita;))
- Zwerbowana miłość
- Prywatne śledztwo
- Moja Angelika (filmu nie znam, ale piosenka Republiki - świetna)
i to właściwie tyle... reszta to jakieś gnioty z oceną poniżej 5...
Nie, moja droga. Nie mamy zbyt wielu dobrych filmów akcji ;)
Widziałam "Prawo ojca". Faktycznie niezłe, ale też bez szału. "Zwerbowana miłość" też mi się podobała, ale skoro niecały rok po seansie już niewiele pamiętam z filmu, to chyba jednak siódemkę postawiłam pod wpływem chwili. Upływu czasu film nie przetrwał. Ewentualnie ja mam słabą pamięć. ;)
UsuńZaciekawiły mnie "Wściekłe pięści węża". :P Wchodzę na Filmweba, tam opis "GIT PRODUKCJA - Twórcy KARTONÓW!" Yhm.
"Tam i z powrotem" chciałabym obejrzeć. O "Prywatnym śledztwie" nie słyszałam, ale dorzuciłam do listy. Może być całkiem niezły.
Oglądałam tylko "Listy do M." i równiez bardzo pozytywnie odebrałam :))
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że właśnie takich produkcji u nas brakuje. Lekkich, ciepłych, z humorem.
UsuńeM by obejrzała listy do M.
OdpowiedzUsuńTłumaczyć chyba nie muszę czemu ;)
No Światła sceny, bo kooooooocham filmy taneczne. Szkoda, że ostatnio ich coraz mniej robią ;(
I słusznie. Nick zobowiązuje. :P
UsuńNajwyraźniej moda na tego typu produkcje już się skończyła. A szkoda, bo choć fabularnie są raczej niezbyt wysokich lotów, to zwykle jest na co popatrzeć i czego posłuchać. :)
Przecież filmów o tematyce tanecznej, nigdy się nie ogląda dla fabuły ;)
UsuńCo racja, to racja. =)
UsuńDwa pierwsze filmy tylko oglądałam i zgadzam się z wystawionymi ocenami. "Listy do M." to najlepsza polska komedia romantyczna, obok "Nigdy w życiu".
OdpowiedzUsuńO, jak miło, że nie jestem osamotniona w mojej sympatii do "Nigdy w życiu". To jeden z tych filmów, który zawsze mnie potrafi rozśmieszyć. :)
UsuńRównież mam słabość do filmów tanecznych. Być może sięgnę po "Listy do M." pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam "Światła sceny". Na pewno Ci się spodobają. :)
UsuńOj, to teraz jeszcze bardziej przekonałam się, żeby nie oglądać "Listów". ;-) "Labirynt Fauna" bardzo lubię, ale już "Kręgosłup" mi się nie podobał. Przyznam też, że obejrzałam wczoraj "Światła sceny", zachęcona Twoją wysoką oceną, ale... ja pozostawiam go bez oceny. :P Przewinęłam chyba połowę, a domyśl się, co zostało z niego po usunięciu scen z baletu. ;-)
OdpowiedzUsuńZawsze do usług. (To odnośnie "Listów..."). :P
UsuńLubię filmy w klimacie "Kręgosłupa diabła". Takie niby straszne, ale mogę po nich spać. Z klimatem, bez drastycznego efektu "bu" i rozlewu krwi. "Sierociniec" był dużo lepszy niż film del Toro, ale jak i tak dostałam czego chciałam. :)
Obejrzałaś? Serio? Trzeba było zapytać, to bym Ci nie poleciła. Jakoś sobie nie wyobrażam Ciebie zafascynowanej tego typu kinem. :P
Po usunięciu scen baletu zostaje to samo, co we wszystkich innych filmach tego typu. Scenariuszowe zero z pięknolicymi bohaterami. No, ale nigdy nie twierdziłam, że zachwycam się wyłącznie ambitnym kinem. :P
O tak, "Sierociniec" tak. :) Ja potrzebuję na ogół czegoś strasznego, ale niekoniecznie gore. ;-) Ale to już chyba wszystko widziałam. Od daaawna nie oglądam horrorów. ;-)
UsuńAno właśnie. Ale wybaczam Ci za "Frankenweenie'ego". ;-)
Nie, nie, nie. Straszne jest straszne, czyli złe. Dla mnie musi być straszne w wydaniu soft. :P
UsuńUfff... Kamień z serca. :P
Czy Ty też pokochałaś Igora? =D
To teraz ja Cię namówię do oglądania ZŁA? :D
UsuńOczywiście! Ale mimo tego optymistycznego akcentu i tak się popłakałam. :P
Spróbuj. :P
UsuńO, to ja byłam najwyraźniej wyjątkowo niewrażliwa. =)
Są różne typy wrażliwości, ja bez mrugnięcia okiem oglądam krojenie ludzi, wyłupianie oczu i takie tam. :P
UsuńNiemrugającemu łatwiej oko wyłupić, więc tak bardzo bym się tym nie chwaliła. =)
UsuńTia. Ja zamykam oczy nawet wtedy, gdy ekipa House'a robi pacjentowi tracheotomię. =)
Nienienie, horrory, a takie realistyczne filmy, to są dwie różne rzeczy. Chociaż, przy Housie chyba śniadanie jadałam... :P
UsuńAno widzisz, problem w tym, że niektórym nie wytłumaczysz, że horror to nie życie i ci niektórzy i tak się stresują. =)
UsuńMam ogromną ochotę, aby obejrzeć "Listy do M"!
OdpowiedzUsuńZapraszam na konkurs!
Do wygrania hit ostatnich tygodni: książka "Ostatnia spowiedź" :)
Udanego seansu. ;)
Usuń"Listy do M." próbowałam obejrzeć, ale jakoś mnie nie zachwyciły niestety. Znajoma oglądała natomiast "Wyjazd integracyjny" i wysoko oceniła tą produkcje. Ja jednak w przeciwieństwie po polskiej literatury nie lubię naszych rodzimych filmów.
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie fajne. Że niemal każda produkcja ma i swoich entuzjastów, i przeciwników. Niech żyje różnorodność. :)
UsuńZ polskimi filmami jest ten problem, że najbardziej lansowane są kiepskie produkcje, a te dobre przechodzą bez echa.
Przed "Listami do M" też w zeszłym roku się wzbraniałam, wychodząc z założenia, że to kolejna produkcja z tą samą obsadą i fabułą, przy drobnych zmianach scenografii, żeby nie było ;) Obejrzałam latem (^^) i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Może i zalatuje "Love Actually", ale żeby tylko takie kalki powstawały... :)
OdpowiedzUsuńHa, "Hellboya" też oglądałam pod presją ^^ I też się wynudziłam. Na ogół na komiksowych ekranizacjach dobrze się bawię, tutaj czegoś zabrakło. Niby był pomysł, był klimat, ale wciąż - dupy nie urywa ;) Mam wrażenie, że była jeszcze jedna część, ale po raz drugi nie dałam się wrobić :p
"24 godziny", fakt, film na raz, potem traci urok. Ale wspominam dobrze, jest napięcie, jest fajna obsada. Znacznie lepszy, niż serialowy odpowiednik, który był imo na siłę rozwleczony :/
No i "Wyjazd"... obejrzałam 20 minut, dłużej nie zdzierżyłam ^^
Też tak myślałam, ale zaufałam nienaturalnie wysokiej (jak na nasze komedie) średniej na Filmwebie. :P
UsuńUff... Bo już myślałam, że jestem osamotniona w moim braku sympatii do stworzenia o czerwonej twarzy i wielkiej pięści. Tia. Jest jeszcze jedna część. Na razie się bronię, ale jak będę chciała przeforsować jakąś komedię romantyczną, to obawiam się, że stracę szansę obrony. =)
Serialu nie widziałam. Film, niestety drugi raz. I nie potrafię go ocenić sprawiedliwiej. Po pierwszym seansie na pewno dostałby wyższą ocenę.
Nie widziałaś Katarzyny F. w lateksie ani Jana Frycza w sukience??
Przehandluj na coś z Hugh Grantem, niech cierpią obie strony :3
UsuńAż spojrzałam sobie na filmweb żeby zobaczyć Katarzynę F. w lateksie. Zupełnie niepotrzebnie ^^
Ale Hugh ma takie urocze oczęta, jak porzucony piesek. ;)
UsuńJak to niepotrzebnie? To tylko ja mam mieć koszmary po nocach? :P
Chociaż za polskimi komediami (tymi nowymi) nie przepadam to "Listy do M" mi się podobały - oczywiście daleko im do kultowego "To właśnie miłość", ale to i tak przyzwoita pozycja (ja akurat za Romą Gąsiorowską nie przepadam).
OdpowiedzUsuńAz sobie chyba muszę przypomnieć "To właśnie miłość" i porównać, póki dobrze pamiętam "Listy do M.".
UsuńOstatnio mało oglądam polskich filmów. Najlepsze to jednak ta nagrywane w latach 90'.
OdpowiedzUsuńJakie, na przykład?
UsuńTrójka rzeczywiście brzmi interesująco :) Chętnie bym kiedyś obejrzała.
OdpowiedzUsuńCiekawa rzecz. Jak dla mnie, sporą umiejętnością jest nakręcenie filmu z użyciem minimalnych środków wyrazu tak, by przykuć uwagę widza przez cały seans.
UsuńZdziwiło mnie, że obejrzałaś "Wyjazd integracyjny";)
OdpowiedzUsuń"Listy do M." pozytywnie mnie zaskoczyły, cieszę się że i Tobie się spodobały.
Chciałabym zobaczyć "Życie od kuchni" ze względu na Abigail Breslin. Jestem ciekawa, jak sobie radzi od czasu "Małej miss".
Był na płycie wśród innych filmów. Czy to mnie usprawiedliwia? :P
UsuńMelduję, że radzi sobie nieźle. ;)
Oglądałam tylko 'Listy...)
OdpowiedzUsuńJakie wrażenia? :)
UsuńŻe też byłaś w stanie obejrzeć Wyjazd integracyjny! podziwiam :D
OdpowiedzUsuńI to na trzeźwo! :P
UsuńOglądałam listy do m. ;)
OdpowiedzUsuńI jak? Seans udany? :)
UsuńWciąż jestem w grupie osób,które nie oglądały listów do M. Odwlekam ten seans w nieskończoność.
OdpowiedzUsuńPodziwiam cię zaś z tego samego powodu co Marta.
Weź raz obejrzyj coś co oglądałam, bo znowu nic :)
Teraz już musisz poczekać do następnych Świąt. ;)
UsuńCzuję się taka dzielna. :P
Masz konto na Filmwebie? Podejrzę co oglądałaś, będzie łatwiej. :P
Nie mam, ale specjalnie dla Ciebie jutro założę, moja droga ;*
UsuńOczekuj na link :)
Fajnie. Uwielbiam podglądać cudze oceny. =D
UsuńPododaje filmy bez ocen, żeby ci nie było za łatwo :P
UsuńCzuję się odrobinę rozczarowana. :P
UsuńNo dooobrze, pooceniam, ale w takim razie będziesz musiała dłużej poczekać. Jak skończę to dam znać :)
UsuńCo prawda cierpliwość to nie jest cecha, którą miałabym w nadmiarze, ale będę dzielna. =)
UsuńNie oglądałam żadnego z tych filmów. Na polskie komedie romantyczne można długo narzekać i wszystkie te narzekania będę słuszne, ale ja się powstrzymam ;) bardzo zainteresował mnie film "Sunset Limited". Nie słyszałam o nim, a całkiem lubię Tommy Lee Jonesa. Grał on w moim ulubionym filmie "Ścigany" i nawet za drugoplanową w nim rolę otrzymał Oscara ;) od obejrzenia tego filmu żywię do tego aktora sympatię, choć nie wiedzieć czemu nie przełożyła się ona na ilość obejrzanych z nim filmów...
OdpowiedzUsuńEeee... Po co narzekać. Lepiej wyłączyć mózg, kawałek serniczka i obejrzeć "Listy do M.". Jakże relaksująco i niwyamagąco. =)
UsuńChyba czas najwyższy obejrzeć "Ściganego". =)
Ja gorąco polecam, świetny film akcji z doborową obsadą (w roli głównej Harrison Ford) i świetną muzyka Jamesa Newtona Howarda ;)
UsuńJuż sobie odhaczyłam na Filmwebie do obejrzenia. Jest 362 filmem, który chcę obejrzeć. :P
UsuńTo widzę, że masz zaplanowany cały rok filmowy :P
UsuńJuż mam 363 + wszystkie nominowane do Oscara. Więc już jest ponad rok. =)
Usuńnie rozumiem czemu Polska bierze sie za robienie komedii romantycznych.
OdpowiedzUsuńBo może za którymś razem uda im się zrobić coś dobrego? :D
UsuńNawet ze dwa razy im się udało ("Nigdy w życiu", "Listy do M"). ;)