poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Anna Gavalda "Po prostu razem"
Autoportret ze słów...

Anna Gavalda
Po prostu razem
Wyd. Świat Książki
2005
464 strony

Delikatnej urody Audrey Tautou na okładce oraz tytuł nasuwający iście harlequinowskie skojarzenia sprawiły, że Po prostu razem Anny Gavaldy wzięłam za typowe babskie czytadło, romantyczną opowieść, w której ona i on brną przez deszcze i burze, pustynie i lody, by w końcu spotkać się, potrzeć noskami i zamieszkać we wspólnym igloo. Długo i szczęśliwie, oczywiście. Nic bardziej mylnego. Książka Francuzki to wspaniała, ciepła powieść obyczajowa, opowiadająca o przyjaźni i miłości łączącej cztery zwykłe, ale i wyjątkowe postaci.



Camille, Philibert, Franck i Paulette mają trudne życie i takie same charaktery. Ciężkie doświadczenia sprawiły, że nasi bohaterowie zamykają się w sobie, z uporem broniąc swojej prywatności. Nie są jedna głusi na potrzeby innych i to właśnie sprawiło, że ich losy się ze sobą splątały. Camille, Philibert i Franck to młodzi, doświadczeni przez los ludzie. Każde z nich ma swoje marzenia i pasje, ale jednocześnie pełni są strachu, który nie pozwala im rzucić wyzwania światu i żyć tak, jak naprawdę by chcieli. Zadowalają się swą niezbyt ambitną teraźniejszością.

Krucha Camille pracuje nocami jako sprzątaczka, choć jej pasją jest sztuka, choć wspaniale rysuje i poświęca na swojemu hobby każdą wolną chwilę. Philibert ma arystokratyczne korzenie i ogromną historyczną wiedzę. Jako osiedlowy dziwak, często staje się obiektem kpin. Zamiast robić oszałamiającą karierę, sprzedaje pocztówki. Franck ciężko pracuje w restauracyjnej kuchni. Pomiatany przez innych, nie ma w sobie dość siły, by spróbować sięgnąć po coś więcej niż kariera utalentowanego popychadła szefa kuchni. Przed światem broni się, przywdziewając maskę prostaka i złośliwca. Jest jeszcze Paulette, babcia Francka, którą chłopak stara się opiekować tak, jak najlepiej potrafi. Przy jego trybie życia, nie jest to łatwe. Na szczęście ma u boku przyjaciół, a ci, jak wiadomo, nie potrafią cudzych problemów, skwitować wzruszeniem ramion. Po co komu emocje, jak nie można się nimi podzielić?[1] - pyta Camille. Tak właśnie jest, że wspólnie przeżywana radość cieszy dużo bardziej, wspólnie dzielone smutki bolą jakby mniej.

Anna Gavalda opowiada zwyczajną historię o zwykłych ludziach. Robi to pięknie, z ogromnym wyczuciem, bez zbędnego sentymentalizmu czy mdlącej słodyczy. Długie opisy autorka zastąpiła oszczędnymi dialogami. Tekst dzieli się niekiedy na małe fragmenty, czasem same zapisy rozmów. Początkowo nie byłam przekonana do takiego sposobu prowadzenia narracji. Po kilkunastu stronach wiedziałam już, że Gavalda wiedziała co robi. Niekiedy liczą się tylko słowa. Czasami nie trzeba niczego więcej. Nie ważne jest tło, kolor ścian, miękkość fotela, na którym się siedzi czy faktura swetra bohaterki. Tylko słowa, zawierające całą gamę emocji.

- Lubię, kiedy ludzie się otwierają...
- Dlaczego?
- Nie wiem. To jest jak autoportret, czyż nie? Autoportret ze słów...[2]

Anna Gavalda nakreśliła cztery świetne portrety. Każdy z nich jest wyjątkowy, każdy ma swoje charakterystyczne cechy. Różnią się od siebie tak bardzo, ale wydaje się, że tylko razem mogą tworzyć spójną całość. Bohaterowie francuskiej pisarki, nie są stworzeni do życia w samotności. Człowiek to zwierze stadne, choćby twierdził, że jest inaczej, nie zmieni swej natury. Potrzebujemy siebie nawzajem.

Po prostu razem wzrusza, bawi, skłania do refleksji. Pokazuje jaką siłę ma przyjaźń i jak wiele może dać człowiekowi zwykła rozmowa. Anna Gavalda porusza wiele czułych strun. Robi to z wyczuciem, delikatnością. Nie brak w tej refleksyjnej powieści odrobiny humoru i ironii, intelektualnych pogawędek i ciepła. Mnie ta opowieść chwyciła za serce, choć mogłabym odrobinę pomarudzić, że na jej końcu zrobiło się jednak nieco zbyt tkliwie. Wiem jednak, że nie będzie to moje ostatnie spotkanie z Gavaldą i mam nadzieję, że te kolejne będą równie udane.

---

[1] Anna Gavalda, Po prostu razem, przeł. Hanna Zbonikowska, wyd. Świat Książki, 2005, s. 173.
[2] Tamże, s. 330.

--

Na podstawie książki Anny Gavaldy powstał film pod tym samym tytułem w reżyserii Claude Berri. W rolach głównych wystąpili: Audrey Tautou (Camille), Guillaume Canet (Franck), Laurent Stocker (Philibert), Françoise Bertin (Paulette).


Filmu jeszcze nie widziałam, ale mam w planach, choć podejrzewam, że nie będzie nawet w połowie tak dobry jak książka. 

22 komentarze:

  1. Mam jakiś nieuzasadniony wstręt do Audrey. :P
    A ostatnio zauważyłam,że nie tylko słowami można namalować autoportret. Robione zdjęcia też bardzo dużo mówią o człowieku... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sztuka ma moc. Ta tworzona ze słów, kolorów, światła...

      A Audrey... Akurat do niej nic nie mam. W "Amelii" ją bardzo lubię, w "Kocha... nie kocha" też była fajna.

      Usuń
    2. Światła, zdecydowanie światła! :) U kolegi na podstawie zdjęć zdiagnozowano narcyzm. :P
      O, to, to! Za "Amelię" jej nie lubię. :P

      Usuń
    3. Robił sobie sweet focie z lustrem? :P

      Nie znasz się!

      Usuń
    4. Tfu, egocentryzm, nie narcyzm. :P

      Usuń
    5. Robi sobie sweet focie w otoczeniu luster? :P

      Usuń
    6. W lustrach mieszkają wróżki chrzestne. :P Tako rzecze Pratchett. ;)

      Usuń
    7. W lustrze mieszka Candyman. Tako rzecze Bernard Rose.

      Usuń
    8. A po drugiej stronie - Alicja. :)

      Usuń
    9. Przypomniały mi się "Lustra" Saramonowicz, w których całą historię opowiadają właśnie lustra, jako świadkowie zdarzeń. ;)

      Usuń
  2. Brzmi ciepło i przyjemnie, ale jak powyżej, coś mnie odstrasza od Audrey... Może kiedyś przeczytam, jak nie obejrzę... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie oglądaj filmu. Okładkę książki obłóż szarym papierem i przeczytaj. ;)

      Usuń
  3. Po Twojej recenzji już zapałałam sympatią do Philiberta. ;) Chętnie przeczytam tę książkę, a potem oczywiście obejrzę film. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest też moja ulubiona postać. W życiu też ciągnie mnie do ludzi, którzy kryją swoje prawdziwe wnętrze pod najeżonym kolcami pancerzem. Zwykle środek skrywa fantastyczną, choć zranioną osobowość.

      Usuń
  4. Czytałam! I to jakiś czas temu i pod recenzją mogę się podpisać. Filmu chyba nie oglądałam, chociaż z koleżanką miałyśmy takie plany...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! To daje nadzieję, że się nie mylę w swojej ocenie. :)
      Książka jest naprawdę warta polecenia. Miłość i przyjaźń to takie ładne tematy, jeśli umieć o nich dobrze opowiedzieć (bez tej romansowej cukierkowości). A Gavalda potrafi.

      Usuń
  5. Książka zdaje się idealnie wpasowywać w mój gust. Mam czasem ochotę na tego typu historie i z tą bardzo chętnie się zapoznam :)

    Co dziwne, nie słyszałam nigdy o autorce, ani o ekranizacji jej powieści. Chyba pora nadrobić braki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam. Też lubię czasami książki tego typu, a ta jest dodatkowo dobrze napisana.

      Nie wiem czy film jest warty polecenia, ale książka na pewno. :)

      Usuń
  6. i mi mogłaby się spodobać :)
    do aktorki nic nie mam, tak jak osoby wypowiadające się powyżej ;]
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to przeczytaj koniecznie! Jak tylko zmniejszy Ci się bieżący stosik. ;)

      Usuń
  7. Książkę muszę przeczytać, a potem obejrzeć film. Koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jakoś zwiastun nie przekonuje, więc nie będę poszukiwała filmu zbyt intensywnie.

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.