Michał Kruszona |
Z książkami Michała
Kruszony mam pewien problem. Do lektury Rumunia: Podróże w poszukiwania
diabła zabierałam się pełna nadziei, że wraz z autorem ruszę na pasjonującą,
krajoznawczą wyprawę do kraju Drakuli, przy okazji uzupełniając swoją wątłą
wiedzę na temat tego naddunajskiego państwa. Książka została wydana w serii
„Biblioteka Poznaj Świat”, w której znalazły się m.in. takie perełki jak
Gringo wśród dzikich plemion Wojciecha Cejrowskiego, Mongolia: wyprawy w
tajgę i step Bolesława A. Uryna czy Jeep: Moja wielka przygoda Tony'ego
Halika, tym większy był więc mój apetyt.
Przyznaję, że się
zawiodłam. Miałam przyjemność uczestniczenia w spotkaniu literackim z autorem i
wiem, że o Rumunii potrafi opowiadać z wielką pasją. Spędził tam naprawdę
bardzo dużo czasu i ma sporą wiedzę na temat kraju i jego mieszkańców. I tego w
tej książce nie znalazłam. Być może opętał mnie, któryś z rumuńskich demonów mieszkających
na kartach książki. Może to taka zamierzona magia, która otumania, nie
pozwalając na znalezienie tych najwartościowszych treści. Książka pełna jest
zwidów i majaków, zmyśleń i urojeń. Czyżby to magia miejsca? A może wpływ wszechobecnych
skrętów i napojów alkoholowych? Do tego jeszcze mamy niezbyt smaczne aluzje
erotyczne i fotografowanie nieboszczyków. Może takie historie sprawdzają się
wieczorem przy piwie i kiełbasie z ogniska, gdy grupa ludzi siedzi w swoim
zgranym towarzystwie, bawiąc siebie nawzajem mniej lub bardziej prawdopodobnymi
historyjkami. W formie książki, zwłaszcza wydawanej w serii, która wypuszcza
naprawdę dobrą literaturę podróżniczą, już niekoniecznie się takie opowiastki
sprawdzają. Plus dla autora za zdjęcia, te ogląda się z przyjemnością.
Niedawno skończyłam
drugą książkę autora Uganda. Jak się masz, muzungu?. Co ciekawe, ta pozycja
nie należy już do wyżej wymienionej serii.
Tak naprawdę niewiele
się zmieniło. Kraj jest inny i wyprawy nie są samotne, lecz w duecie. Panu
Michałowi towarzyszy jego kolega, Robert – miłośnik krótkich związków z
kobietami poznanymi podczas podróży.
Znów więc mamy wątki erotyczne, ale żeby nie było – autor jest grzecznymi i
przykładnym monogamistą, o czym przypomina nam co kilka stron. Jego partnerka,
Ania, mimo iż fizycznie w wyprawie nie uczestniczy, jest stale obecna na kartach
książki. Autor co rusz daje nam do zrozumienia, jak bardzo jest szczęśliwy,
zakochany, stęskniony i nieczuły na uroki afrykańskich kobiet. Ten początkowo
miły akcent osobisty (w końcu dobrze wiedzieć, że istnienie wiernych,
kochających mężczyzn to nie jest jedynie pobożne, kobiece życzenie) najpierw
staje się nużący, w końcu zwyczajnie irytuje. Zwykle, gdy ktoś w kółko
przekonuje mnie o tym samym, zaczynam się zastanawiać, kogo tak naprawdę chce
upewnić: mnie czy siebie? Tak jest i w tym przypadku. No i przyznaję, to dosyć
skutecznie odciągnęło moją uwagę od wydarzeń mających miejsce podczas podróży
po Ugandzie.
Nie wiem też, jaki jest
cel opisywania ekscesów erotycznych Roberta Swornowskiego, towarzysza Michała
Kruszony. Chodzi o to, że pan Robert jest taki towarzyski, kobiety takie łatwe,
czy to po prostu stały element afrykańskich wojaży, podobnie jak safari,
targowanie się podczas zakupów, czy fotografowanie życia codziennego tubylców? Co
ciekawe, temat wszechobecnego AIDS jest w książce niejednokrotnie poruszany. Jak
widać, nie na każdym robi to wrażenie.
Nie przekonuje mnie styl
pisarza. Dla mnie jest mało plastyczny, nie pobudza wyobraźni. Początek i
koniec książki to zbiór różnych informacji o Ugandzie. Resztę stanowią mniej
lub bardziej interesujące historyjki o tym, co się dwóm naszym bohaterem
przytrafiło. Zakrapianą alkoholem całość wyprawy dodatkowo spowijają opary
skrętów. Książka nie wciąga. Czytam i nie jestem ciekawa, gdzie następnego dnia
panowie będą pić i palić.
Gdybym chciała znaleźć
w książce Uganda. Jak się masz muzungu? jakieś plusy, to wskazałabym na
sympatyczną historyjkę o tym, jak w jednej z wiosek, podróżnicy dają dzieciom
jednorazowe aparaty fotograficzne. Obdarowane aparatami fotograficznymi dzieci
miały fotografować swoje otoczenie. Dla wszystkich by to pierwszy kontakt z
fotografią. Nigdy wcześniej nie miały w rękach aparatu fotograficznego. Były
niezwykle przejęte i skupione na postawionym przed nimi zadaniu. Po kilku
tygodniach, już w Polsce, efekty ich pracy dosłownie powaliły nas na ziemię.
Mieliśmy w dłoniach klisze pełne pięknych zdjęć, na których odzwierciedliło się
przejęcie nie tylko fotografujących, ale i fotografowanych. Poza tym odkryliśmy
prawdziwy talent. Dziewczyna – Flavia Namagembe – sfotografowała swoje
otoczenie, spoglądając na nie okiem prawdziwego fotografika. Co prawda w tak
krótkim fragmencie, moim zdaniem, nagromadzenie foto-słów aż razi, ale sama „akcja”
bardzo mi się spodobała. Kruszona zamieścił w książce kilka zdjęć zrobionych
przez dzieciaki.
Okazuje się, że i tym razem
zdjęcia okazały się najmocniejszym punktem książki. Jednak przyzwoite
fotografie, to wciąż za mało, żeby przyciągnąć czytelnika. Zwłaszcza, że
ciekawej literatury podróżniczej na rynku wydawniczym nie brakuje.
Michał Kruszona Rumunia: Podróże w poszukiwaniu diabła Wyd. Zysk i S-ka 2009 304 strony |
* Michał Kruszona, Uganda. Jak się masz muzungu?, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2011, s. 218
spotkanie z M. Kruszoną (Sanok, 2011) |
nie znam tego autora i szczerze mówiąc, raczej po jego książki nie sięgnę
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię serdecznie!
A ja Cię do tego raczej nie zachęcę. ;)
UsuńPozdrawiam również!
Skoro piszesz, że nie warto, to nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNa moim blogu pytałaś się, od której książki Kasi Michalak najlepiej zacząć. Więc, najlepiej jest chyba zapoznać się najpierw z ,,Rokiem w Poziomce", potem z ,,Latem w Jagódce", a następnie z ,,Powrotem do Poziomki". jeżeli te książki Ci się spodobają, to znaczy, że musisz sięgnąć po resztę-kolejność dowolna.
Pozdrawiam! :)
Dziękuję. Zanotowałam i będę poszukiwać. :)
UsuńSzkoda, że tak mało pozytywnie oceniasz książki, bo miałam w planach tę o Rumunii. Mimo wszystko jak będę miała okazję to przeczytam, choć już wiem, że nie kupię.
OdpowiedzUsuńWiesz, może Tobie nie będzie przeszkadzało, to co mnie odrzuca. O mojej kiepskiej ocenie książki w dużej mierze zaważyło rozminięcie się z oczekiwaniami. Tę książkę lepiej potraktować z przymrużeniem oka, a nie jak typową literaturę podróżniczą. Mężowi szwagierki ten dziwny klimat książki się podobał.
UsuńPomysł z przeczytaniem bez kupowania moim zdaniem jest najlepszy. Zwłaszcza, że te książki zwykle nie są tanie.
Dziękuję za recenzję. Raczej nie sięgnę po te pozycje (choć lubię od czasu do czasu przeczytać jakąś książkę podróżniczą). Chyba zostanę przy Cejrowskim i Pawlikowskiej. ;-)
OdpowiedzUsuńP.S. Te wątki erotyczne skojarzyły mi się z głośną niegdyś książką Kydryńskiego.
I Wojciechowskiej. W każdym razie jej książki gorąco polecam. Sama się już nie mogę doczekać, kiedy wreszcie zdobędę trzecią część "Kobiety na krańcu świata".
UsuńCo do wątków erotycznych... Kydryńskiego nie czytałam, ale aferę kojarzę. U Kruszony nie jest aż tak kontrowersyjnie, tylko nieco niesmacznie. ;)
Przyznam, że Wojciechowskiej nie czytałam. Skoro polecasz, na pewno to zmienię. :-) A czytałaś może polecaną przez Wojciechowską książkę "Lalki w ogniu" Pauliny Wilk? Rzuciła mi się kiedyś w oczy na promocji w... Biedronce. :-) Przecena ta nie była jednak jakaś ogromna i w końcu jej nie kupiłam.
UsuńW sumie czytałam cztery jej książki, dwie części "Kobiety na krańcu świata" (bardzo polecam), "Etiopia: Ale czat!" oraz "Zapiski (pod)różne". Ta ostatnia, jak można się domyślić, to zbiór różnych anegdot i historii z kolejnych podróży. Uwielbiam styl pisania Martyny, więc książkę łyknęłam bez zastrzeżeń. A na stosiku czeka na swą kolej "Przesunąć horyzont". :)
Usuń"Lalek w ogniu" nie czytałam, ale bardzo bym chciała. Ceny książek podróżniczych niestety odstraszają od zakupu, a w bibliotece wielu rzeczy nie ma.
Obydwa te kraje chciałabym odwiedzić. I Ugandę, i Rumunię, znam z opowieści osób, które są nimi zafascynowane i potrafią tak opowiadać, że najchętniej od razu bym się tam udała...
OdpowiedzUsuńRumunię też bym chciała zwiedzić. Mam wrażenie, że to naprawdę ciekawy kraj, pełen fantastycznych ludzi. Uganda jest raczej poza moim zasięgiem, więc muszę się zadowolić literaturą. ;)
Usuń