poniedziałek, 18 czerwca 2012

Podróże z Michałem Kruszoną


Michał Kruszona
 Z książkami Michała Kruszony mam pewien problem. Do lektury Rumunia: Podróże w poszukiwania diabła zabierałam się pełna nadziei, że wraz z autorem ruszę na pasjonującą, krajoznawczą wyprawę do kraju Drakuli, przy okazji uzupełniając swoją wątłą wiedzę na temat tego naddunajskiego państwa. Książka została wydana w serii „Biblioteka Poznaj Świat”, w której znalazły się m.in. takie perełki jak Gringo wśród dzikich plemion Wojciecha Cejrowskiego, Mongolia: wyprawy w tajgę i step Bolesława A. Uryna czy Jeep: Moja wielka przygoda Tony'ego Halika, tym większy był więc mój apetyt.
 
Przyznaję, że się zawiodłam. Miałam przyjemność uczestniczenia w spotkaniu literackim z autorem i wiem, że o Rumunii potrafi opowiadać z wielką pasją. Spędził tam naprawdę bardzo dużo czasu i ma sporą wiedzę na temat kraju i jego mieszkańców. I tego w tej książce nie znalazłam. Być może opętał mnie, któryś z rumuńskich demonów mieszkających na kartach książki. Może to taka zamierzona magia, która otumania, nie pozwalając na znalezienie tych najwartościowszych treści. Książka pełna jest zwidów i majaków, zmyśleń i urojeń. Czyżby to magia miejsca? A może wpływ wszechobecnych skrętów i napojów alkoholowych? Do tego jeszcze mamy niezbyt smaczne aluzje erotyczne i fotografowanie nieboszczyków. Może takie historie sprawdzają się wieczorem przy piwie i kiełbasie z ogniska, gdy grupa ludzi siedzi w swoim zgranym towarzystwie, bawiąc siebie nawzajem mniej lub bardziej prawdopodobnymi historyjkami. W formie książki, zwłaszcza wydawanej w serii, która wypuszcza naprawdę dobrą literaturę podróżniczą, już niekoniecznie się takie opowiastki sprawdzają. Plus dla autora za zdjęcia, te ogląda się z przyjemnością.

Niedawno skończyłam drugą książkę autora Uganda. Jak się masz, muzungu?. Co ciekawe, ta pozycja nie należy już do wyżej wymienionej serii. 

Tak naprawdę niewiele się zmieniło. Kraj jest inny i wyprawy nie są samotne, lecz w duecie. Panu Michałowi towarzyszy jego kolega, Robert – miłośnik krótkich związków z kobietami  poznanymi podczas podróży. Znów więc mamy wątki erotyczne, ale żeby nie było – autor jest grzecznymi i przykładnym monogamistą, o czym przypomina nam co kilka stron. Jego partnerka, Ania, mimo iż fizycznie w wyprawie nie uczestniczy, jest stale obecna na kartach książki. Autor co rusz daje nam do zrozumienia, jak bardzo jest szczęśliwy, zakochany, stęskniony i nieczuły na uroki afrykańskich kobiet. Ten początkowo miły akcent osobisty (w końcu dobrze wiedzieć, że istnienie wiernych, kochających mężczyzn to nie jest jedynie pobożne, kobiece życzenie) najpierw staje się nużący, w końcu zwyczajnie irytuje. Zwykle, gdy ktoś w kółko przekonuje mnie o tym samym, zaczynam się zastanawiać, kogo tak naprawdę chce upewnić: mnie czy siebie? Tak jest i w tym przypadku. No i przyznaję, to dosyć skutecznie odciągnęło moją uwagę od wydarzeń mających miejsce podczas podróży po Ugandzie.

Nie wiem też, jaki jest cel opisywania ekscesów erotycznych Roberta Swornowskiego, towarzysza Michała Kruszony. Chodzi o to, że pan Robert jest taki towarzyski, kobiety takie łatwe, czy to po prostu stały element afrykańskich wojaży, podobnie jak safari, targowanie się podczas zakupów, czy fotografowanie życia codziennego tubylców? Co ciekawe, temat wszechobecnego AIDS jest w książce niejednokrotnie poruszany. Jak widać, nie na każdym robi to wrażenie.

Nie przekonuje mnie styl pisarza. Dla mnie jest mało plastyczny, nie pobudza wyobraźni. Początek i koniec książki to zbiór różnych informacji o Ugandzie. Resztę stanowią mniej lub bardziej interesujące historyjki o tym, co się dwóm naszym bohaterem przytrafiło. Zakrapianą alkoholem całość wyprawy dodatkowo spowijają opary skrętów. Książka nie wciąga. Czytam i nie jestem ciekawa, gdzie następnego dnia panowie będą pić i palić.

Gdybym chciała znaleźć w książce Uganda. Jak się masz muzungu? jakieś plusy, to wskazałabym na sympatyczną historyjkę o tym, jak w jednej z wiosek, podróżnicy dają dzieciom jednorazowe aparaty fotograficzne. Obdarowane aparatami fotograficznymi dzieci miały fotografować swoje otoczenie. Dla wszystkich by to pierwszy kontakt z fotografią. Nigdy wcześniej nie miały w rękach aparatu fotograficznego. Były niezwykle przejęte i skupione na postawionym przed nimi zadaniu. Po kilku tygodniach, już w Polsce, efekty ich pracy dosłownie powaliły nas na ziemię. Mieliśmy w dłoniach klisze pełne pięknych zdjęć, na których odzwierciedliło się przejęcie nie tylko fotografujących, ale i fotografowanych. Poza tym odkryliśmy prawdziwy talent. Dziewczyna – Flavia Namagembe – sfotografowała swoje otoczenie, spoglądając na nie okiem prawdziwego fotografika. Co prawda w tak krótkim fragmencie, moim zdaniem, nagromadzenie foto-słów aż razi, ale sama „akcja” bardzo mi się spodobała. Kruszona zamieścił w książce kilka zdjęć zrobionych przez dzieciaki.

Okazuje się, że i tym razem zdjęcia okazały się najmocniejszym punktem książki. Jednak przyzwoite fotografie, to wciąż za mało, żeby przyciągnąć czytelnika. Zwłaszcza, że ciekawej literatury podróżniczej na rynku wydawniczym nie brakuje.


Michał Kruszona
Rumunia: Podróże
w poszukiwaniu diabła
Wyd. Zysk i S-ka
2009
304 strony 

Michał Kruszona
Uganda. Jak się masz
muzungu?
Wyd. Zysk i S-ka
2011
344 strony





* Michał Kruszona, Uganda. Jak się masz muzungu?, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2011, s. 218











spotkanie z M. Kruszoną (Sanok, 2011)

12 komentarzy:

  1. nie znam tego autora i szczerze mówiąc, raczej po jego książki nie sięgnę
    pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Cię do tego raczej nie zachęcę. ;)

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  2. Skoro piszesz, że nie warto, to nie sięgnę :)
    Na moim blogu pytałaś się, od której książki Kasi Michalak najlepiej zacząć. Więc, najlepiej jest chyba zapoznać się najpierw z ,,Rokiem w Poziomce", potem z ,,Latem w Jagódce", a następnie z ,,Powrotem do Poziomki". jeżeli te książki Ci się spodobają, to znaczy, że musisz sięgnąć po resztę-kolejność dowolna.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Zanotowałam i będę poszukiwać. :)

      Usuń
  3. Szkoda, że tak mało pozytywnie oceniasz książki, bo miałam w planach tę o Rumunii. Mimo wszystko jak będę miała okazję to przeczytam, choć już wiem, że nie kupię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, może Tobie nie będzie przeszkadzało, to co mnie odrzuca. O mojej kiepskiej ocenie książki w dużej mierze zaważyło rozminięcie się z oczekiwaniami. Tę książkę lepiej potraktować z przymrużeniem oka, a nie jak typową literaturę podróżniczą. Mężowi szwagierki ten dziwny klimat książki się podobał.
      Pomysł z przeczytaniem bez kupowania moim zdaniem jest najlepszy. Zwłaszcza, że te książki zwykle nie są tanie.

      Usuń
  4. Dziękuję za recenzję. Raczej nie sięgnę po te pozycje (choć lubię od czasu do czasu przeczytać jakąś książkę podróżniczą). Chyba zostanę przy Cejrowskim i Pawlikowskiej. ;-)

    P.S. Te wątki erotyczne skojarzyły mi się z głośną niegdyś książką Kydryńskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I Wojciechowskiej. W każdym razie jej książki gorąco polecam. Sama się już nie mogę doczekać, kiedy wreszcie zdobędę trzecią część "Kobiety na krańcu świata".

      Co do wątków erotycznych... Kydryńskiego nie czytałam, ale aferę kojarzę. U Kruszony nie jest aż tak kontrowersyjnie, tylko nieco niesmacznie. ;)

      Usuń
    2. Przyznam, że Wojciechowskiej nie czytałam. Skoro polecasz, na pewno to zmienię. :-) A czytałaś może polecaną przez Wojciechowską książkę "Lalki w ogniu" Pauliny Wilk? Rzuciła mi się kiedyś w oczy na promocji w... Biedronce. :-) Przecena ta nie była jednak jakaś ogromna i w końcu jej nie kupiłam.

      Usuń
    3. W sumie czytałam cztery jej książki, dwie części "Kobiety na krańcu świata" (bardzo polecam), "Etiopia: Ale czat!" oraz "Zapiski (pod)różne". Ta ostatnia, jak można się domyślić, to zbiór różnych anegdot i historii z kolejnych podróży. Uwielbiam styl pisania Martyny, więc książkę łyknęłam bez zastrzeżeń. A na stosiku czeka na swą kolej "Przesunąć horyzont". :)

      "Lalek w ogniu" nie czytałam, ale bardzo bym chciała. Ceny książek podróżniczych niestety odstraszają od zakupu, a w bibliotece wielu rzeczy nie ma.

      Usuń
  5. Obydwa te kraje chciałabym odwiedzić. I Ugandę, i Rumunię, znam z opowieści osób, które są nimi zafascynowane i potrafią tak opowiadać, że najchętniej od razu bym się tam udała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rumunię też bym chciała zwiedzić. Mam wrażenie, że to naprawdę ciekawy kraj, pełen fantastycznych ludzi. Uganda jest raczej poza moim zasięgiem, więc muszę się zadowolić literaturą. ;)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.