piątek, 23 lutego 2018

Jørn Lier Horst "Gdy morze cichnie"
[RECENZJA]

cykl z Williamem Wistingiem, tom 3


- Cholera jasna! Cała ta sprawa to jedna wielka niewiadoma! - powiedział do siebie. - Żadnych odpowiedzi.
Dotarło do niego, że faktycznie nie mają niczego konkretnego, i znowu zaklął. Brak świadków, brak motywu, brak miejsca popełnienia przestępstwa. Nie znali nawet tożsamości ofiar.
Jedyne, co miał, to silne przeczucie, że coś tu jest bardzo nie w porządku[1].


Śledztwo od kuchni


Jørn Lier Horst to nazwisko, które jest dla mnie gwarancją nieźle skrojonej, realistycznej fabuły. Były policjant, niezły warsztatowo, znający realia, wplatający w fikcyjne fabuły prawdziwe motywy, jeszcze mnie nie zawiódł, choć nie mogę też powiedzieć, by tworzył literaturę odbierającej mi sen czy wstrzymującej oddech. 

Jest coś w jego prozie, co sprawia, że dobrze się ją czyta mimo tego stonowania, mimo braku dynamizmu, do jakiego przyzwyczaili nas popularni współcześni twórcy literatury kryminalnej jak Jeffery Deaver, Chris Carter czy nasz rodzimy Wojciech Chmielarz. Magnesem przyciągającym do horstowej prozy jest realizm, skupienie się autora na śledztwie w sposób pozwalający przyjrzeć się pracy śledczych od kuchni, a to dla zainteresowanych tematem pokusa nie do odparcia.

Tu nie ma superbohaterów. Jest stopniowe łączenie wątków, poszlak, dowodów, zeznań. Niejednokrotnie ekipa policyjna błądzi po omacku, a rozwiązanie nie spada z nieba. Jest efektem żmudnego śledztwa, wielu godzin spędzonych w terenie i na analizowaniu kolejnych cegiełek składających się na sprawę. I mimo tego, że pisząc o tym użyłam określenia "żmudne" to wcale z prozy Horsta nudą nie wieje, choć oczywiście taki styl trzeba lubić, by z lektury mieć frajdę. To nie jest literatura dla sprinterów, którzy chcą szybko, chcą wściekle i do finału pragną dotrzeć w kilka chwil.


Trzy razy problem



W trzecim tomie kryminalnej serii z komisarzem Williamem Wistingiem pojawią się trzy różne sprawy i jedno przeczucie: coś tę niepokojącą trójkę łączy. Jørn Lier Horst maluje przed czytelnikami widok otulonego mgłą Stavern, które poza sezonem nie należy do miejsc przesadnie zaludnionych. Wydawałoby się, że najbardziej dynamiczna jest tu mżawka, a jedyne niebezpieczeństwo to śmierć z nudów, ale pisarze kryminalni już niejednokrotnie udowodnili, że prowincja może być sceną niejednego przestępstwa.

Witrynę apteki w Stavern uszkodził troll (brzydki i rozczochrany, co może być pewną okolicznością łagodzącą, może uczynił to w akcie rozpaczy), a przed budynkiem leży ciało. Ludzkie, nie trolla i jeszcze wprawdzie żywe, ale kto wie, jak długo to potrwa. Rany postrzałowe brzucha bywają paskudne.

Tymczasem na pobliskim półwyspie spłonął domek letniskowy. Wiadomość ta jednych smuci, innych cieszy, w zależności od tego kto jaką umową był z budynkiem i okolicami związany. Znalezienie przyczyny pożaru to jeden problem. Daleko ważniejszy jest inny. Ustalenie tożsamości zwłok znalezionych w zgliszczach i ich powiązań z tym, co się stało.

Jest jeszcze trzecia sprawa, bo tak jak Poirotowi nigdy nie była dana spokojna niedziela na wsi, tak i Wisting nie może wypłynąć z kumplem motorówką za jedyny plan mając miłą pogawędkę i wyciąganie pułapek na kraby, by nie natrafić na coś podejrzanego. Tu będzie to opuszczona żaglówka ze śladami krwi na pokładzie.


Fikcja i prawda



Jørn Lier Horst nieśpiesznie snuje historię, ale tworzy interesującą zagadkę złożoną z wielu elementów. Znajdzie się tu miejsce na problemy rasizmu, i terroryzmu (książka powstała w 2006 roku, a strach przed nim pozostaje ten sam), na niuanse policyjnej pracy i dziennikarskiego fachu, na drobny handelek nielegalnym towarem i przemyt na wielką skalę, na działania tajnych agentów i zorganizowanych grup przestępczych.

Pomiędzy wątkami przestępczymi pojawią się i sceny codzienne, bo norweski pisarz daleki jest od tworzenia odrealnionych historii oderwanych od rzeczywistości. Jego bohaterowie prowadzą zwyczajne życia. Kochają, tęsknią, ufają, zawodzą, cierpią, bywają zmęczeni, zmartwieni, pełni nadziei czy złości. Ot, paleta codziennych problemów i bolączek.

Rozbroiła mnie nieporadność Wistinga, który zdolny jest rozwiązać najtrudniejsze sprawy kryminalne i stanąć oko w oko z groźnymi przestępcami (bardzo filmowa scena w autobusie - jedna z tych dynamizujących od czasu do czasu akcję), ale w obliczu codziennych spraw domowych rozczulająco bezradny. Najlepiej zobrazuje to ten oto fragment: Na jednej pole marynarki dostrzegł plamę. Usiłował zeskrobać ją paznokciem, a gdy to się nie udało, znalazł szmatkę i płyn, który jak zapewniał producent, "skutecznie usuwał plamy tłuszczu i jedzenia". Jednak plama zamiast zniknąć, zrobiła się o wiele większa. Dopiero wtedy przeczytał informację na etykiecie, że środek nadaje się do "wszystkich gładkich powierzchni"[2].

Właśnie za to lubię Horsta. Za to, że nie stara się być efektowny. Tworzy zwyczajnych bohaterów, a jego inspiracją jest rzeczywistość. Nie przesadza, nie stara się szokować, epatować przemocą. Opowiada o świecie istniejącym, o problemach rzeczywistych, przestępstwach realnych. Może stylem pisania nie sprawia, że zarywa się dla jego książek noce, ale jego twórczość ma w sobie coś przyciągającego.

Okno na świat jednocześnie fikcyjny i prawdziwy.



Jørn Lier Horst
Gdy morze cichnie
Wyd. Smak Słowa
2017
336 stron



[1] Jørn Lier Horst, Gdy morze cichnie, przeł. Milena Skoczko, Wyd. Smak Słowa, s. 94.
[2] Tamże, s. 90.


Zobacz też: 

cykl o Williamie Wistingu

inne

7 komentarzy:

  1. Niestety książek Horsta jeszcze nie czytałam, ale mam oczywiście w planach, mam nadzieję, że jeszcze w tym roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Horst to jeden z moich ulubionych autorów. Seria z Wistingiem jest jedną z niewielu, które kolekcjonuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kryminał o realnych przestępstwach- będzie w moim guście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie nadal czeka "Kluczowy świadek"...

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.