poniedziałek, 22 stycznia 2018

[16] Hiszpania 2016: Murcja

2016


Po Walencji, naszym kolejnym przystankiem podczas wakacyjnej wycieczki po Hiszpanii, była Murcja. Nie planowaliśmy noclegu w tym mieście. Poświęciliśmy mu zaledwie jedno popołudnie, na dodatek w środku sierpniowego dnia, więc cóż... miasto było nasze.

Większość sklepów i restauracji była zamknięta. Lokale gastronomiczne otwarte w ścisłym centrum można było wyliczyć na palcach jednej ręki. Do policzenia otwartych sklepów wystarczał... kciuk. Gdyby nie supermarket prowadzony przez Chińczyków, pewna polska para zapewne zmarłaby z pragnienia w czterdziestostopniowym upale przemierzając nie taki znowu długi odcinek między areną, a katedrą.


W drodze do Murcji



Na odcinku Walencja - Murcja zatrzymywaliśmy się niejednokrotnie. Sprawił to widok zrujnowanych budynków. Ciekawość gnała nas po wysuszonych na wiór bocznych drogach. Po prostu musiałam zajrzeć do któregoś z opuszczonych domów. Początkowo wyobraźnia pracowała podsuwając mi wizję pełzaczy witających mnie w progu, ale w końcu dała sobie spokój, przytępiona upałem. Zresztą, mam wrażenie, że nocą w takim budynku pracowałaby dużo bardziej intensywnie. Oj, chyba za dużo kryminałów przeczytałam.












Architektura


Położona w południowo-wschodniej Hiszpanii Murcja to miasto założone w 825 roku przez emira Kordoby, Abd ar-Rahmana II. Niemal do połowy XIII wieku była pod panowaniem arabskim. 

Zabytkiem numer jeden jest tu katedra Santa Maria (Catedral de Santa María) z mierzącą 92 metry wieżą, która jest o cztery metry niższa od tej przy katedrze w Sewilli, co w hiszpańskim rankingu daje jej zaszczytne drugie miejsce. Do środka nie zaglądaliśmy. Opadliśmy na krzesła w ogródku najbliższej otwartej restauracji czekając na dodającą energii porcję kalorii. Jako, że Murcja warzywami stoi zdecydowałam się na warzywnego naleśnika (tłusty, ale niezły). Mąż wybrał burgera (bez szału).

Po szybkim obiedzie zajrzeliśmy do informacji turystycznej (niesamowite, że była otwarta w czasie sjesty) i z mapą okolic ruszyliśmy podziwiać architekturę. Co rusz na witrynach sklepów widzieliśmy karteczki informujące o tygodniowych czy dwutygodniowych przerwach w funkcjonowaniu placówek. Sierpień to dla Hiszpanów bardzo wyjazdowy miesiąc. 

Oglądając kolejne fasady dotarliśmy nad rzekę. Segura miała przepiękny szmaragdowy kolor, konkurencyjny dla przepływającego przez Rzym Tybru. Widokami mogliśmy się cieszyć w spokoju. Sjesta zamknęła przed nami wiele drzwi (kiedyś koniecznie chciałabym zobaczyć zabytkowe Kasyno, bo wnętrza na zdjęciach prezentują się imponująco), ale miasto było nasze. Kilkanaście osób minęliśmy na placu przy katedrze, później widok jakiegokolwiek człowieka budził zdumienie (To tu ktoś żyje? Naprawdę nie było apokalipsy?). Ten wypad do Murcji uzmysłowił mi, że sjesta to nie mit, a jej mieszkańcy zdecydowanie podtrzymują tradycję. Miasto-widmo spało zmęczone upałem. Ulicami snuli się nieliczni, a wspomnę tylko, że mieszka tu ponad 400 tysięcy osób, a sierpień to pełnia sezonu turystycznego.




katedra Santa Maria



El Museo Iglesia de San Juan de Dios

El Museo Iglesia de San Juan de Dios

El Museo Iglesia de San Juan de Dios


kamienice przy Plaza de Belluga (na tym placu znajduje się katedra)

informacja turystyczna

Palacio Episcopal z XVIII wieku




La Iglesia de Santo Domingo

arena

Kasyno (Real Casino de Murcia


Teatro Romea





ratusz


La Sardina, czyli pomnik ryby, symbol święta Entierro de la Sardina



stary most (1743), czyli El Puente de los Peligros



Street art


Streetartowe oblicze centrum Murcji jest zdecydowanie uboższe niż Walencji czy Saragossy. W oczy rzuciło mi się zaledwie kilka bram.












Inne


Być może jeszcze kiedyś tu zajrzymy. Zdecydowanie nie w sierpniu, koniecznie z noclegiem, by zobaczyć jak miasto żyje. Łatwiej fotografować zabytki, gdy miejsce pozostaje w uśpieniu, ale trudniej takie miejsce poznać, zaprzyjaźnić się z nim. Wszak hiszpańskie miejscowości ożywają po zachodzie słońca. Choć muszę przyznać, że posiadanie miasta "na własność" też ma pewien urok.

Murcję opuściłam z uczuciem niedosytu, jednak nie po raz pierwszy opuszczałam jakieś hiszpańskie miasto z myślą, że koniecznie muszę jeszcze do niego wrócić. Ot, efekt niepohamowanego głodu poznawania hiszpańskich zakamarków.












9 komentarzy:

  1. Bardzo lubię czytać i oglądać takie posty. Świetne zdjęcia. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. Mam nadzieję, że uda mi się częściej wrzucać notki podróżnicze. :)

      Usuń
  2. Te opuszczone budynki faktycznie działają na wyobraźnię. Mogłyby być natchnieniem do stworzenia jakieś mrocznej powieści. Piękne zdjęcia i piękne wspomnienia. Nigdy nie byłam w tamtych rejonach Hiszpanii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spalone słońcem wzgórza, ruiny, zapadający zmierzch, wokół pustka. I nagle psuje się samochód pary polskich turystów... Już sobie wyobrażam, co mogłoby ich tam czekać. :D

      Usuń
  3. Jak to czasami dobrze, że Chińczycy są wszędzie. :)
    Spodobały mi się zdjęcia robione od dołu, a pomnik ryby... zauroczył!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Jak nie możesz czegoś znaleźć, znajdziesz to u Azjatów. W Murcji ratowali wodą, w Pradze biletem na komunikację miejską, w Barcelonie sprzedawali dyskretnie alkohol po 22 (po tej godzinie jest zakaz sprzedaży). Można na nich liczyć. :P

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.