środa, 29 listopada 2017

Lina Wolff "Poliglotyczni kochankowie"
[RECENZJA]



Są w życiu punkty zwrotne, zdarzenia, które w sposób ostateczny i nieodwracalny nas zmieniają. Są ludzie, którzy powodują te zdarzenia i ci, którzy są jak drugoplanowe, niewyraźne twarze w tle obrazu, aż którego dnia dociera do ciebie, że przez cały czas stali w jego centrum. Rzadko kiedy człowiek jest świadomy znaczenia danej chwili, gdy ona jeszcze trwa. Tego, że wznosi się niczym wieża i rzuca cień na inne chwile. Wiele da się zobaczyć jedynie w świetle retrospekcji. A retrospekcja niesie ze sobą nostalgię[1].


Samotność


Ołówek śmiga po książce jak szalony w dwóch przypadkach. Pierwszy ma miejsce, gdy książka jest tak zła, że brwi ze zdumienia co rusz unoszą się do góry, a kolejne strony pełne są "kwiatków" i "kwiatuszków", które należy opatrzyć równie zdumionymi wykrzyknikami, pytajnikami, wielokropkami. Drugi, gdy zachwytom nie ma końca, a kolejne strony zawierają myśli, sceny, dialogi czy opisy, warte utrwalenia w pamięci. 

Od razu zdradzę. Poliglotycznym kochankom Liny Wolff bliżej do tego drugiego przypadku. Sylwia Chutnik napisała o tej powieści, że jest wstrząsającym obrazem samotności. A ja dodam, że ten obraz boli bólem pulsacyjnym, rozchodzącym się z głębi trzewi aż po koniuszki nerwów.

Pokaleczeni


Ellinor, Max, Lucrezia. Każde z nich dostanie od autorki po rozdziale powieści, ale przenikać będą także do rozdziałów cudzych. Ich opowieści splatają ze sobą za sprawą pewnego manuskryptu. Ponadto historie ich samotności połączą się z historiami samotności bohaterów drugoplanowych. Tak powstanie sieć relacji ludzi zagubionych, w kontaktach międzyludzkich niekiedy wykazujących się desperacką walką o uwagę, akceptację, odrobinę ciepła. A gdy stają na przeciwko siebie ludzie zranieni, prawdopodobnie nie wyniknie z tego nic dobrego. 

Pokaleczeni ludzie kaleczą innych[2].

Właściwie Lina Wolff nie pisze o niczym oryginalnym, bo książek o ludziach zranionych, samotnych, emocjonalnie potrzaskanych nie brakuje, bo nie brak powieści pełnych zdrad, cierpienia, zemst, potrzeby miłości i jednoczesnego jej odpychania, bo autorka swoich bohaterów wprawia w stany znane nam z literatury, filmu, sztuki, życia, bo to po prostu wariacja na tematy doskonale nam znane i niestety często bliskie. Ale trzeba przyznać, że to wariacja udana, intrygująca i zasługująca na kilka innych pozytywnych określeń, a przy tym otwierająca więcej niż jedną możliwość interpretacyjną. 

Gorzka pigułka


Pochodząca z niewielkiej wsi Ellinor szuka miłości za pośrednictwem Internetu, ekscentryczny pisarz Max - tytułowej poliglotycznej kochanki, Lucrezia. wnuczka markizy-skandalistki, stoi oko w oko z widmem upadku totalnego związanego z bankructwem rodziny. W tle tej ostatniej historii także znajdzie się miejsce na damsko-męskie fascynacje. Na ich obiecujący początek i bolesne zadry w finale. Drogi tych postaci się przetną, bo szukając spełnienia, szukając ratunku przed upadkiem, samotnością, zapomnieniem, trafią na siebie i dla siebie będą... no właśnie... tego nie zdradzę, jednak zgodnie z prawdą zawartą w rozpoczynającym ten tekst cytacie, nie pozostaną bez wpływu na życie pozostałych, choć pochodzą z różnych światów, choć więcej zdaje się ich dzielić niż łączyć.

Całość wydaje się miejscami zbyt przerysowana, teatralna, a jednak to właśnie dzięki temu uderza w czułe struny mocniej, celniej. Dzięki temu wyraźniejsza jest rozpacz, a samotność bardziej dojmująca. Bo w Poliglotycznych kochankach trudno szukać wygranych. To gorzka do przełknięcia pigułka. To proza pełna niespełnienia, zawiedzionych oczekiwań, pustki wypełnianej desperacko. To powieść o ludziach, którzy reprezentują rozmaite postawy, poglądy, pochodzą z różnych środowisk, ale ich pragnienia, choć różnie wyrażane, sprowadzają się do tych samych potrzeb. W pewnych kwestiach jesteśmy tacy sami. Bezradność i niemożność znalezienia wspólnego języka na damsko-męskiej linii dopada tak nieoczytaną Ellinor z prowincji, jak i władającego jedenastoma językami Maxa. I oboje tak samo pragną uczucia spełnienia.

Spokój jak kłębek wełny


Postaci z Poliglotycznych kochanków są wielowymiarowe i podejmują niekiedy zaskakujące decyzje. Tak pierwszy, jak i drugi plan wart jest uwagi. Bohaterowie nieustannie poszukują tego, co zaspokoi ich pragnienia. Balansują na krawędzi, odbijają się od skrajności. Przyciągają i odpychają. Wspierają i ranią. Są dla siebie to czułością, to krzywdą. To ofiarą, to napastnikiem.

Poliglotyczna Lina Wolff (Szwedka posługująca się w różnym stopniu zaawansowania językiem hiszpańskim, francuskim, niemieckim, chińskim, mandaryńskim, portugalskim, niderlandzkim, japońskim, koreańskim, esperanto, indonezyjskim i guarani; możliwe, że w tej wyliczance coś pominęłam) wkłada w usta swoich bohaterów nieco gorzkich prawd i refleksji. Wespół ze wzmiankami o Houllebecqu i innymi literackimi aluzjami, pulsują zdania prawdziwe i zapadające w pamięć. Takie, które co jakiś czas trzeba odkryć na nowo, by były przestrogą w tym naszym życiu toczonym poza powieścią. W życiu, w którym spokój, który powinien wisieć w człowieku jak pion, bywa splątany jak kłębek wełny[3].


Lina Wolff
Poliglotyczni kochankowie
Wyd. Marginesy
2017
296 stron



[1] Lina Wolff, Poliglotyczni kochankowie, przeł. Dominika Górecka, Wyd. Marginesy, 2017, s. 125.
[2] Tamże, s. 95.
[3] Tamże, s. 154.






16 komentarzy:

  1. Myślę, że będzie to wartosciowa poruszająca i dająca do myślenia książka. To coś, co lubię.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję się przekonana. Z pewnością to niełatwa powieść.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielka prawda jest w tym cytacie: "Pokaleczeni ludzie kaleczą innych". Zarówno w bezpośrednich relacjach, jak i poprzez czytanie takich powieści. Dlatego nie przeczytam tej książki. Czytałam dawniej mnóstwo takich historii, przeżywałam je, mniej lub bardziej świadomie. I w pewnym momencie życia zrozumiałam, że - jako osoba wrażliwa i empatyczna - poznając takie dramaty sama w pewnym stopniu dźwigam ich ciężar. Dziękuję Ci za tę recenzję :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Takie emocje mocno się udzielają.

      Usuń
  4. Za jakiś czas chyba skuszę się na tę książkę. Coś mi się wydaje, że to będzie bardzo ciekawa lektura. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem przekonana czy jest to odpowiednia książka dla mnie, ale recenzja świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wrażenie że za gorzka to dla mnie będzie pigułka, za bardzo smutna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo chciałabym kiedyś przeczytać, ale obecnie mam trochę smutny okres i nie chcę się jeszcze bardziej dobijać..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To faktycznie, lepiej odłożyć lekturę na inny czas.
      Mam nadzieję, że ten smutny okres już się skończył.

      Usuń
  8. Niebanalny tytuł i interesująca fabuła....a poza tym lubię takie książki z rozbudowaną psychologią.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.