wtorek, 21 listopada 2017

Julie Lawson Timmer "Rodzinne więzy"
[RECENZJA]




W normalnej rodzinie wszyscy mają takie same prawo rozpaczać po odejściu kogoś bliskiego - zaczęła wyjaśniać Char. - W rodzinie patchworkowej trzeba brać pod uwagę, że niektórzy mogą przestrzegać jakichś niewypowiedzianych reguł pierwszeństwa w tej kwestii.*



Śmierć ojca, powrót matki



Gdy Bradley zginął w wypadku, stało się to, co dzieje się zwykle w rodzinach nagle pozbawionych ważnej jej części. Życie pozostałych jej członków drży w posadach. Wspomnienia napływają falami, przyszłość jawi się w mrocznych barwach, pęcznieje poczucie pustki i beznadziei, łzy cisną się do oczy, nadciągają z różnych stron żałobnicy, tak krewni, jak i znajomi, a z nimi czasami nadciągają problemy.

Char Hawthorn wie o tym najlepiej. Jako druga żona Bradleya, wspólnie wychowująca jego nastoletnią córkę, Allie, musi zmierzyć się z pojawieniem pierwszej małżonki. Lindy, skupiona na karierze, przyjaciołach i innych kwestiach zupełnie niezwiązanych z macierzyństwem, nagle zamierza zaopiekować się córką, przy czym jej poziom zaangażowania w odbudowę relacji z piętnastolatką trudno uznać za imponujący. Allie jest dla niej raczej uosobieniem przykrego obowiązku, na który trudno wykroić czas z tortu towarzysko-zawodowych zajęć. Lindy jest jednak biologiczną matką i to do niej należą wszelkie decyzje. A zdecydowała o wspólnym wyjeździe.

Char odkrywa, że jako macocha-wdowa nie ma właściwie żadnych praw. Nie może zatrzymać Allie w malutkim miasteczku w Michigan, gdy Lindy uprze się przy zabraniu dziewczynki do siebie, do Kalifornii. I nieważne, że to ona stała przy boku dziewczynki przez ostatnich kilka lat, że to ona towarzyszyła jej w codziennych zajęciach, wspierała w trudnych chwilach. Prawo jest po stronie matki.


Desperacka decyzja



Sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Kłótnie i pretensje stają się częścią codzienności. Allie zaczyna się obracać w nie najlepszym towarzystwie i tylko opieka nad dziesięcioletnią Morgan, której nastolatka udziela korepetycji, zdaje się być jedynym pozytywnym akcentem. Problem w tym, że i tu za moment coś się popsuje. A właściwie runie z hukiem niszcząc kolejne i tak już nieidealne więzi.

Rodzinne więzy Julie Lawson Timmer dotykają trudnego tematu relacji pomiędzy dorosłymi, a dziećmi z problemami. Allie, energiczna nastolatka i dobra uczennica, cierpi po śmierci ojca, rozdarta pomiędzy dość uległą, ale kochającą macochą, a pewną siebie matką nie wykazującą zainteresowaniem macierzyństwem, traci grunt pod nogami i zaczyna sprawiać kłopoty. Morgan to dziecko adoptowane, z długą historią wędrówek od jednej rodziny zastępczej do drugiej, dziecko żyjące w ciągłym strachu, rozpaczliwie pragnące miłości, skrywające bolesną tajemnicę. 

Obydwie dziewczynki są zależne od decyzji dorosłych. Nie zawsze sprawiedliwych, nie zawsze racjonalnych. Gdy pewnego dnia wezmą sprawy w swoje ręce, może się to skończyć tragedią. A jednak nie widzą innego rozwiązania. Nie czują się rozumiane. Nie czują pewnie.


Z rąk do rąk



Julie Lawson Timmer przygląda się relacjom rodzinnym, temu jak bliskie pokrewieństwo nie jest gwarantem pełnych ciepła więzi, jak obce sobie osoby potrafią poświęcić się dla siebie nawzajem. Powstaje pytanie o doskonałość systemu czuwającego nad poprawnością działania rodzin zastępczych czy procesu adopcji. Zaskoczył mnie proceder oddawania adoptowanych dzieci pod opiekę innych osób. Zabolała myśl o tym, co muszą czuć dzieci przekazywane z rąk do rąk. 

W Rodzinnych więziach autorka pisze o problemach emocjonalnych dzieci po przejściach. Ich strachu, niepewności, braku poczucia bezpieczeństwa, samookaleczeniu. Pisze także o bezradności dorosłych, bo choć to oni powinni stanąć na wysokości zadania, to do nich należy zapewnienie dobrego bytu podopiecznym, to nie zawsze efekty są proporcjonalne do włożonej pracy, a ciężar podejmowanych decyzji może mocno przytłoczyć.

Rodzinne więzy potwierdzają, że bycie matką czy ojcem to coś więcej niż przekazanie materiału genetycznego. To także opowieść o stracie i porzuceniu, o samotności, radzeniu sobie z żałobą, układaniu życia na nowo, o rodzinach, które są rodzinami ledwie z nazwy i o takich, w których brak pokrewieństwa nie stoi na przeszkodzie prawdziwej miłości.

Nie jest to powieść przełomowa, ale na pewno daje do myślenia. I boli, niestety.


Julie Lawson Timmer
Rodzinne więzy
Wyd. Prószyński i S-ka
2017
384 strony



* Julie Lawson Timmer, Rodzinne więzy, przeł. Anna Kłosiewicz, Wyd. Prószyński i S-ka, 2017.




17 komentarzy:

  1. Taki ból w książkach jest... straszny, zwłaszcza, jak trafią do nas w nieodpowiednim momencie życia. Może kiedyś się na tę powieść skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, niektóre książki są niewskazane w pewnych momentach życia.

      Usuń
  2. Książki emocjonalne, poruszające i dające do myślenia są tymi, po które sięgam najczęściej. Tę również mam w planach.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam tę pozycję na swojej liście. Lubię poruszające książki, które skłaniają do przemyśleń. Mam nadzieję, że mi się spodoba. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na razie nie mogę czytać takich emocjonalnych książek - to nie jest odpowiedni dla mnie czas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj przyszedł do mnie egzemplarz papierowy :) świetna książka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesująca powieść, lubię takie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Luki w prawie mogą wpływać na rodziny. Tematyka książki: więzy rodzinne interesuje mnie, poszukam książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się zachęcić Cię do lektury. :)

      Usuń
  8. Zdecydowanie zainteresowałaś mnie tą recenzją...

    OdpowiedzUsuń
  9. Książkę już mam w swojej domowej biblioteczce, tylko muszę znaleźć jakąś wolniejszą chwilkę.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.