Nawet nie wiem jak zacząć. Serio. Ten film jest tak szalony, tak zaskakujący, tak groteskowy, absurdalny, a jednocześnie przerażająco smutny i bolesny, że po prostu brak mi słów.
Nie lubię klaunów. Odnoszę wrażenie, że za czerwonym nosem, upiornym makijażem i odgrywaną radością kryje się cały smutek tego świata. Po seansie Hiszpańskiego cyrku (hiszp. Balada triste de trompeta; reż. Álex de la Iglesia) widzę tam też szaleństwo.
Bywa tak, że kolejne pokolenia parają się tym samym zawodem. Ojciec Javiera był klaunem. Podobnie jak jego ojciec. Zostaje nim także i Javier (Carlos Areces). Nie jest to jednak typ błazna wywołującego najszczersze dziecięce uśmiechy. O nie! Mężczyzna zostaje smutnym klaunem. To jego broń przed światem i efekt nieszczęśliwego dzieciństwa. Wedle słów ojca - humor jest dla słabych.
Mamy lata siedemdziesiąte XX wieku. Javier zatrudnia się w cyrku. Barwnych postaci tam nie brakuje, ale dla niego kluczowymi są dwie - wesoły klaun Sergio (Antonio de la Torre) oraz jego ukochana, akrobatka Natalia (Carolina Bang). Widząc jak Sergio traktuje partnerkę, jak poniża ją, bije, jak znęca się nad nią i terroryzuje wszystkich wokół, smutny klaun śpieszy na ratunek. Problem w tym, że Natalia nie rzuca mu się z wdzięczności w ramiona, nie oddaje na wyłączność z radości. Uprawia dość okrutną grę, a tymczasem Javier się w niej zakochuje. Miłością obsesyjną, szaloną, dającą przerażające efekty.
Brzmi to dość zabawnie. Oto dwaj klauni rywalizują o piękną kobietę. Powstaje jednak groteskowy obraz. Tragiczny i komiczny jednocześnie. Co scena to zaskoczenie. Dzieje się, oj, dzieje.
Już pierwsze sceny Hiszpańskiego cyrku podsuwają porównanie do produkcji Quentina Tarantino. Cofamy się w nich do 1937 roku, do wojny domowej z całym jej okrucieństwem, całą brutalnością zaciętych twarzy mężczyzn w mundurach, którzy walczą ze sobą choć pochodzą z jednego kraju. Oszczędna w kolory produkcja, tu jest wyjątkowo szara i ponura. Przez chwilę mogłam myśleć, że trupa cyrkowa w wojennej scenerii jest zapowiedzią filmu na podobieństwo Życie jest piękne Roberto Benigniego, oswojenia wojny za pomocą śmiechu, ale szarżujący klaun z maczetą, jakkolwiek zabawnie by to nie brzmiało, w efekcie wcale zabawny nie jest. Choć groteskowy i owszem.
Álex de la Iglesia stworzył coś, co ciężko mi wrzucić do jakiegokolwiek wora gatunkowego. Jest niekiedy komicznie, często dramatycznie, trochę w tym melodramatu, by po chwili znów zrobiło się mrocznie, ciężko, dynamicznie jak w kinie sensacyjnym, emocjonująco jak w dobrym thrillerze. Z jednej strony jest realistyczny, z drugiej ma w sobie coś z mrocznej baśni. W tle zmieniające się realia Hiszpanii, od wojny domowej przez dyktaturę Franco po barwne lata siedemdziesiąte.
Brutalność i szaleństwo kierują poczynaniami bohaterów. W pewnym momencie pada kwestia, że to nie ludzie są chorzy, a kraj, więc można przypuszczać, że cały ten klauni konflikt jest metaforą obłędu i bezsensowności wojny oraz późniejszej dyktatury Franco.
Uwagę przykuwają zdjęcia. Gra światła, przygaszone kolory. Budują one niesamowity klimat. Ale nawet tu nie jest jednolicie. Zabawa kolorami trwa w najlepsze i w zależności od wymowy sceny, raz bywa barwnie, innym razem próżno szukać kolorów.
Bez wątpienia nie jest to film dla każdego. To specyficzne kino łączące skrajne emocje, różne konwencje, nasycone czarnym humorem, brutalne, nierzadko szokujące (scenę z żelazkiem wciąż mam przed oczami i pewnie długo będę miała). Reżyser nie bawi się w subtelności. Seks jest zwierzęcy, szaleństwo namacalne, śmierć gwałtowna i nierzadko bolesna. Bywają sceny kameralne, ale i zrobione z rozmachem, a wśród fikcyjnych znajdziemy i takie, które zaczerpnięto z życia, jak choćby polowanie z Franco, budowę mauzoleum w Dolinie Poległych (Valle de los Caídos), zamach na wojskowego Carrero Blanco
Dla mnie całość jest fascynująca. Przerysowana, groteskowa (tak, wiem - nadużywam dziś tego słowa), ale i szokująca, przykuwająca uwagę. I podejrzewam, że wiele scen będę pamiętać jeszcze długo (wspomniane żelazko czy finał na krzyżu).
A czy spodoba się i wam? Tego obiecać nie mogę. Sami sprawdźcie.
zwiastun filmu
Zobacz też:
Czytałam już o tym filmie, jednak nie mam go w planach. O ile czarny humor jest dla mnie okej, to nie przepadam za filmami kostiumowymi...
OdpowiedzUsuńA ja je lubię, choć niekoniecznie w dużych dawkach. ;)
UsuńNie dla mnie... Recenzja bardzo fajna, ale filmu nie chcę obejrzeć.
OdpowiedzUsuńJest bardzo specyficzny, więc nie namawiam. ;)
UsuńTen film jest genialny, ale wszystkie próby przyporządkowania go jakimkolwiek ramom gatunkowym wydają się być z góry skazane na niepowodzenie. Polecam tę szaloną podróż - moim zdaniem to takie małe, zapomniane arcydzieło dla bardzo specyficznego widza :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni. Miks gatunków, miks emocji, ale nie każdemu przypadnie do gustu. Na mnie film zrobił duże wrażenie i był ogromnym zaskoczeniem, bo kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Usuń