Jutro wrócą i jutro masz im wszystko wyznać. Jeśli jednak uprzesz się i dalej będziesz się stawiać, nic dobrego z tego nie wyniknie. Dam ci za to popalić przed śmiercią, a twoje zwłoki zeżrą świnie, już ja tego osobiście przypilnuję. Twoje szczątki skończą tak jak padlina zdechłego bezpańskiego psa. Radzę ci, przemyśl to sobie. Wszystko, co o mnie słyszałaś, to tylko mała część prawdy. Zabijanie to dla mnie większa rozkosz niż przyjemność bycia z kobietą[1].
To nie są czcze groźby. To nie są słowa rzucane na wiatr. Powiedzieć, że bohater Ostatniej wizyty Jacka Ostrowskiego jest antypatyczny, to jak nazwać rottweilera z pianą na pysku zdenerwowanym pieskiem.
Potwór w ludzkiej skórze
Bohaterem Ostatniej wizyty jest czyste zło, dla niepoznaki ukryte w ciele mieszkającego w Koninie Zbigniewa Pielacha. Czyste zło z sumieniem tak brudnym, że nawet najwięksi zwolennicy resocjalizacji uznaliby, że ten przypadek czyni ich bezradnymi. Pielacha boją się sąsiedzi, boi żona. Bałyby się i okoliczne koty, jeśli jeden drugiego miałby szansę uprzedzić o tym, że na podwórko tego typa się nie zagląda. Ten człowiek ma więcej krwi na rękach niż płynie w jego żyłach.
Nie cierpiał, kiedy ktoś go lekceważył, nie był byle kim. Każdy w Koninie, kto nie chciał podpaść władzy ludowej, musiał się z nim liczyć. Znał wszystkich najważniejszych prominentów w okolicy - sekretarza partii, komendanta i prezesa sądu rejonowego. Spotykał się z nimi i - co najważniejsze - oni go szanowali, a niektórzy nawet się bali[2].
Pielach jest znanym działaczem ORMO, z życiorysem pełnym krwawych plam. Człowiekiem bezwzględnym, agresywnym, aroganckim, dalece pewnym siebie wynaturzonym potworem, który wierzy w swoją nietykalność oraz moc wszelkich koneksji, traktując je jako skuteczny parasol ochronny. Wszystko to potwierdza co rusz, nie dając czytelnikom zapomnieć z jak okrutnym człowiekiem przyjdzie im się spotkać na kartach książki. A że szczęście przestaje mu sprzyjać, długów nie ma czym spłacać, banki ślą kolejne ponaglenia, wizja utraty domu jest nie taka odległa, a dawni znajomi z rodzaju tych, którym lepiej nie podpadać, przypominają o swym istnieniu, to Pilach skłonny jest do agresji jeszcze bardziej niż zwykle. Nóż na gardle tak na niektórych działa.
Wyjechała do pacjenta, nigdy nie wróciła do domu
Ostatnia wizyta to książka oparta na faktach. Był 8 czerwca 1970 roku, gdy mąż zgłosił zaginięcie Stefanii Kamińskiej. Dwa dni wcześniej doktor Kamińska specjalizująca się w pediatrii, pojechała do Brwilna. Wezwana do nagłego przypadku, wsiadła do samochodu prowadzonego przez członka rodziny małego pacjenta. Do domu już nie wróciła.
Zdjęcie zaginionej, które wpadło w ręce Jacka Ostrowskiego, zaowocowało powstaniem książki. Nie bez znaczenia był też fakt, że lekarka była koleżanką jego mamy i pediatrą małego Jacka. Autor przekopał się przez sądowe akta i rozmawiał z prokuratorem zajmującym się śledztwem w sprawie porwania. W powieści do głównego wątku dorzucił jeszcze kilka dodatkowych, mniej lub bardziej związanych z porwaniem, jak choćby motyw anonimów, jakie otrzymali zamożni mieszkańcy Konina. To także wątek oparty o historie z życia wzięte.
Jacek Ostrowski dokonał własnej interpretacji zdarzeń sprzed kilku dekad. Porwanie Kamińskiej wzbudziło w tamtym czasie wiele emocji. Okolicznym mieszkańcom nie brakowało pomysłów na to, co mogło stać się z porwaną. Co w wizji Jacka Ostrowskiego jest prawdą, a co kadrami podsuniętymi przez wyobraźnię autora, tego tak do końca nie wiem. Za to z całą pewnością mogę stwierdzić, że jego opowieść jest równie interesująca jak i przerażająca, bo ujęta w sposób sugestywny, wywołujący dreszcze. Nietrudno sobie wyobrazić, że tak właśnie mogła wyglądać rzeczywistość.
Kryminał Jacka Ostrowskiego to nie tylko opowieść o zbrodni, ale także ciekawy portret czasów, w których rozgrywa się akcja. PRL ożywa na kartach książki. Wiatr wprawia w ruch straganowe wiatraczki na drucikach, ktoś na murku zajada się lodami Bambino, ktoś inny nuci przeboje Ireny Santor, a stary trabant toczy się ulicami miasta.
W tej książce postać mordercy wysuwa się na pierwszy plan. Ze strony na stronę odkrywamy coraz większe pokłady zła w nim drzemiące. Widzimy człowieka z jednej strony pewnego siebie i do końca wierzącego w to, że kolejny raz spadnie na cztery łapy, z drugiej - zaciska się na jego szyi pętla, a decyzje są coraz mniej przemyślane. To opowieść nie tyle o porwaniu i Kamińskiej, co o potworze i jego sposobie spoglądania na świat, jego interpretacji rzeczywistości i tej chorej przyjemności z zadawania bólu. Dreszcze przechodzą na myśl, że choć to fikcja jedynie częściowo oparta na prawdziwych zdarzeniach, to jednak ogromnie realistycznie podana. Nietrudno w nią uwierzyć. Nietrudno zacząć się bać.
Ważną postacią jest tu także Hanka, żona Pielacha, żyjąca w cieniu męża, zaszczuta, przerażona, już na pierwszych stronach przedstawiona nam jako niedoszła samobójczyni, która nie radzi sobie jako towarzyszka bezwzględnego mordercy. Wzbudza ona takie emocje, jakich z pewnością nie wzbudza jej mąż.
Pielach w rzeczywistości nazywał się Zygmunt Bielaj, a właściwie... jeszcze inaczej. W każdym razie, autor na potrzeby książki zmienił nazwisko bohatera, co jest dodatkowym sygnałem do tego, by nie traktować Ostatniej wizyty jak książki dokumentalnej. Fakty mieszają się tu z fikcją razem tworząc opowieść ogromnie mroczną, duszną, przerażającą. Pielach zdominował fabułę swą wynaturzoną postacią i tylko nękające go koszmary pozwalają zobaczyć w nim choć drobne cząstki człowieczeństwa. Być może w ten sposób sumienie daje o sobie znać.
Ostatnia wizyta to opowieść o ludziach zamkniętych w pułapkach. Jak dosłownie więziona Kamińska, jak Hanka, której wiara i strach (przed mężem, ale i potępieniem przez innych) nie pozwalają na opuszczenie Pielacha, czy wreszcie sam Pielach, na którego szyi powoli, nieubłaganie zaciska się pętla. Długi rosną, groźni znajomi nie odpuszczają, parasol ochronny okazuje się dziurawy - koneksje nie są aż tak rozległe i imponujące, by stać się remedium na wszelkie problemy.
Zdjęcie zaginionej, które wpadło w ręce Jacka Ostrowskiego, zaowocowało powstaniem książki. Nie bez znaczenia był też fakt, że lekarka była koleżanką jego mamy i pediatrą małego Jacka. Autor przekopał się przez sądowe akta i rozmawiał z prokuratorem zajmującym się śledztwem w sprawie porwania. W powieści do głównego wątku dorzucił jeszcze kilka dodatkowych, mniej lub bardziej związanych z porwaniem, jak choćby motyw anonimów, jakie otrzymali zamożni mieszkańcy Konina. To także wątek oparty o historie z życia wzięte.
Jacek Ostrowski dokonał własnej interpretacji zdarzeń sprzed kilku dekad. Porwanie Kamińskiej wzbudziło w tamtym czasie wiele emocji. Okolicznym mieszkańcom nie brakowało pomysłów na to, co mogło stać się z porwaną. Co w wizji Jacka Ostrowskiego jest prawdą, a co kadrami podsuniętymi przez wyobraźnię autora, tego tak do końca nie wiem. Za to z całą pewnością mogę stwierdzić, że jego opowieść jest równie interesująca jak i przerażająca, bo ujęta w sposób sugestywny, wywołujący dreszcze. Nietrudno sobie wyobrazić, że tak właśnie mogła wyglądać rzeczywistość.
Nietrudno zacząć się bać
Kryminał Jacka Ostrowskiego to nie tylko opowieść o zbrodni, ale także ciekawy portret czasów, w których rozgrywa się akcja. PRL ożywa na kartach książki. Wiatr wprawia w ruch straganowe wiatraczki na drucikach, ktoś na murku zajada się lodami Bambino, ktoś inny nuci przeboje Ireny Santor, a stary trabant toczy się ulicami miasta.
W tej książce postać mordercy wysuwa się na pierwszy plan. Ze strony na stronę odkrywamy coraz większe pokłady zła w nim drzemiące. Widzimy człowieka z jednej strony pewnego siebie i do końca wierzącego w to, że kolejny raz spadnie na cztery łapy, z drugiej - zaciska się na jego szyi pętla, a decyzje są coraz mniej przemyślane. To opowieść nie tyle o porwaniu i Kamińskiej, co o potworze i jego sposobie spoglądania na świat, jego interpretacji rzeczywistości i tej chorej przyjemności z zadawania bólu. Dreszcze przechodzą na myśl, że choć to fikcja jedynie częściowo oparta na prawdziwych zdarzeniach, to jednak ogromnie realistycznie podana. Nietrudno w nią uwierzyć. Nietrudno zacząć się bać.
Ważną postacią jest tu także Hanka, żona Pielacha, żyjąca w cieniu męża, zaszczuta, przerażona, już na pierwszych stronach przedstawiona nam jako niedoszła samobójczyni, która nie radzi sobie jako towarzyszka bezwzględnego mordercy. Wzbudza ona takie emocje, jakich z pewnością nie wzbudza jej mąż.
W każdym człowieku kryje się dobro?
Pielach w rzeczywistości nazywał się Zygmunt Bielaj, a właściwie... jeszcze inaczej. W każdym razie, autor na potrzeby książki zmienił nazwisko bohatera, co jest dodatkowym sygnałem do tego, by nie traktować Ostatniej wizyty jak książki dokumentalnej. Fakty mieszają się tu z fikcją razem tworząc opowieść ogromnie mroczną, duszną, przerażającą. Pielach zdominował fabułę swą wynaturzoną postacią i tylko nękające go koszmary pozwalają zobaczyć w nim choć drobne cząstki człowieczeństwa. Być może w ten sposób sumienie daje o sobie znać.
Ostatnia wizyta to opowieść o ludziach zamkniętych w pułapkach. Jak dosłownie więziona Kamińska, jak Hanka, której wiara i strach (przed mężem, ale i potępieniem przez innych) nie pozwalają na opuszczenie Pielacha, czy wreszcie sam Pielach, na którego szyi powoli, nieubłaganie zaciska się pętla. Długi rosną, groźni znajomi nie odpuszczają, parasol ochronny okazuje się dziurawy - koneksje nie są aż tak rozległe i imponujące, by stać się remedium na wszelkie problemy.
Jeśli należycie do tych niepoprawnych optymistów, którzy wierzą, że wszyscy ludzie są dobrzy, to Zbigniew Pilach udowodni wam, jak bardzo się mylicie.
***
Książkę polecam
miłośnikom historii opartych na faktach
wielbicielom kryminałów
zainteresowanym historią porwania Stefanii Kamińskiej
szukającym w literaturze motywu wielokrotnego mordercy
chcącym przeczytać historię z PRL-em w tle
szukającym motywu zła w literaturze
***
Książkę polecam
miłośnikom historii opartych na faktach
wielbicielom kryminałów
zainteresowanym historią porwania Stefanii Kamińskiej
szukającym w literaturze motywu wielokrotnego mordercy
chcącym przeczytać historię z PRL-em w tle
szukającym motywu zła w literaturze
***
[1] Jacek Ostrowski, Ostatnia wizyta, Wyd. Od Deski Do Deski, 2017, s. 158.
[2] Tamże, s. 11.
***
Jest to seria książek, którą chciałabym poznać w całości, lecz dopiero posiadam jeden tytuł. Brutalne historie, które spisało samo życie, z pewnością aplikują dodatkowy zastrzyk emocji. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, że czytam tę serię na bieżąco. Jest świetna!
UsuńNie należę do optymistów, więc bez trudu mogę uwierzyć, że ludzie gotowi są dokonać najobrzydliwszych i okrutnych zbrodni. Tytuł zapisałam już na liście i postaram się o nim pamiętać, kiedy nadarzy się okazja zdobycia książki.
OdpowiedzUsuńJa jednak staram się widzieć te dobre strony, choć do przesadnego optymizmu mi daleko. I mimo tego, że przeczytałam wiele fikcyjnych i prawdziwych historii o potworach w ludzkiej skórze, wciąż trudno mi uwierzyć, że można być aż tak złym. :/
UsuńMam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję zapoznać się z tą serią, przyznam, że wydaje się interesująca. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Jest świetna! Naprawdę gorąco polecam.
UsuńBrrrr. ....żeby nigdy na kogoś takiego nie natrafić...
OdpowiedzUsuńOj, tak. Oby takich potworów nie było w naszym życiu.
UsuńNie wiem czemu, ale byłam wręcz pewna, że książka ta jest czystą literaturą faktu- dobrze, że wyprowadziłaś mnie z błędu :) Niemniej jednak myślę, że pozycja ta jest warta uwagi i na pewno kiedyś po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie. Zdecydowanie nie. Ta seria to jednak fabuły, choć oparte na prawdziwych historiach. Jedynie "Bestii" blisko do reportażu, choć i tam są fabularyzowane wstawki.
Usuń