Doszłam do wniosku, że za większość naszych zmartwień odpowiedzialny jest czas, a ściślej... brak czasu. Czas wytycza na tyle silny i przyjmowany bez refleksji porządek, że trudno z nim wojować. Można negować systemy polityczne, można kwestionować, czym jest sprawiedliwość, ale każda potyczka z czasem skazana jest na klęskę. A jednak... Czy istnieją ludzie, którym udało się uciec od podziału czasu na miesiące, na dni, na godziny...? Czy można żyć według innego kalendarza? Czy ci ludzie są szczęśliwi? Czy są wolni? I co się stanie, gdy wyruszy się w drogę w poszukiwaniu ich czasu?
Okazało się, że tacy ludzie istnieją. To współcześni Majowie, którzy nadal podtrzymują tradycje przodków i odprawiają rytuały związane z kalendarzem duchowym[1].
Długi cytat na początku. Wiem. Ale nie mogłam się powstrzymać. W ogóle najchętniej rzuciłabym Wam kilkoma cytatami i zdjęciami książki, a później odesłała do lektury. Bo Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów Weroniki Mliczewskiej nie potrzebuje długich, nudnych recenzji. To taka książka, którą się wciska ludziom do rąk i mówi "czytajcie!". Kto nie przeczyta, ten gapa.
Pięć lat pracy, sześć wersji, jedna świetna książka
Na początku jest koniec to książka, która sprawia wrażenie napisanej bez wysiłku, z lekkością pasjonatki, którą odpowiednie zdania znajdują same. A jednak autorka pracowała nad nią pięć lat, po drodze opracowując sześć różnych wersji tekstu. Weronika Mliczewska z jednej strony zaoferowała czytelnikom dopracowany, przemyślany reportaż, z drugiej szczerą, osobistą opowieść, w której nie brak spontaniczności. Młoda antropolog z precyzyjnie określonym celem badań to jednocześnie odważna, szalona dziewczyna otwarta na świat i świata ciekawa. Jej opowieść jest nie tylko historią badań świata współczesnych Majów, ale i refleksją nad otaczającym nas światem, nad ludźmi i relacjami między nimi, nad naszą rolą, duchowością, mocą słów i milczenia, znaczeniem czasu.
Brzmi górnolotnie? Może. W praktyce sprowadza się do prostych wniosków wyciąganych z niezwykłych rozmów, spotkań, zdarzeń. Wniosków, na które tak często jesteśmy głusi i ślepi, żyjąc w świecie, w którym coraz bardziej zamykamy się na to, co wokół nas. Dlatego mówi się, że podróże uczą, a spotkania z ludźmi czynią nas bogatszymi, poszerzają nasze horyzonty. Taka dla autorki była podróż po majańskich śladach.
Ta wyprawa zmieniła moje życie, dlatego chcę się tym podzielić. Ona trwa nadal, bo najbardziej wartościowe podróże nie zaczynają się w momencie wyruszenia w drogę i nie kończą z chwilą powrotu do domu. Z takich wypraw nigdy się już nie wraca. One trwają w nas[2].
Odważnie i z jasno wytyczonym celem
Weronika Mliczewska kupiła bilet w jedną stronę i ruszyła do Ameryki Środkowej, by tam przyjrzeć się życiu współczesnych Majów. Była w Gwatemali, Hondurasie, Salwadorze, Belize. Odwagi jej nie brak. Jako wolontariuszka udzielała się w więzieniu dla kobiet. Skazanych za niewinność, jak twierdzą, te odsiadujące wyrok za porwanie, i te za morderstwo. Spotkała na swej drodze gangsterów z najniebezpieczniejszych państw świata. Docierała do wiosek położonych z dala od cywilizacji. Szukała szamanów, którzy wciąż odprawiają dawne rytuały. Słuchała dramatycznych wspomnień gwatemalskich kobiet, które poznały piekło wojny domowej i ludzi dotkniętych głodem. Miała okazję zobaczyć jak rozwój turystyki i związany z tym napływ pieniędzy wpływają na życie rdzennych mieszkańców Ameryki Środkowej, jak rytuały zmieniają się w przedstawienia, a ich uczestnicy w aktorów.
Autorce nie można odmówić odwagi, uporu, determinacji. Jej podróż nie jest jedną z tych wypraw ot tak, byle przed siebie. Ma przed sobą jasno wytyczony cel i to on napędza ją do działania. Chce poznać kulturę Majów, przyjrzeć się ich życiu, zobaczyć świat takim, jaki oni go widzą. A przy okazji łamie stereotypy, m.in. udowadniając jak wielką bujdą była tak mocno nagłaśniana przez media przepowiednia o wieszczonym przez Majów końcu świata, który miał nastąpić w 2012 roku.
Otwartość i szacunek
Na początku jest koniec to książka fascynująca. Z jednej strony jest kopalnią ciekawych informacji o współczesnych Majach, z drugiej - nie brak w niej refleksji, nad którymi warto się pochylić. A wszystko to zostało zgrabnie wplecione pomiędzy rozmaite anegdoty z podróży. Autorka ma lekkie pióro i umiejętność przykuwania uwagi. Potrafi rozbawić, ale i poruszyć. Dzięki temu, że odważnie przemierza kolejne kraje, jest ciekawa świata i jak na antropologa przystało - nie marnuje żadnej okazji do tego, by porozmawiać z ludźmi, nie brak tu interesujących, niekiedy zdumiewających opowieści o tym co kryją majańskie domostwa, serca i umysły. Nie unika opowiadania o swoich błędach, o tym jak niełatwo jest zyskać zaufanie i jak długą drogę musiała przebyć, by Majowie się przed nią otworzyli. I nie chodzi tu o pieszo przebyte kilometry, a o zmiany wewnątrz siebie.
Weronika Mliczewska nie tylko opowiada o obcej, egzotycznej dla nas kulturze, ale pokazuje też, że kluczem do zrozumienia innych jest szacunek do nich, ich przekonań, reguł, którymi się kierują, że czasem trzeba odłożyć na bok własne poglądy i zasady, kulturowe uwarunkowania i "wyniesione" z domu zachowania. By poznać nowe, trzeba się na to nowe otworzyć w pełni. To cenna lekcja nie tylko dla tych, którzy ruszają w podróż na inny kontynent, ale dla nas wszystkich. Tak ważna w czasach, kiedy zwykliśmy dzielić ludzi na lepszych i gorszych używając jakże żałosnych, bezsensownych kryteriów.
Wyprawa, która wciąż trwa
Ogromnie się cieszę, że reportaż Na początku jest koniec trafił w moje ręce. Ujął mnie nie tylko wiedzą faktograficzną, ale i wrażliwością autorki, jej wyczuleniem na emocje, humorem, szczerością, otwartością i chęcią dzielenia się doświadczeniami z innymi. Nie brak tu scen, które teraz wywołują uśmiech, ale wiązały się z momentami grozy. Zwykle związane są one z różnicami kulturowymi, jak moja ulubiona scena, w której dowiadujemy się co może się wydarzyć, gdy na miejsce badań antropologicznych zaprasza się rodziców. Liczne zdjęcia pozwalają zobaczyć to, o czym autorka pisze. Spojrzeć w oczy poznanym przez nią ludzi, zobaczyć przestrzeń, w której żyją.
Wyprawa do nowego, lecz starego świata Majów dopiero się zaczyna... w każdym z nas. Jest drogą najdłuższą, bo prowadzącą przez wieki zmieniających się tradycji, przez bezdroża i gwarne miasta, a kończącą się w sercu wydarzeń, czyli wewnątrz nas. Tam mnie zaprowadziła przygoda z majańskimi rytuałami i ta droga nadal we mnie trwa[3].
Weronika Mliczewska Na początku jest koniec Wyd. Muza 2017 352 strony |
***
Książkę polecam
ciekawym świata
miłośnikom literatury podróżniczej
podróżnikom
ciekawym kultury Majów
szukającym mądrej, dającej do myślenia lektury
wybierającym się do Ameryki Środkowej
szukającym mądrej, dającej do myślenia lektury
wybierającym się do Ameryki Środkowej
***
[1] Weronika Mliczewska, Na początku jest koniec. Na szklakach duchowości Majów, Wyd. Muza, 2017, s. 8-9.
[2] Tamże, s. 10.
[3] Tamże, s. 329.
Cieszy mnie co raz większa ilość książek i reportaży o Ameryce Łacińskiej. Choć naukowo/zawodowo już się tym nie zajmuję to region dalej mnie fascynuje i poszukuję ciekawych książek. "Na początku jest koniec" wędruje na listę :)
OdpowiedzUsuńO, a czym się zajmowałaś? Może już o tym pisałaś, ale nie pamiętam. :/
UsuńWiele dobrego czytałam o tej książce i po prostu wiem, że to reportaż dla mnie. Podziwiam odwagę autorki i jej zapał oraz zdolność do otwarcia się na inną kulturę. Jestem przekonana, że spotkanie z tą publikacją zapadnie mi w pamięć.
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak! Spodoba Ci się. :)
UsuńNie czytałam reportaży, jakoś nie przekonują mnie jako lektura dla mnie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że akurat tę książkę mogłabyś przeczytać jak dobrą powieść. :)
UsuńZazwyczaj nie czytam tego typu publikacji, ale zrobiłabym tutaj wyjątek :)
OdpowiedzUsuńSłusznie. :)
UsuńNajpierw by była książka, a potem wyprawa... Interesują mnie "stare" kultury i ich życie "na początku".
OdpowiedzUsuńNa takie wyprawy jestem za cienka. Ale poczytać lubię. ;)
UsuńMimo, ze nie czytałam w ogóle takich książek, ta mnie zainteresowała ;)
OdpowiedzUsuńJuż samo wydanie wygląda pięknie. Dawno nie miałam w ręku żadnego reportażu, a ten zdaje się wypełniać nie tylko zwykła przygoda, ale też potok prawdziwych emocji. Przeczytam z chęcią. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńSuper! Jestem pewna, że nie pożałujesz. :)
UsuńJakaś piękna książka!
OdpowiedzUsuńZgadzam się. :)
UsuńMuszę koniecznie sprezentować tę książkę mojej siostrze, bo ona jest wielką miłośniczką literatury podróżniczej.
OdpowiedzUsuńTo ta na pewno jej się spodoba. :)
Usuń