niedziela, 26 marca 2017

Rosa Ribas, Sabine Hofmann "Wielki chłód"
[RECENZJA]




- Niech pani stąd idzie! - rzekł. Nie było w tym groźby, raczej prośba.
Zwolniła kroku i spojrzała na niego. Potem popatrzyła na chłopca, który kiwając głową, potwierdzał słowa ojca. U jego boku pojawił się wyleniały szary kot; on też śledził ją wzrokiem.
- Niech pani wyjedzie z tej wsi. Nie znajdzie w niej pani nic dobrego.
- Tu mieszka potwór... - dodał chłopiec[1].

Czy muszę dodawać, że Ana Martí nie posłuchała? I że przyjdzie jej tego żałować?



Sensacja na prowincji, czyli opuszczamy Barcelonę



Po Darze języków, Wielki chłód jest moim drugim spotkaniem z twórczością Rosy Ribas i Sabine Hofmann, katalońsko-niemieckiego duetu pisarskiego, który powołał do życia wspomnianą dziennikarkę Anę Martí. Młoda kobieta wybrała sobie niełatwy zawód, zwłaszcza w czasach, kiedy był on zdecydowanie męską domeną. Akcja kryminału rozgrywa się bowiem w latach pięćdziesiątych ubiegłego wielu, okresie dyktatury generała Franco.

Tym razem miejscem akcji nie jest moja ukochana Barcelona. Szybko opuścimy to miasto, bo kobieta materiały do artykułu będzie zbierać na prowincji. Znajdziemy się w Las Torres w prowincji Teruel, niewielkiej górskiej wiosce, o której pies z kulawą nogą nie słyszał, a która nagle przykuła uwagę wielu za sprawą pewnego cudu. 


Zima i trudne czasy dla dziennikarki, czyli o tle zdarzeń



Mamy 1956 rok i zimę, jakiej w Hiszpanii nie było od kilkudziesięciu lat. Ma to ogromne znaczenie dla tej historii, bo chłód i opady śniegu odegrają w niej niebagatelną rolę. Tak, hasło "odcięta od świata" w pewnym momencie niebezpiecznie zacznie pasować do Las Torres, jednej z tym malutkich miejscowości, które z pozoru nie wyróżniają się niczym, ale gdy tylko przyjrzeć się bliżej relacjom między mieszkańcami, włosy stają dęba, ciarki przechodzą, a nogi same rwą się do ucieczki. Problem w tym, że tym razem uciec się nie da.

Anę Martí do Las Torres przywiodło zadanie dziennikarskie. Reporterka pisze dla tygodnika El caso, popularnego czasopisma donoszącego o rozmaitych, sensacyjnych wydarzeniach. W kraju, w którym panują ekhem... spokój i porządek[2] liczba dozwolonych artykułów o morderstwach z areny krajowej jest ściśle określona (jeden numer - jeden artykuł o zabójstwach), a los o przyszłość magazynu, każe cenzurować wiadomości, pomijając nazwy placówek czy zakładów uwikłanych w ciemne sprawki czy milczeń o skorumpowanych policjantach. Jako kobieta Ana ma jeszcze trudniej. Chętnie by ją widziano piszącą o modzie, związkach w wyższych sferach czy przyjęciach dobroczynnych organizowanych przez barcelońską śmietankę towarzyską. Z poprzedniej pracy odeszła niedoceniona, często wyszydzana przez kolegów. W El caso pisze pod pseudonimem. Tak jest zdecydowanie prościej, choć pełnej satysfakcji nie daje. Za to tematy są ciekawsze.


Sekrety i strach, czyli o tym dlaczego mieszkańcy nie chcą mówić



Podobno w Los Torres mieszka dziewczynka, o której już zaczyna się mówić jak o małej świętej. Dziecko ze stygmatami, które potrafi uzdrawiać nie jest tematem, jaki kręciłby sceptyczną Anę, ale a nuż szef ma rację i za tym wszystkim kryje się jakaś ciekawa historia? Martí ma szansę na elektryzujący materiał, a alkad Los Torres (ktoś w rodzaju hiszpańskiego burmistrza) i tamtejszy ksiądz widzą w całej tej sensacji szansę na sławę, chwałę i pieniądze. Nie wszyscy we wsi cieszą się z przyjazdu dziennikarki. Prowadząc swoje śledztwo, kobieta trafi i na sprzymierzeńców, i wrogów. A im bardziej będzie pytać, drążyć i węszyć, tym trudniej będzie o tych pierwszych, za to liczba tych drugich błyskawicznie wzrośnie. 

Los Torres kryje wiele tajemnic. Ludzie mają wiele sekretów. Tych małych, osobistych, ale i tych większego kalibru, od których przechodzą dreszcze. Mieszkańcy niechętnie odpowiadają na pytania, atmosfera jest gęsta, a padający śnieg sprawia, że chłód przenika do kości. Za ludzkim milczeniem kryje się strach. Widać go w oczach dzieci, widać w spojrzeniach dorosłych. Skąd się wziął? Dlaczego rządzi życiem tego niewielkiego społeczeństwa? Prawda jest przerażająca, a dotarcie do niej będzie miało wysoką cenę.


Łańcuch powiązań, czyli wszyscy są ważni, choć nie każdy o tym wie



Dar języków był książką dobrą. Wielki chłód czytałam z zapartym tchem. Motyw hermetycznego społeczeństwa i jego tajemnic, pozornego spokoju burzonego przez pojawienie się osoby z zewnątrz, po raz kolejny okazuje się dawać ogromne możliwości. Rosa Ribas oraz Sabine Hofmann wycisnęły z niego świetną, trzymającą w napięciu historię.

Atmosfera gęstnieje ze strony na stronę. Mimo iż fabuła nie pędzi na łeb na szyję, dzieje się tu sporo. Im dalej w las, tym większa dynamika zdarzeń. Niepokój nie znika ani na moment, a kolejne sceny jeszcze bardziej potęgują poczucie niepewności i strachu. Postaci są tu ciekawe i wiele z nich kryje w sobie sekrety zmieniające bieg historii. Mamy tu m.in. księdza, burmistrza, kapitana gwardii, lokalnego bogacza, nauczyciela, samotną wdowę z bolesną przeszłością, wioskowego głupka, dziecko ze stygmatami, niepokorną dziewczynkę z rodzaju tych, których trudno się pozbyć.  Krótko mówiąc, przedstawicieli rozmaitych postaw, zawodów, charakterów. Każdy ma do odegrania jakąś rolę, każdy znaczenie i wpływ na bieg historii.


Lawina zdarzeń, czyli nie każdemu pisany jest szczęśliwy finał



Pisarki świetnie namalowały obraz odciętej od świata górskiej wioski, środowiska bardzo hermetycznego, religijnego, pełnego przesądów. Tu fanatyzm potrafi odebrać zdolność logicznego myślenia i okazać się silniejszym niż miłość do bliskiej osoby czy dbanie o jej dobro. Jednak nie tylko Kościół ma tu moc. Sieć zależności jest o wiele bardziej złożona, a relacje między bohaterami oparte na strachu, który zmusza do potwornych czynów. Autorki świetnie zestawiły różne postawy bohaterów, zgrabnie wplotły w realistyczną fabułę kryminalną wiarę w cuda czy opowieści o potworach. Rozwiązanie przyprawia o dreszcze

Wielki chłód może odnosić się do pory roku. Do przysypanego śniegiem lutego wymagającego ciepłych ubrań i kubka prawdziwej kawy pod ręką (a o nią w tamtych czasach niełatwo). Wielki chłód może odnosić się także do ludzkich postaw. I tak jak pod śniegiem, w ziemi tętni życie, tak i w bohaterach kłębią się ogromne emocje. By się do nich dostać, ktoś musi przestać się bać i zacząć mówić. A wtedy nie będzie już odwrotu. Lawina zdarzeń ruszy i nie każdy, kogo porwie, wyjdzie z niej żywy.


Rosa Ribas, Sabine Hofmann
Wielki chłód
Wyd. Sonia Draga
2017
318 stron

***

Książkę polecam
miłośnikom kryminałów
szukającym motywu małych społeczeństw w kryminale
ciekawym Hiszpanii w czasach dyktatury Franco
zainteresowanym motywami religijnymi w kryminałach
nie obawiającym się pobytu w odciętej od świata hiszpańskiej wiosce
szukającym trzymających w napięciu fabuł
ciekawym co powoduje tak wielki strach u mieszkańców Los Torres

***

[1] Rosa Ribas, Sabine Hofmann, przeł. Patrycja Zarawska, Wyd. Sonia Draga, 2017, s. 84.
[2] Tamże, s. 24

***

Przeczytaj też




12 komentarzy:

  1. Kryminał plus Hiszpania, to jest to co w książkach lubię, więc na pewno przeczytam, tylko jeszcze nie wiem kiedy, oby jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli tak polecasz, to myślę, że się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i myślę, że nie pożałujesz. :)

      Usuń
  3. Ciekawe co powoduje strach mieszkańców, lubię klimaty takich miasteczek i czytanie o tajemnicach jej mieszkańców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciągniesz się w fabułę! Jestem pewna. :)

      Usuń
  4. Hmm... powiało chłodem i grozą. I poruszyło struny ciekawości. Ale chyba by lepiej było czytać tę powieść zimą, zwłaszcza w lutym. To dopiero by mogły chodzić ciarki po ciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, czytanie tej książki np. podczas lutowej śnieżycy w jakimś drewnianym domku z dala od cywilizacji - to byłoby coś! :)

      Usuń
  5. Kryminał? Hiszpania? Wchodzę w to! ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zainteresowałaś mnie wcześniej "Darem języków", ale "Wielki chłód" podoba mi się chyba jeszcze bardziej. Lubię historie, które rozgrywają się w małych miasteczkach, gdzie ludzie mają swoje mroczne tajemnice. A do tego jeszcze ta Hiszpania... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wielki chłód" bardziej mi się podobał, mimo, że Barcelony było niewiele. Teraz niecierpliwie czekam na trzeci tom. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.