Miało być zupełnie inaczej. Mieliśmy na świąteczne jarmarki jechać na własną rękę, ucząc się na błędach roku poprzedniego, kiedy to zaliczyliśmy dwugodzinny bieg po Berlinie z przewodniczką bez mikrofonu, za to mogącą się popisać znajomością przewodnika na pamięć. Duże tempo, nudne opowieści. Byłam totalnie rozczarowana.
W tym roku postanowiliśmy jechać sami, ale okazało się, że z zorganizowaną wycieczką wyjdzie taniej. Pojawił się więc nowy pomysł: potraktujemy biuro jako transport, a na miejscu zorganizujemy się sami. Nie wyszło. Plan był napięty, zwiedzania sporo, a wszędzie dowoził nas autokar. Przewodnik opowiadał bardzo ciekawie, z humorem, z łatwością nawiązał kontakt z uczestnikami wycieczki. Już nie żałowaliśmy wyjazdu z wycieczką i zmiany planów.
W pewnym momencie mimo wszystko postanowiliśmy się urwać, chcąc zostać na jarmarku na Placu Żandarmerii nieco dłużej niż przewidziane trzy kwadranse, ale nie była to łatwa decyzja. Krótko mówiąc, wycieczka wycieczce nierówna. Nawet jeśli się nie lubi podróżowania z biurem, to czasami okazuje się, że jednak są takie wyjazdy, na które wybrać się warto.
A teraz zapraszam na krótki spacer po Berlinie.
Przystanek pierwszy: Checkpoint Charlie
W czasach zimnej wojny, kiedy to słynny mur dzielił Berlin na Wschodni i Zachodni, Checkpoint Charlie był jednym z najbardziej znanych przejść granicznych w mieście. Po stronie NRD można było liczyć na drobiazgowe kontrole, a według rozporządzenia, granicę mogli przekraczać tylko turyści i dyplomaci. Po drugiej stronie granic strzegli Alianci. Tu kontrole były już zdecydowanie mniej uciążliwe.
Dziś Checkpoint Charlie jest turystyczną atrakcją. Wokół nie brakuje sklepików z pamiątkami, tuż obok funkcjonuje Muzeum Muru Berlińskiego, a za dodatkową opłatą panowie przebrani w mundury z epoki chętnie pozują do zdjęć.
Przystanek drugi: Trabi Museum
Tuż obok Checkpoint Charlie znajduje się Muzeum Trabanta. Zajrzeliśmy tam na chwilę, o czym pisałam Wam TUTAJ. W notce znajdziecie kilka słów na temat muzeum oraz oczywiście sporo zdjęć.
Zakochałam się w samochodzie z powyższego zdjęcia. Na nas czekał jednak "tylko" autokar, którym ruszyliśmy w dalszą drogę, a ja tradycyjnie nie mogłam się powstrzymać przed robieniem zdjęć przez szybę.
Przystanek trzeci: Sony Center
Spacer zaczęliśmy przy Placu Poczdamskim, ale na tamtejszy jarmark nie zaglądaliśmy. Nadrobimy innym razem.
Skierowaliśmy się w stronę Sony Center.
Sony Center to kompleks budynków, w których znajdziemy restauracje, kino, sklepy, sale konferencyjne i biura, a także pokoje hotelowe. Budowla musi robić świetne wrażenie nocą, ale i w dzień 105 ton szkła, z którego zrobiona jest kopuła prezentuje się imponująco. Przystrojony świątecznie placyk prezentował się uroczo. Znów pożałowałam, że nie widzieliśmy go po zmroku.
Przystanek czwarty: mur i... gumy
Wędrując dalej, minęliśmy fragment muru berlińskiego oklejonego... gumami do żucia. Ble! Nie wiem czy chciałabym pojawić się w pobliżu latem, gdy miasto jest pełne słońca i owadów. Raz jeszcze: ble!
Na szczęście efekt "ble" znika gdy tylko napotyka się jednego z wielu berlińskich niedźwiadków.
Przystanek piąty: Pomnik Pomordowanych Żydów Europy
Miejsce, które chciałoby się przejść w milczeniu i samotności, ale to oczywiście niemożliwe. Ostatecznie nie mam jednak świata na wyłączność, więc w turystycznych miejscach jestem tylko jedną z wielu zwiedzających. Do szału mnie jednak doprowadzał widok ludzi skaczących z bryły na bryłę. W końcu to pomnik i to z rodzaju tych, które powinny wywoływać zadumę, a nie chęć brykania po nim. Może jednak oczekuję za dużo?
Pomnik Pomordowanych Żydów Europy powstał przez dwa lata. Projekt architekta Petera Eisenmana odsłonięto go w maju 2005 roku. Pomnik znajduje się w centrum Berlina i składa z 2711 bloków. Są one ustawione w równoległych rzędach i nieco odchylone od pionu. Mają różną wysokość Najwyższe mierzą 4,7 metra. Na mnie zrobiły wrażenie. Zwłaszcza, gdy w którejś z "alejek" otoczonych wyższymi ode mnie blokami, mogłam być przez moment sama.
Pomnik zbudowano by upamiętnić Żydów zamordowanych w czasie II wojny światowej.
Przystanek szósty: Brama Brandenburska, Reichstag, Katedra Berlińska i Alexanderplatz
W jednym punkcie, bo te bardzo charakterystyczne dla Berlina miejsca znaliśmy już z poprzedniej wycieczki.
Ampelmann towarzyszył nam na każdym kroku. Następnym razem koniecznie muszę się wybrać do tej kawiarni!
Choć wokół było sporo interesujących rzeczy, to właśnie ta z poniższego zdjęcia przykuła uwagę naszej grupy. W ruch poszły telefony i aparaty, a tym co rozbawiło mnie najbardziej był fakt, że zbiorowy jęk zachwytu wydały panie. Panowie byli bardziej obojętni.
A tu już katedra. Plan na kolejny raz: zwiedzić jej wnętrza.
Tu dotarliśmy już bez grupy, bo urwawszy się na jarmark na Placu Żandarmerii, z pozostałymi umówiliśmy się ok. 17 przy Alexanderplatz. Do tej godziny hulaliśmy więc na jarmarku, robiąc zdjęcia, zakupy oraz oczywiście napychając żołądki.
Wieczorem pod katedrą zrobiło się głośno. Mój niemiecki nadal jest na poziomie pozwalającym zamówić jedynie kiełbasę i grzańca, więc nie rozumiałam tekstów wykrzykiwanych przez megafon, ale nie trzeba być geniuszem-poliglotą, żeby zrozumieć, czego te wrzaski mogły dotyczyć.
Przystanek siódmy: ...
Nie, nie toaleta, choć ta akurat pojawiła się dokładnie wtedy, kiedy nadmiar grzańca dał o sobie znać.
Przystanek siódmy to Dworzec ZOO (czytaliście My, dzieci z Dworca ZOO Christiane F.? Jeśli nie, to warto.) oraz przepiękny jarmark przy Kościele Pamięci.
To był zdecydowanie udany dzień! Choć wciąż nie udało mi się zakochać w Berlinie, to mam nadzieję do niego wrócić w nieco cieplejszym i bardziej słonecznym okresie.
Zobacz też:
Pomnik Pomordowanych Żydów Europy i na mnie zrobił wrażenie. Zabrakło mi wieloryba w banku :)
OdpowiedzUsuńYyyy... Wieloryba? Chyba o czymś nie wiem. :P
UsuńŚwietne fotki, które dużo obrazują. Szkoda, że nie było śniegu bo te ozdoby lepiej by sie prezentowały ;) A te pomniki Żydów... och... poruszyły mnie. To musi być niesamowite uczucie stać między nimi. Ale, jak piszesz, nie wszyscy potrafili zachować powagę.
OdpowiedzUsuńFakt, jak za zimą i śniegiem nie przeszkadzam, tak na czas jarmarków i Świąt by się przydał.
UsuńA co do pomnika, to ganiające się między blokami dzieciaki, a nawet nastolatki to trochę niefajna sprawa. Że nie wspomnę o dorosłych skaczących po blokach. :/
Piękne zdjęcia. W Berlinie nie byłam, choć chce kiedyś tam pojechać. ja bardziej południe Niemiec zwiedzam :)
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś pojechać w tamte rejony. A na razie myślę o Saksonii.
UsuńByłam w Berlinie wielokrotnie - mam bliżej do niego niż do Warszawy, rzut beretem wręcz :D Bardzo lubię klimat tego miasta, jest naprawdę wyjątkowe, a Twoje zdjęcia idealnie je pokazały.
OdpowiedzUsuńLeonZabookowiec.blogpsot.com
Ja też mam blisko, a jakoś nigdy porządnie tego miasta nie zwiedziłam. Teraz, jak będę potrzebowała wskazówek, co warto tam zobaczyć, będę wiedziała do kogo pobiec. :D
UsuńMuszę wrócić do Berlina, ostatni raz byłam tam już 5 lat temu :O
OdpowiedzUsuńTeż muszę tam wrócić. Żeby w końcu pozwiedzać porządnie i po swojemu. ;)
Usuń