niedziela, 5 lutego 2017

Kino dla marzycieli: "La La Land"



Nie mam złudzeń. To nie jest film, który przypadnie do gustu każdemu. Taka konwencja. Dla jednych będzie to produkcja magiczna i dostarczająca wzruszeń, dla innych trącąca banałem i mało atrakcyjna fabularnie. 

Ja należę do grupy zachwyconych i tylko świadomość tego, że faktycznie fabuła nie kładzie na kolana sprawiła, że La La Land w dziesięciostopniowej skali oceniam na dziewięć. 


Damien Chazelle oczarował mnie po raz drugi. Raz udało mu się to filmem Whiplash z genialną rolą J.K. Simmonsa. Tym razem znów obracamy się wśród dźwięków, choć klimat tej historii jest zupełnie inny.

Już pierwsza scena, w której to miejscem wokalnych popisów i tańców, jest zakorkowana autostrada, pokazuje nam, że jeśli chcemy się dobrze bawić, musimy się dostroić do fal na jakich nadają twórcy. Jeśli tego nie zrobimy, produkcja trafi obok nas, a nie do nas. Jeśli nam się to uda, otrzymamy nieco baśniową, na pewno bezpretensjonalną opowieść o spełnianiu marzeń i niełatwej drodze do celu.

Mia (Emma Stone) i Sebastian (Ryan Gosling) spotykają się przypadkiem i tak, szykuje nam się romantyczna historia z udziałem tych dwojga. Marzenia, choć różne, zbliżają ich do siebie. Ona pracując w kawiarni wybiega co jakiś czas w pośpiechu goniąc na przesłuchanie, które ma otworzyć jej drogę do kariery aktorskiej. Jego życie kręci się wokół pragnienia otworzenia własnego klubu jazzowego, ale rzeczywistość zmusza utalentowanego pianistę do grania niekoniecznie ambitnych kawałków w nie zawsze atrakcyjnych miejscach.

Dalej idą razem, ze wszystkimi swoimi marzeniami i rozczarowaniami, z planami, które zweryfikuje życie, z miłością, która zostanie wystawiona na próbę.

Sami więc widzicie, historia nie różni się od wielu innych: literackich, filmowych, z życia wziętych. A jednak sposób jej opowiadania czyni ją w pewien sposób wyjątkową. I bawi, i wzrusza, i wywołuje szereg innych emocji. Ten film jest pełen barw, dźwięków, uczuć. Z przesłaniem banalnym, ale takim o którym często zapominamy w walce z codziennymi trudnościami. O spełnianiu marzeń, realizacji pragnień, ale i konsekwencjach dążenia do celu, umiejętności dokonywania wyborów. 

Mówi się czasem: uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić. I to wcale nie jest groźba bez pokrycia. Czasami jedno spełnione marzenie niesie ze sobą spore konsekwencje, zmienia inne aspekty naszego życia, każe coś poświęcić, z czegoś zrezygnować. 

La La Land znajduje się gdzieś w pół drogi między baśnią, a rzeczywistością, współczesnością, a klimatem retro, barwny musicalem, a kameralną opowieścią. 

Daniel Chazelle stworzył uroczą perełkę, przepiękną wizualnie, cudną muzycznie. Doceniono ją na rozdaniu Złotych Globów (siedem nominacji, siedem nagród), a teraz ma szansę na spektakularny sukces na gali oscarowej (czternaście nominacji, ale trzeba przyznać, że konkurencję w wielu kategoriach ma mocną).

Będę trzymać kciuki. Dlaczego? Bo to piękny film dla marzycieli...


Ryan Gosling & Emma Stone - City Of Stars


zwiastun filmu

24 komentarze:

  1. Film rzeczywiście różne opinie, ale liczę na to, że znajdę się również w gronie zachwyconych. Może uda mi się w tym tygodniu obejrzeć. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądaj koniecznie i daj znać czy Ci się podobało. :)

      Usuń
  2. Cudowny, uroczy film, ale faktycznie nie dla każdego :) Ja jestem pod jego urokiem i wciąż nucę "City of Stars" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Nie mogę się uwolnić od tego utworu. I nie chcę. :D

      Usuń
  3. Mi się niestety nie podobał, nie lubię musicali ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe w którym gronie znajdę się, gdy go obejrzę?

    OdpowiedzUsuń
  5. Film mi się podobał, mimo wszystko. Rozczarowało mnie zakończenie. Wolę triumf miłość, która pokona wszystkie przeszkody. Taka już ze mnie romantyczka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się zakończenie podobało. Świetnie pokazuje, że marzenia mają swoją cenę. :)

      Usuń
  6. Jeszcze nie oglądałam, ale zachęcasz, więc kto wie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oglądałam i też byłam zachwycona ;) Film jest magiczny, ale zgadzam się, nie dla każdego. Również będę trzymała kciuki za sukces na oscarach, ale chyba tylko w kategoriach ogólnych dla filmu. Bo, szczerze mówiąc, jeżeli chodzi o rolę Emmy czy Ryana, nie wiem czy są to kreacje oscarowe. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem? Moim zdaniem świetnie zagrali. Choć konkurencję mają mocną.
      Ja za to uważam, że filmowi niekoniecznie należy się Oscar za scenariusz. ;)
      Nie zmienia to faktu, że i tak jestem zachwycona. :)

      Usuń
  8. Obejrzę na pewno. Jestem ciekawa, czy dołączę do grona wielbicieli tego filmu. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No czy ja wiem, czy każdemu. Mój chłopak niby lubi oglądać różne filmy, ale jak powiedziałam, że chce to obejrzeć to już beee.. On nie lubi gdy w filmach za dużo śpiewają i gdy jest za dużo muzyki. :D
    No ale i tak go namówię i tak go ze mną obejrzy. :D :P
    Lost in my books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież napisałam, że nie każdemu. ;)

      Terrorystka. :P

      Usuń
  10. Jestem świeżo po seansie i muszę przyznać, że scena otwierająca była dla mnie bardzo słaba, ale dalej na szczęście było tylko lepiej. Podobała mi się konwencja filmu - połączenie klimatu złotej ery Hollywood, która widoczna była choćby w kostiumach czy elementach scenografii ze współczesnością - dzwoniący iphone i wszechobecne Prusy. Oczywiście piękna muzyka, szczególnie urzekło mnie City of stars. Plus także za oryginalne i niekoniecznie szczęśliwe zakończenie oraz za dwójkę głównych aktorów - między Ryanem a Emmą jest wyjątkowa chemia, którą pokazali już w "Kocha, lubi, szanuje" i to sprawdziło się także i tutaj. Z drugiej strony niektóre wątki zupełnie wyrzuciłabym z filmu, momentami odrobinkę się nudziłam i część była dla mnie przekombinowana (scena w obserwatorium i pierwszy pocałunek). Sama fabuła też dość oklepana. Dla mnie film naprawdę niezły, ale na pewno nie zachwycający.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do fabuły - w pełni się zgadzam. Co do przekombinowania - niekoniecznie. Ot, taka konwencja miejscami na granicy kiczu, która, o dziwo, bardzo przypadła mi do gustu. :P
      Scena otwierająca film też mnie nie przekonała, ale później dałam się już totalnie oczarować. :)

      Usuń
    2. Jak dla mnie ze dwa razy tę granicę kiczu przekroczyła :P Ale tak czy inaczej film chętnie obejrzałabym ponownie, bo jest naprawdę fajny, tylko trochę za duże rodzi oczekiwania przez te wszystkie nagrody i nominacje.

      Usuń
    3. Czeeeeeeeeeepiasz się. :P
      Ale fakt - przez te nominacje rzeczywiście wielu może się rozczarować spodziewając się epokowego dzieła. :D

      Usuń
  11. Mam w planach, ciekawe czy mi się spodoba. Moja przyjaciółka krytykowała, ale ja często się z nią nie zgadzam :D

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.