sobota, 1 października 2016

Granda w Poznaniu - dzień drugi!



Czytaliście pierwszą część relacji z tegorocznego Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda? Jeśli nie, klikajcie TUTAJ, jeśli tak - zapraszam na cześć drugą. 

Na początek muszę wyznać coś strasznego. W sobotni poranek myślałam tylko o śnie. Właściwie nawet nie myślałam, a po prostu spałam. Usprawiedliwia mnie tylko to, że spałam jak zabita, czyli w konwencję kryminalną wpisałam się znakomicie. Cóż... Czasami organizm po prostu upomina się o swoje. W związku z tym, nie udało mi się dotrzeć na początek wykładu i pokazu technik fałszerskich, czyli Grandę ze sztuką. Zaskakujące fałszerstwa i zuchwałe fałszerstwa. Spotkanie poprowadzili Mira Skrudlik (producentka, kuratorka i koordynatorka polskich i międzynarodowych wydarzeń kulturalnych, w szczególności w temacie sztuki współczesnej) i historyk sztuki, Paweł Napierała.

Zdążyłam na ostatni kwadrans wykładu, więc usłyszałam co nieco na temat duetu John Myatt & John Drewe. Pierwszy z panów tworzył "oryginalne podróbki" zamówionych dzieł sztuki, drugi - m.in. tworzył ich metryki czy historie wystaw. Duet idealny.
Padło też nazwisko pewnego artysty chińskiego. Chang Dai-Chien także parał się tworzeniem kopii dzieł, ale okazuje się, że w Chinach nieco inaczej się patrzy (patrzyło?) na taki proceder. W tamtejszej kulturze kopiowanie pracy artysty jest (było?) wyrazem szacunku dla jego talentu.




W czasie, gdy ze sceny znikały malarskie atrybuty, na krzesłach na widowni pojawiły się małe, tajemnicze książeczki. Przy bliższych oględzinach okazało się, że to kolejna ciekawa akcja promocyjna wydawnictwa Czwarta Strona. W listopadzie pojawi się drugi tom cyklu o Aleksandrze Wilk autorstwa Joanny Opiat-Bojarskiej (otwierała go Gra pozorów). Tymczasem w ręce uczestników festiwalu trafił... pierwszy rozdział Niebezpiecznej gry. Na więcej musimy poczekać do 9 listopada.




Przerwy między kolejnymi spotkaniami było bardzo krótkie, jako że pasjonaci to stworzenia gadatliwe, a mikrofony z rąk wyrywać nieładnie. No i nie warto, bo kolejne spotkania okazywały się naprawdę ciekawe. Od czasu do czasu musiałam wypełznąć z sali spotkań, bo nie mogłam wrócić z Grandy bez zdjęcia z Piotrem, dobrą duszą Czwartej Strony (i blogerem - sami sprawdźcie, o TU), który jak zawsze zadbał o odpowiednią prezencję. I tło. Bo nie ma jak fota z radiowozem w tle.




Tymczasem do Nowej Gazowni przybywali kolejni goście. Wbrew pozorom, kolejnym punktem sobotniego rozkładu jazdy nie był poważny zlot blondynek w mrocznych stylizacjach, a prowadzone przez Annę Misztak spotkanie pod tytułem Katarzyna Puzyńska i Joanna Opiat-Bojarska kontra reszta świata. Ta reszta, to bywalcy portalu lubimyczytac, któremu szefuje nasza prowadząca.


Katarzyna Puzyńska, Anna Misztak, Joanna Opiat-Bojarska

Początek spotkania okazał się dla pisarek niełatwy, bo Anna Misztak przygotowała dla swoich rozmówczyń nie lada wyzwanie. Autorki miały stworzyć opowiadanie z wykorzystaniem tytułów swoich książek. Uff... Naprawdę nie było łatwo, ale wspólnymi siłami Joanna Opiat-Bojarska i Katarzyna Puzyńska ułożyły krótką historię o motylku imieniem Anna, która wzbudziła na sali sporą wesołość.


Anna Misztak


Pisarki zgodnie stwierdziły, że nie lubią pytań o inspiracje, bo tak naprawdę inspirować może je wszystko. Żyć bez pisania w tej chwili już by nie mogły i chwała im za to, bo to oznacza, że możemy liczyć na wiele ciekawych lektur (także i kolejny tom cyklu o policjantach z Lipowa Katarzyny Puzyńskiej pojawi się w listopadzie).


Katarzyna Puzyńska

Katarzyna Puzyńska przyznała, że odkąd zaczęła pisać kryminały, stała się bardziej wybredna wybierając kolejne książki. Wśród polecanych przez nią kryminałów jest cykl o damskim fryzjerze Eduardo Mendozy (polecam i ja!). Autorka przyznała też, że znana z jej powieści Weronika wzorowana jest na niej samej i że nigdy nie napisałaby powieści pod pseudonimem, nawet gdyby miała być bardzo brutalna lub... erotyczna. Pod swoimi tekstami zawsze podpisze się swoim nazwiskiem. Uważa, że trudno jest napisać dobry romans tak, by nie był zbyt cukierkowy. Uwielbia Wichrowe wzgórza, ale nigdy nie czytała Lalki. W dzieciństwie podkradała swojej babci-prokurator kryminały Agathy Christie.

Ponieważ pytania nie dotyczyły wyłącznie literatury, dowiedzieliśmy się m.in., że z tatuażami jest jak z kotami - na jednym się nie kończy. Wszystkie tatuaże, które ma zrobione, mają dla niej znaczenie symboliczne.

Joanna Opiat-Bojarska

Spójrzcie na powyższe zdjęcie. Uwierzycie, że ta sympatyczna, uśmiechnięta blondynka wyznała na spotkaniu, że... nie ma wyrzutów sumienia zabijając? Tak, tak. Przykro mi, że muszę tak brutalnie pozbawić Was złudzeń. Biorąc pod uwagę to, jak liczne jest grono jej konsultantów (m.in. wśród policjantów i prokuratorów) i jak dobrze się czuje w kryminalnych tematach, mamy szczęście, że Joanna Opiat-Bojarska zabija wyłącznie na kartach powieści. 

Autorka stara się, by opowiadane przez nią historie były tak skonstruowane, by czytelnik uwierzył, że mogą wydarzyć się naprawdę. Czytelnik wnikliwy, znajdzie w nich przemycone okruchy prawdziwych zdarzeń. Joanna Opiat-Bojarska wiedzie spokojne, szczęśliwe życie i w tym upatruje przyczyny, dla której w powieściach pociąga ją mrok. Uważa, że w każdym z nas jest morderca i tylko od okoliczności zależy czy i kiedy nasza mroczna strona weźmie górę. Na pytanie, czy kot Schrödingera jest żywy czy martwy odpowiada z błyskiem w oku: jeśli trafił do Opiat-Bojarskiej to jest martwy.




Może i nasze bohaterki odziały się tego dnia w czerń, może i rozmawiały o mrocznej naturze człowieka, ale możecie mi wierzyć - było wesoło nie tylko wtedy, gdy powstawała historia o motylku.




Pod koniec spotkania, obie panie stanęły oko w oko z bohaterami swoich książek, których rysunki przygotowała Anka Ziętkiewicz. Zaskoczenie Katarzyny Puzyńskiej na widok Daniela było bezcenne.






Po spotkaniu do obydwu autorek ustawiła się długa kolejka. Uśmiechy, autografy, zdjęcia, luźne rozmowy - za to uwielbiam spotkania w kuluarach. Sama jednak pstryknęłam tylko kilka zdjęć, chwyciłam pocztówki z Młodym i Burzą oraz Klementyną i Danielem przygotowane przez organizatorów Grandy (ogromnie chciałam je mieć na pamiątkę) i pobiegłam dalej, by "dorwać" pewnego debiutanta na rynku literatury kryminalnej.





W biegu zrobiłam jeszcze jedno zdjęcie. Obok Katarzyny Puzyńskiej i Joanny Opiat-Bojarskiej, książki podpisywała Olga Rudnicka (jej najnowszy kryminał, Granat poproszę!, pojawi się 11 października).




Tak, tak - niedawno miały premierę dwie książki, które na Festiwalu wzbudzały ogromne zainteresowanie. Pierwszą z nich jest Rewers, zbiór opowiadań napisanych przez 11 polskich pisarzy kryminalnych. Drugą - debiutancka powieść (kryminalna, a jakże!) Roberta Małeckiego, Najgorsze dopiero nadejdzie.




Jak widzicie na poniższym zdjęciu, Robert Małecki to przesympatyczny, uśmiechnięty facet. Mocno trzymam kciuki za jego debiut, a sama niebawem biorę się za lekturę.




Uff... Dość tych fotek zza kulis. Zamieniwszy kilka słów z Robertem Małeckim, pobiegłam zająć moje krzesło w pierwszym rzędzie tuż przed sceną, na której lada moment mieli pojawić się kolejni goście festiwalu. Dziennikarka Joanna Kardasz-Dyc poprowadziła spotkanie z Piotrem Pytlakowskim i Ewą Ornacką. Jego tematem były kobiety mafii. 

Zawsze mi się wydawało, że mafia to nie moja tematyka. Dzięki takim spotkaniom jak to, punkt widzenia mi się powoli zmienia. Dzięki pozytywnie zakręconym Grandziarom na półce mam już Królową mafii autorstwa Piotra Pytlakowskiego o Monice Banasiak, żonie Słowika, bossa gangu pruszkowskiego. Dzięki gościom festiwalu, wiem nieco więcej na temat, o którym w sobotnie przedpołudnie nie wiedziałam dosłownie nic. O żonach, matkach, kochankach, córkach gangsterów.




Ewa Ornacka i Piotr Pytlakowski wspólnie napisali trzy książki (Alfabet mafii, Nowy alfabet mafiiWojny kobiet). Ciekawa jestem jak przebiegała ich współpraca, bo na scenie wydawali się tak bardzo odmienni od siebie. Ona otwarta, z emocjami wymalowanymi na twarzy. On oszczędny w słowach i emocjach. O kobietach w mafii mówią, że nie grają pierwszych skrzypiec i, że starają się tworzyć swojej rodzinie normalny dom. Tego dnia, w ich rozmowie często przewijała się postać Słowikowej.




Piotr Pytlakowski przyznał, że nie należy do osób sentymentalnych, a płakał jedynie wtedy gdy... umarł Nemeczek. Niełatwo go wyprowadzić z równowagi, ale złość wywołała u niego postać Mariusza Trynkiewicza (z miejsca przypomniało mi się spotkanie z prokurator Małgorzatą Ronc). Tłumaczy to sobie tym, że był świeżo po rozmowach z rodzinami ofiar tego mordercy i pedofila. Do bohaterów negatywnych ma jednak zwykle chłodny stosunek. Z natury jest nieufny.

O Masie mówi, że nadawałby się na festiwal kryminału, bo tworzy beletrystykę. O Słowikowej, bohaterce Królowej mafii, że to kłamie, to milczy. O kobietach w mafii, że nie ma takiej, która mogłaby przewodzić grupie przestępczej (jedynie wdowa po "Wariacie", szefie gangu wołomińskiego, miała takie predyspozycje). W planach ma książkę o świadkach koronnych, o przestępstwach przez nich popełnianych.




Ewa Ornacka określa się mianem "trzysekundowej muchy". Tym tłumaczy swoją nadmierną ufność. Jest jak mucha, która pamięta zaledwie ostatnie trzy sekundy swojego życia i wciąż uderza o szybę, nie mając świadomości, że już nieraz w nią uderzyła. O kobietach w mafii mówi, że te są najbardziej aktywne w handlu ludźmi, sprzedaży młodych kobiet do burdeli itp. Często te kobiety same mają za sobą równie traumatyczne przeżycia, a teraz gotują je innym.

Chciałaby napisać o przestępczej grupie mokotowskiej współtworzonej przez... policję, gangu zajmującego się m.in. uprowadzeniami, określanego grupą "obcinaczy palców". Wielu jej członków dostało wyroki uniewinniające, co nie powinno mieć miejsca. Ewie Ornackiej nie brak odwagi i determinacji, by taką książkę napisać, choć bywało już tak, że jej grożono i musiała zapewnić swojej rodzinie ochronę. Pytanie brzmi: czy znajdzie się ktoś, kto będzie chciał z nią na ten temat rozmawiać?

To była ciężka tematyka. W czasie króciutkiej, naprawdę króciutkiej przerwie, wyszłam na chwilę z sali, żeby rozprostować kości. Przy stoisku Czwartej Strony dojrzałam dwie autorki, których książki miałam ze sobą. To się nazywa mieć szczęście! Pobiegłam szybko do sali i już po chwili mogłam zaczepić autorki (które okazały się przesympatyczne i ogromnie żałuję, że nie było czasu na dłuższą rozmowę i że tak mało kulturalnie kręciłam się między jedną a drugą).

O Dobrej matce Małgorzaty Rogali mogliście przeczytać TUTAJ.

Małgorzata Rogala


Kamfora Małgorzaty Łatki wciąż jeszcze przede mną.


Małgorzata Łatka

Gdy autorki podpisywały mi książki, w pobliżu gęstniał tłum. Na festiwalu kryminalny może to  oznaczać tylko jedno. Obecność Remigiusza Mroza. Serio. W świecie polskiego kryminału, chyba tylko kolejki do Katarzyny Bondy mogą konkurować z tymi, które ustawiają się do twórcy postaci Chyłki. A że akurat tego dnia Katarzyna Bonda była na festiwalu w Siedlcach, na końcu (a właściwie początku) długaśnej kolejki po prostu musiał stać Remigiusz Mróz. I stał. Jak zwykle cierpliwie rozdając autografy, pozując do zdjęć i z uśmiechem rozmawiając z fanami swojej twórczości.


Remigiusz Mróz

Pstryknęłam zdjęcie Remigiuszowi sprzed ataku fanów i pobiegłam do sali, gdzie zaczęło się już absolutnie obłędne spotkanie. Na krótko i po męsku - taki był tytuł spotkania z Markiem Krajewskim poprowadzone przez Mariusza Czubaja. Duet idealny! Dawno tak się nie uśmiałam. Wprawdzie wiedziałam o "showmanskich" umiejętnościach Mariusza Czubaja, ale tego, że Marek Krajewski dotrzyma mu kroku - to już się nie spodziewałam. Przyznaję, że pana Marka widziałam raczej jako spokojnego filologa, który wyważonymi słowami będzie odpowiadał na pytania. Okazało się, że autor z miejsca ujmuje szerokim uśmiechem, doskonale wpasowuje się w rozrywkową konwencję narzuconą przez prowadzącego (także pisarza kryminałów, ale o tym chyba wspominać nie muszę) i opowiada nie tylko ciekawie, ale i zabawnie, a przy tym głos ma taki, że mógłby robić za lektora w audiobookach o Mocku czy Popielskim.




Dowiedzieliśmy się o tym, co wydarzyło się dwadzieścia lat temu w pewien upalny lipcowy poranek i jak młody, bystry Marek Krajewski w pięć godzin wymyślił postać Eberharda Mocka. Autor należy do osób bardzo pedantycznych, precyzyjnych, gdy o czymś pisze, musi sprawdzić wszystko na własną rękę. Gdy więc przyszło mu pisać o rozkładających się zwłokach, wybrał się do prosektorium. Tam znalazł odpowiedź na pytanie, jak też takie zwłoki hmm... pachną.

Obecnie autor wraca po sześciu latach z kolejną powieścią o Mocku (jej tytuł stanowi nazwisko bohatera). Jest to odpowiedź na maile od czytelników, które można podsumować tekstem Ebie, wróć!.


Mariusz Czubaj


Obaj panowie przeszli przez spotkanie na wesoło, a i publiczność wtórowała śmiechem. Radość wzbudziła aplikacja, jaką Marek Krajewski zainstalował sobie, by móc skutecznie zarządzać czasem. Osiem godzin na sen, trzy godziny i czterdzieści osiem minut na pracę itp. Przy czym jeśli zdarzy się, że w trakcie pracy autor zapragnie przerwy na herbatę, musi pamiętać, by czasu przeznaczonego na przygotowywanie napoju nie wliczać do czasu pracy.

Oczywiście przez rozmowę przewijał się temat najnowszej książki Marka Krajewskiego. Fabuła kryminału Mock jest mocno związana z halą stulecia. Na jej terenie pisarz miał swój kącik i swoje biurko, przy którym pracował przez trzy godziny i czterdzieści minut. Nie mniej, nie więcej. Wcześniej, podczas remontu hali, jej prezes doniósł Markowi Krajewskiemu o znalezieniu słabo czytelnego dokumentu zawierającego listę gości, którzy mogli wejść na otwarcie obiektu 20 maja 1913 roku. Na tej liście był Mock. Policjant, którego istnienia autorowi nie udało się potwierdzić w żadnym ze źródeł historycznych. Czy taki zbieg okoliczności można zignorować? Oczywiście, że nie! Stąd też obecność hali w najnowszej książce.


Marek Krajewski


Nie tylko wokół Mocka i hali toczyła się rozmowa. Dowiedzieliśmy się m.in., że literacko autor nigdy nie zawita do Poznania, bo mamy tu świetnych pisarzy (przy tej okazji poznaliśmy ranking ulubionych miast autora, który przedstawia się tak: 1) Wrocław, 2) Lwów, 3) Darłówek) i że pisząc nie inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami, bo nie cierpi na deficyt własnych pomysłów. Literacko poleca książki Mo Hayder. Jest też fanem seriali. Ogląda je w swoim domku w Wielkopolsce. Lubi m.in. produkcje Breaking Bad, Dexter, Rzym, Rodzina Borgiów, Ripper Street.

Marek Krajewski i Mariusz Czubaj mają na swoim koncie wspólnie napisane książki. Współpraca układała im się znakomicie, panowie na zmianę pisali kolejne partie tekstu i tylko raz Mariusz Czubaj nie zdążył na czas podesłać swojego fragmentu, co kolega po piórze wypomniał mu w trakcie spotkania kilkakrotnie, budząc tym ogólną wesołość i narażając się na cięte riposty swojego rozmówcy.

Oczywiście obaj pisarze zeszli ze sceny trzymając w rękach podobizny swoich bohaterów. Mariusz Czubaj - Marka Hłasko, a Marek Krajewski - Eberharda Mocka.




Po tym wesołym spotkaniu przyszedł czas na Galę premier i nowości. Rozwinięto czerwony dywan, po którym gwiazdy gali wkroczyły na scenę.








Galę poprowadziła Anna Misztak, która miała niełatwe zadanie. Spróbujcie opanować jedenastu rozgadanych kryminalistów! Jednak jak na polską Claire Underwood przystało, poradziła sobie z tym bez trudu. Pisarzy dopadły dwie serie pytań. Ta druga była chyba trudniejsza, bo nie każdemu łatwo przychodzi reklamowanie swojej twórczości.




W tym doborowym gronie znalazły się zaledwie dwie pisarki. Ewa Przydryga zadebiutowała powieścią Motyle i ćmy. Książkę tę pisała pięć lat. Zabierze nas w niej m.in. do Prowansji i Indonezji.


Ewa Przydryga

Fani Joanny Opiat-Bojarskiej na premierę muszą jeszcze chwilę poczekać. Na otarcie łez zostaje im pierwszy rozdział Niebezpiecznej gry. Pracując nad nową książką szukała inspiracji... na pogotowiu ratunkowym. Uczestniczenie w kilku dwunastogodzinnych dyżurach karetki uświadomiło jej, jak niezauważanym zawodem jest zawód ratownika medycznego i do jak wielu głupich przypadków się ich wysyła.

Joanna Opiat-Bojarska


Na gali premier pojawił się też Robert Małecki z debiutancką powieścią Najgorsze dopiero nadejdzie. Swojemu bohaterowi dał niezły wycisk, bo akcja jest ogromnie dynamiczna. Dał mu sporo swoich cech i doświadczeń. Słabość do dżemu jest jedną z nich.

Robert Małecki


Z długo wyczekiwanym przez fanów Olkiewicza kryminałem o milicjantach z Poznania zjawił się Ryszard Ćwirlej, dzięki zmyślnemu ustawieniu krzeseł, choć raz wyższy od Vincenta Seveskiego, za co podziękował organizatorom. Autor z uśmiechem stwierdził: postawcie na młodych, czytajcie Małeckiego. Ćwirleja i tak przeczytacie.
I z pewnością tak właśnie będzie, a Śliski interes (tytuł, którego wydawnictwo nie chciało zaakceptować, ale nikt nie wymyślił lepszego) zagości na półce niejednego miłośnika gatunku.


Ryszard Ćwirlej


Kryminalny Poznań reprezentował także Michał Larek z książką napisaną wspólnie z Waldemarem Ciszakiem - Mężczyzna w białych butach. Autor podpisał już umowę na cykl kryminałów. Skręca mnie z ciekawości, prawdę mówiąc. Zwłaszcza, że od oficerów operacyjnych Michał Larek usłyszał już nieco pikantnych szczegółów dotyczących ich pracy.


Michał Larek


Mariusz Czubaj zachęcał do sięgnięcia po R.I.P. Jego najnowsza książka to... western. Dobry, porządny western, do którego lektury autor namawia, obiecując, że są w nim konie. Poleca też książki swoich kolegów - każdą na inny miesiąc.
PS Rudolf Heinz nosi czasami garnitury od Hugo Bossa.


Mariusz Czubaj


Vincent V. Severski dokonał niemożliwego i przybył na galę z czwartym tomem trylogii. Jego tytuł to Niepokorni. Powstał dlatego, że autorowi... nie wyszło zakończenie trzeciej części. Oficjalnie jest zakończenie trylogii, a nie osobny tom. I pamiętajcie - jest on całkowicie fikcyjny. Zbieżność nazwisk i zdarzeń z rzeczywistością jest przypadkowa (to jest ten moment, w którym przez salę przetacza się śmiech niedowierzania).


Vincent V. Severski

Prosto z drukarni na Grandę trafiła Krótka instrukcja obsługi psa. Zemsta autorstwa Krzysztofa M. Kaźmierczaka. Fikcja miesza się tu z rzeczywistością, bo książka dotyczy sprawy Jarosława Ziętary, która wciąż jest w toku. Wiele prawdziwych informacji autor musiał więc zaszyfrować, żeby nie ujawnić wciąż badanych okoliczności.


Krzysztof  M. Kaźmierczak


Wojciech Chmielarz z czułością gładził okładkę Osiedla marzeń, polecając jej lekturę m.in. ze względu na piękną grafikę i wypukłe litery na froncie. Jeśli natomiast jesteście ciekawi, czy pokrzywy najlepiej rosną na... ciałach, to ten autor Wam to potwierdzi.

Wojciech Chmielarz


Remigiusz Mróz promował długo wyczekiwany czwarty tom cyklu o Chyłce - Immunitet. Według niego, najlepszą rekomendacją tej książki jest fakt, że występuje w niej Chyłka. Swoich fanów autor informuje, że nie planuje zagrać w serialach kręconych na podstawie jego powieści, choć podziwia rolę Kasi Puzyńskiej, która w trailerze jednego z tomów cyklu o policjantach z Lipowa świetnie zagrała... trupa.




Ciężar wypromowania aż jedenastu pisarzy, bo tylu wspólnie stworzyło zbiór opowiadań Rewers, wziął na siebie jego redaktor - Filip Karpow. Dlaczego warto tę książkę przeczytać? Bo jedenastu pisarzy może ją polecić i sama w sobie jest ciekawą, kryminalną mapą Polski.


Filip Karpow


Pomysł z galą okazał się strzałem w dziesiątkę, choć chętnie jeszcze dłużej posłuchałabym całej ekipy. Było wesoło, na luzie - takie spotkania uwielbiam najbardziej.





A po gali, przy stanowiskach pisarzy zakłębił się tłum żądny autografów.






W międzyczasie, udało mi się wypatrzyć Marcina Wrońskiego, a mój egzemplarz Rewersu wzbogacił się o kolejny autograf.


Marcin Wroński

A gdy już rozeszli się i pisarze, i czytelnicy, na stanowisku pozostał tylko jeden dzielny twórca, do którego wciąż podchodzili kolejni fani...




Wszyscy się rozeszli, ale nie do domów. Wszak przed nami były jeszcze kolejne spotkania! Ogromnie ciekawa okazała się rozmowa poprowadzona przez Patrycjusza Tomaszewskiego, w której udział wzięli pisarze Gaja Grzegorzewska i Remigiusz Mróz oraz człowiek związany z teatrem - Krzysztof Kopka.

Patrycjusz Tomaszewski jest dziennikarzem serialowym. Ogląda niemal każdą nową produkcję, a wiedzę na temat seriali ma naprawdę imponującą. Nie tylko doskonale orientuje się w fabułach, ale i obsadach czy ciekawostkach z planu. Wspominał m.in. o akcji promocyjnej Dextera, która sprowadziła się do tego, że do fontann wpuszczono czerwony barwnik, a całość ogrodzono policyjną taśmą. Świetna akcja za niedużą kasę. Do Polski w ramach tej samej akcji trafiły rozczłonkowane lalki Barbie. Na każdym fragmencie ciała, zawiązana była czerwona wstążka.




Rozmówcy żywo dyskutowali o tym, która wersja Dochodzenia jest lepsza (duńska czy amerykańska) i dlaczego Dexter wart jest uwagi. Po tym spotkaniu mam długą listę tytułów do nadrobienia. Szybko okazało się, że cała czwórka gorąco poleca Prawo ulicy.


Patrycjusz Tomaszewski


Przygoda z serialami kryminalnymi dla Krzysztofa Kopki zaczęła się od Kapitana Sowy na tropie, dla Gai Grzegorzewskiej od Detektywa w sutannie. Remigiusz Mróz nie mógł sobie przypomnieć pierwszego serialu kryminalnego jaki widział, ale takim, który jako pierwszy naprawdę mocno go wciągnął był Prison Break.


Krzysztof Kopka

Krzysztof Kopka ceni kryminalny duet z Detektywa. Serial kryminalny jest dla niego czymś w rodzaju chaosu, w którym rozum w końcu ów chaos zwycięża. Podoba mu się współczesna wersja serialu o Holmesie, obsadzenie akcji Sherlocka we współczesnym Londynie czy uczynienie Watsona weteranem wojny w Afganistanie. Z najnowszych produkcji gorąco poleca islandzki Trapped.


Gaja Grzegorzewska


Gaja Grzegorzewska nie lubi House of Cards, bo ma wrażenie, że całe otoczenie Underwoodów to... idioci. Jej ulubioną bohaterką serialową jest Saga Norén z Mostu nad Sundem (pod czym się podpisuję wszelkimi kończynami z kocimi włącznie). W tymże serialu najbardziej poleca dziewiąty odcinek drugiego sezonu (wciąż nie sprawdziłam co w nim było). Seriale ocenia krytycznie. Na Filmwebie jedynie Prawo ulicy zasłużyło na dziesięć gwiazdek i jedno serduszko. Uważa, że Dexter jako bohater jest sympatyczniejszy niż Walter z Breaking Bad, choć to ten drugi serial ma najlepszy finał. Z najnowszych produkcji poleca serial Marcella.


Remigiusz Mróz

Remigiusz Mróz ceni Breaking Bad, ale nie cierpli odcinka z... muchą. Gaja Grzegorzewska gorąco mu przytaknęła, a autor wyjaśnił zebranym na czym polega problem z tym odcinkiem. Z serialowych postaci lubi psycholi w typie Dextera i Jamiego Dornana z Upadku. Największym zaskoczeniem był dla niego serial. American Crime Story, bo wydawało mu się, że w temacie O.J. Simpsona nie można już nic więcej dodać, że wszystko zostało już powiedziane. Twórcy serialu udowodnili mu, że się mylił. Z najnowszych produkcji poleca Nocnego recepcjonistę. Zapytany o seriale na podstawie jego książek, nie mógł zbyt wiele zdradzić. Wiemy tylko, że prace są bardzo zaawansowane, ale kto udźwignie trudną rolę Chyłki? Nie wiadomo.

Ostatnim punktem programu, w którym brałam udział, był wykład profilera dra Bogdana Lacha, tego samego, u którego pewnego dnia pojawiła się Katarzyna Bonda zbierając informację na temat tego nieznanego w tamtym czasie zawodu.



Bogdan Lach jest radcą Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, wykładowcą Uniwersytetu SWPS, biegłym sądowym z zakresu psychologii i specjalistą w dziedzinie przestępstw związanych z użyciem przemocy. Do tej pory stworzył ponad 300 profili psychologicznych i kryminalistycznych sprawców przestępstw rozmaitego rodzaju.

Tematem jego wykładu były procesy emocjonalne towarzyszące dokonywaniu zabójstw. Profiler opowiadał m.in. o motywach zabójstw, relacjach między sprawcą a ofiarą, okolicznościami zabójstw, wywiadzie wiktymologicznym. Okazuje się, że zabójstw na tle emocjonalnym dokonują często osoby mające problem alkoholowy, zaniedbane, o niskim poziomie wykształcenia, często zmieniające pracę. Takie zabójstwa mają różne przyczyny. Główne motywy to poczucie krzywdy i urazy oraz zemsta.

Po serii wykresów i tabel, ożywienie na sali spowodowało omówienie konkretnych przypadków. Zdjęcia wyświetlane na tablicy należały do tych naprawdę drastycznych. Zatłuczony na śmierć ojciec, chłopiec zabity... deskorolką, porzucony na trawniku dawny kumpel z celi czy rozebrany do naga człowiek zakatowany przez grupę mężczyzn. W jego pociętym "tulipanami" ciele nie było żadnej niezłamanej kości. To właśnie o te przypadki pytali słuchacze, a Bogdan Lach cierpliwie odpowiadał na pytania m.in. o motywacje sprawców.

Po tym wykładzie można było obejrzeć Zaginioną dziewczynę w reżyserii Davida Finchera. 

To była sobota pełna emocji.



Zobacz też:

8 komentarzy:

  1. I to widać, bo z Twojego tekstu emocje też biją:)
    Wczoraj dostałam pocztą tę książeczkę z pierwszym rozdziałem nowej Opiat-Bojarskiej, ciekawie się zapowiada.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Tobie byłam na Grandzie. Dzięki!
    PS czyżby pisarki zaczęły czarny protest dużo wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A za rok przyjedź osobiście. :)

      O to już musisz pytać pisarki. ;)

      Usuń
  3. Świetna relacja! Bardzo żałuję, że nie mogłam tam być...

    OdpowiedzUsuń
  4. Sporo się działo. Za rok na pewno nas nie zabraknie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie musicie tak zaplanować swoje podróże, żeby znaleźć czas na Poznań. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.