Jeśli spodziewacie się, że Zimne ognie Simona Becketta, już pierwszą stroną was znokautują pozbawiając oddechu, to przestańcie.
Serio.
Powiem więcej. Zapomnijcie o cyklu o Hunterze, o mroku tamtych opowieści, paskudnych opisach i rozkładających się ciałach.
Tym razem, brytyjski pisarz serwuje zupełnie inny typ opowieści. Czy równie atrakcyjny jak wspomniany cykl? Sama jestem ogromnie ciekawa reakcji czytelników przyzwyczajonych do tego, że od pierwszych stron autor wprowadza ich w świat grozy, makabry i zbrodni.
A ja? O moich wrażeniach z lektury możecie poczytać poniżej.
A ja? O moich wrażeniach z lektury możecie poczytać poniżej.
Tym razem jest inaczej. Wydaną przed laty powieść autor przepisuje na nowo, dostosowując ją do współczesnych realiów, świata pełnego nowoczesnych rozwiązań, łatwego dostępu do informacji, rozbudowanych internetowych sieci społecznych i wielu innych udogodnień, które jednocześnie mogą okazać się przekleństwem. W tejże właśnie powieści pisarz mocno rozciąga wstęp, jakby sprawdzając wytrzymałość czytelników na niezbyt szybko toczącą się akcję, by w pewnym momencie przyłożyć im dość mocno, zachwiać poczuciem bezpieczeństwa, a później serwować kolejne ciosy tak długo, aż udowodni im, że jest tym samym Simonem Beckettem, który tak świetnie gra na emocjach czytelników, buduje napięcie i tworzy historie wbijające się w pamięć.
Idealny kandydat na ojca?
Główna bohaterka Zimnych ogni, Kate, mieszka w Londynie i jest spełnioną zawodowo singielką. Ciągnie się za nią nieprzyjemny cień dawnego związku, ale kobieta chce ruszyć do przodu. Wprawdzie nie zamierza wikłać się w kolejny damsko-męski układ, ale za to coraz częściej myśli o dziecku. Decyduje się na in vitro, choć na swoich warunkach. Chce znać tożsamość dawcy nasienia. Zamieszcza ogłoszenie w periodykach medycznych licząc na odzew mężczyzn inteligentnych i godnych zaufania. Gdy już się wydaje, że ten sposób poszukiwań nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, zgłasza się Alex, psycholog kliniczny. Pozornie jest to kandydat idealny, ale gdyby takim był, nie mielibyśmy do czynienia z thrillerem psychologicznym, a z powieścią obyczajową o mniej lub bardziej romantycznym charakterze.
Póki co, wszytko zapowiada się dobrze, a nawet jeszcze lepiej i choć ta część powieści rozpościerająca się pomiędzy momentem wykiełkowania pomysłu na poddanie się zabiegowi, a jego realizacją ciągnie się dość długo, to jednak wiedząc z jakim autorem i gatunkiem mamy do czynienia, nie mamy co liczyć na to, że stan ten potrwa aż do finału.
Najpierw powoli, nieco ospale, ale później...
Faktycznie, w pewnym momencie akcja nabiera tempa. Robi się naprawdę gorąco. I to dosłownie. Plan Kate wymyka się spod kontroli, niebezpieczeństwo przyjmuje różne formy, a tętno czytelnika przyśpiesza (że o tętnie bohaterki nie wspomnę).
Simon Beckett wystawia cierpliwość wielbicieli swojej twórczości na próbę. Gdybym nie wiedziała, na co autora stać, gdybym nie znała cyklu o Hunterze, być może w pewnym momencie dałabym sobie spokój, bo szukając trzymającego w napięciu thrillera niekoniecznie miałam ochotę brnąć przez strony z dość wolno toczącą się akcją, pełną rozterek bohaterki dotyczącej ciąży i kandydatów na ojca jej dziecka. Co prawda tę część znacząco ubarwia pojawienie się byłego partnera Kate (choć są to barwy o mocno nieprzyjemnych odcieniach), ale jednak oczekiwałam czegoś więcej. Czegoś co chwyci mnie za gardło i puści dopiero po zakończeniu lektury.
Nie mogę powiedzieć, że tego nie dostałam.
Gdy zwyczajne życie zmienia się w koszmar...
Wprawdzie domyśliłam się jakie tajemnice skrywa Alex, ale to, co wydarzyło się gdy dowiedziała się o nich Kate, przekroczyło już moją wyobraźnię. Zaczęła się ostra jazda bez trzymanki. Lawina zdarzeń, której nie sposób powstrzymać, porwała i mnie.
Simon Beckett uznał, że temat kobiety płacącej mężczyźnie za spłodzenie dziecka, kryje w sobie spory potencjał dramatyczny. Faktycznie, choć nie spodziewałam się w jaki sposób autor wykorzysta ten temat i jak interesująco wplecie w tę historię kilka tematów ciekawych psychologicznie i socjologicznie, przy okazji jeżąc czytelnikom włosy na głowach, gdy ci pomyślą sobie jakim okrutnym narzędziem może internet albo jak trudno utrzymać się na powierzchni, gdy fala oszczerstw ściąga na dno.
Moim celem było napisanie porywającego thrillera o zwyczajnym życiu zamieniającym się stopniowo w koszmar - pisze Simon Beckett w notce Od Autora. Myślę, że cel ten osiągnął, zaczynając Zimne ognie od scen utrzymanych w konwencji powieści obyczajowej z nutką dramatyzmu, by w pewnym momencie przejść do rasowego thrillera psychologicznego, podkręcić tempo, podgrzać emocje i dać czytelnikom to, czego oczekiwali. Mocną historię trzymającą w napięciu do ostatnich stron.
Simon Beckett uznał, że temat kobiety płacącej mężczyźnie za spłodzenie dziecka, kryje w sobie spory potencjał dramatyczny. Faktycznie, choć nie spodziewałam się w jaki sposób autor wykorzysta ten temat i jak interesująco wplecie w tę historię kilka tematów ciekawych psychologicznie i socjologicznie, przy okazji jeżąc czytelnikom włosy na głowach, gdy ci pomyślą sobie jakim okrutnym narzędziem może internet albo jak trudno utrzymać się na powierzchni, gdy fala oszczerstw ściąga na dno.
Moim celem było napisanie porywającego thrillera o zwyczajnym życiu zamieniającym się stopniowo w koszmar - pisze Simon Beckett w notce Od Autora. Myślę, że cel ten osiągnął, zaczynając Zimne ognie od scen utrzymanych w konwencji powieści obyczajowej z nutką dramatyzmu, by w pewnym momencie przejść do rasowego thrillera psychologicznego, podkręcić tempo, podgrzać emocje i dać czytelnikom to, czego oczekiwali. Mocną historię trzymającą w napięciu do ostatnich stron.
Jest ciemno. Światło wpada przez okno na drugim końcu podestu i starcza go akurat, żeby się nie potknąć. Oddech przychodzi z trudem. Od schodów dobiegają ciężkie kroki. Kobieta stoi pod ostatnimi drzwiami na piętrze. Nie ma już dokąd biec, myśli tylko o tym, żeby się ukryć.*
miłośnikom thrillerów psychologicznych
szukającym motywu zapłodnienia in vitro w literaturze
czytelnikom, którym niestraszne długie wprowadzenie do trzymającej w napięciu powieści
***
* Simon Beckett, Zimne ognie, przeł. Piotr Kaliński, Wyd. Czarna Owca, 2016, s. 9.
***
Zobacz też:
Czyli dobrze rozumiem, że ta książka była już kiedyś wydana, a to jest wersja poprawiona? Kurcze, bardzo lubię twórczość Becketta, ale takie poprawianie czy tworzenie nowych wersji jakoś niespecjalnie mnie przekonuje. Oczywiście książkę przeczytam i dzięki za ostrzeżenie, że to nie kolejna historia w stylu przerażających kryminałów o Hunterze. Mam nadzieję, że nie będę rozczarowana :)
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie tak. Pierwsza wersja jest z 1997 roku. I w sumie chętnie bym ją porównała z tą nowszą. Na pewno wiele musiało się zmienić w fabule. Ciekawa jestem jak autor poprowadził te wątki, które teraz musiał przerobić, a właściwie stworzyć na nowo.
UsuńWow no to prawie 20 lat temu napisał tę książkę, więc rzeczywiście różnica musi być spora. Jestem w ogóle ciekawa, dlaczego zdecydował się na przeróbkę. Wiesz może coś na ten temat?
UsuńWydawca go namówił. Pisze o tym we wstępie do nowego wydania. Cytuję: "Zdałem sobie sprawę, że jest to nie tylko sposób na uwspółcześnienie jednej z moich wczesnych książek, ale i okazja do tego, żeby ją ulepszyć". :)
UsuńI zarobić trochę kasy :P No dobra nie czepiam się, bo i tak książkę chcę przeczytać, ale intrygująca sprawa.
UsuńMoże. ;) Choć ja tak tego nie odebrałam. Za to myślę, że fajnym pomysłem byłoby wydanie książki 2 in 1, z obydwoma wersjami.
UsuńO tak, chętnie porównałabym obie wersje :)
UsuńPrzeczytałam jedną książkę tego autora, ale z chęcią przeczytam również tę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Udanej lektury. :)
Usuńja Becketta biorę nawet w ciemno! :) czy powieść napisana w stylu cyklu "chemii śmierci", czy całkiem inaczej... nie ma znaczenia! :) uwielbiam go bezwarunkowo :) co prawda "Rany kamieni" nieco mnie zawiodły, ale każdy może mieć gorszy dzień, rok, książkę... :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie "Ran..." nie czytałam, ale pewnie prędzej czy później nadrobię.
UsuńMimo że nie znam tej tematyki, postanowiłam zostawić komentarz wyrażający podziw dla takiej fajnej recenzji... gdybym lubiła "mrok" pobiegłabym pewnie teraz do biblioteki... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńMoże znajdziesz coś dla siebie wśród książek innego gatunku? Na blogu są recenzje nie tylko thrillerów czy kryminałów. :)
Ja uwielbiam autora, a seria o doktorze Hunterze mam głęboko w swoim czytelniczym serduszku, więc i po ten tytuł na pewno sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńMocnych wrażeń!
UsuńCiekawe co ten Alex skrywał- hmmmm.. Najpierw spokojny wstęp, a potem wielkie bum- to mocny kontrast, może się skuszę.
OdpowiedzUsuńMroczny sekret. :P
UsuńSerię z Hunterem bardzo lubię, ale na "Zimne ognie" jakoś zupełnie nie mam ochoty.
OdpowiedzUsuńW sumie nawet nie wiem czy Ci tę książkę polecać czy nie. Ja lektury nie żałuję, ale jednak co Hunter to Hunter. ;)
UsuńZnam cykl o Davidzie Hunterze i bardzo mi się podobał. Przede mną jeszcze "Rany kamieni" no i ta książka.
OdpowiedzUsuń"Rany..." też muszę nadrobić.
UsuńSerię z Hunterem uwielbiam, bo to dzięki niej zafascynowały mnie thrillery. Co do tej książki to mam pewne obawy, ale jako fanka BEcketta sięgnę po nią na pewno
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy Ci się spodoba taka inna odsłona Becketta. :)
UsuńBardzo przekonująca i wyczerpująca recenzja, ma się ochotę natychmiast biec do księgarni :) Myślę, że sama mimo wszystko wytrzymam się na razie z jej lekturą, ale chętnie kupiłabym ją siostrze lub mamie - to ich klimaty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki. :)
UsuńMuszę koniecznie poznać ,,Zimne ognie'', gdyż miałam okazję przeczytać całą serię o Davidzie Hunterze, która szalenie przypadła mi do gustu, dlatego liczę, że i tym razem będzie podobnie.
OdpowiedzUsuńW takim razie, życzę Ci, żeby tak właśnie było. :)
UsuńNie słyszałam o tej książce, a serię o Hunterze uwielbiam. Trzeba się rozejrzeć za "Zimnymi ogniami".
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy Ci się spodoba, bo różnica między cyklem o Hunterze a tą książką, jak dla mnie, jest ogromna.
Usuń