Cristina Sánchez-Andrade Zimowe Panny Wyd. Muza 2016 320 stron |
W małym, galisyjskim miasteczku...
Do prozy hiszpańskiej namawiać mnie nie trzeba. Podobnie jak do opowieści o niewielkich społecznościach, które w życiu mnie męczą, a w literaturze przyciągają jak magnes. Ileż w nich tajemnic, osobliwości, akcji, reakcji i interakcji, szeptów, relacji, ukradkowych gestów i spojrzeń, które rozumieją jedynie mieszkańcy. Jakież klimatyczne są, jakże klaustrofobiczne. Pełne plotek, legend, historii z dawnych lat, które upływ czasu przykrył jedynie lekką warstwą niepamięci. Wystarczy delikatny wiatr, by odżyły. Lub pojawienie się kogoś, kto ową warstwę zdmuchnie. Na przykład dwóch sióstr.
Saladina i Dolores
Owych sióstr od trzech dekad nie widziano w galisyjskiej wiosce Tierra de Chá i zdaje się, że nikt za nimi nie tęsknił, a już na pewno próżno szukać tych, których ucieszy ich powrót. One same nie są specjalnie towarzyskie. Narzucają sobie stały rytm dnia i w tejże rutynie tkwią obydwie, nieczęsto przy tym spotykając się z lokalną ludnością.
Saladina i Dolores mają swoją mroczną tajemnicę. Szepczą o niej czasem, ale dbają, by szept ten nie dotarł do niepowołanych uszu. Mieszkańcy mają natomiast problem. Niegdyś, dziadek sióstr, zawarł z nimi dość nietypowe umowy. Niespodziewany powrót kobiet do Tierra de Chá sprawił, że ten i ów poczuł się nieswojo i chciałby umowę unieważnić (bo a nuż przyjdzie się temu i owemu wywiązać z nie dla każdego komfortowych warunków). Upiera się przy tym staruszka, co to jest jedną nogą na tamtym świecie, ma na to nadzieję proboszcz, ma dentysta, mają inni. Siostry kręcą głowami, wzruszają ramionami - twierdzą, że nie wiedzą o co chodzi i zajmują się swoimi sprawami. Mieszkańcy tak łatwo jednak nie odpuszczą. Dlaczego tak bardzo zależy im na anulowaniu umów?
Ava Gardner w Hiszpanii!
Akcja Zimowych Panien rozgrywa się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, w galisyjskiej wiosce. Klimat tej powieści jest jak z pograniczy jawy i snu, tego co realne i przyziemne, i tego co odrobinę magiczne. W fikcję autorka wplotła nieco rzeczywistych faktów, jak choćby wizyta aktorki Avy Gardner na Costa Brava, a dokładnie w Tossa de Mar, miejscowości, dla której rozwoju nie była to wizyta bez znaczenia. Fakt, że nakręcono tu Puszkę Pandory przyciągnął do rybackiej wioski pierwszych turystów, zmieniając ją w modny kurort. Posąg hollywoodzkiej gwiazdy z twarzą zwróconą ku morzu stoi obecnie na wzgórzu, na pamiątkę tamtego początku wielkich zmian.
Co ma to wspólnego z naszymi bohaterkami? Całkiem sporo, bo siostry interesują się kinem, a marzenia o aktorskiej karierze nie są im obce. Snują je gospodarząc i stopniowo starając się poznać otaczających je ludzi. Tytułowe Zimowe Panny przyrządzają konfitury z fig, wyprowadzają na pastwisko krowę Gretę i cztery owce, zarabiają szyciem, zaczytują się miesięcznikiem Supergwiazdy kina, śledząc plotki i relacje z premier, czytając o filmowych nowościach i zmianach w statusach małżeńskich gwiazd. Ich pasja narodziła się w Anglii, w której jakiś czas mieszkały, ale o tym pobycie (i jego konsekwencjach), już one same muszą wam opowiedzieć.
Między prawdą, a legendą
Gdy czytałam Zimowe Panny, miałam wrażenie, że wchodzę w świat legend, historii opowiadanych wieczorami w tawernach, o nieco zdziwaczałych siostrach, o rodzinnych sekretach, o tym jak niegdyś żyło się na galisyjskich terenach. Tak, nie mylili się ci, którzy określali ją mianem specyficznej, za to porównania prozy Cristiny Sánchez-Andrade do twórczości Gabriela Garcii Marqueza są dla mnie niezbyt zrozumiałe. To nie ten styl i nie ten poziom, bo choć powieść Hiszpanki mnie zauroczyła, to trudno ją porównywać z twórczością autora Stu lat samotności.
Najbliższy jest mi pogląd Luisa Garcii Jambrina, pisarza znanego m.in. z Kamiennego manuskryptu oraz krytyka literackiego piszącego dla dziennika ABC. Na skrzydełku okładki polskiego wydania możemy przeczytać: W przypadku Cristiny Sánchez-Andrade mamy do czynienia z pisarką, która potrafi stworzyć własny, niespotykany świat i zadziwiający styl. W pełni się z tym zgadzam. Świat Hiszpanki jest specyficzny, niezwykły, splątany z marzeń i twardej rzeczywistości, opisywany barwnie, nastrojowo, czasem nostalgicznie, innym razem z humorem. Zasiedlają go postaci niebanalne, wśród których wyróżniają się oczywiście tytułowe Zimowe Panny. Są tu także inne ciekawe postaci, wspomniani: ksiądz, staruszka i dentysta, ale i wdowa w wiecznej żałobie czy rozmiłowany w poezji nauczyciel.
Rzeczy po prostu są
W przypadku Zimowych Panien trudno mówić o rozbudowanej fabule, a sama narracja snuta jest nieśpiesznie. To, w połączeniu z nastrojem, konsekwentnie budowanym od pierwszych stron, sprawia, że jest to powieść raczej delikatna (choć nie brak w niej dramatycznych i humorystycznych nut), klimatyczna, przeznaczona dla tych, którzy nie szukają literackiego rollercoastera. Urodzona w Santiago de Compostela autorka dobrze zna charakter miejsca, o którym pisze w swej powieści, a samą historię oparła o zasłyszane opowieści. Czy postać, na której wzorowała dziadka Zimowych Panien, istniała naprawdę - nie wiadomo. Wiem natomiast, że inspiracja ta stała się punktem wyjścia pewnej niezwykłej, oryginalnej powieści.
Istnieją dwa różne światy, Dolorciñas, ten, który widzisz oczyma, i ten, który widać przez obiektyw kamery filmowej. Tylko ten pierwszy jest prawdziwy. W filmach wszystko się dzieje z jakiegoś powodu. Kiedy Ashley bierze ślub z Melanią, kobietą dobrą i pełną uroku, dzieje się to z jakiejś przyczyny. Ale życie to co innego. Życie pełne jest głupich zdarzeń i głupich dni, z których nic nie wynika. Rzeczy po prostu są i trzeba się z tym pogodzić.*
***
Książkę polecam
miłośnikom prozy hiszpańskiej
wielbicielom klimatycznych opowieści
szukającym powieści z pogranicza rzeczywistości i legend
ceniącym oryginalny styl
chcącym przenieść się do Galisji z połowy ubiegłego wieku
***
* Cristina Sánchez-Andrade, Zimowe Panny, przeł. Katarzyna Okrasko, Wyd. Muza, 2016, s.183.
***
Zobacz też:
Koniecznie, koniecznie muszę przeczytać!!!
OdpowiedzUsuńNiezła myśl. ;)
UsuńJak będę w refleksyjnym nastroju, to sięgnę po książkę. A ostatni cytat genialny - zwłaszcza gdy mowa o tych głupich zdarzeniach.
OdpowiedzUsuńTeż mi się spodobał, dlatego umieściłam. :)
UsuńKsiążkę mam, ale jakoś nie mogę się za nią zabrać. Skoro jest taka bardzo klimatyczna, wstrzymam się na razie i poczekam an odpowiedni moment.
OdpowiedzUsuńJest klimatyczna, specyficzna, nie dla każdego, ale intrygująca. ;)
UsuńJa już czytałam i właśnie oceniłam ją jako dziwną ;) Nie wiedziałam, że autorka inspirowała się prawdziwą historią :o
OdpowiedzUsuńNie wiem jak bardzo się inspirowała, ale wyczytałam w jakimś wywiadzie, że zainspirowały ją rodzinne opowieści i że ten wątek dziadka jest oparty na prawdziwej historii. Biorąc pod uwagę dziwność tej powieści, robi się to intrygujące. :D
UsuńPrzeczytam bardzo chętnie, sama okładka już mnie zachęca! :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest bardzo przyjemna dla oka. I nawet ma uzasadnienie w treści. ;)
UsuńA to dlatego te figi na okladce! A jakiegos przepisu nie podaja? Bo ja mam co roku jakies 20-30 kilo fig do przerobiena, haha. Juz sie w ksiazke zaopatrzylam, w oryginale, i na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńNiestety nie. :D
UsuńŁoooo... Sporo. Kilka bym Ci podkradła. Ale nie kilo, a sztuk. :P
Hah, nigdy nie zrozumiem, jak porównania do pisarzy formatu Marqueza mogą przysłużyć się początkującym literatom - przecież to jasne, że im nie dorównują/dorównają... Książka godna uwagi, zdecydowanie, choć nie urywa żadnej części ciała ;)
OdpowiedzUsuńOt, wabik na czytelników. Tylko nie wiem czy sensowny, bo jak ktoś w to uwierzy, to może się mocno zdziwić.
UsuńAż mnie naszła ochota, a zazwyczaj takie pozycje są mi obojętne ;)
OdpowiedzUsuńTo cieszę się, że ta nie jest. ;)
UsuńSpróbuję przeczytać, jeśli wpadnie mi jakimś sposobem w ręce;)
OdpowiedzUsuńNiebawem planuję konkurs, więc... ;)
UsuńMuszę przeczytać, wszystko mnie zachęca:)
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńHm.. historie rodzinne i sekrety, jak wiesz, mnie intrygują, ale nie wiem czy styl pisarki mi podpasuje.
OdpowiedzUsuńJest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. ;)
UsuńSpecyficzna to powieść, ale nie brak jej uroku :-)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. :)
UsuńByć może to niezwykła, oryginalna opowieść, ale mimo wszystko, na razie nas nie ciekawi.
OdpowiedzUsuńWiem że ogrom osób uwielbia tego typu 'prawdziwe' historie... ale w sumie mnie już chyba bardziej ciekawią głupie młodzieżówki, z których braku logiki można się przynajmniej pośmiać. A takie powieści nie mają po prostu w sobie nic nadzwyczajnego. Szare życie mam na co dzień ;) Także sięgam głównie po fantastykę, od czasu, do czasu po jakieś kryminały, albo sensacje. Inne też wpadają czasem, ale to głównie przez to ,że chce poznać inne rodzaje literatury, czy znane pozycje i muszę mieć na nie na prawdę nastrój ;D
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Akurat w przypadku tej książki trudno mówić o szarym życiu. :D
UsuńNa "głupie młodzieżówki" raczej szkoda mi czasu, ale kryminały uwielbiam. ;)
Polubiłam się ostatnio z hiszpańskimi. :-)
OdpowiedzUsuńTo jest nas dwie. ;)
Usuń