Luz Gabás Czarownice z Pirenejów Wyd. Muza 2016 480 stron |
Premiera: 17 lutego
Rogatą bestię można by pokonać mieczem; gorzej było z nieuchwytnymi potworami zrodzonymi ze strachu, urazy, nieufności, zmęczenia i zawiści, bo, podstępne i zdradzieckie, ukazywały swoje oblicze dopiero wtedy, kiedy nic się już nie dało zrobić[1].
Ta historia zaczęła się w 1585 roku, ale mieszkająca we współczesnym Madrycie inżynier Brianda nie mogła o tym wiedzieć. Jej myśli nie błądziły zresztą po czasach historycznych. Udany związek i absorbująca praca zajmowały ją wystarczająco. A później nagle pojawiły się dziwne, mroczne sny, których znaczenia nie potrafiła pojąć. Myśli błądziły daleko w chwilach, w których potrzebne jej było skupienie. Nie czuła się dobrze. Przeciwnie - coraz częściej zdarzało jej się tracić kontakt z rzeczywistością. Odbiło się to na pracy, odbiło na relacji z Estebanem. Odbiło na całym jej dalszym życiu.
W cieniu Pirenejów
Kobieta postanawia na moment zmienić otoczenie (nie, to nie będzie hiszpańska wersja historii o rozlewiskach). Wyjeżdża do malutkiej miejscowości Tiles, położonej w hiszpańskiej części Pirenejów. Tu mieszka jej ciotka Isolina wraz z mężem Colau. Na miejscu Brianda pozna Neli i innych mieszkańców malowniczej okolicy, ale to właśnie ta trójka będzie w tej historii najważniejsza. Przynajmniej do czasu, aż droga bohaterki nie przetnie się z drogą niejakiego Corso.
W sąsiedztwie domu ciotki, znajduje się pewna posiadłość. Od dawna nikt jej nie doglądał, aż w końcu zjawił się ktoś, kto postanowił przywrócić jej świetność. To właśnie Corso. Małomówny, tajemniczy, z blizną na twarzy i czarnym rumakiem, na którym przemierza okolicę. Ten ostatni fakt przywołał obawę o to, że Luz Gabás poprowadzi fabułę Czarownic z Pirenejów w kierunku banalnego romansu. Tajemniczy mężczyzna. Tajemnicza szrama. I rumak, co prawda nie książęco biały, ale za to czernią podkreślający wspomnianą tajemniczość, mrocznie intrygujący, bez wątpienia wyróżniający bohatera na tle innych. Na szczęście tak się nie stało, bo choć miłość jest tu ważna, to ckliwych scen raczej nie będzie, mimo iż Corso wpada Briandzie w oko już przy pierwszym spotkaniu.
Niebezpieczeństwo czai się tuż obok
Luz Gabás [źródło] |
Przewodniczką po tych minionych czasach będzie... Brianda. Nie ta, która wyjechała z Madrytu, by odzyskać spokój, a Brianda z Lubicha, wysoko urodzona, przyszła dziedziczka znacznej posiadłości, dziewczyna odważna, silna, pewna siebie, oczko w głowie ojca, łakomy kąsek dla młodzieńców z co bardziej wpływowych rodów. Czasy są niepewne. Niebezpiecznie jest opuszczać samotnie cztery ściany, a za moment i pod dachem własnego domu może się wiele wydarzyć. Na tych ziemiach próżno liczyć na stabilizację. Ten i ów chce się mienić ich właścicielem. Ten czy tamten nie jest zadowolony z rozkładu sił i własnej pozycji. Tu knują, tam wymachują mieczem. Wojna wisi w powietrzu. Cień inkwizycji majaczy złowieszczo, a posądzenie o czary jest jak wyrok śmierci. Jednak, co ciekawe, to nie wysłannicy Kościoła staną się katami mieszkanek doliny Tiles. Wrogów należy szukać w sąsiedztwie.
Musisz poznać przeszłość, by zrozumieć teraźniejszość
Nie trzeba wiele. Czyjeś krzywe spojrzenie, wydobycie na światło dzienne zadawnionych urazów, jakiś kaprys, szept, zwykła zawiść - naprawdę, nie trzeba wiele, by zwykłą kobietę nazwać czarownicą i skazać ją na śmierć. Brianda, choć mogłoby się wydawać, że dzięki pozycji swego ojca, może się czuć bezpieczna, szybko przekona się, że przed nienawiścią trudno się uchronić. Być może uratuje ją miłość. Być może tylko ją pogrąży. Jak potoczyły się jej losy i jak bardzo tamta historia sprzed wieków wiąże się z tym, co przeżywa nasza pani inżynier?
Dwie kobiety, dwa życiorysy. Różne realia, różne sytuacje. A jednak mają wspólny mianownik. Luz Gabás zgrabnie łączy przeszłość z teraźniejszością, z tej pierwszej tworząc wciągającą opowieść o miłości i nienawiści, z tej drugiej tajemniczą historię, którą w pełni można zrozumieć dopiero poznając losy Briady z Lubicha. Urzekła mnie zwłaszcza ta pierwsza część. Barwna i mroczna zarazem. Piękna i paskudna. Romantyczna i zabójcza. Hiszpanka plastycznie opisuje tamtejszy świat, z niebezpiecznymi lasami i takimiż samymi ich mieszkańcami. O miłości opowiada z wyczuciem i pasją.
Nie tylko fikcja...
Co ciekawe, choć sama historia jest oczywiście fikcyjna, to jednak niepozbawiona historycznych korzeni. Luz Gabás urodziła się i wciąż mieszka w okolicach, w których osadziła fabułę Czarownic z Pirenejów. Gdy była mała, babcia opowiadała jej, że niektórym zdarzało się słyszeć wiedźmy grające na skrzypcach, więc gdy przyszło im wyprawiać się na pola, brali ze sobą różańce, by przygnieść nimi odzież pozostawioną na kamieniu przez pląsające nago czarownice. Opowieści te nie brały się znikąd, bo jak wiele legend, miały powiązanie z historią regionu. W 1980 roku proboszcz niewielkiej parafii położonej w Pirenejach, znalazł dokumenty z lat 1576-1636, w której to oprócz opisów działalności tamtejszej Rady (coś na kształt współczesnych rad miasta) widniała lista kobiet powieszonych w 1597 roku za rzekome paranie się czarami oraz wykaz wydatków, jakie lokalna ludność poniosła w tym czasie na dzwonnika, kata i oberżę. To wystarczyło, by Hiszpanka zainteresowała się prześladowaniami domniemanych wiedźm i uczyniła je tematem swej powieści. Część bohaterów literackich ma swój pierwowzór w rzeczywistości, a i opisywane wypadki związane z wojną domową pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami ówczesnego króla, oparte są na rzeczywistości. Dla chcących zgłębić tę tematykę, autorka przygotowała bogatą bibliografię. Niektóre z wymienionych pozycji dostępne są także po polsku.
To nie jest płytki romans!
Czarownice z Pirenejów Luz Gabás miały być dla mnie romantyczną odskocznią od kryminałów, ale okazały się mroczniejsze niż niejeden z nich. Miłosne historie są zaledwie ułamkiem całości, nie spodziewajcie się więc łzawego harlequina. Dostaniecie coś więcej. Powieść pełną emocji osadzoną w trudnych czasach. Malownicze pejzaże, ludzkie dramaty, przyjaźnie, zdrady, miłości, podłości, okrucieństwa. Znajdziecie też odrobinę magii, bo przecież o czarownicach będzie mowa.
Sugestia to straszna rzecz, Briando. Zginęły z jej powodu tysiące ludzi. Wyobraź sobie siebie samą przed czterema wiekami, bez światła. W każdym kącie czyhał diabeł. Nie bawiłaś się w dzieciństwie w wyszukiwanie twarzy wśród rys na suficie? Zawsze układały się w oblicza potworów, demonów czy ufoludków; nigdy w gładkie buzie przystojniaków, co tylko potwierdza ludzką skłonność do makabry[2].
***
Książkę polecam
miłośnikom literatury hiszpańskiej
wielbicielom historii łączących przeszłość i teraźniejszość
zainteresowanym wątkiem polowań na czarownice
chcącym przenieść się do XVI wieku
wielbicielom historii o miłości silniejszej niż śmierć
***
[1] Luz Gabás, Czarownice z Pirenejów, przeł. Barbara Jaroszuk, Wyd. Muza, 2016, s. 392. (tekst, przed korektą, egzemplarz recenzencki)
[2] Tamże, s. 316.
***
Nie przepadam za książkami historycznymi. Ale ta okładka jest przepiękna, a treść mnie zaintrygowała:) mam nadzieje że będę miała okazje ją przeczytać pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńhttp://wiktoriaczytarazemzwami.blog.pl/
To jest książka średniohistoryczna. ;) Traktuj jak zwykłą powieść i baw się dobrze. :)
UsuńZaczęłam czytać "Czarownicę..." już jakiś czas temu, przerwałam i niedawno do niej wróciłam i chyba zaczynam się wciągać w fabułę :)
OdpowiedzUsuńMnie wciągnęła od początku, ale najciekawiej się robi, gdy pojawia się wątek z przeszłości. :)
Usuń,,Czarownice z Pirenejów" mam w planach, nie ma to jak literatura hiszpańska, zawsze się ją dobrze czyta :))
OdpowiedzUsuńW sumie racja. Nie przypominam sobie hiszpańskiej książki, która by mnie jakoś mocno zawiodła. Choć z drugiej strony, noe czytam ich literatury na tyle często, żebym miała jakieś wielkie porównanie.
UsuńTak czy inaczej - tę powieść polecam. :)
Ta książka rzuca na mnie swój urok już z kilku blogów. Kusi, nęci, czaruje...
OdpowiedzUsuńWięc daj się skusić. :)
UsuńNie byłam przekonana do tej powieści, bo opis fabuły mnie jakoś nie zaciekawił, ale teraz, po poznaniu Twojej opinii, zmieniłam zdanie :) To właśnie najbardziej cenię w naszym blogerskim światku, czyli możliwość zweryfikowania podejrzeń oraz wymianę myśli oczywiście :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy ta zmiana zdania wyjdzie Ci na plus. :D
UsuńPrzekonamy się :)
UsuńLubię mroczne książki :>
OdpowiedzUsuńTo może i ta Ci się spodoba. :)
UsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że ta historia zrobiła na Tobie wrażenie:)
OdpowiedzUsuńWidziałam, że Tobie też się podobała. :)
UsuńBardzo bym chciała się z nią zapoznać. Zobaczymy, jak to będzie :)
OdpowiedzUsuńM.
Myślę, że warto i że Ci się spodoba. Siostrze też podrzuć. ;)
Usuńbardzo mnie zaciekawiła Twoja recenzja :) poszukam sobie tej książki
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńNiedługo zabieram się za "Czarownice..."; trochę sięgnęłam po nie w ciemno, ale widzę, że nie powinnam żałować. Emocjonująca, a nawet mroczna? Już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie będziesz żałować. :)
UsuńBardzo ladna recenzja. Ale raczej nie sie nie skusze.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale rozumiem, że nie Twoje klimaty.
UsuńNa książkę o emocjach w trudnych czasach i czarownicach piszę się :)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury! :)
UsuńCieszę się, że to nie płytki romans, bo mam zamiar przeczytać.
OdpowiedzUsuńW takim razie: pozytywnych wrażeń. :)
UsuńLubię powieści, w których przeszłość splata się teraźniejszością - tym bardziej gdy wszystko owiane jest tajemnicą i odpowiednim klimatem ;) Zaintrygowałaś mnie Aniu tym tytułem i wydaje mi się, że i mnie by się ta powieść spodobała :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci się spodoba. :)
UsuńBardzo lubię literaturę hiszpańską, a więc to coś dla mnie! :-)
OdpowiedzUsuńJa też ją bardzo lubię, a ta książka jest naprawdę ciekawa. :)
UsuńMoże okazać się lepsze, niż to sugeruje tytuł i okładka.
OdpowiedzUsuńMnie w sumie ani jedno, ani drugie nie odrzuca. ;)
Usuń