Sobotę spędziłam w Berlinie. Po raz pierwszy i ostatni na wyjeździe zorganizowanym przez biuro podróży. Nie to, żeby z wyjazdem było coś nie tak, ale przekonałam się, że kompletnie się nie nadaję do takich wyjazdów. Musi być po mojemu. Mój plan, moje pomysły, moje tempo. No, ale mniejsza z tym, bo nie o egoizmie i poczuciu swobody chciałam pisać, a o jarmarkach świątecznych w Berlinie.
Najstarszy tego typu jarmark znajdziecie w Dreźnie, największy w Kolonii (na pewno największy w Niemczech, czy w Europie także - niestety nie wiem), ale najwięcej jest ich w Berlinie, bo podobno ok. 60.
Mówią, że najpiękniejszy jarmark to ten na Placu Żandarmerii (Gendarmenmarkt). Przechodziliśmy obok niego z przewodniczką, ale niestety nie zdążyliśmy tam dotrzeć w wolnym czasie. Koniecznie musimy to nadrobić następnym razem! Jarmark jest zadaszony, a wstęp kosztuje 1 euro.
Jarmark na Placu Żandarmerii, w tle Katedra Niemiecka oraz Konzerthaus. |
My kręciliśmy się przede wszystkim po dwóch jarmarkach na Alexanderplatz i znajdującym się tuż obok Weihnachtsmarkt vor dem Roten Rathaus i to z nich pochodzą zdjęcia z dzisiejszej notki. Niestety czas mieliśmy mocno ograniczony, ale uznajmy, że to była wyprawa testowa, a o satysfakcjonujące dopracowanie kolejnej (może za rok lub za dwa), zadbam osobiście.
Karuzela, lodowisko, szopka to tylko część atrakcji wciśniętych między ok. 150 stoisk uginających się od jedzenia, pamiątek, świątecznych gadżetów, potencjalnych prezentów, tych praktycznych i tych niekoniecznie.
W dzień jarmarki prezentują się średnio atrakcyjnie, ale też tłok jest mniejszy, więc na zakupy warto wyruszyć nim się ściemni.
okołojarmarczne "atrakcje" |
Prawdziwa magia zaczyna się po zmroku.
Głodni, najpierw postanowiliśmy zaopatrzyć się w coś do jedzenia. Wybór był prosty. Kiełbasa i grzaniec! Moja oszałamiająca znajomość niemieckiego wzbogaciła się o słówko glühwein, czyli grzane wino.
Ja wybrałam currywurst (pokrojoną w plastry grillowaną kiełbasę wieprzową posypaną curry i polaną sosem na bazie koncentratu pomidorowego), mąż w tym czasie pochłaniał klasyczny bratwurst, pieczoną kiełbasę w bułce polaną sosem. To zdecydowanie jedzenie z rodzaju posiłków niefotogenicznych, ale doskonałe do zaspokojenia głodu.
Zdjęcie zrobione przed zapadnięciem zmroku. Później o takim kadrze mogłabym najwyżej pomażyć. |
Z wyborem czegoś do picia nie mieliśmy kłopotu. Szybko ustawiliśmy się do kolejki po grzańca. Każdy jarmark ma swój wzór szklanek, w których grzaniec jest sprzedawany. My czegoś na rozgrzanie szukaliśmy na tym na Alexanderplatz. Grzańca dostaliśmy w wysokich oszronionych szklankach. Płaci się i za napój, i za szklankę. Po wypiciu opcje są dwie: albo wraca się do budki, oddaje szklankę i dostaje zwrot, albo uznaje, że trzy euro to niewiele za taką fajną pamiątkę i chowa szklankę do plecaka. My wybraliśmy opcję numer dwa.
Grzać można było się nie tylko od wewnątrz.
Na deser zaopatrzyliśmy się w bardzo kaloryczne wydanie owoców. Ja w mandarynki w mlecznej czekoladzie, a mąż w winogrona w karmelu. Na samo wspomnienie bolą mnie zęby.
Kulinarnych stoisk było sporo. Tu coś na słodko, tam na słono. Można było zaopatrzyć się w pralinki, marcepan, pierniczki, watę cukrową, pieczone kasztany, prażone orzechy czy migdały, ciasta rozmaitego rodzaju. Zwolenników bardziej treściwego jedzenia przyciągały zapachy ziemniaków, mięsa czy kapusty. Kolejki ustawiały się po charakterystyczne dla kuchni węgierskiej langosze, kiełbaski różnego rodzaju, bagietki, drożdżówki (hefeteilchen), chałki (hefezopf) czy wyciągane prosto z pieca chleby typu fladenbrot czy dresdner handbrot (nadziewany serem, szynką, pieczarkami).
Oczywiście jarmarki bożonarodzeniowe to nie tylko jedzenie, a mnóstwo stoisk z rozmaitościami świąteczno-zimowymi. Są czapki, rękawiczki, dziecięce buciki w kształcie bałwanków. Są obrusy, serwety, klimatyczne lampki. No i wreszcie wszystko to, co sprawia, że dom nabiera świątecznego charakteru: ozdoby choinkowe, światełka, świeczniki, figurki, szopki... Niektóre kiczowate, produkowane seryjnie, tandetne. Inne naprawdę przepiękne. Na Alexanderplatz trafiłam na sklepik, w którym niestety nie można było robić zdjęć, więc musicie wierzyć mi na słowo - można tam było dostać oczopląsu i zostawić całą wypłatę. Tak każdy znalazłby coś dla siebie. Ozdoby brokatowe, szklane, drewniane, delikatne i barokowe. Bombki klasyczne i w wymyślnych kształtach. Wyszłam stamtąd z malutkim aniołkiem i wielkim postanowieniem powrotu z większą gotówką.
Na odwiedzających czekają na jarmarkach różne atrakcje. Wspomniane lodowisko to tylko jedna z nich.
Gdy się opuści teren jarmarku i zacznie błądzić bocznymi uliczkami, można wpaść na Świętego Mikołaja.
Jeśli byliście na podobnych jarmarkach, koniecznie podzielcie się wrażeniami w komentarzach lub linkami do notek. Może pomożecie mi wybrać świąteczny cel na przyszły rok.
W sumie też bym nie oddała takiej fajnej szklanki;) Srebrna bombka śliczna. A najbardziej spodobały mi się lampy:)
OdpowiedzUsuńZawsze to jakaś pamiątka. :)
UsuńA lampy robiły mega fajny klimat.
Cudeńka:) Też mi wpadła w oko ta srebrna bombka i lampki:)Podobają mi się jeszcze te obrazki z kotami. Zabawne:)
OdpowiedzUsuńKotom się nie oparłam i jeden z tych małych obrazków przywiozłam... ;)
UsuńO, jak fajnie wygląda :). W Krakowie też są teraz dwa jarmarki świąteczne, ale ten w Berlinie to wiadomo - większa atrakcja :)
OdpowiedzUsuńZ polskich, chciałabym kiedyś zobaczyć wrocławski. Podobno najpiękniejszy u nas.
UsuńJak patrzyłam na te zdjęcia, to tak mi się zachciało świąt! :)
OdpowiedzUsuńNooo... Mnie też. ;)
UsuńNie wyobrażam sobie wakacji z biurem podróży, zdecydowanie preferuję odpoczynek i zwiedzanie w swoim tempie, ale nie odmówiłabym sobie wycieczki na berliński jarmark świąteczny.
OdpowiedzUsuńNo cóż... Ja chciałam spróbować, ale już wiem, że to nie dla mnie.
UsuńNa jarmarku nie byłam i raczej nie będę, ale planuję po ciemaku polatać po wsi i zrobić zdjęcia dekoracji świątecznych, zwłaszcza odmienionej fontanny!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wrzucisz zdjęcia na bloga. :)
UsuńZapraszam do Monachium :-) Może nie jest tu największy jarmark, ale ma niesamowitą atmosferę... No i ten w Norymberdze, słynny bardzo, przepiękny. Można obskoczyć w dwa dni :-)
OdpowiedzUsuńMieliśmy być w Monachium w lutym, bo planowaliśmy wyjazd do Bazylei na karnawał, ale szwajcarskie ceny ostudziły nasz zapał.
UsuńMoże kiedyś się wybierzemy. W ogóle nie znam Niemiec. :(
Karnawał w Bazylei robi wrażenie, a już legendarny Morgenstraich, kiedy to o świcie gaszą wszystkie światła i z ciemności, z zaułków wyłaniają się przy dźwiękach piszczałek upiorne postacie, to rzecz wyjątkowa. Ale ceny szwajcarskie rzeczywiście powalają. Jeśli chcecie tylko na karnawał, to warto nocleg i catering zorganizować sobie po niemieckiej stronie, np. w Weil, Lörrach albo w mniejszej wiosce (jest tam sporo malowniczych pensjonatów, które nie zedrą), zawsze to sporo taniej. A do Szwajcarów tylko myk na parę godzin.
UsuńAle Monachium musowo! Okolice zresztą też piękne, Alpy, Garmisch, Neuschwanstein. Warto, naprawdę.
To jest to, co zaczyna się o 4 rano? Bo właśnie przez to chcieliśmy szukać noclegów w Bazylei, żeby móc się chwilę przespać i wstać na początek karnawału. Muszę to jakoś przemyśleć i może któregoś roku się zorganizujemy. :)
UsuńDzięki za wskazówki. Na pewno i na Niemcy przyjdzie czas. :)
Tak, właśnie to :-) Byłam raz i nie zapomnę do końca życia. Dreszczyk na plecach...
UsuńTak myślałam, że warto. Mam nadzieję, że nasze plany się tylko nieco przesunęły w czasie. :)
UsuńPiękne. Wszystko. To nocne zwłaszcza!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Nocą jest przepięknie, ale zdjęcia się ciężko robi, bo tłok jest koszmarny.
Usuńhttp://www.sisters92.pl/jarmark-bozonarodzeniowy-w-berlinie/
OdpowiedzUsuńW tym roku też byłyśmy w Berlinie, też z biurem podróży. Oprócz jarmarku mieliśmy też zwiedzanie Berlina, więc pod tym względem wyjazd uważamy za udany.
Czytałam i widziałam, że nie byłyście zbyt zadowolone.
UsuńSuper sprawa, taki jarmark świąteczny. Nie ma nic lepszego na wprowadzenie się w niezwykły, świąteczny nastrój wyczekiwania, jak właśnie wizyta w takich miejscach. A winogrona w karmelu brzmią przepysznie :)
OdpowiedzUsuńYhm. Na tych winogronach można zęby stracić. A już pojęcia nie mam, jak można się wgryźć w jabłko. :P
UsuńJarmarki fajne, ale Berlina nie lubię, więc się tam raczej nie wybiorę :)
OdpowiedzUsuńMnie Berlin też nie zachwycił, ale chcę tam wrócić wiosną, na spokojnie, bo teraz to... szkoda gadać. I chcę zahaczyć o Poczdam.
UsuńPrzepięknie! Byłam na takim jarmarku w Strasbourgu i również był uroczy. A na wyjazdy z biurem podróży też się nie nadaję, choć nigdy nie byłam :D
OdpowiedzUsuńTy też lubisz robić zdjęcia, więc mogę tylko potwierdzić - nie nadajesz się na takie wyjazdy. :D
UsuńA zdjęcia z jarmarku gdzieś wrzucałaś?
Oj jak żałuję, że nie dotarłam na jarmark do Drezna (bo taki miałam w tym roku zamiar)..za rok na pewno nie odpuszczę !
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku planuję albo Wiedeń, albo właśnie Drezno. Mam nadzieję, że się uda. :)
UsuńByłam na podobnym jarmarku w Wiedniu kilka lat temu ;) Niestety zdjęcia wyszły takie sobie, bo nie miałam jeszcze wtedy lustrzanki:
OdpowiedzUsuńhttp://www.wiadomosci24.pl/artykul/swiateczny_jarmark_w_wiedniu_119601.html
O Wiedniu myślę. Może za rok? Chciałabym tam, albo do Drezna.
UsuńPolecam Wiedeń, jest naprawdę piękny i nawet udało mi się nie zgubić, nie znając języka. Trzymam kciuki, żeby się udało wybrać :)
UsuńA mają tam ulice na planie kwadratu? :D
UsuńJa w zeszłym roku byłam w Dreźnie na jarmarku. Zdjęcia Ci pięknie wyszły. A zorganizowane wycieczki najczęściej się kijowe pod wieloma względami, choć kilka zalet też mają ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńA jak było w Dreźnie? Warto?
Mają. Choćby niższe ceny za wstępy, albo ciekawe informacje przekazywane przez przewodnika. Ale jednak dla mnie mają więcej minusów. O ile mogę tak twierdzić po jednej wycieczce tego typu. :D
Byłam dwa lata temu, super sprawa! :-)
OdpowiedzUsuńMnie też się podobało, więc w przyszłości planuję powtórkę, ale już na własną rękę.
UsuńW Berlinie nie byłam. Wybrałam Drezno w zeszłym roku - i nie żałuję. Oprócz tych wszystkich światełek i tego, co działo się na straganach świątecznych - zachwyciło mnie też (oczywiście dopiero po zmroku) to, co się działo na dachach tych straganów. Jakieś domki, jeżdżące ciuchcie, aniołki i szopki. Nie wiedziałam na co patrzeć:)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia i relacja. Jak zwykle :)
Pamiętam Twoje zdjęcia. Baaaardzo Ci wtedy zazdrościłam. :)
UsuńMoże za rok my też pojedziemy do Drezna. Albo do Wiednia. A jak kasy nie wystarczy, to chociaż do Berlina, ale tym razem na własną rękę.
Mieszkałam kiedyś ok. 150 km od Berlina (przez wiele, wiele lat), a nigdy nie byłam na jarmarku. :( Żałuję bardzo.
OdpowiedzUsuńW takim razie - do nadrobienia! :)
UsuńPrzepiękne zdjęcia, mają niesamowity klimat :) Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńJa byłam na jarmarku w Dreźnie, ale już kilka lat temu. Również pierwszy i ostatni raz myślę z biurem podróży. Na co, po co to, lepiej samemu, przewodnik i tak do niczego się nie przydał. Czasu wolnego było aż za dużo, a mój humor był zepsuty przez to, że było mega zimno i nie miałam przyjemności z chodzenia. Poza tym porównując ten jarmark z Wrocławskim, to w sumie nie widziałam większej różnicy :) P.S. Currywurst jedno z najpopularniejszych posiłków w Niemczech, na każdym rogu, jak mieszkałam w Magdeburgu, to już nie mogłam na nie patrzeć :D
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że lepiej samemu. :)
UsuńA na jarmark wrocławski muszę się kiedyś wybrać. :)