Michael Finkel Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa Wyd. Prószyński i S-ka 2015 392 strony |
Poznajcie Michaela Finkela i Christiana Longo. To oni są bohaterami tej historii. Reporter i przestępca. Dwóch mężczyzn o narcystycznych osobowościach i skłonnościach do mijania się z prawdą.
Pisząc o książce nie powinno się oceniać jej autora, ale mówić o jego dziele. Inaczej wygląda sytuacja w momencie, gdy autor jest jednym z bohaterów, dlatego też pozwolę sobie wspomnieć, jak bardzo brak sympatii do postaci Michaela Finkela utrudniał mi początkowo lekturę. On sam w pewnym momencie wspomina o narcyzmie, co prawda przede wszystkim w kontekście osoby swego "kumpla" zza krat, ale także napomykając, że i on sam ma z tym niejaki problem. Drażniło mnie ogromnie jego użalanie się nad sobą. Dziennikarz z doświadczeniem, dorosły mężczyzna dopuszcza się oszustwa. Świadomie, choć oczywiście w nadziei, że nie zostanie ono ujawnione. Ma jednak pecha (choć z punktu widzenia czytelników, którzy w artykułach z założenia informacyjnych szukają faktów, rzetelności, a nie popisów spuszczonej ze smyczy wyobraźni, pechem trudno to nazwać), kłamstwo wychodzi na jaw, a on sam traci zaufanie i posadę.
To nie był wypadek przy pracy, zmowa wszechświata, ani złośliwość losu. Raz jeszcze podkreślam - świadomie dopuścił się oszustwa. Jednak zamiast wziąć na klatę efekt swoich poczynań, jęczy i żali się jakie to nieszczęście go spotkało.
Przyznaję, że postawa autora-bohatera nieco mnie zniechęciła do lektury, choć nawet krzywiąc się nad kolejnym akapitem, nie mogłam nie docenić możliwości przyjrzenia się pracy reportera. Krótki pobyt na Wybrzeżu Kości Słoniowej, zbieranie materiałów, dotarcie do zaskakującej prawdy o plantacjach kakao, przygoda z reporterstwem - dla tego wszystkiego warto było znieść użalanie się nad sobą dziennikarza z nadszarpniętą reputacją.
Dalej robi się jeszcze ciekawiej, bo w pewnym momencie na scenę wkroczy ktoś, kto oderwie Michaela Finkela od rozmyślań nad własnym, jakże smutnym losem. W lutym 2002 roku do byłego reportera z New York Timesa dzwoni dziennikarz z Oregonian z zaskakującą informacją. W Meksyku ujęto mężczyznę oskarżonego o zamordowanie żony i trójki malutkich dzieci. Co fakt ten ma wspólnego z osobą Michaela Finkela? Otóż aresztowany Christian Longo posługiwał się jego nazwiskiem. Tak, to właśnie tytułowy złodziej tożsamości.
Co łączy dwóch mężczyzn, którzy nigdy wcześniej się nie spotkali? Dlaczego przestępca posłużył się nazwiskiem reportera z New York Timesa? Te pytania zadaje sobie czytelnik i te same męczą Michaela Finkela. Stąd jego pomysł, by nawiązać kontakt z Christianem Longo. Tak zaczyna się znajomość, która szybko staje się zabawą w kotka i myszkę. Finkel postanawia dowiedzieć się, co naprawdę stało się z rodziną Longo, a jego rozmówca... cóż... mówi (i pisze - znaczną część ich kontaktów stanowi korespondencja listowa) dużo i dość chętnie. Tylko czy aby na pewno jest w swej wylewności szczery?
Złodziej tożsamości nie zapowiada się tak emocjonująco, jak się kończy. Co prawda szok spowodowany wyłowieniem z wody dziecięcych ciał jest spory, a reakcja ojca zamordowanych zdumiewająca. ale wspomniane użalanie się bohatera-autora nad swym losem nieco łagodzi dramatyczny wydźwięk. W miarę poznawania historii rodziny Longo, emocje rosną. Christian ma do opowiedzenia naprawdę zaskakującą historię. Czytałam ją z rosnącym zdumieniem. Piętrzące się kłamstwa i przekręty, nieustanne uniki i ucieczki, narastające problemy, które coraz trudniej ignorować. I bohater, któremu się wydaje, że tak jak przysłowiowy kot, zawsze spadnie na cztery łapy.
Historia relacji między dziennikarzem a człowiekiem oskarżonym o morderstwo jest w pewnym sensie... hipnotyzująca. Dzieje się tak głównie za sprawą postaci Christiana Longo, który mimo podejrzenia o popełnienie brutalnych zbrodni wzbudza pewną sympatię. Choć przed oczami wciąż ma się początkowe sceny, w których to na wodzie unoszą się zwłoki małego chłopca, ciało jednej z jego sióstr z obciążoną kamieniem powłoczką na poduszki przywiązaną do nóżki odkrywają nurkowie, zaś ciało drugiej, podobnie jak matki całej trójki, jakiś czas później odnajdują wciśnięte w zatopionych walizkach, trudno dopuścić do siebie myśl, że to właśnie Longo ma na sumieniu morderstwa.
Czasami widzimy to, co chcemy zobaczyć, zamiast tego, co istnieje naprawdę[1].
Michael Finkel sam nie wie co myśleć. Słucha, czyta, wypytuje. Zaprzyjaźnia się domniemanym mordercą, dzięki czemu ma szansę dowiedzieć się więcej niż ktokolwiek inny. Ma szansę poznać prawdę. Tylko czy można ufać komuś, komu kłamstwo przychodzi z ogromną łatwością?
Złodziej tożsamości bywa momentami nużący, gdy ze skrupulatnością koronkarki autor dzierga historię, dzieląc się z czytelnikami nawet najdrobniejszymi szczegółami, jak numer stanowej drogi, którą podąża jego bohater, lista zakupów jakich dokonał w sklepie spożywczym nieopodal hotelu czy pilna potrzeba opróżnienia pęcherza pod mostem dla pieszych, w pobliżu którego rosną drzewa, po których biegają wiewiórki. W drugiej połowie nabiera jednak tempa. Im więcej zdradza Longo, tym bardziej wciąga nas tak historia, tym silniejsze w nas przekonanie, że po prostu musimy poznać prawdę. Tylko czy złodziej tożsamości będzie chciał nam ją zdradzić?
Nie ma czegoś takiego jak beznadziejna sprawa, powiedział mi kiedyś. Nawet jeśli dowody są przytłaczające, na kole rulety jest zero i podwójne zero. Wszystko może się zdarzyć[2].
Skołowana, zdumiona, zachęcam do lektury.
Czasami widzimy to, co chcemy zobaczyć, zamiast tego, co istnieje naprawdę[1].
Michael Finkel sam nie wie co myśleć. Słucha, czyta, wypytuje. Zaprzyjaźnia się domniemanym mordercą, dzięki czemu ma szansę dowiedzieć się więcej niż ktokolwiek inny. Ma szansę poznać prawdę. Tylko czy można ufać komuś, komu kłamstwo przychodzi z ogromną łatwością?
Złodziej tożsamości bywa momentami nużący, gdy ze skrupulatnością koronkarki autor dzierga historię, dzieląc się z czytelnikami nawet najdrobniejszymi szczegółami, jak numer stanowej drogi, którą podąża jego bohater, lista zakupów jakich dokonał w sklepie spożywczym nieopodal hotelu czy pilna potrzeba opróżnienia pęcherza pod mostem dla pieszych, w pobliżu którego rosną drzewa, po których biegają wiewiórki. W drugiej połowie nabiera jednak tempa. Im więcej zdradza Longo, tym bardziej wciąga nas tak historia, tym silniejsze w nas przekonanie, że po prostu musimy poznać prawdę. Tylko czy złodziej tożsamości będzie chciał nam ją zdradzić?
Nie ma czegoś takiego jak beznadziejna sprawa, powiedział mi kiedyś. Nawet jeśli dowody są przytłaczające, na kole rulety jest zero i podwójne zero. Wszystko może się zdarzyć[2].
Skołowana, zdumiona, zachęcam do lektury.
***
Książkę polecam
miłośnikom prawdziwych historii
chcącym wysłuchać "spowiedzi" oskarżonego o morderstwo
wielbicielom zbrodniczych opowieści
ciekawym jaka jest prawda o śmierci rodziny Longo
zaintrygowanym dlaczego Longo skradł tożsamość Finkela
zainteresowanym pracą reportera
ciekawym jak można stracić wymarzoną posadę w New York Timesie
***
[1] Michael Finkel, Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa, przeł. Bogumiła Nawrot, Wyd. Prószyński i S-ka, 2015.
[2] Tamże.
***
Przemawia do mnie fakt, iż książka jest oparta na faktach. Dla mnie ma to ogromne znaczenie. Jednak zniechęca mnie drobiazgowość, znużenie. Jeżeli książka trafi w moje ręce to się z nią zapoznam, jednak specjalnie szukać jej nie będę.
OdpowiedzUsuńMnie to, że jest to historia prawdziwa, przeraża w tym wszystkim najbardziej.
UsuńPostać Christiana Longo wydaje się naprawdę intrygująca, choć Michaela Finkela zdecydowanie bardziej mnie odstrasza niż Longo przyciąga. Dzięki za polecenie:)
OdpowiedzUsuńNie cierpię, gdy bohaterowie tak sie zachowują...
OdpowiedzUsuńTzn. jak?
UsuńNie wiem, czy zdzierżyłabym takiego bohatera - narratora, ale twoje niejednoznaczne wrażenia z lektury zdecydowanie przyciągają moją uwagę. Intrygujące!
OdpowiedzUsuńNa szczęście n tylko na początku jest irytujący. Później najważniejszy staje się Longo i to na nim skupia się uwaga.
UsuńPrzyznam, że podświadomie spodziewałam się ideału. Użalanie się nad sobą bohatera stanowi pewną przeszkodę w czytaniu.Mimo wszystko ta historia jest interesująca i intrygująca. Moje czytelnicze sumienie mówi, że nie mogę jej przegapić :)
OdpowiedzUsuńIdeały są nudne. ;)
UsuńPrawdziwe historie zawsze lubię podczytywać, ale w tym przypadku to sama nie wiem.. Zastanowię się jeszcze.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem warto. Postać Longo jest fascynująca.
UsuńJakoś mnie nie ciągnie do tej książki:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;*
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Ma coś w sobie co chcę poznać- pewnie te intrygi z kłamstw, chociaż pewnie ta szczegółowość by mnie znużyła.
OdpowiedzUsuńTa książka raczej nie przypadnie mi do gustu, dlatego nie będę się za nią rozglądać :)
OdpowiedzUsuńMuszę się z nią zapoznać i to koniecznie!
OdpowiedzUsuńTyle mi wystarczy. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńAż mnie ciarki przeszły, gdy czytałam recenzję. Prawdziwe historie tego typu zawsze mnie frapują.
OdpowiedzUsuń