Thomas Sweterlitsch Jutro, jutro i znów jutro Wyd. W.A.B. 2015 320 stron |
Wydawało mi się, że najtrudniej jest pisać o książkach przeciętnych. Powieść Jutro, jutro i znów jutro uświadomiła mi, że się myliłam. Najtrudniej pisze się o książkach niezłych, ale które kompletnie nie są w moim guście.
Staram się nie zamykać w obrębie jednego czy dwóch gatunków literackich, choć są i zawsze będą takie typy książek, które będą mnie przyciągać silniej niż inne. Uznawszy, że kombinacja kryminału i science-fiction brzmi bardziej intrygująco niż strasznie (futurologia mnie kręci równie mocno jak wróżbiarstwo z fusów), sięgnęłam po debiutancką powieść Amerykanina, Thomasa Sweterlitscha. Przeliczyłam się, przemęczyłam i dopiero dwa tygodnie po lekturze biorę za pisanie tekstu. Tyle potrzebowałam, żeby zrozumieć, że ta książka nie jest taka zła i przedstawia ciekawą wizję przyszłości, a mój problem polega nie tyle na tym, że ta wizja mnie nie ciekawi, co na fakcie, że autor zbyt szybko i gwałtownie wrzucił mnie w wykreowany świat, tak inny od tego, który znam.
Zwyczajnie się pogubiłam. Reagowała trochę jak bohaterowie filmu Goście, goście na widok sedesu czy asfaltowej jezdni i jadącego nią samochodu. Nagle łażący po parku miejskim facet cofa się w czasie z dziewiętnastej trzydzieści jeden do osiemnastej piętnaście. A później jeszcze raz. Znajduje ciało, cofa się w czasie, znajduje ciało, cofa się w czasie. Wszystko po to, by zauważyć jak najwięcej szczegółów. Przydatne. Wyobrażam sobie, jak mijam Szczepana Twardocha jadącego mercedesem, cofam się w czasie, mijam go jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu udaje mi się dostrzec to, co ostatnio spędzało (spędza?) sen z oczy tak wielu osobom - pisarz nie powinien jeździć takim samochodem!
Ale nie w tej scenie tkwi problem.
Ale nie w tej scenie tkwi problem.
Mamy science-fiction, mamy cofanie się w czasie, wszystko jest ok. Nadążam za fabułą. Dalej jednak bohater stwierdza, że jego Adware jest tandetny, idzie do biblioteki, ładuje Miasto, spędza czas z żoną (która nie żyje), wspomina coś o Archiwum i czyszczeniu z niego fragmentów życiorysu denatki, a pośrodku autobusu, którym się porusza wirują informacje GPS i plany tras komunikacji miejskiej. Moja wyobraźnia pracuje, szare komórki rozgrzewają się do czerwoności. Część tekstu przekładam na obrazki dla mnie zrozumiałe. Tandetny Adware i ładowanie Miasta do nich nie należą.
Po jakimś czasie wszystko nabiera sensu, bo autor mniej lub bardziej dokładnie opisuje wszystkie dziwaczne dla mnie zjawiska, ale początek jest dla mnie ciężki. Zaczynam się nudzić, odkładam książkę, bawię się z kotem, wracam i sięgam po zupełnie inną lekturę. Do tej wracam za jakiś czas.
To, co było problemem dla mnie, nie będzie nim zapewne dla wielbicieli science-fiction i dla tych, którzy nie czują potrzeby rozumienia wszystkiego od razu. Dla mnie zagadka morderstwa i tego co wydarzyło się w Pittsburghu, że ten zmienił się przed dziesięcioma laty w ruinę to stanowiły wystarczającą liczbę niewiadomych. Nadmiar znaków zapytania i permanentne zdziwienie wymalowane na twarzy, nie ułatwiały mi czytania. Czułam się tak, jakby pewnie czuł się Boryna, gdyby mu powiedziano, że nagranie z wywiezienia Jagny znajdzie na youtube.
A historia jest przecież bardzo ciekawa (Sweterlitsha choć Jagny też).
A wizja przyszłości jest naprawdę intrygująca (tu już tylko Sweterlitsha).
Do tego doszłam jednak dopiero jakiś czas po skończeniu książki.
Thomas Sweterlitsch opowiada o świecie zdominowanym przez technologię. W świecie tym każdy człowiek ma zainstalowany Adware. To tak, jakby w głowie zainstalować Internet, a nawet wiele więcej, bo nie tylko spoglądając na stojące przed nami drzewo wiemy, że to wiąz amerykański, możemy też szybko przenieść się do Wikipedii czy biblioteki cyfrowej JSTOR w celu poszerzenia swej wiedzy na jego temat, a lustrując parking od razu wiemy, że to srebrne cacko to chrysler PT cruiser reissie, ale także widząc listę lokatorów kamienicy, bez trudu możemy ją wirtualnie rozwinąć, sprawdzić kto zasiedlał dane mieszkanie wcześniej, a nawet obejrzeć jego zdjęcie czy dotrzeć do profilu na Facebooku. Bezzałogowe taksówki nie są tu niczym dziwnym, podobnie jak przechowywanie wspomnień w Archiwum i możliwość powrotu do nich w każdej chwili.
Główny bohater, Dominic, jest jednym z niewielu, którzy nie zginęli podczas katastrofy w Pittsburghu. Udało mu się dlatego, że w czasie, gdy rozgrywała się tragedia, jego tam nie było. Żona nie miała tego szczęścia. Choć minęła dekada, mężczyzna wciąż za nią tęskni i w kółko przywołuje wspomnienia zgromadzone w Archiwum - cyfrowej rekonstrukcji Pittsburgha, dzięki której choć na moment można przenieść się do nieistniejącego już świata, do ludzi, których już nie ma. To dzięki takiej wirtualnej podróży Dominic odkrywa pewne nieprawidłowości. Śledztwo, które podejmie, sprowadzi na niego wiele niebezpieczeństw. Nie tylko wirtualnych.
Tym, co w Jutro, jutro i znów jutro najciekawsze, jest wizja świata. Szkoda, że autor od pierwszych stron zarzuca czytelników zbyt wieloma faktami terminami. Łatwo się pogubić, zniechęcić, znudzić. Kolejnym minusem może być zbyt wiele grzybków w tym futurystycznym barszczu. Daleko posunięta nowoczesność, wielokrotnie przytaczana katastrofa w Pittsburghu, nałóg Dominica, jego tęsknota za żoną, obecne związki z kobietami, prywatne śledztwo, zlecenie od pracodawcy, psychopatyczny morderca, cybernetyczna przestępczość - to nasunęło mi się w pierwszej kolejności, a pewnie gdybym pomyślała nieco dłużej, dorzuciłabym coś jeszcze. Jako miłośniczka intryg kryminalnych, nie poczułam się usatysfakcjonowana zbrodniczym wątkiem. Nie trzymał w napięciu, nie wywoływał dreszczy.
W niesamowitym świecie Thomasa Sweterlitscha bez wątpienia może zdarzyć się wiele ciekawych historii. Ta do nich należy tylko częściowo. Sami oceńcie jak bardzo.
W niesamowitym świecie Thomasa Sweterlitscha bez wątpienia może zdarzyć się wiele ciekawych historii. Ta do nich należy tylko częściowo. Sami oceńcie jak bardzo.
***
Raczej nie w moim guście ta książka, jako że mam co czytać, także z niej zrezygnuję :)
OdpowiedzUsuńFabuła brzmi intrygująco, ale obawiam się, że mogłabym poczuć się tak samo zagubiona jak Ty. Raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńKsiążka na pewno mnie nie zainteresuje, dlatego również ją sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńRaczej sobie odpuszczę :-)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie. Myślę, ze rozejrzenie się za twórczością tego autora jest dobrym pomysłem :>
OdpowiedzUsuńZapraszam CIę do przeczytania kolejnego postu z serii Cotygodniowego przeglądu kulturowego :>
http://kruczegniazdo94.blogspot.com/2015/07/krucze-wiesci-czyli-cotygodniowy.html#comment-form
Zaintrygowałaś mnie tą powieścią, chociaż na razie nie jestem w stanie stwierdzić czy jest to historia w moim guście, czy raczej nie. Na pewno lubię poznawać wszelkie wizje przyszłości, lubię też jak okraszone są jakimś tajemniczym wydarzeniem z przeszłości, które zmieniło oblicze znanej nam cywilizacji. Jednak obawiam się trochę, że też poczuje się zagubiona i znudzona wątkiem kryminalnym. Ale po książkę i tak postaram się sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńJest szansa, że Tobie się spodoba. Dla mnie sci-fi brzmi strasznie, ale byłam pozytywnie nastawiona. Gdyby autor nieco łagodniej wprowadził mnie w swój świat, ocena byłaby na pewno lepsza.
UsuńDlatego ja rezygnuję z tej książki. SF nie jest po prostu dla mnie.
UsuńNa razie się nie zniechęcam, mimo że za sci-fi jakoś bardzo nie przepadam :)
UsuńNie dla mnie...
OdpowiedzUsuńChyba sobie podaruję szukanie tej książki w księgarniach na rzecz tych, które piętrzą mi się na parapecie. Ale swoją drogą, bardzo podoba mi się tytuł :D. Czasem mam ochotę opisać w ten sposób swoją wakacyjną codzienność. :P
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych wakacji, ależ by mi się przydały. I to nie jutro, jutro, ale dziś. ;)
UsuńNie lubię takich kombinacji, więc się nie skuszę ;)
OdpowiedzUsuń