Elizabeth Winder Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953 Wyd. Marginesy 2015 320 stron |
Wiosna 1953. Aldous Huxley eksperymentował z meskaliną w zachodnim Hollywood. Odkryto szczepionkę na polio i wreszcie zdobyto Mount Everest. Umarł Stalin, a Elvis Presley ukończył szkołę średnią. Królowa Elżbieta II przygotowywała się do koronacji w opactwie Westminster. John Kennedy i Jacqueline Bouvier zdecydowali się ujawnić swój związek i ogłosili zaręczyny. W Tangerze William S. Borroughs napisał Nagi lunch.
W domu w Wellesley w stanie Massachusetts Sylvia Plath pakowała halki, sukienki, spódnice i nylonowe pończochy. Wybierała się do Nowego Jorku[1].
Dwadzieścia sześć dni. Tyle trwał staż w nowojorskim magazynie Mademoiselle. Sylvia nie była jeszcze określana jako Lady Łazarz. Nie znała Teda Hughesa. I z pewnością nikt nie mógł wówczas przypuszczać, że ta zadbana, wesoła osoba, która uwielbiała malować usta na czerwono i chodzić na zakupy, która cieszyła się życiem i była żądna nowych doświadczeń, dziesięć lat później zamknie się w kuchni, uszczelni drzwi, otworzy piekarnik, włączy gaz i zaśnie na zawsze, osieracając dwójkę dzieci.
W książce Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953, Elizabeth Winder pokazuje zupełnie inny obraz poetki niż ten, z którym kojarzymy ją dzisiaj. Plath zaliczana jest do grona tzw. poetów wyklętych, skandalistów, zwykle nierozumianych przez otoczenie, często umierających zbyt wcześnie, samobójczą śmiercią. Wśród nich można wymienić m.in. Charles'a Baudelaire'a, Paula Verlaine'a, a z Polaków - Edwarda Stachurę czy Rafała Wojaczka. Depresja, stany maniakalne, leki przeciwdepresyjne, pobyty w szpitalach psychiatrycznych, próby samobójcze, poruszające wiersze, częściowo autobiograficzny Szklany klosz, w którym odnaleźć można echa pobytu w Nowym Jorku - postać Sylvii zdaje się być utkana z ciemnych barw, trudnych emocji, dramatycznych przeżyć. Taki obraz wyłania się z prozy Szklanego klosza, taki odnaleźć można w filmie Sylvia w reżyserii Christine Jeffs, wierszach poetki, dziennikach (vide Dzienniki 1950-1962). Jedynie lektura Listów do domu ten obraz nieco łagodzi. Pisząc do bliskich (głównie matki), Sylvia pokazuje siebie i swoje życie w barwach o wiele bardziej różowych niż te, których używa do odmalowania codzienności wrażliwej artystki. Poetki, której oczekiwania wobec życia rozminęły się z rzeczywistością tak znacząco.
Jak do tego wszystkiego ma się reporterski tekst Elizabeth Winder? Z pewnością jest ciekawym uzupełnieniem biografii Lady Łazarz. Potwierdza wrażliwość poetki, ale jednocześnie podkreśla, że była ona kobietą z krwi i kości, nie zaś eteryczną zjawą utkaną z metafor i wzniosłych emocji. Sylvia Plath lubiła przystojnych mężczyzn, seks, dobre jedzenie, opaloną skórę i truskawkowe daiquiri. Kochała wszystko, co piękne i bezcelowe, nie wstydziła się, że lubi to, co materialne[2].
Do NYC jechała pełna nadziei. Nowojorską garderobę obmyślała na kilka miesięcy przed rozpoczęciem stażu. Chciała być lubiana, znaleźć przyjaciółki. Wierzyła, że pobyt w tym mieście będzie dla niej trampoliną do życia, o jakim marzyła. Stanie się niesamowitą, niezapomnianą przygodą.
Dlaczego tak się nie stało? Dlaczego ta długo wyczekiwana przygoda przyniosła rozczarowanie? Czemu Sylvia Plath opuściła Nowy Jork jeszcze bardziej zdezorientowana co do własnego miejsca na świecie?[3]
Elizabeth Winder pisze o Plath, ale nie waha się przez przybliżeniem sylwetek kilku innych dziewcząt, które wraz z Sylvią znalazły się w gronie gościnnych redaktorek magazynu. Z jednej strony pozwala to dojrzeć sytuację poetki z szerszej perspektywy, z drugiej temat przewodni nieco się rozmywa. Autorka nie szczędzi w swej książce szczegółów. Drobiazgowo opisuje stroje, fryzury, trendy w modzie i kosmetyce, a nawet zawartość jednego z numerów magazynu. Przytacza wypowiedzi dziewcząt, sięga do twórczości Plath i o Plath. Czasami się powtarza, po raz kolejny wspominając o ulubionym drinku swej bohaterki czy podsuwając czytelnikom pod nos scenę, w której Sylvia wyjeżdża w zupełnie niepasującym do niej stroju, bluzce i spódnicy, w które wyposażyła ją koleżanka.
Summa summarum wychodzi jej opowieść o grupie dziewcząt pełnych oczekiwań, nadziei, które przybywają do wielkiego miasta, wierząc, że oto zaczynają nowe, lepsze życie. Ich ambicje i zaangażowanie niejednokrotnie zderzają się z niełatwą rzeczywistością. Ich oczekiwania wobec przyszłości bardzo szybko zostają zrewidowane - bilet do Nowego Jorku wcale nie musia oznaczać początku błyskotliwej kariery. Dziewczyny piszą, pozują, imprezują. Besztane płaczą, zakochane śmieją się szeroko. Bywają, poznają, leczą kaca.
O Sylvii opowiadają nie tylko autorka książki, czy też sama bohaterka, cytowana od czasu do czasu, ale także pozostałe stażystki. Jedna z nich, mówi o niej tak: Sylvia Plath była geniuszką, poetką o niewiarygodnym talencie, wręcz niepowtarzalnym. Odczuwała swoją odmienność, ale jej nie rozumiała, dlatego myślała, że to z nią jest coś nie w porządku. Jej starania o bycie jak inne dziewczęta przynosiły opłakane skutki. Nikt w jej otoczeniu nie był na tyle bystry, by to pojąć, więc stale próbowano ją wcisnąć do świata, który do niej nie pasował[4].
Choć nie trzeba znać życiorysu autorki Szklanego klosza, by przeczytać Sylvię Plath w Nowym Jorku. Lato 1953, to jednak wydaje mi się, że książka ta przypadnie do gustu przede wszystkim tym, których postać poetki fascynuje lub choćby ciekawi. Drobiazgowość opisów może zniechęcić czytelników dopiero poznających świat Sylvii, dla pozostałych, informacje te będą ciekawym uzupełnieniem już posiadanej wiedzy, a przede wszystkim staną się interesującym uzupełnieniem fabuły wspomnianego Szklanego klosza, pomogą oddzielić literacką fikcję od rzeczywistości. Autorka zdradza także kilka faktów z dzieciństwa poetki oraz czasów po zakończeniu stażu. Ted Hughes, mąż Lady Łazarz, właściwie w tej historii nie występuje. Trudno się temu dziwić, zważywszy na przebieg małżeństwa i to, jak wielkiego poświęcenia ze strony Sylvii, wymagało trwanie w tym związku. Nie o tym przecież jest ta książka, nie taki wizerunek poetki, chce pokazać Amerykanka.
Nie przyjechała do Nowego Jorku, by pracować. Prestiż nagrody i zdobycie zawodowego doświadczenia były zaledwie pretekstem. Sylvia przybyła tu, by żyć[5]. Elizabeth Winder stara się to życie opisać, podjąć próbę odczarowania zbanalizowanego wizerunek Plath jako dręczonej przez demony artystki[6]. I choć książka miejscami jest nużąca, gdy fakty się powtarzają, zdjęć jest niewiele, a niektóre informacje zdają się niezbyt istotne, ten cel udało jej się osiągnąć. Pełna życia, uśmiechnięta czerwienią starannie pociągniętych pomadką ust, młoda Sylvia Plath przybyła właśnie do Nowego Jorku. Wizja przyszłości rysuje jej się nader interesująco.
Książkę polecam
wielbicielom twórczości Sylvii Plath
ciekawym okresu nowojorskiego w życiu poetki
zainteresowanym historiami rozgrywającymi się w Nowym Jorku
***
[1] Elizabeth Winder, Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953, przeł. Magdalena Zielińska, Wyd. Marginesy, 2015, s. 12.
[2] Tamże, s. 125.
[3] Tamże, s. 213.
[4] Tamże, s. 306.
[5] Tamże, s. 149.
[6] Tamże, s. 12.
***
egzemplarz recenzencki |
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSylvię Plath znam tylko z legend biograficznych. Sama niewiem, czy w jej przypadku warto zapoznać się najpierw z jej tekstami, czy z biografią (przedstawioną w książce Winder). Życie Plath miało tak wielki wpływ na jej twórczość, że trudno rozpatrywać je w odosobnieniu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że najlepiej zacząć od dzienników. A później reszta w dowolnej kolejności.
UsuńTym razem nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNiestety postać tej poetki mało mnie ciekawi, więc nie będę poszukiwać książki.
OdpowiedzUsuńZapisuję sobie tytuł. Z pewnością będzie to świetne uzupełnienie wiadomości o tej fascynującej i tragicznej osobowości.
OdpowiedzUsuńOd lat na półce stoi "Szklany klosz" i jakoś doczekać się nie może. Teraz jednak czuje się bardziej zaintrygowana osobą poetki, która dotąd wydawała mi się po bardziej jednoznaczna, czyli właśnie depresyjna, mroczna, pełna lęków. A tu okazuje się, że Plath nie była taka eteryczna, a przynajmniej nie zawsze i to mnie bardzo ciekawi. Muszę ruszyć "Szklany klosz", a potem zabrać się za książkę Winder, żeby zyskać pełniejszą charakterystykę.
OdpowiedzUsuńO tak!
UsuńA ja muszę sobie przypomnieć "Szklany...".
Kiedyś z pewnością sięgnę po tę książkę, bo postać Sylwii Plath od dawna mnie intryguje. Fragmenty są świetne.
OdpowiedzUsuńHistoria Sylvii Plath mnie interesuje, więc na książkę na pewno się skuszę w odpowiednim czasie, to na pewno będzie ciekawa lektura.
OdpowiedzUsuńPozwolilam sobie zamieścić link tej recenzji na moim FP o Sylvii na Facebooku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/sylviaplathpl/