English Matters z londyńską okładką? Takiego numeru nie mogłabym ominąć, zwłaszcza, że tytuł artykułu dotyczącego stolicy Wielkiej Brytanii to London for beginners, czyli zdecydowanie dla mnie.
Choć to miasto nie intryguje mnie tak bardzo jak Barcelona, Lizbona, czy Praga, to jednak na liście miejsc, które koniecznie muszę kiedyś zwiedzić, znajduje się dość wysoko. Spacer po miejscach związanych z Sherlockiem Holmesem jest nie do pogardzenia (wystarczy przeczytać notkę Ani Śladami Sherlocka Holmesa, czyli fanatyczka na tropie, by poczuć zazdrość i chcieć pakować walizki). Zresztą Londyn pojawił się już w tylu klimatycznych powieściach (np. Trupiarzu Iana Weira), że po prostu muszę się przespacerować jego ulicami osobiście, choć z nadzieją, że żaden copycat Kuby Rozpruwacza nie będzie łypał na mnie swym okiem.
Co jeszcze oferuje marcowo-kwietniowy numer English Matters?
Literacko będzie o fenomenie Lolity, filmowo o pewnym przystojnym aktorze. Tak jak Leonardo DiCaprio znany jest z tego, że Oscary przechodzą mu koło nosa, a Sean Bean, że postaciom granym przez niego nie przydarzają się zakończenia w stylu "i żył długo i szczęśliwie", tak Hanry Cavil to facet, który prawie zagrał Cedrica Digoory'ego, prawie Edwarda Cullena, prawie Jamesa Bonda... Cóż, nie miał chłopak szczęścia do dużych ról, aż w końcu wcielił się w rolę Supermana.
Ogromnie zaciekawił mnie wywiad z Klarą Keler. Wcześniej nie słyszałam ani o niej, ani o Projekcie Ciało, czyli nagich sesjach z... produktami żywnościowymi. Skąd taki pomysł dowiecie się czytając wiosenny numer EM.
Warto przeczytać artykuł o japońskim spojrzeniu na wampiry. Bujna wyobraźnia twórców z Kraju Kwitnącej Wiśni może dać niezłe efekty. Mam nadzieję kiedyś to sprawdzić. Póki co moja sympatia do krwiopijców rozciąga się od "lubię Rice i Stockera" po "staram się wyprzeć z pamięci widok skrzącej się skóry Cullena".
Oczywiście to nie wszystko, co możecie znaleźć w najnowszym numerze English Matters. Znajdziecie tam kilka innych tekstów, a z sieci możecie pobrać dodatek Be perfect as Present Perfect!. Jeśli uczycie się języka angielskiego, to zachęcam do lektury.
egzemplarz recenzencki |
Akcja kryminałów J. S. Bolton, które wciąż polecam i polecam... uwaga! też dzieje się w Londynie :] Choć tam na pierwszy plan wysuwają się tereny w pobliżu Tamizy. Mnie Londyn jako taki nigdy nie fascynował. Barcelona - tak. Również byłam i się zakochałam. I Lizbona! Lizbona to magia, w samej Lizbonie można spędzić cały urlop. Ale sherlockowe klimaty potrafią nęcić ;)
OdpowiedzUsuńO Bolton coraz częściej się gdzieś potykam i na pewno prędzej czy później się za te książki wezmę.
UsuńO Lizbonie marzę coraz bardziej. Może uda się tam wybrać za rok, albo za dwa lata?
Skończyłam już czytać i jak zawsze znalazłam w tym magazynie ciekawe artykuły.
OdpowiedzUsuńTen numer wydaje się być bardzo ciekawy! Ostatnio zupełnie nie miałam czasu na naukę angielskiego, ale chciałabym się wybrać w tym roku do Londynu, więc ten numer muszę mieć :)
OdpowiedzUsuńPrzez te wszystkie kryminały, Londyn coraz bardziej mnie intryguje. :D
UsuńCzytałam ten numer i zdziwiłam się, że tak mi się spodobał, bo na pierwszy rzut oka pomyślałam, że to będzie najgorszy, jaki dotąd miałam w rękach ;)
OdpowiedzUsuńWidze, ze w tym numerze poruszane są całkiem ciekawe tematy. Będę musiała się za nim rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńAniu, a ja z życzeniami przybywam. Zdrowia, radości i miłości na te święta i nie tylko:)
OdpowiedzUsuńSpóźnione: dziękuję i nawzajem. ;)
UsuńZa każdym razem, kiedy widzę gdzieś recenzję, obiecuję sobie, że sięgnę po ten magazyn. Jednak w moim Empiku ciągle nie umiem go dostać.
OdpowiedzUsuńZ okazji świąt życzę Ci Wesołego Alleluja!
A w markecie Piotr i Paweł? Ja je zawsze tam widuję.
UsuńDziękuję i wzajemnie!
Nominowałam Cię do Liebster Blog Award.
OdpowiedzUsuńhttp://ciekawy-kajecik-czytelnika.blogspot.com/2015/04/liebster-blog-award.html
Dziękuję, ale nie obiecuję, że dam radę wcisnąć gdzieś taką notkę. ;)
UsuńCavill grał w Tudorach Charlesa i za tę rolę go uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńAż taką fanką Sherlocka nie jestem, by jego śladem zwiedzać miasto, ale fajny tekst na tym blogu :)
Nie widziałam, ale może kiedyś...
UsuńFajny, fajny. Entuzjazm się udziela. :)
Jestem po lekturze tego numeru i tradycyjnie się nie zawiodłam :)
OdpowiedzUsuńNie czytam takich magazynów. Radosnych i wesołych Świąt! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie. :)
UsuńJa sobie kupuję "Ostanovkę" tego wydawnictwa. Ale czas mi tak leci, że mam zaległości w czytaniu czasopisma. Na razie ćwiczę włoski i hiszpański, choć z "La revista espanola " (inne wydawnictwo niż "Ostanovka") jest jak z gazetą rosyjskojęzyczną. ;)
OdpowiedzUsuńMnie też niełatwo się zmobilizować, dlatego cieszę się ze współpracy, bo to mnie "zmusza" do czytania na bieżąco. :)
UsuńDawno temu już zwróciłam uwagę na to, że nie recenzujesz English Matters, tylko za "egzemplarz recenzencki" robisz im promocję pisząc co jest w numerze. I bezrefleksyjnie piszesz "jeśli uczycie się angielskiego, zachęcam do lektury". Wydawało mi się to podejrzane, ale teraz mam pewność. Dlaczego robisz "recenzję" na odwal się? Przecież nie polecasz książek wszystkim tylko dlatego, że mogą je poczytać po polsku. Więc dlaczego tutaj?
OdpowiedzUsuńZastanowiłaś się kiedykolwiek do kogo to jest skierowane? Bo ja widzę bardzo wąską grupę... a nie wszystkich uczących się języka angielskiego. Ci "uczący się języka angielskiego" są też w stanie czytać "zwykłe książki" (nie uproszczone czytanki) czy "zwykłe pisma". Nie wszystkich uczących zadowala lista słówek, które można sobie zrobić samemu (wiem, bo uczyłam się także w ten sposób kilku języków) i niemal całkowity brak gramatyki (dodatek to za mało) albo brak rozbudowanej części słownictwa czy zasad pisowni.
Pisałam o tym w recenzji EM 51/2015 .
Warto przeczytać tekst o japońskich wampirach? To szmira, największa pomyłka numeru. Gdzie jest tam to bogactwo, skoro opisuje 4 tytuły dosyć podobne do siebie? Szczegóły to trochę za mało, żeby mówić o "płodności japońskich artystów". Skoro są tacy płodni, to dlaczego w ostatnich latach nie powstały żadne (wg autorki) ciekawe tytuły? Wszystkie omówione serie zaczęły się najpóźniej w 2000 r. Wszystkie są skierowane do dosyć podobnego odbiorcy. Dlaczego nie ma żadnego romantycznego tytułu o wampirach? Jest ich sporo w Japonii, także ze związkami jednopłciowymi.
Specjalnie dla ciebie phrasal verb. You take everything at face value. Chyba nie tak powinien się zachowywać recenzent. Może daj sobie spokój z recenzowaniem materiałów do nauki.
Pod logiem zamieszczam co prawda hasło "egzemplarz recenzencki" (jako znak, że magazyn otrzymałam od wydawcy), ale nigdzie nie twierdzę, że tekst o magazynie jest recenzją. Dla mnie to luźna notka na temat i tyle. Taką formę pisania o magazynach sobie wybrałam i takiej się będę trzymać. Nie zamierzam się z tego tłumaczyć.
UsuńOczywiście, że te magazyny nie są dla wszystkich. Jedni z nich skorzystają, inni wolą podręczniki, fiszki, książki anglojęzyczne, programy komputerowe czy inne formy nauki. I wierzę, że każdy sam będzie potrafił ocenić, czy akurat ta forma jest dla niego. Piszę "jeśli uczycie się angielskiego, zachęcam do lektury" i wyobraź sobie, że naprawdę tak myślę i naprawdę zachęcam. Ale skoro Ty wiesz lepiej co myślę, to przecież nie będę z tym się spierać, bo i nie ma po co.
Interesujesz się kulturą japońską, masz na jej temat większą wiedzę niż np. ja, czy (jak podejrzewam) wielu czytelników magazynu. Nie wiem czy zauważyłaś, że EM nie jest magazynem specjalistycznym dotyczącym kultury japońskiej. Wszystkie teksty są bardzo ogólne, podobnie jak we wszystkich innych wielotematycznych magazynach.
Nie zrezygnuję z pisania o magazynach. Tematy notek wybieram sobie sama, ich formę też. Jeśli Ci to nie odpowiada, po prostu je pomiń, albo przerzuć się na takie blogi, które nie będą Cię kłuć w oczy bezrefleksyjnymi tekstami.