Marc Elsberg Blackout. Najczarniejszy scenariusz z możliwych Wyd. W.A.B. 2015 784 strony |
XXI wiek bez prądu? Łatwiej sobie wyobrazić tęczowe jednorożce pasące się na beskidzkich łąkach niż funkcjonowanie świata pogrążonego w nagle obejmującej go ciemności. Świata bezużytecznych maszyn i fabryk. Świata w pewnym sensie cofającego się w rozwoju i kompletnie na to cofanie nieprzygotowanego. Świata, w którym rację bytu traci telefon komórkowy, respirator, stacja paliw, a nawet mrożony groszek. Nie wyślesz sms-a do przyjaciółki, nie sprawdzisz wiadomości na Facebooku. Brak dostępu do internetu z pewnością cię zaboli, ale nie tak bardzo jak pozostałe konsekwencje nagłego odcięcia dostaw prądu. Nie przez godzinę, nie przez dobę. Przez wiele dni, tygodni, a może nawet miesięcy i lat.
Czy jesteśmy na to przygotowani?
Na mapie sieci energetycznej Europy, zielone oznaczenia świadczące o tym, że prąd dociera wszędzie tam, gdzie docierać powinien, pojawia się coraz więcej czerwonych plam i linii.
Pstryk! Włosi zajmujący się sterowaniem przepływem energii elektrycznej, nerwowo zerkają na mapę.
Pstryk! Francuzi mają powody do niepokoju.
Pstryk! Zdaje się, że i austriacka sieć ma problemy.
I szwajcarska. I szwedzka. I niemiecka. Czeska. Polska też.
Pstryk!
Mam nadzieję, że macie duże zapasy jedzenia, wody, paliwa, świeczek, cierpliwości i człowieczeństwa. Że nie tak bardzo jesteście przywiązani do swych telewizorów i radioodbiorników, nie wybieraliście się wieczorem na kręgle, ani do baru. Że nie potrzebujecie do pracy komputerów, nie musicie nigdzie dojechać tramwajem. Że nie czeka was zima w mieszkaniu bez ogrzewania, a samo mieszkanie nie leży w pobliżu elektrowni jądrowej. Na dobry początek zjedzcie przechowywane w zamrażarce lody. Z nich za moment nie będziecie mieli pożytku.
Być może nie ma się czym stresować. W końcu nieraz jakaś awaria pozbawiła nas możliwości obejrzenia filmu w telewizji lub zagotowania wody w czajniku. Być może usterka zostanie usunięta w ciągu kilkunastu minut, najwyżej godziny bądź dwóch. Może się jednak zdarzyć tak, że rano sytuacja będzie wyglądała jeszcze gorzej, a kilka dni później zrozumiecie jak wielkim dobrodziejstwem była możliwość zrobienia szybkich zakupów w markecie, płatność kartą i błyskawiczny powrót do domu samochodem.
Marc Elsberg w powieści Blackout. Najczarniejszy scenariusz z możliwych pokazuje, jak bardzo jesteśmy zależni od napędzanej prądem nowoczesności.
W Europie zima ma się całkiem nieźle, choć na szczęście temperatury utrzymują się w okolicy zera. Da się to przetrwać, o ile zmarznięci ludzie mają w perspektywie powroty do ciepłych domów i mieszkań. Niestety nagła przerwa w dostawie prądu pozbawia mieszkańców Europy możliwości ogrzania czterech kątów. Dom, piec i zapas drewna, to w tym momencie wygrany los na loterii. Problem w tym, że liczbę przegranych można liczyć w milionach.
Nie wiadomo co jest przyczyną braku elektryczności. Eksperci myślą, naradzają się, szukają błędów w systemie komputerowym sterującym dostawą energii. Wszystko to na nic. Nawet jeśli udaje się przywrócić dostawy prądu, to tryumf jest chwilowy, a gorycz porażki długo utrzymuje się w ustach. W miejsce początkowego niepokoju wkrada się chaos. Społeczeństwo jest zdezorientowane i zdenerwowane z godziny na godzinę coraz bardziej. Wszystko to, co było bez trudu dostępne na wyciągnięcie ręki, nagle staje się przedmiotem pożądania. Woda, paliwo, jedzenie, możliwość wzięcia prysznica czy spłukania toalety. Komunikacja międzyludzka staje się coraz trudniejsza.
Instynkt przetrwania każe ludziom walczyć. Niektórzy zdolni są posunąć się bardzo daleko, by zdobyć skrupulatnie wydzielaną żywność czy benzynę, która staje się towarem luksusowym. Ci, którzy mają więcej niż inni, każą sobie słono płacić za pomoc.
Chaos i strach. Wypełnione po brzegi podłogi prowizorycznych noclegowni. Umierające w męczarniach mleczne krowy z hodowli. Zamarzające na fermach kurczęta. Zatkane toalety. Elektrownie jądrowe stanowiące ogromne zagrożenie. Pacjenci szpitali umierający bez podtrzymującej ich życia aparatury. Plajtujące przedsiębiorstwa. To tylko kilka przykładów tego, co na ów chaos się składa. To tylko część problemów, które trzeba rozwiązać jak najszybciej. Nim ludzie zaczną umierać z głodu, zamarzać, zabijać się za puszkę konserwy lub kawałek chleba. Nim wybuchną panika, epidemie, elektrownie.
To, co w każdej z poszczególnych central początkowo wyglądało na nieszczęśliwy zbieg okoliczności, niebawem okazało się oczywiście czymś zgoła innym[1].
Podczas gdy eksperci rozbijają głowy o mur niewiedzy, włoski haker Pierro Manzano, ma pewne podejrzenia. W całej tej aferze nie widzi przypadkowej awarii, a celowe działanie i zdaje się, że ma na to dowód. Czyżby to był atak terrorystyczny? Tylko komu mogłoby zależeć na tym, by wywołać globalny kryzys pochłaniający tysiące, a może i miliony ofiar? Teorii Manzano nie da się tak łatwo zweryfikować, bo... nikt mu nie wierzy. Na szczęście haker należy do upartych typów, a i towarzysząca mu dziennikarka, nie jest jedną z tych osób, które poddają się bez walki (i materiału godnego głównego wydania wiadomości, nawet gdy nie ma jak i komu ich nadawać).
Powieść Blackout Marca Elsberga okazała się lekturą zmuszającą do refleksji i nieco niepokojącą. Dzieje się w niej sporo, autor przerzuca czytelników z miejsca na miejsce, dając mu odczuć skalę problemu. I tak w jednej chwili w Mediolanie obserwujemy chaos w ruchu miejskim będącym nieuchronną konsekwencją nagłej ciemności, by po chwili przenieść się do Berlina, Paryża, Hagi lub turystycznej miejscowości Ischgl, położonej w Alpach austriackich. Całą sytuację możemy obserwować z różnych perspektyw. Widzimy zdezorientowanych ekspertów, którzy w cieple i świetle (dzięki awaryjnemu systemowi) biedzą się nad rozwiązaniem problemu, szczęściarzy, którzy mają własną studnię i póki co są samowystarczalni w zakresie żywnościowym, a także masy zdezorientowanych ludzi, jednych rozpaczliwie próbujących przeżyć we własnych czterech kątach, innych stłoczonych w noclegowniach. Widzimy ludzi walczących o jedzenie, jesteśmy świadkami ewakuacji szpitala czy zaglądamy do mieszkańców z terenów zagrożonych promieniowaniem. Sporo adrenaliny dostarczy nam towarzyszenie hakerowi i dziennikarce, Laurel Shannon. Ci wpakują się niejednokrotnie w niezłą kabałę i to ich wątek cechuje się największym dynamizmem.
Sporo miejsca Marc Elsberg poświęca kwestiom technicznym, przyczynom awarii i możliwościom usunięcia usterek. Kody, logi, liczniki kryją w sobie tajemnice, które kuszą Manzano i spędzają sen z powiek Europolowi, politykom, urzędnikom, dostawcom energii, informatykom i innym specjalistom związanym z branżą energetyczną. Początek nieco się dłuży i nie będzie łatwy dla tych, których nie interesuje techniczna strona problemu.
W Blackout Marc Elsberg pokazuje, dzień po dniu, w jaki sposób zmienia się funkcjonowanie na obszarach pozbawionych prądu, jak rośnie napięcie na szczytach władz i wśród zwykłych, szarych obywateli. Obserwacja poczynań tych ostatnich była dla mnie najciekawszym doświadczeniem. Może dlatego, że w razie realizacji czarnego scenariusza Elsberga znalazłabym się wśród nich?
Wyobrażam sobie, jak najpierw zirytowana brakiem prądu i możliwości prowadzenia bloga klnę błąkając się po mieszkaniu, by stopniowo odkrywać, że przerwa w blogowaniu nie jest moim największym problemem. Nie miałabym nic przeciwko, by autor jeszcze bardziej rozbudował tę część dotyczącą reakcji przeciętnych mieszkańców Europy. To właśnie ona wydawała mi się najbardziej interesująca, chwilami przypominająca mi moje ukochane Miasto ślepców José Saramago, choć u Austriaka opisy były zdecydowanie mniej drastyczne, niby dobrze obrazujące stopniową degrengoladę, jednak bez nadmiernego epatowania okrucieństwem. Marc Elsberg skupił się raczej na funkcjonowaniu centrów kryzysowych oraz na przygodach Pierro i Laurel, zaś o sytuacji szarej masy obywateli jedynie raz po raz na pomykał podając po jednym, dwóch przykładach różnych możliwych zachowań (np. jedna scena w lokalu gastronomicznym z zawyżonymi cenami, jedna z poszukiwaniem lekarza w miasteczku, jedna z kradzieżą samochodu, jedna z... itd.). Obrazuje to możliwe postawy ludzkie, ale bez wgłębiania się w temat. Trochę szkoda, że autor nie rozbudował tej części nieco bardziej, rysując wyraźniejszy obraz ludzkich zachowań w nietypowej, trudnej sytuacji, w której niejednokrotnie trzeba dokonywać niełatwych wyborów. Podobnie jest z psychologią postaci, Austriak bardzo dobrze scharakteryzował głównych bohaterów, zabrakło jednak głębszej analizy postaci drugiego czy trzeciego planu. Wydaje mi się, że w tego typu powieści jest to bardzo ważne, bo przecież nie chodzi o samo pokazanie, że dana sytuacja mogłaby mieć miejsce, ale także (a może przede wszystkim) o zobrazowanie reakcji społeczeństwa.
Niespełna 800 stron czyta się szybko. Krótkie rozdziały, szybka zmiana miejsc i perspektyw na całą tę sprawę sprzyjają dynamizmowi akcji. Jednocześnie opisy techniczne działają jak progi zwalniające i w zależności od tego jak bardzo nas interesują, przemkniemy przez nie błyskawicznie lub ziewniemy z nudów. Blackout pozostawia pewien niedosyt ze względu na pobieżne potraktowanie wątków zwykłych ludzi w obliczu niezwykłej sytuacji, daje jednak do myślenia i działa na wyobraźnię.
Większość ekspertów uważała, że współczesne systemu są zbyt kompleksowe i zbyt dobrze zabezpieczone, by można było unieszkodliwić je na dłużej na dużym obszarze[2].
Możecie im wierzyć. Możecie też lepiej zaopatrzyć spiżarnie. Na wszelki wypadek.
Czy jesteśmy na to przygotowani?
Na mapie sieci energetycznej Europy, zielone oznaczenia świadczące o tym, że prąd dociera wszędzie tam, gdzie docierać powinien, pojawia się coraz więcej czerwonych plam i linii.
Pstryk! Włosi zajmujący się sterowaniem przepływem energii elektrycznej, nerwowo zerkają na mapę.
Pstryk! Francuzi mają powody do niepokoju.
Pstryk! Zdaje się, że i austriacka sieć ma problemy.
I szwajcarska. I szwedzka. I niemiecka. Czeska. Polska też.
Pstryk!
Mam nadzieję, że macie duże zapasy jedzenia, wody, paliwa, świeczek, cierpliwości i człowieczeństwa. Że nie tak bardzo jesteście przywiązani do swych telewizorów i radioodbiorników, nie wybieraliście się wieczorem na kręgle, ani do baru. Że nie potrzebujecie do pracy komputerów, nie musicie nigdzie dojechać tramwajem. Że nie czeka was zima w mieszkaniu bez ogrzewania, a samo mieszkanie nie leży w pobliżu elektrowni jądrowej. Na dobry początek zjedzcie przechowywane w zamrażarce lody. Z nich za moment nie będziecie mieli pożytku.
Marc Elsberg w powieści Blackout. Najczarniejszy scenariusz z możliwych pokazuje, jak bardzo jesteśmy zależni od napędzanej prądem nowoczesności.
W Europie zima ma się całkiem nieźle, choć na szczęście temperatury utrzymują się w okolicy zera. Da się to przetrwać, o ile zmarznięci ludzie mają w perspektywie powroty do ciepłych domów i mieszkań. Niestety nagła przerwa w dostawie prądu pozbawia mieszkańców Europy możliwości ogrzania czterech kątów. Dom, piec i zapas drewna, to w tym momencie wygrany los na loterii. Problem w tym, że liczbę przegranych można liczyć w milionach.
Instynkt przetrwania każe ludziom walczyć. Niektórzy zdolni są posunąć się bardzo daleko, by zdobyć skrupulatnie wydzielaną żywność czy benzynę, która staje się towarem luksusowym. Ci, którzy mają więcej niż inni, każą sobie słono płacić za pomoc.
Chaos i strach. Wypełnione po brzegi podłogi prowizorycznych noclegowni. Umierające w męczarniach mleczne krowy z hodowli. Zamarzające na fermach kurczęta. Zatkane toalety. Elektrownie jądrowe stanowiące ogromne zagrożenie. Pacjenci szpitali umierający bez podtrzymującej ich życia aparatury. Plajtujące przedsiębiorstwa. To tylko kilka przykładów tego, co na ów chaos się składa. To tylko część problemów, które trzeba rozwiązać jak najszybciej. Nim ludzie zaczną umierać z głodu, zamarzać, zabijać się za puszkę konserwy lub kawałek chleba. Nim wybuchną panika, epidemie, elektrownie.
To, co w każdej z poszczególnych central początkowo wyglądało na nieszczęśliwy zbieg okoliczności, niebawem okazało się oczywiście czymś zgoła innym[1].
Podczas gdy eksperci rozbijają głowy o mur niewiedzy, włoski haker Pierro Manzano, ma pewne podejrzenia. W całej tej aferze nie widzi przypadkowej awarii, a celowe działanie i zdaje się, że ma na to dowód. Czyżby to był atak terrorystyczny? Tylko komu mogłoby zależeć na tym, by wywołać globalny kryzys pochłaniający tysiące, a może i miliony ofiar? Teorii Manzano nie da się tak łatwo zweryfikować, bo... nikt mu nie wierzy. Na szczęście haker należy do upartych typów, a i towarzysząca mu dziennikarka, nie jest jedną z tych osób, które poddają się bez walki (i materiału godnego głównego wydania wiadomości, nawet gdy nie ma jak i komu ich nadawać).
Powieść Blackout Marca Elsberga okazała się lekturą zmuszającą do refleksji i nieco niepokojącą. Dzieje się w niej sporo, autor przerzuca czytelników z miejsca na miejsce, dając mu odczuć skalę problemu. I tak w jednej chwili w Mediolanie obserwujemy chaos w ruchu miejskim będącym nieuchronną konsekwencją nagłej ciemności, by po chwili przenieść się do Berlina, Paryża, Hagi lub turystycznej miejscowości Ischgl, położonej w Alpach austriackich. Całą sytuację możemy obserwować z różnych perspektyw. Widzimy zdezorientowanych ekspertów, którzy w cieple i świetle (dzięki awaryjnemu systemowi) biedzą się nad rozwiązaniem problemu, szczęściarzy, którzy mają własną studnię i póki co są samowystarczalni w zakresie żywnościowym, a także masy zdezorientowanych ludzi, jednych rozpaczliwie próbujących przeżyć we własnych czterech kątach, innych stłoczonych w noclegowniach. Widzimy ludzi walczących o jedzenie, jesteśmy świadkami ewakuacji szpitala czy zaglądamy do mieszkańców z terenów zagrożonych promieniowaniem. Sporo adrenaliny dostarczy nam towarzyszenie hakerowi i dziennikarce, Laurel Shannon. Ci wpakują się niejednokrotnie w niezłą kabałę i to ich wątek cechuje się największym dynamizmem.
Sporo miejsca Marc Elsberg poświęca kwestiom technicznym, przyczynom awarii i możliwościom usunięcia usterek. Kody, logi, liczniki kryją w sobie tajemnice, które kuszą Manzano i spędzają sen z powiek Europolowi, politykom, urzędnikom, dostawcom energii, informatykom i innym specjalistom związanym z branżą energetyczną. Początek nieco się dłuży i nie będzie łatwy dla tych, których nie interesuje techniczna strona problemu.
W Blackout Marc Elsberg pokazuje, dzień po dniu, w jaki sposób zmienia się funkcjonowanie na obszarach pozbawionych prądu, jak rośnie napięcie na szczytach władz i wśród zwykłych, szarych obywateli. Obserwacja poczynań tych ostatnich była dla mnie najciekawszym doświadczeniem. Może dlatego, że w razie realizacji czarnego scenariusza Elsberga znalazłabym się wśród nich?
Wyobrażam sobie, jak najpierw zirytowana brakiem prądu i możliwości prowadzenia bloga klnę błąkając się po mieszkaniu, by stopniowo odkrywać, że przerwa w blogowaniu nie jest moim największym problemem. Nie miałabym nic przeciwko, by autor jeszcze bardziej rozbudował tę część dotyczącą reakcji przeciętnych mieszkańców Europy. To właśnie ona wydawała mi się najbardziej interesująca, chwilami przypominająca mi moje ukochane Miasto ślepców José Saramago, choć u Austriaka opisy były zdecydowanie mniej drastyczne, niby dobrze obrazujące stopniową degrengoladę, jednak bez nadmiernego epatowania okrucieństwem. Marc Elsberg skupił się raczej na funkcjonowaniu centrów kryzysowych oraz na przygodach Pierro i Laurel, zaś o sytuacji szarej masy obywateli jedynie raz po raz na pomykał podając po jednym, dwóch przykładach różnych możliwych zachowań (np. jedna scena w lokalu gastronomicznym z zawyżonymi cenami, jedna z poszukiwaniem lekarza w miasteczku, jedna z kradzieżą samochodu, jedna z... itd.). Obrazuje to możliwe postawy ludzkie, ale bez wgłębiania się w temat. Trochę szkoda, że autor nie rozbudował tej części nieco bardziej, rysując wyraźniejszy obraz ludzkich zachowań w nietypowej, trudnej sytuacji, w której niejednokrotnie trzeba dokonywać niełatwych wyborów. Podobnie jest z psychologią postaci, Austriak bardzo dobrze scharakteryzował głównych bohaterów, zabrakło jednak głębszej analizy postaci drugiego czy trzeciego planu. Wydaje mi się, że w tego typu powieści jest to bardzo ważne, bo przecież nie chodzi o samo pokazanie, że dana sytuacja mogłaby mieć miejsce, ale także (a może przede wszystkim) o zobrazowanie reakcji społeczeństwa.
Niespełna 800 stron czyta się szybko. Krótkie rozdziały, szybka zmiana miejsc i perspektyw na całą tę sprawę sprzyjają dynamizmowi akcji. Jednocześnie opisy techniczne działają jak progi zwalniające i w zależności od tego jak bardzo nas interesują, przemkniemy przez nie błyskawicznie lub ziewniemy z nudów. Blackout pozostawia pewien niedosyt ze względu na pobieżne potraktowanie wątków zwykłych ludzi w obliczu niezwykłej sytuacji, daje jednak do myślenia i działa na wyobraźnię.
Większość ekspertów uważała, że współczesne systemu są zbyt kompleksowe i zbyt dobrze zabezpieczone, by można było unieszkodliwić je na dłużej na dużym obszarze[2].
Możecie im wierzyć. Możecie też lepiej zaopatrzyć spiżarnie. Na wszelki wypadek.
Marc Elsberg Blackout - zwiastun książki
***
Książkę polecam
miłośnikom historii w stylu "co by było gdyby..."
ciekawym konsekwencji odcięcia ludzi od prądu
wielbicielom historii trzymających w napięciu
zainteresowanym przyczynami braku prądu w Europie
***
Książkę polecam
miłośnikom historii w stylu "co by było gdyby..."
ciekawym konsekwencji odcięcia ludzi od prądu
wielbicielom historii trzymających w napięciu
zainteresowanym przyczynami braku prądu w Europie
***
[1] Marc Elsberg, Blackout. Najczarniejszy scenariusz z możliwych, przeł. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Wyd. W.A.B., 2015, s. 210.
[2] Tamże, s. 159.
***
egzemplarz recenzencki |
Fakt, te zwyczajne wątki zostały trochę usunięte na dalszy plan, jakby liczyło się jedynie rozwiązanie zagadki. Jednak jako thriller książka jest świetna - czyta się dużo lepiej niż można by się spodziewać, choć na początku ciężko było mi się przybić przez stronę techniczną. Ale ogólnie oceniam tekst bardzo wysoko - jest tak prawdziwy...
OdpowiedzUsuńAno, przez cały czas nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to wszystko może się ziścić zanim doczytam książkę do końca.
UsuńWidzę, że w książce sporo się działo :)Jestem przekonana i chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku w styczniu przez huragan nie mieliśmy w domu prądu przez cztery dni. Masakra. Na początku wszystkim brakowało głównie telewizji, ale szybko się okazało, że o wiele gorsze są ciemność i zimno. Mieliśmy w domu 13 stopni, zapalonych było ok. czterdziestu świeczek:) Nie brakowało mi niczego, jedynie światła:D Dzieciaki się męczyły, za to powróciły do łask gry planszowe. Jakiś plus się znalazł. Nie wyobrażam sobie nie mieć prądu przez dłuższy czas. Książkę przeczytam, bo lubię takie historie.
OdpowiedzUsuń13 stopni... Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. To co napisałaś napisałaś o telewizji potwierdza moje przypuszczenia, że najpierw brakowałoby nam umilaczy codzienności, a dopiero później zauważylibyśmy, że problem jest dużo większy.
UsuńStrasznie chciałam te książkę, bo lubię dystopie, jednak odstraszyła mnie cena :/ ale może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńO proszę! Brzmi ciekawie! ;)
OdpowiedzUsuńSądzę podobnie :D
UsuńWłaśnie chyba sobie zakupię.
OdpowiedzUsuńKsiążka lada chwila u mnie będzie i nie zawaham się jej przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńOj, mam nadzieję, że ta książką mnie nie zawiedzie. Czeka na półce i czeka, aż ja z niej ściągnę i przeczytam.
OdpowiedzUsuńJakoś mi umknęła ta książka, a widzę, że będzie się działo. Z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńLubię tego rodzaju pomysły. O "Blackout" słyszałem już jakiś czas temu, ale nie miałem okazji przeczytać.Wyobrażam sobie, że to raczej arcydzieło nie jest, ale na weekend nadałoby się jak znalazł :)
OdpowiedzUsuńDo czytania z latarką pod kołdrą. :)
UsuńCzytałam kilka interesujących artykułów na temat tego, jak ludzie XXI wieku poradziliby sobie bez prądu. Cóż, ze wszystkich wynikało, że nie poradziliby sobie...
OdpowiedzUsuńNie brzmi to najlepiej...
UsuńKsiążka niezwykle intrygująca a ostatnio coraz częściej na nią trafiam :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji czytać, niewiele o tej książce nawet słyszałam dotychczas, ale... PRZECZYTAM!
OdpowiedzUsuńCzęsto zastanawiam się jak wyglądałaby nasza rzeczywistość bez elektryczności, ponieważ nie wyobrażam sobie przerw w dostawie prądu dłuższych niż 2-3 godziny. Książkę na pewno przeczytam, chociaż podobne motywy pojawiają się chyba we wszystkich historiach o apokalipsie. Szkoda, że autor nie rozbudował wątków relacji międzyludzkich w obliczu energetycznej katastrofy. O ile domysły ekspertów są ciekawe, to jednak chyba ta warstwa psychologiczna jest jeszcze ciekawsza :) Niemniej sięgnę po "Blackout", ciesząc się, że nie brakuje mi światła, ciepła, paliwa do samochodu i elektronicznych gadżetów :)
OdpowiedzUsuńA co byś ewentualnie poleciła z takim wątkiem?
UsuńMogę polecić chociażby serie powieści "The Walking Dead", chociaż chyba nie przepadasz za zombie, więc nie wiem czy cię to zainteresuje. Podobny motyw jest chyba też w książce "Jestem legendą" i na pewno jego echa pojawiają się w cyklu "Metro" :)
Usuń"The Walking Dead" zamierzam obejrzeć, a przynajmniej spróbować. Książek nie mam skąd wziąć, a kupować nie chcę. "Jestem legendą" widziałam, ale dawno temu. Książka mnie średnio ciekawi. A na "Metro" się czaję. Dość długo. :P
UsuńCieszę się, że zamierzasz obejrzeć, oby cię wciągnęło :) A wtedy książki same znajdą się w twoim koszyku :P Jeśli chodzi o "Jestem legendą" to polecam też książkę, dość znacząco różni się od filmu.
UsuńPfff... Proszę mi nie psuć planów czytelniczych i nieczytelniczych!
UsuńBałabym się czytać książkę. Nie wyobrażam sobie, że może zabraknąć prądu.
OdpowiedzUsuńWidziałam ją w księgarni. Po przeczytaniu Twojej recenzji żałuję, że jej sobie nie kupiłam. Osobiście nie wyobrażam sobie życia bez prądu, ale jeśli musiałabym czegoś takiego doświadczyć na pewno walczyłabym o przetrwanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Od dawna mam tą książkę zaplanowaną, a czytając kolejne recenzje mój apetyt rośnie i rośnie. Z pewnością w niedalekiej przyszłości przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńSama wizja braku elektryczności jest naprawdę przerażająca. Ciekawe, jakbyśmy wówczas żyli. Zapisuję sobie ten tytuł do planowanych.
OdpowiedzUsuńMuszę mieć!
OdpowiedzUsuńI tak jakoś po przeczytaniu tej recenzji przebiegają mnie dreszcze i modlę się, żeby nie doszło do podobnej sytuacji. Chociaż myślę, że w Polsce zareagowano by inaczej, bardzo chętnie poznam tę przerażająca wizję. Musze zdobyć tę książkę!
OdpowiedzUsuńInaczej, czyli jak?
UsuńSam Twój opis mnie przeraził - jutro lecę po zapasy jedzenia i wody :P Blackout już mam i planuję niedługo czytać. Szkoda, że autor nie napisał o życiu zwykłych Europejczyków, ale nie można mieć wszystkiego ;)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo nie byłam przekonana do tej książki, ale Twoja recenzja mnie zaciekawia :) Europa bez prądu to rzeczywiście coś niecodziennego.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie życia bez prądu. Człowiek jednak zbyt łatwo przyzwyczaja się do dobrego :)
OdpowiedzUsuńOdnośnie powyższej pozycji, jestem nią zainteresowana, dlatego postaram się ją nabyć i przeczytać.
Kiedyś (a była to zima) wysiadł u nas prąd na całą noc i pół dnia. Jasno było, więc czytać się dało, ale zaczynało się robić zimno.
OdpowiedzUsuńBrrr... U mnie w najgorszym wypadku nie było go przez kilka godzin. Z woda było gorzej, gdy w bloku wymieniali rury i odcięli jej dopływ na prawie 3 dni. Straszne to było.
UsuńŚwiat chyba pogrążyłby się w chaosie bez prądu...
OdpowiedzUsuńDzisiaj trzymałam ją w rękach w księgarni, ale nie ma jej na mojej liście Must Have. Przyznam jednak, że i tak mnie ciekawi - pomysł na fabułę i refleksja, którą może za sobą ta książka pociągać. Pewnie też bym żałowała, że autor nie skupił się bardziej na reakcjach zwykłych obywateli, ale myślę, że inne elementy mogłyby mnie usatysfakcjonować.
OdpowiedzUsuńŚwieczki mam, bo mieszkam w miejscu, gdzie braki prądu są bardzo częste. Ale to jest bardzo denerwujące... A gdyby coś takiego wyobrazić sobie na większą skalę - zaczyna robić się przerażająco.
OdpowiedzUsuńKilka świeczek też mam, ale już np. latarki nie.
UsuńTrochę kojarzyło mi się z serialem Revolution, ale chyba autor skupił się na innych kwestiach. Tak czy siak przeczytam, bo nie wypada nie być przygotowanym ;)
OdpowiedzUsuńW trakcie lektury obejrzałam jeden odcinek, ale chyba faktycznie, co innego chodziło po głowie producentom serialu.
UsuńNa zombie apokalipsę jesteś przygotowana, to i z tym dasz radę. ;-)
Opisy techniczne są ważne, nawet (a może zwłaszcza) dla laików, bo bez nich trudno by było wyobrazić sobie jak mogłoby dojść do takiej katastrofy, a co za tym idzie przenieść to na rzeczywisty grunt. Ale myślę, że dla zwykłego czytelnika możliwość obserwowania działań zwykłych ludzi w takich chwilach jest równie istotne, a tego trochę zabrakło.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, będę miała na uwadze ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale byłam pewna, że w tej książce "czynnik ludzki" gra pierwsze skrzypce. Skoro ważniejsze są szczegóły techniczne, to z mojej chęci przeczytania "Blackout" uszła para.
OdpowiedzUsuńBrałam się za książkę z podobnym nastawieniem. Liczyłam na coś w stylu "Miasta ślepców", gdzie pokazywano jak zachowywali się ludzie dotknięci nagłą ślepotą, ale fakt faktem - w tamtej powieści liczyły się właśnie te zwierzęce zachowania, w tej dla autora równie ważne, a nawet ważniejsze, było udowodnienie, że nagły, długotrwały brak prądu na dużym obszarze jest możliwy.
UsuńCzyli lektura bardziej dla czytelników, którzy wolą książki o technicznych szczegółach, o nowinkach technologicznych, o wynalazkach, itd. Ja wolę o ludziach. Wolę o tym, co w przeszłości, a nie w przyszłości. Cóż, nie wszystkie książki musze przeczytać :) :) :)
UsuńI tak, i nie. Ale jeśli nastawisz się na dole i niedole zwykłych ludzi, to będziesz czuła taki sam niedosyt jak ja.
UsuńMyślę sobie o niej, ale chyba tego spojrzenia w stronę ludzkich reakcji bardzo by mi brakowało. Pewnie za jakiś czas się przekonam ;)
OdpowiedzUsuń