środa, 11 marca 2015

Kuba Wojtaszczyk "Portet trumienny"
Bo z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu

Kuba Wojtaszczyk
Portret trumienny
Simple Publishing
2014
168 stron
Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. W swej debiutanckiej powieści, Kuba Wojtaszczyk portretuje polską rodzinę, jednak efekt końcowy w niczym nie przypomina tego z ustawianej fotografii, na której w mniej lub bardziej szczerych uśmiechach, do obiektywu szczerzą się kolejne pokolenia. Autora nie interesuje kadr pełen upozowanych postaci, ani tradycyjny rodzinny portret. 

Portret trumienny Kuby Wojtaszczyk, mimo iż nie został wydany w tradycyjnym wydawnictwie, lecz jako byt niezależny, zwrócił uwagę redaktora Newsweeka, Łukasza Saturczaka i tym samym wylądował w zestawieniu najlepszych polskich debiutów literackich 2014 roku. To wystarczyło, by wzbudzić moje zainteresowanie. Rodzina jako zbiór często niełatwych relacji międzyludzkich jest tematem wiecznie dla mnie ciekawym, stanowi źródło inspiracji, anegdot, choć pisanie o niej wymaga pewnej biegłości. O tym co znane, bliskie nam, co często stanowi odbicie naszych własnych życiorysów i obserwacji, nie tak łatwo opowiadać zajmująco.


W trakcie lektury czułam się tak, jakbym Sierpień w hrabstwie Osage oglądała w gombrowiczowskim zwierciadle. Spotkanie rodzinne, maski, stereotypy, homoseksualizm, krytyka społeczna, satyryczne spojrzenie. Kuba Wojtaszczyk drugim Gombrowiczem nie jest. Za krytyką kryje się niestety niewiele więcej. Przy urodzinowym stole zasiada galeria postaci obrazujących stereotypy, zaczyna więc iskrzyć. Narrator z poczuciem wyższości spogląda na swych współbiesiadników, ci zaś nie pozostają mu dłużni, ale jako, że cała opowieść snuta jest z punktu widzenia głównego bohatera, to on dostaje możliwość szerszego komentowania i to jego poznajemy najbliżej. Na poszczególne postaci patrzymy oczami opozycyjnie nastawionego do wszystkich Aleksandra, co z miejsca stawia ich w niekorzystnym świetle, choć pewnie i bez tego zabiegu, światło wcale nie byłoby łaskawsze. Bohaterów Kuby Wojtaszczyka nie da się lubić, bo są uosobieniem cech negatywnych, dodatkowo nasyconych, by nie pozostawić złudzeń, że oto na spotkaniu rodzinnym ścierają się ze sobą dwie nieznoszące się frakcje. Jedynie siostra Alka i jej mąż zdają się być bliżsi postaciom z krwi i kości niż przejaskrawionym bohaterom rodem z satyry.

Matka Aleksandra obchodzi siedemdziesiąte urodziny. Zjeżdżają się krewni bliżsi i dalsi, a atmosfera staje się coraz gorętsza, bynajmniej nie dzięki licznym świeczkom zdobiącym tort. W galerii zaproszonych postaci mamy obóz miastowych, nowoczesnych, wyzwolonych artystów i zakorzenionych w tradycji Polaków-buraków, prymitywnych, rozmodlonych, hołdujących tradycyjnemu podziałowi damsko-męskich ról, zamkniętych na nowoczesność, plujących jadem na miastowych artystów. 

To twoje artystyczne środowisko! Ćpuny, geje i cholera wie kto jeszcze. Tylko siedzicie i palicie, i pijecie, i dostajecie za to kasę[1].

Miastowi zaś (a właściwie ten konkretny reprezentant siedliska rozpusty) plują jadem na nich. I patrzą z góry. I śmieją się to półgębkiem z politowaniem, to otwarcie bez zahamowań.

Aleks o bracie i jego żonie mówi na przykład tak: nic oryginalnego nie czai się w jego umyśle. Zresztą wystarczy spojrzeć na wybór partnerki-katechetki i czterokrotne jej zaciążenie, nie mówiąc o bezrefleksyjnym łażeniu do kościoła w tę i nazad, a obraz mego brata maluje się sam[2]. (A tak przy okazji, skoro w tej rodzinie były bliźniaki, to ciąże chyba tylko trzy?).

I gdy tak jad sobie bryzga, trudno o rozmowy konstruktywne i jakiekolwiek wnioski, o choćby nić porozumienia, czy jakikolwiek neutralny temat. Jedni w drugich nie widzą niczego dobrego, spoglądają na siebie nawzajem z poczuciem wyższości, ich spojrzenia mówią "żal mi cię, idioto". Wszyscy mówią, nikt nie słucha, o zrozumieniu można zapomnieć. Tu nie ma dialogów, tylko zjadliwe monologi. Całość może skończyć się w najlepszym wypadku trzaśnięciem drzwiami, obrazą na całe lata, być może dożywotnią. Byłam ciekawa jak autor tę historię zamknie, co każe zrobić swym bohaterom w finale. Moim zdaniem zgrabnie wybrnął z zaułka, w który ich i siebie zagonił. Problem w tym, że jako całość, ta historia nie do końca się broni. Za dużo tu stereotypów, które zderzają się z hukiem, wyszydzone, wytknięte palcem, kpiarsko skomentowane, nie kryją w sobie przesłania. Ich ukazanie wydaje się być jedynym sensem tej opowieści. Bywa tu zabawnie, irytująco, groteskowo, w finale nieco upiornie, ale to za mało, by uznać tę książkę za dającą do myślenia. Niebieski ptak o homoseksualnych i hipochondrycznych skłonnościach, egocentryczny, wywyższający się arogant, na tle tradycyjnej polskiej rodziny prezentuje się gorzej niż ci, których ma za nic. Tylko co z tego wynika? 

Portret trumienny prezentuje się całkiem ciekawie w warstwie językowej. Kuba Wojtaszczyk potrafi operować słowem tworząc zdania trafne, zgrabne choć złożone, często podszyte ironią. Mój absolutny faworyt to: Dwupiętrowy dom z rozległą piwnicą i takim samym strychem utrzymano w stylu niewystarczających funduszy przełomu 1989/1990 z domieszką późniejszego eklektyzmu materiałów budowlanych[3]. Obrazowo, celnie, a przy tym z humorem. 

Interpretacje tej książki i jej tytułu będą różne. Dla jednych może być legendarnym już polskim narzekaniem na wszystko (przypominam, że nie ma tu bohaterów ukazanych w pozytywnym świetle), dla innych satyrą. Portret trumienny nie daje się więc jednoznacznie zinterpretować, ale wyraźnie widać, że jest to opowieść o ludziach zamkniętych. W klatkach stereotypów. Na dialog. Na innych. Tu się nie rozmawia, tylko wyraża opinie. Tu się nie dyskutuje, tylko oznajmia jedyną i niepodważalną prawdę. Agresja Aleksandra czy jego brata, stanowi kontrast dla biernej postawy ich siostry, całą trójkę łączy zaś niechęć do konwersacji i stuprocentowa odporność na poglądy innych stron. To trochę zabawny, trochę smutny obraz, podkoloryzowany, ale miejscami celny. Mocno stereotypowy, a przez to nieprzystawalny do rzeczywistości. No i wniosków nie ma z czego wyciągać. Rozrywka na jedno popołudnie.




***

Książkę polecam
czytelnikom, którym nie przeszkadzają stereotypy
poszukującym nietuzinkowych debiutów
wielbicielom portretów rodzinnych, zwłaszcza tych ukazanych w krzywym zwierciadle

***

[1] Kuba Wojtaszczyk, Portret trumienny, Wyd. Simple Publishing, 2014, s. 48.
[2] Tamże, s. 11.
[3] Tamże, s. 18.

***

egzemplarz recenzencki dzięki uprzejmości autora

15 komentarzy:

  1. Bardzo chętnie przeczytam ! Właśnie za tydzień mamy 80 urodziny babci no i awanturę w rodzinie, rozłamy, kłótnie, brak organizacji. Pierwszy raz coś takiego się dzieje, że każdy na każdego gada..

    OdpowiedzUsuń
  2. Choćby dla tego ciekawego debiutu bym to przeczytała. Ale tymi stereotypami to już mnie nie kusisz...
    Ale może autorowi właśnie zależało, aby ukazać wszystkie stereotypy i je wyszydzić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może, ale to dla mnie za mało. Tym bardziej, że tu wszystko zostało ukazane w negatywnym świetle.

      Usuń
  3. Może to być ciekawa lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałabym, bo zachęcasz, a tytuł również ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że autor rzucił tylko garścią stereotypów. Co z tego, że zabawnych skoro nic za tym nie idzie? A no, tak jak napisałaś, nic, więc szkoda czasu na tę książkę. A mogło być ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sądzę, że niekoniecznie książka przypadłaby mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam mieszane uczucia względem tej lektury. Z jednej strony intryguje, z drugiej można się zawieść. Zastanowię się jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytasz książki ukryte gdzieś przed większą publiką, takie odnoszę wrażenie, i przypomina mi się moje dzieciństwo, kiedy szperałam po bibliotecznych półkach i łuskałam takie osobliwości. Po tę ksiażkę, przyznam, raczej nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem? Właśnie mam wrażenie, że zapomniałam jak to jest szperać po bibliotecznych półkach. :/

      Usuń
  9. Już samo: < "Portet trumienny" Bo z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. > zachęca do porwania książki:) hm...a czytałaś Ości Karpowicza? Czy o podobne stereotypy i dziwne związki międzyludzkie chodzi w Portrecie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam. "Portret trumienny" to zupełnie inna bajka. Też rodzina, ale jednak relacje zwyczajne, tyle, że przejaskrawione. "Ości" idą dużo dalej, a relacji pomiędzy bohaterami to zdecydowanie wyższy poziom dziwności i zakręcenia. ;)

      Usuń
  10. Podoba mi się szerokość interpretacji.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.