Jonas Jonasson Analfabetka, która potrafiła liczyć Wyd. W.A.B. 2015 416 stron |
Przedstawiam dzisiejszych bohaterów, licząc na to, że dzięki temu szybko zrozumiecie, że są historie, które wymykają się wszelkim klasyfikacjom, a ich zdroworozsądkowe ocenianie ani chybi skończyłoby się kwaterunkiem w pokoju bez klamek. Jonas Jonasson, ten sam, którego stuletni bohater swego czasu wyskoczył przez okno i zniknął, powraca z nową powieścią Analfabetka, która potrafiła liczyć.
Poznajcie więc główną bohaterkę czarnoskórą analfabetkę Nombeko Moyeki. Jej przygody zaczynają się w RPA, w Soweto, w którym to od małego pracowała w oczyszczalni latryn, a kończą... Hmm... Prawdopodobnie jeszcze się nie skończyły, bo nie chce mi się wierzyć, by Nombeko nie wpakowała się w kolejną kabałę nawet po tym, gdy autor postawił ostatnią kropkę swej powieści, a sama powieść trafiła do druku. Analfabetka jest bowiem analfabetką specyficzną, liczy szybciej niż komputer, wiedzę chłonie jak gąbka wodę, a nieumiejętność czytania znika tak szybko, jak na parkowej ławce znika nieopatrznie pozostawiona komórka.
Poznajcie także inne postaci przewijające się przez powieść Jonassona. Są wśród nich:
- mieszkający w Szwecji, ale nieistniejący Holger Qvist,
- jego aż nazbyt istniejący brat[1] (obaj różnią się od siebie jak noc i dzień, lato i zima, surowy ziemniak i frytka),
- choleryczna dziewczyna brata[2],
- ojciec braci wielbiący króla Szwecji i ten sam ojciec nienawidzący króla z całych sił,
- była producentka ziemniaków, obecnie hrabina[3],
- była producentka ziemniaków, obecnie hrabina[3],
- Jego Niefrasobliwa Wysokość król[4],
- premier, który bez trudu zdałby test białej rękawiczki,
- amerykański kłębek nerwów obawiający się CIA,
- dwaj agenci Mosadu (jeden niepotrafiący sterować helikopterem, drugi ogromnie uparty - obydwa te fakty nie są bez znaczenia),
- jeden inżynier posiadający dwie słabości: alkohol i nieznajomość matematyki, fizyki, chemii, techniki i takich tam zbędnych inżynierowi zagadnień,
- trzy Chinki, których łączny iloraz inteligencji nie dobija do przeciętnego, za to nikt nie robi bardziej profesjonalnych starożytnych, zabytkowych gadżetów niż one.
Jest jeszcze kilku innych wartych uwagi bohaterów, których nie wymieniam tylko dlatego, że powyższa ekipa aż nadto udowadnia, że Analfabetka, która potrafiła liczyć jest lekturą odrobinę odbiegającą od obyczajowej prozy, bez względu na to, czy owa proza dotyczy RPA, diamentów i apartheidu, czy też Szwecji, monarchii i pracownika poczty, który dwa razy spotkał króla oko w oko i dwa razy oszalał, za każdym razem na tym samym punkcie, ale inaczej.
Jonas Jonasson [źródło] |
Czternastoletniego Ingmara Qvista kopnął zaszczyt - spotkał króla Szwecji. Oczywiście kopnął w przenośni, bo monarsze nie wypada agresywnie wymachiwać dolnymi kończynami, za to jak najbardziej wypada mu górną zmierzwić czuprynę nastoletniego Szweda. I to właśnie uczynił. Małego Szweda w osobie Ingmara kompletnie zatkało, w związku z czym za ów zaszczyt nie podziękował, co przez lata spędzało mu sen z powiek i wypędzało wypłaty z portfela. Qvist całą swą życiową energię i pomysłowość skupił na tym, by spotkać się z monarchą i wyrazić swą wdzięczność za królewski gest sprzed lat. A gdy już udało mu się tego dokonać (co nie było ani łatwe, ani tanie), by monarchę... obalić. Ingmar stał się wrogiem monarchii numer jeden. Skąd ta nagła zmiana? Podczas drugiego spotkania Ingmara nie kopnął ani król, ani zaszczyt. Za to oberwał srebrną, królewską laseczką. W czoło.
Odtąd wszystko zaczęło być na wspak[5].
Tymczasem na drugiej półkuli, w RPA, Nombeko wspinała się po szczebelkach kariery. Z pomocnicy czyściciela latryn awansowała na kierowniczkę oczyszczalni latryn, a wyniku zdarzeń przykrych i nieprzewidzianych, jako winna tego iż idąc chodnikiem została potrącona przez samochód, w ramach zasądzonej jej kary, trafiła na służbę do inżyniera, o którym z pierwszej części tego tekstu wiemy już więcej niż on sam wie o inżynierii. Dobrze, oj, jak dobrze, że w pobliżu miłośnika wysokoprocentowych napojów alkoholowych stale krzątała się bystra sprzątaczka już nie analfabetka, a sprytna i żądna wiedzy młoda kobieta, choć oczywiście oficjalnie nadal tylko czarnoskóra sprzątaczka. Strach pomyśleć, co by było, gdyby wyprodukowanie bomb atomowych spadło na biedny to pijany, to skacowanny łeb Engelbrechta van der Westhuizena. Pomoc Nombeko w produkcji broni okazała się nieoceniona, choć nawet ona nie mogła zapobiec katastrofie.
Wątki szwedzki i południowoafrykański oczywiście będą miały swój punkt wspólny. Co więcej, splotą się ze sobą w międzynarodowy warkocz, za trzecią nić mając bohaterów pochodzenia chińskiego, zaś izraelska nić wywiadowcza będzie się wić wokół nich, nie pozwalając rozpaść się całości.
Jonas Jonasson stanął na wysokości zadania. Kto czytał jego poprzednią powieść Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął ten z pewnością ma świadomość, że powtórzenie tamtego sukcesu jest nie lada wyzwaniem. Sama byłam ciekawa, czy szwedzkiemu pisarzowi uda się stworzyć historię równie zabawną, absurdalną, jednocześnie pełną nawiązań do rzeczywistości i tak szaloną, że trudno ją sobie jako część tej rzeczywistości wyobrazić, bez kopiowania raz wykorzystanych pomysłów i gwarantując solidną porcję rozrywki i nie zabijając przy tym szarych komórek czytelnika. Jonasson pokazał, że ma swój styl, ale nie brak mu nowych, zwariowanych koncepcji. Oczywiście nietrudno znaleźć punkty wspólne obydwu powieści (w tym słabość do bomb), powstała bowiem kolejna powieść z brawurową akcją i bohaterami przerysowanymi w ten cudnie humorystyczny sposób, który sprawia, że usta same wyginają się w uśmiechu, ilekroć przeżywają oni kolejne przygody. Albo nie przeżywają, bo jak na powieść o komediowym charakterze śmiertelność jest dość wysoka, choć jeśli dodać, że humor ten przybiera często odcień głębokiej czerni, zgony w dziwnych okolicznościach przestają dziwić. Wiedziałam więc jakiego typu powieści mam się spodziewać i że od strony fabularnej mam się nie spodziewać niczego, bo i tak nie wymyślę co też autor przygotował dla swoich bohaterów. Mogłam jedynie przypuszczać, że łatwo to oni mieć nie będą.
Humor to bez wątpienia ogromny atut tej książki i występuje w każdej możliwej postaci, od słownego po sytuacyjny. Celne riposty, błyskotliwe pointy, absurdalne sceny, bohaterowie charakterystyczni, zwykle opętani jakąś manią powodującą szereg komediowych sytuacji - oto recepta Jonassona na rozrywkową powieść. Dodatkową atrakcją jest zabieg wplecenia w fikcję postaci rzeczywistych (jak choćby kolejni monarchowie Szwecji czy premier Reinfeldt), autor serwuje więc historie prawdziwe, historie naciągane, a całość tworzy historie szalone, dynamiczne i nieprzewidywalne. Pod humorystyczną warstwą mieści się jednak odrobina goryczy i krytyki społecznej, a określenie satyra polityczna samo ciśnie się na usta.
Analfabetka, która potrafiła liczyć to książka, w której może zdarzyć się wszystko, tym szybciej im mniej się to wydaje prawdopodobne. Nadprogramowa bomba atomowa, suszone mięso antylopy, poduszki ratujące życie, morderczy pomnik - oto kilka słów-kluczy, które otwierają drzwi, za którymi trwa jazda bez trzymanki.
***
Zobacz też:
Billy Idol Dancing With Myself
***
Książkę polecam
miłośnikom humorystycznych powieści
wielbicielom zwariowanych fabuł
poszukującym niebanalnych bohaterów uwikłanych w niebanalne sytuacje
***
[1] Jonas Jonasson, Analfabetka, która potrafiła liczyć, przeł. Bratumiła Pawłowska-Pettersson, Wyd. W.A.B., 2015, s. 371.
[2] Tamże, s. 371.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 46.
***
egzemplarz recenzencki |
Autor ma niesamowicie bogatą wyobraźnie i potrafi to wykorzystać. Lubię humor w książkach, ale bywa że mnie drażni. Jednak co do tej pozycji nie mam wątpliwości, chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTo trochę jak z filmami, nie każdy typ humoru do nas trafi.
UsuńBaw się dobrze!
Nie czytałam jeszcze nic tego autora. Na tę książkę mam chęć, ale tak myślę, że jednak zacznę od ,,Stulatka..." :)
OdpowiedzUsuńTo dość...zaskakująca książka i z humorem. To lubię.
OdpowiedzUsuńZapisuję do swojej listy! ;)
OdpowiedzUsuńChyba nawet sięgnę po nią.
OdpowiedzUsuńZapowiada się genialnie zakręcona książka :D
OdpowiedzUsuńZdjęcie z kurczaczkiem i kotem mnie przekonuje, ale książki pana Jonassona - nie.
OdpowiedzUsuńJa zacznę od "Stulatka" i zobaczę, co z tego wyniknie :)
OdpowiedzUsuń"Stulatek..." bardzo mi się podobał, więc nie omieszkam zaserwować sobie również "Analfabetki..." ;)
OdpowiedzUsuńPrzy takiej zachęcie jestem pewna, że sięgnę po tą książkę, wcześniej czy później. Wydaje się idealna na poprawę humoru i spędzenie czasu w dobrym towarzystwie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak! Towarzystwo jest obłędne. Choć cieszę się, że nie mam takich znajomych. Dłużej pożyję. :P
UsuńPo "Stulatka..." sięgnęłam tak naprawdę dzięki Twojej recenzji. Bardzo Ci za to dziękuję. A "Analfabetkę" zakupię, ale może w marcu, bo jak na razie przekroczyłam wszystkie możliwe wydatki na książki i płyty. :D (ach ta Biedronka)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie. :)
UsuńA co kupiłaś w Biedronce?
"Stulatek..." stoi zakurzony na półce, więc nie byłoby w porządku wobec niego gdybym wcześniej sięgnęła po "Analfabetkę...", ale będę pamiętać :) Zresztą zobaczę jakie wrażenie zrobi na mnie "Stulatek..." :)
OdpowiedzUsuńOj, stulatka nie można zignorować. To nie jest typ bohatera, który pozwoli się olać. :P
UsuńNie czytałam jeszcze "Stulatka..", ale kolejne recenzje obu książek autora podpowiadają mi, że to był błąd. Myślę, że ten rodzaj humoru może mi się spodobać. :)
OdpowiedzUsuńNa razie jednak wstrzymam się z czytaniem, nie wiem czy "przemówią" do mnie te zwariowane historie.
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekac lektury :) swoją opinią tylko zaostrzyłaś mój apetyt :)
OdpowiedzUsuńStulatka znam z wersji filmowej, która była całkiem zabawna. Może za to Analfabetkę poznam w wersji książkowej, co by nie było na wspak :)
OdpowiedzUsuńMyśląc o tej książce jedno co mi się nasuwa to: wow, ale autor ma wyobraźnię. Humor lubię, ale nie kiedy jest przesadzony. Hm, ciekawe jak by mi się spodobała ta książka :)
OdpowiedzUsuń"Stulatek" mi się podobał, ale obawiałam się, że Jonnason nie podoła i jego kolejna książka będzie wtórna. Dobrze wiedzieć, że tak się nie stało :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie da się jego prozy pomylić z jakąkolwiek inną, zwariowany klimat, zakręceni bohaterowie i absurdalny humor są takie same, ale dla mnie to jednak różne książki. Choć oczywiście jak się zna "Stulatka..." to "Analfabetka..." jest już odrobinę mniej zaskakująca, bo wiadomo, że Jonasson zaserwuje jazdę bez trzymanki.
UsuńNo, przyznaję, brzmi dobrze :) Stulatka jeszcze nie czytałam, rety... Ja to zawsze w tyle jestem ;)
OdpowiedzUsuńOd dawna mam ochotę na Stulatka, teraz dodatkowo jeszcze będę szukała tej książki :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pióro tego autora. "Stulatek..." mnie bardzo rozbawił. Podoba mi się okładka tej książki, chętnie kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam "Analfabetkę..." i rzeczywiście - błyskotliwe pióro ma ten autor.
OdpowiedzUsuńO książce nie słyszałam, ale humor i zwariowana fabuła zawsze mnie przyciąga :)
OdpowiedzUsuńTo musi być wybuchowa mieszanka - taki humor, tacy bohaterowie i tyle niezwykłych zdarzeń. Najpierw planuję jednak zapoznać się ze "Stulatkiem...", który już sobie grzecznie czeka na półce :)
OdpowiedzUsuńMam w planach :)
OdpowiedzUsuń