Enrique Moriel Miasto poza czasem Wyd. Świat Książki 2009 416 stron |
Kiedy policja stoi wobec niewytłumaczalnych przypadków, szuka po omacku, a to znaczy, że w ciemnościach zderza się ze wszystkimi[1].
Takim niewytłumaczalnym przypadkiem muszą zmierzyć się stróże prawa ze współczesnej Barcelony. Ofiarą jest multimilioner Guillermo Clavé, niegdyś mieszkaniec wspaniałej willi, obecnie w stanie nie pozwalającym na cieszenie się robiącym wrażenie stanem majątkowym. Facet leży na marmurowym stole z ciałem ledwie co zaszytym po autopsji i bladością skóry nienaturalną nawet jak na trupa, co zdumiewa śledczych.
Mówi się czasami, że ktoś traci zimną krew. Clavé stracił całą.
W szpitalu zjawia się Marcos Solano, adwokat rodziny bogatej w kapitał, za to właśnie zubożałej o jednego ze swych członków. Prawnik ma nie dopuścić do skandalu, jaki ani chybi by wybuchł, gdyby pogrzeb się opóźnił z powodu nienaturalnej przyczyny zgonu, a wokół samej śmierci Guillermo zaczęły krążyć plotki i domysły. Przy okazji pełnienia swych zawodowych obowiązków, Solano wpada na pewien trop, który być może ma szansę rozjaśnić nieco sprawę śmierci multimilionera. W sprawę angażuje swoją asystentkę.
Marta Vives zarabia na życie jako aplikantka adwokacka, ale przede wszystkim pasjonuje ją historia i archeologia. Wiedzę na te tematy ma równie ogromną jak ogromna jest jej ciekawość dotycząca losów nie tylko miasta, ale także jej rodu. Rodzina Vives należy do najstarszych rodów barcelońskich i tak się składa, że fakt ten nie będzie bez znaczenia dla historii snutej przez katalońskiego pisarza Enrique Moriela, w powieści Miasto poza czasem.
Marta Vives zarabia na życie jako aplikantka adwokacka, ale przede wszystkim pasjonuje ją historia i archeologia. Wiedzę na te tematy ma równie ogromną jak ogromna jest jej ciekawość dotycząca losów nie tylko miasta, ale także jej rodu. Rodzina Vives należy do najstarszych rodów barcelońskich i tak się składa, że fakt ten nie będzie bez znaczenia dla historii snutej przez katalońskiego pisarza Enrique Moriela, w powieści Miasto poza czasem.
Powieść ta, to nie tylko Barcelona współczesna i nieboszczyk, którego należy pochować szybko i bez wywoływania skandalu. Początki tej historii sięgają... średniowiecza. To właśnie wtedy jednej z prostytutek urodził się syn, co samo w sobie nie jest niczym zaskakującym, podobnie jak to, że jakiś czas później kobieta skończyła swe życie na stryczku, oskarżona o czary. Dziwił fakt, że mimo upływu czasu, twarz chłopca się nie zmieniała. Już jako dzieciak miał rysy dorosłego mężczyzny i choćby miało minąć dziesięć, trzydzieści, a nawet i dwieście lat - jego oblicze pozostawało niezmienne. W tym człowieku zaskakiwało coś jeszcze. Śmierć omijała go szerokim łukiem. Także ta z przyczyn naturalnych. Stąd wiemy, że po dwustu latach wciąż wyglądał tak samo.
Enrique Moriel (Francisco González Ledesma) [źródło] |
Enrique Moriel to jeden z dwóch pseudonimów, pod którymi tworzy barceloński pisarz, dziennikarz i adwokat Francisco González Ledesma. Jego powieść Miasto poza czasem jest jedyną książką dostępną polskim czytelnikom (na ewentualne otarcie łez, można jeszcze sięgnąć po zbiór opowiadań Barcelona Noir, w którym znajduje się jego tekst O policjancie, który kochał książki). Jej akcję osadził w swym rodzinnym mieście i to właśnie Barcelona okazała się najciekawszym z bohaterów tej powieści.
Miasto poza czasem to twór wielogatunkowy. Łączy w sobie kryminał, horror i powieść obyczajowo-historyczną. Wątek kryminalny zapowiada się nieźle, ale właściwie szybko można zapomnieć o nieszczęsnym Guillermo, bo sporo tu innych zdarzeń, rozpraszających uwagę w innych kierunkach. Autor naprzemiennie opowiada o losach duetu Solano & Vives oraz nieśmiertelnego bohatera, którego obecność daje czytelnikom możliwość śledzenia zmian jakie przetoczyły się przez stolicę Katalonii na przestrzeni wieków. Syn prostytutki i Tego Drugiego (o którym wspominać szerzej nie będę, zapewniając was, że nie macie ochoty go poznać, zresztą autor też o nim szybko zapomniał, choć wydawało się, że to ważna postać) wielokrotnie będzie wpadał w tarapaty, sam przy okazji, chcąc nie chcąc, wyrządzając ludziom krzywdy, ale nigdy nie zdecyduje się na opuszczenie miasta, w którym się urodził. Barcelona jest jego domem, jego miłością, uzależnieniem równie silnym jak pociąg do krwi. Tułając się po dzielnicach średniowiecznych i współczesnych, bogatych i biednych, ogarniętych wojną i pokojem, wcielając się w role to nauczyciela, to pomocnika kata, to znów lekarza, zabija i ratuje życia, cierpi i tryumfuje, staje się bytem zawieszonym między złem, a dobrem, pełnym sprzeczności, wciąż oglądającym się za siebie.
Ja, syn dziwki, który nigdy nie umiera, widziałem, jak umierają inni[2].
Ja, syn dziwki, który nigdy nie umiera, widziałem, jak umierają inni[2].
Możliwość obserwowania zmian w Barcelonie jest największym atutem powieści Enrique Moriela, zwłaszcza, jeśli się to miasto zna i zdążyło polubić. Mury pojawiają się i znikają, na jednych budynkach stawia się następne, miasto się rozrasta, Raval przestaje być dzielnicą emigrantów i podejrzanych elementów, powstaje Łuk Tryumfalny, na miejscu fortecy znajdujemy uroczy park, znikają szubienice, a Barceloneta staje się azylem dla kalmarożerców. Dla mnie wielką radością okazało się spotkanie z Gaudim, architektem o niesamowitej wyobraźni. Dzieła wieczne nie mają końcowego rezultatu, gdyż sny tych, co je widzą, ciągle je odnawiają, odmieniają i zmuszają do rodzenia się raz i drugi[3]).
Mniej mnie zachwyciła sama fabuła. Główne wątki bardzo długo toczą się w oderwaniu od siebie. Autor naprzemiennie zabiera nas do Barcelony współczesnej i do czasów, w których nasz nieśmiertelny, tajemniczy bohater akurat przebywa. Brakuje w tym wszystkim spójności, wyrazistości. Wątek nieśmiertelnego, nazwijmy go Temple, składa się jakby z krótkich opowiadań, lepszych lub gorszych, których postaci niestety nie zapadają w pamięć być może dlatego, że jest ich zbyt dużo, trudno się do nich przywiązać. Nie wiem, czy celem tego było pokazanie, że i Temple nie mógł przywiązywać się do poznawanych ludzi, bo jako nieśmiertelny prędzej czy później musiał się pogodzić, że otaczający go ludzie umierają, nie mógł też zbyt długo przebywać w jednym miejscu, by nie wzbudzać podejrzeń tym, że starość się go nie ima, czy też po prostu autor przesadził z liczbą historii, które umieścił w powieści, co sprawia wrażenie chaosu. Sam Temple także nie należy do postaci charakterystycznych, zapadających w pamięć. Trudno wskazać jego wiodące cechy charakteru. W czasach, gdy literatura oferuje ogromną różnorodność ciekawych postaci, niezmienna twarz, niesamowity wzrok i dar życia wiecznego to za mało, by utkwić w pamięci czytelników.
Miasto poza czasem stało się też sposobem na poruszenie tematu dobra i zła, Boga i Szatana. Nie ma tu niestety odkrywczych wniosków i szokujących teorii, a o naturze zła znam dużo lepszą książkę. Bestie Sebastià Alzamory są powieścią przemyślaną, dopracowaną, mocną i bez zbędnych dłużyzn (a na dodatek także opowiadającą o Barcelonie). Mieszczą więc w sobie to, czego zabrakło u Moriela.
Powieść Enrique Moriela intryguje, ale miejscami zawodzi. Wciąga, po czym rozczarowuje. Daje przyjemność obserwowania zmieniającej się Barcelony, ale nie wykorzystuje potencjału, jaki skrywa w sobie tak ciekawy temat i tak interesujące miasto. Myślę, że dużo lepszy efekt dałoby uczynienie głównym bohaterem samego miasta. Nieśmiertelność bohatera jako sposób pokazania historii Barcelony uważam za znakomity pomysł. Rezygnacja z wątku Vives i filozofowania na temat dobra oraz zła na rzecz skupienia się na przemijaniu, zmianach, historii miasta i ludzi je zamieszkujących wyszłaby tej powieści na dobre. Temple stałby się przewodnikiem po tym świecie, narratorem wszechwiedzącym, kronikarzem wypadków. Tymczasem Miasto poza czasem oparte jest na świetnym, ale nie do końca wykorzystanym pomyśle. Zbyt wiele miało się tu wydarzyć, a w rezultacie dzieje się zbyt mało, a przede wszystkim niezbyt intensywnie, by wciągnąć czytelnika w rzeczywistość, która przecież jest tak ogromnie pasjonująca.
Miasto poza czasem stało się też sposobem na poruszenie tematu dobra i zła, Boga i Szatana. Nie ma tu niestety odkrywczych wniosków i szokujących teorii, a o naturze zła znam dużo lepszą książkę. Bestie Sebastià Alzamory są powieścią przemyślaną, dopracowaną, mocną i bez zbędnych dłużyzn (a na dodatek także opowiadającą o Barcelonie). Mieszczą więc w sobie to, czego zabrakło u Moriela.
Powieść Enrique Moriela intryguje, ale miejscami zawodzi. Wciąga, po czym rozczarowuje. Daje przyjemność obserwowania zmieniającej się Barcelony, ale nie wykorzystuje potencjału, jaki skrywa w sobie tak ciekawy temat i tak interesujące miasto. Myślę, że dużo lepszy efekt dałoby uczynienie głównym bohaterem samego miasta. Nieśmiertelność bohatera jako sposób pokazania historii Barcelony uważam za znakomity pomysł. Rezygnacja z wątku Vives i filozofowania na temat dobra oraz zła na rzecz skupienia się na przemijaniu, zmianach, historii miasta i ludzi je zamieszkujących wyszłaby tej powieści na dobre. Temple stałby się przewodnikiem po tym świecie, narratorem wszechwiedzącym, kronikarzem wypadków. Tymczasem Miasto poza czasem oparte jest na świetnym, ale nie do końca wykorzystanym pomyśle. Zbyt wiele miało się tu wydarzyć, a w rezultacie dzieje się zbyt mało, a przede wszystkim niezbyt intensywnie, by wciągnąć czytelnika w rzeczywistość, która przecież jest tak ogromnie pasjonująca.
***
Książkę polecam
miłośnikom prozy hiszpańskiej/katalońskiej
zakochanym w Barcelonie
ceniącym powieści wielowątkowe i wielogatunkowe
ciekawym w jaki sposób współczesność połączy się ze średniowieczem
ciekawym w jaki sposób współczesność połączy się ze średniowieczem
***
[1] Enrique Moriel, Miasto poza czasem, przeł. Andrzej Sobol-Jurczykowski, Wyd. Świat Książki, s. 111.
Hmm na razie jakoś mnie nie ciągnie do tej książki, ale ostatecznie nie mówię ,,nie". Może jak kiedyś odwiedzę Barcelonę i zakocham w niej jak Ty będzie mnie prędzej ciągnąć do takich dzieł :)
OdpowiedzUsuńSą lepsze o Barcelonie. ;)
UsuńRozczarowuje mnie to niewykorzystanie "materiału". Choć lektura wydaje się bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńCo prawda po przeczytaniu recenzji mam troszkę mieszane uczucia, ale myślę, że z kiedyś po książkę na pewno sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będzie to dużo lepsza powieść. Na razie nie mam zamiaru jej czytać, może kiedyś:)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu miałam ochotę na tę książkę, a potem mi przeszło, może kiedyś znowu będę miała na nią ochotę, ale chyba za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńCzytałam i chyba po tym co napisałaś muszę do niej wrócić.
OdpowiedzUsuńSzkoda, jakby fabuła była ciekawsza na pewno bym sięgnęła, bo po "Wyznaniu" Cabre mam ochotę na książki z akcją w Barcelonie.
OdpowiedzUsuńTeż mam kilka tytułów na oku. ;)
UsuńKiedyś bardzo chciałam przeczytać tę książkę, ale później o niej zapomniałam. Po Twojej recenzji stwierdziłam, że to chyba jednak nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPrzemawia do mnie wątek historyczno-współczesny. Ale reszta raczej już nie :)
OdpowiedzUsuńNie przemawia do mnie to połączenie współczesności ze średniowieczem. Wolę książki które dzieją się typowo w czasach współczesnych.
OdpowiedzUsuńZbrodnia podobna do tej z "Ziarna prawdy" mojego ukochanego Miłoszewskiego. Fabuła książki zdecydowanie mnie zainteresowała. Nie spotkałam jej nigdy na półkach księgarni lub biblioteki, bo zwróciłabym uwagę na okładkę. Bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńMiłoszewski lepszy.
UsuńA z takich fajniejszych o Barcelonie, to polecałabym raczej "Katedrę w Barcelonie".
Aj szkoda, że powieść intryguje, a potem zaraz rozczarowuje. Stąd sobie ją daruję.
OdpowiedzUsuńNie znam Barcelony w ogóle, więc obawiam się, że nie umiałabym docenić charakterystyki miasta, a odniosłam wrażenie, że ten element wskazałaś jako najmocniejszą stronę tej książki. Skoro reszta nie zachwyca to daruję sobie czytanie.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak. Dla mnie to była największa frajda, móc sobie wyobrażać w znanych mi miejscach coś, coś co stało tam przed laty.
UsuńMam ją w planach. Twoja recenzja nieco studzi mój zapał, ale myślę, że i tak przeczytam. Chociażby dla samej Barcelony i jej przemian. Na pewno poszukam też Bestii. Zaintrygowała mnie.
OdpowiedzUsuń"Bestie" są świetne! Warto też przeczytać "Katedrę w Barcelonie".
UsuńCiekawa książka. Może do niej zajrzę.
OdpowiedzUsuńprzeczytałam całą Twoją recenzję od deski do deski i stwierdzam, że jakoś nie mam ochoty na przeczytanie tej książki
OdpowiedzUsuńPomysł na fabułę mnie zaciekawił i miałam chęć ją przeczytać, ale po minusach, które zaznaczyłaś zastanawiam się, czy na pewno mam nią nią ochotę.
OdpowiedzUsuńChaos - to pamiętam przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę kilka lat temu, a choć pamięć do fabuł mam kiepską, zwykle jednak pozostają we mnie wrażenia i uczucia towarzyszące lekturze. "Miasto poza czasem" wybitnie mi się nie podobało. Wybitnie, bo uwielbiam literaturę tworzoną przez Hiszpanów i zawsze doskonale wiem, który z pisarzy mnie rozczarował. I Moriel do nich należy...
Ja też się rozczarowałam, a przed lekturą myślałam, że moja miłość do Barcelony sprawi, że będę ślepa na wszystkie niefajności. ;)
UsuńNie wiem, czy sięgnę po tę książkę, może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuń