Ignacy Karpowicz Sońka Wydawnictwo Literackie 2014 208 stron |
Ładne wydanie, choć okładka niepozorna. Oszczędna, ale działa na wyobraźnię. Ascetyczna, a jednak przykuwa wzrok. Sońka Ignacego Karpowicza nie krzyczy, nie woła, ani okładką, ani wnętrzem. W niej wszystko jest szeptem. Takim, który wwierca się w duszę i boli mocniej niż niejeden wrzask. Snutą przez tytułową bohaterkę opowieść, echo zwielokrotnia, roznosi ponad góry i las. Jej historia jest historią wielu, a jednocześnie tylko jej samej. Jej losy są losami innych jej podobnych, a jednak jest to historia intymna, osobista, zapisana w kronice życia kobiety, której nie dane było szczęście.
Przenosimy się na Podlasie. Tutaj, na końcu niczego, w Królowym Stojle nieopodal metropolitalnej Słuczanki, stały tylko cztery chałupy[1]. W tej nowo budowanej, zdobnej w przepych, nie mieszkał jeszcze nikt. W dwóch, których gospodarze przenieśli się na inny świat (lepszy? gorszy? któż to wie), harcowały myszy. W czwartej żyła Sońka i jej wspomnienia.
Obrazek niemal jak ze skansenu. Sień, do której zamszowe sandałki pasują jak krawat do dresu. Unosi się w niej zapach siana, cebuli, sfermentowanego mleka, dymu, kiszonej kapusty... Kuchnia z niebieskim kredensem i stołem przykrytym ceratą w kwiaty. Jest tu kaflowy piec, ikona i makatki. I dwa krzesła. W sam raz, by podjąć gościa ciepłym, krowim mlekiem i kupionymi przed trzema laty czekoladkami Wedla. W sam raz, by zaprosić do siebie miastowego młodzieńca, któremu na tym końcu świata współpracy odmówił najpierw lśniący mercedes, a następnie równie elegancki telefon. Oto miejsce zapomniane przez statystyków, rozwozicieli pizzy i operatorów telefonii komórkowej.
Sońka w myślach nazywa mężczyznę królewiczem. Faktycznie, na tle lichych zabudowań i niemal dziewiczej przyrody, młodzieniec prezentuje się nad wyraz elegancko, jak przybysz z innego świata, choć czas pokaże, że to jednak jego świat. Porzucony, ale nie do końca wyparty. Staruszka zaprasza Igora do siebie. Na mleko, placki, czekoladę. Na opowieść.
Igor Grycowski. Młody, obiecujący reżyser, nękany niemocą twórczą, w związku z czym świat mu nieco zbrzydł ostatnio, a humoru nie poprawia nic. Życiowy cel mu się zatarł, wciągane nosem białe kreski nijak go nie wyostrzają. W literaturze filozoficznej nie odnajduje głębi, pornografia nie zaspokaja jego potrzeb. Jest tylko pustka. Zamszowe sandałki i niepewność, czy po tym życiu czeka go coś więcej.
Dla obojga tamto spotkanie jest tym, czym przypadkowe spotkania bywają od czasu do czasu. Momentem zwrotnym.
Sońka opowiada. Snuje historię swego życia. W oczach odbijają jej się obrazy opatrzone etykietą dawno, dawno temu. Obejmują one tamte wojenne lata, które zjawiły się jak zły sen. Tak wiele zabrały, tyle zniszczyły. Czy byłoby inaczej, gdyby nie kochała? Gdyby nie ta sukienka, tak niepasująca do zwykłej, wiejskiej codzienności, być może on nie zwróciłby na nią uwagi. Nie byłoby psa z obrożą pełną gotyckich liter, ukradkowych spotkań, kradzionych pocałunków, miękkiej trawy pod plecami i konsekwencji, które przerastają.
On był Niemcem, co czyniło ich miłość uczuciem zakazanym. Nie można było wtedy tak kochać.
Igor słucha. Ze strzępów składa całość. Sońka skacze od zdarzeń do zdarzeń, jakby sama próbowała ułożyć sobie w głowie tę historię. W dłoniach trzyma poplamiony kawałek materiału. Jak relikwię, jak pamiątkę, jak wyrzut sumienia. Czyja to krew? Jaki dramat kryją w sobie wspomnienia staruszki? Zasłuchana w jej opowieść nerwowo przełykam ślinę. To przecież niemożliwe. Tyle zła...
Dla młodego reżysera ta opowieść jest jak gotowy spektakl. Jeszcze tylko trzeba wyuczyć aktorów ich kwestii, zadbać o scenografię, kostiumy i światło. Taka historia! Taka moc przekazu! Ten dramatyzm, ten ból, cierpienie. Ta miłość i nienawiść. Wróg w czarnym mundurze i dziewczyna w sukience w niebieskie kwiatki. Odświętnej, jak odświętne uczucie. Nie zdarza się ono na co dzień. Nie dane jest każdemu. Staje się udziałem nielicznych. Niektórym przynosi miłość. Innym śmierć.
Sońka Karpowicza to zderzenie dwóch światów. Dwukrotnie. Raz, gdy tytułowa bohaterka poznała smak i ból zakazanej, niemożliwej miłości. Drugi raz, gdy spotyka na swej drodze Igora.
Sońka wrosła w podlaski pejzaż. Żyje za karę, bo wszyscy bohaterowie jej historii dawno już umarli. Żyje za karę, bo nie ma dla kogo żyć. Żyje chyba tylko po to, by komuś podarować swoją opowieść.
Igor uciekł z tego świata w warszawski pęd ku karierze, sławie i pieniądzom. Choć początkowo jej zwierzenia są dla niego jedynie podwaliną pod spektakl mający zapewnić mu udany powrót na scenę, w pewnym momencie coś w nim pęka. Nie można przecież uciec od korzeni. Bez nich jakaś część człowieka pozostaje martwa.
Historia, którą Ignacy Karpowicz opowiada niezwykle emocjonująco, językiem dopracowanym, barwnym, mistrzowsko prowadzoną frazą, nie wzięła się znikąd. Pomysł na powieść dojrzewał lat siedem, odkąd autor od swego wuja usłyszał o pewnej dziewczynie ze wsi, co to wdała się w romans z Niemcem. Choć twórca Sońki nigdy z ową kobietą nie rozmawiał, to sama jej historia zaintrygowała go na tyle, że w pewnym stopniu utrwalił ją na kartach swojej książki.
W tej opowieści kryje się wiele dramatów, a pokłady cierpienia są przeogromne. Wszystko to sprawia, że lektura najnowszej powieści Ignacego Karpowicza, emocjonalnie jest niezwykle ciężka. Potworność zbrodni podkreśla zestawienie jej z wizją młodego reżysera, który w miarę jak Sońka opowiada, oczyma wyobraźni widzi poszczególne sceny na deskach teatru. Dla jednych więc dramat, dla innych zaledwie materiał służący do podźwignięcia łamiącej się kariery.
Ignacy Karpowicz pisze o wojnie i miłości, ale brak w jego prozie wstawek pełnych patosu czy ckliwości. Nie brak tu opisów poetyckich, ale i twardych, celnych zdań. Autor miesza przeszłość z teraźniejszością, historię opowiadani nielinearnie, czasami przerywa Sońce, by głos oddać Igorowi. Tytułowa bohaterka jest postacią, której nie da się wymazać z pamięci. Pierdylion zmarszczek, twarz, na której odcisnęły się niezapomniane przeżycia i ta cisza, która nieuchronnie musi zapaść, gdy z ust staruszki dobiegnie ostatnie słowo.
Pewnych historii nie da się skomentować. Sońka opowiedziała jedną z nich.
Bo jak człowiek, a na pewno wiejska kobieta, za dużo czuje i za szybko życie, to mu gdzieś coś iskrzy, iskrzy, iskrzy, a potem cała instalacja do niczego się nie nadaje[2].
Przenosimy się na Podlasie. Tutaj, na końcu niczego, w Królowym Stojle nieopodal metropolitalnej Słuczanki, stały tylko cztery chałupy[1]. W tej nowo budowanej, zdobnej w przepych, nie mieszkał jeszcze nikt. W dwóch, których gospodarze przenieśli się na inny świat (lepszy? gorszy? któż to wie), harcowały myszy. W czwartej żyła Sońka i jej wspomnienia.
Obrazek niemal jak ze skansenu. Sień, do której zamszowe sandałki pasują jak krawat do dresu. Unosi się w niej zapach siana, cebuli, sfermentowanego mleka, dymu, kiszonej kapusty... Kuchnia z niebieskim kredensem i stołem przykrytym ceratą w kwiaty. Jest tu kaflowy piec, ikona i makatki. I dwa krzesła. W sam raz, by podjąć gościa ciepłym, krowim mlekiem i kupionymi przed trzema laty czekoladkami Wedla. W sam raz, by zaprosić do siebie miastowego młodzieńca, któremu na tym końcu świata współpracy odmówił najpierw lśniący mercedes, a następnie równie elegancki telefon. Oto miejsce zapomniane przez statystyków, rozwozicieli pizzy i operatorów telefonii komórkowej.
Sońka w myślach nazywa mężczyznę królewiczem. Faktycznie, na tle lichych zabudowań i niemal dziewiczej przyrody, młodzieniec prezentuje się nad wyraz elegancko, jak przybysz z innego świata, choć czas pokaże, że to jednak jego świat. Porzucony, ale nie do końca wyparty. Staruszka zaprasza Igora do siebie. Na mleko, placki, czekoladę. Na opowieść.
Igor Grycowski. Młody, obiecujący reżyser, nękany niemocą twórczą, w związku z czym świat mu nieco zbrzydł ostatnio, a humoru nie poprawia nic. Życiowy cel mu się zatarł, wciągane nosem białe kreski nijak go nie wyostrzają. W literaturze filozoficznej nie odnajduje głębi, pornografia nie zaspokaja jego potrzeb. Jest tylko pustka. Zamszowe sandałki i niepewność, czy po tym życiu czeka go coś więcej.
Dla obojga tamto spotkanie jest tym, czym przypadkowe spotkania bywają od czasu do czasu. Momentem zwrotnym.
Sońka opowiada. Snuje historię swego życia. W oczach odbijają jej się obrazy opatrzone etykietą dawno, dawno temu. Obejmują one tamte wojenne lata, które zjawiły się jak zły sen. Tak wiele zabrały, tyle zniszczyły. Czy byłoby inaczej, gdyby nie kochała? Gdyby nie ta sukienka, tak niepasująca do zwykłej, wiejskiej codzienności, być może on nie zwróciłby na nią uwagi. Nie byłoby psa z obrożą pełną gotyckich liter, ukradkowych spotkań, kradzionych pocałunków, miękkiej trawy pod plecami i konsekwencji, które przerastają.
On był Niemcem, co czyniło ich miłość uczuciem zakazanym. Nie można było wtedy tak kochać.
Igor słucha. Ze strzępów składa całość. Sońka skacze od zdarzeń do zdarzeń, jakby sama próbowała ułożyć sobie w głowie tę historię. W dłoniach trzyma poplamiony kawałek materiału. Jak relikwię, jak pamiątkę, jak wyrzut sumienia. Czyja to krew? Jaki dramat kryją w sobie wspomnienia staruszki? Zasłuchana w jej opowieść nerwowo przełykam ślinę. To przecież niemożliwe. Tyle zła...
Ignacy Karpowicz - Targi Książki, Kraków, 2013 |
Dla młodego reżysera ta opowieść jest jak gotowy spektakl. Jeszcze tylko trzeba wyuczyć aktorów ich kwestii, zadbać o scenografię, kostiumy i światło. Taka historia! Taka moc przekazu! Ten dramatyzm, ten ból, cierpienie. Ta miłość i nienawiść. Wróg w czarnym mundurze i dziewczyna w sukience w niebieskie kwiatki. Odświętnej, jak odświętne uczucie. Nie zdarza się ono na co dzień. Nie dane jest każdemu. Staje się udziałem nielicznych. Niektórym przynosi miłość. Innym śmierć.
Sońka Karpowicza to zderzenie dwóch światów. Dwukrotnie. Raz, gdy tytułowa bohaterka poznała smak i ból zakazanej, niemożliwej miłości. Drugi raz, gdy spotyka na swej drodze Igora.
Sońka wrosła w podlaski pejzaż. Żyje za karę, bo wszyscy bohaterowie jej historii dawno już umarli. Żyje za karę, bo nie ma dla kogo żyć. Żyje chyba tylko po to, by komuś podarować swoją opowieść.
Igor uciekł z tego świata w warszawski pęd ku karierze, sławie i pieniądzom. Choć początkowo jej zwierzenia są dla niego jedynie podwaliną pod spektakl mający zapewnić mu udany powrót na scenę, w pewnym momencie coś w nim pęka. Nie można przecież uciec od korzeni. Bez nich jakaś część człowieka pozostaje martwa.
Historia, którą Ignacy Karpowicz opowiada niezwykle emocjonująco, językiem dopracowanym, barwnym, mistrzowsko prowadzoną frazą, nie wzięła się znikąd. Pomysł na powieść dojrzewał lat siedem, odkąd autor od swego wuja usłyszał o pewnej dziewczynie ze wsi, co to wdała się w romans z Niemcem. Choć twórca Sońki nigdy z ową kobietą nie rozmawiał, to sama jej historia zaintrygowała go na tyle, że w pewnym stopniu utrwalił ją na kartach swojej książki.
W tej opowieści kryje się wiele dramatów, a pokłady cierpienia są przeogromne. Wszystko to sprawia, że lektura najnowszej powieści Ignacego Karpowicza, emocjonalnie jest niezwykle ciężka. Potworność zbrodni podkreśla zestawienie jej z wizją młodego reżysera, który w miarę jak Sońka opowiada, oczyma wyobraźni widzi poszczególne sceny na deskach teatru. Dla jednych więc dramat, dla innych zaledwie materiał służący do podźwignięcia łamiącej się kariery.
Ignacy Karpowicz pisze o wojnie i miłości, ale brak w jego prozie wstawek pełnych patosu czy ckliwości. Nie brak tu opisów poetyckich, ale i twardych, celnych zdań. Autor miesza przeszłość z teraźniejszością, historię opowiadani nielinearnie, czasami przerywa Sońce, by głos oddać Igorowi. Tytułowa bohaterka jest postacią, której nie da się wymazać z pamięci. Pierdylion zmarszczek, twarz, na której odcisnęły się niezapomniane przeżycia i ta cisza, która nieuchronnie musi zapaść, gdy z ust staruszki dobiegnie ostatnie słowo.
Pewnych historii nie da się skomentować. Sońka opowiedziała jedną z nich.
Bo jak człowiek, a na pewno wiejska kobieta, za dużo czuje i za szybko życie, to mu gdzieś coś iskrzy, iskrzy, iskrzy, a potem cała instalacja do niczego się nie nadaje[2].
***
Książkę polecam
miłośnikom poruszających, osobistych historii
ceniących świetną językowo prozę
zainteresowanym relacjami międzyludzkimi w czasie wojny
ciekawym jaką dramatyczną historię nosi w sobie Sońka
***
[1] Ignacy Karpowicz, Sońka, Wydawnictwo Literackie, 2014, s. 13.
[2] Tamże, s. 8.
Przyznam szczerze, że czekałam na Twoją recenzję "Sońki". Twoje słowa sprawiają, że po prostu WIEM iż muszę po nią sięgnąć. A swoją drogą, ubóstwiam okładkę. Uważam, że wielkie dzieła powinny zawsze być opakowane w tak minimalistyczny sposób. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńMnie też się ona podoba. Ma w sobie taki pozorny spokój. :)
UsuńMam nadzieję, że książka Ci się spodoba.
Koniecznie chcę poznać historię Sońki :) Coraz mniej wokół nas osób, które pamiętają te przerażające czasy...
OdpowiedzUsuńSmutne to, bo któregoś dnia te historie mogą zostać zapomniane.
UsuńGdyby nie Twoja recenzja na pewno nie zwróciłabym uwagi na tę książkę. A tak mam ochotę poznać historię Sońki, chociaż wiem, że będzie ona traktować o cierpieniu i stracie. Jestem też ciekawa czy pan reżyser przeżyje przemianę, czy jednak nadal będzie myślał wyłącznie o karierze.
OdpowiedzUsuńOgromnie zachęcam Cię do lektury. To niesamowite, ile emocji mieści się w tak krótkim tekście.
UsuńKsiążka genialna. Dawno żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym wszelkimi kończynami.
UsuńKarpowicza bardzo lubię. Książkę mam na półce. Niedługo nadgonię ;)
OdpowiedzUsuńWielu emocji życzę. :)
UsuńZnam styl Karpowicza w różnych odsłonach, ale mimo to do tej pory nie wiem, czy go lubię. Raz go uwielbiam, innym razem nie mogę znieść - zależy od tego, o czym pisze, zależy od książki. Dlatego z "Sońką" mam problem - wyciągam po nią rękę, ale zaraz z wahaniem ją cofam. Wiem, że w końcu i tak ją chwycę, i tak ją przeczytam, ale muszę się na to przygotować. Dzięki za świetną recenzję, na pewno w jakimś stopniu pomoże mi szybciej się zdecydować.
OdpowiedzUsuńAniu, czytaj koniecznie, myślę, że nie pożałujesz. A ja tymczasem zabrałam się za "Ości".
UsuńTak pięknie opisałaś tę książkę, że mam na nią ochotę, mimo , że wcześniej jakoś nie przykuła moje uwagi:)
OdpowiedzUsuńMiło mi. :)
UsuńTen watek wojenny mnie interesuje, choć z pewnością nie jest łatwy.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie. Cała ta historia jest bardzo bolesna.
UsuńZdążyłyśmy;) Przeczytałam Twoją recenzję z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńUffff...
UsuńI wzajemnie. ;)
Myślałaś kiedyś o napisaniu własnej książki? Czytałam Sońkę, doskonale wiem o czym jest, a mimo to Twoją recenzję czytałam jak osobną opowieść, równie piękną i przejmującą. Serio masz niesamowity talent, zrób coś z tym :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, ale wymyśliłam, że najpierw musiałabym potrafić pisać i mieć o czym pisać. ;)
UsuńBardzo Ci dziękuję za te przemiłe słowa, tym bardziej, że ten tekst nie przyszedł mi łatwo.
Niemożliwe, żebyś wreszcie się wzięła za Karpowicza! Toż to jakieś święto narodowe ;) A tyle cię namawiałam, cieszę się, że go przeczytałaś. Jest świetny.
OdpowiedzUsuńMożliwe. :D Miałam dobry doping. :)
Usuńah ta wojna! to nie do końca moje klimaty, ale nie mówię nie, bo jestem ciekawa tego autora!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak inne książki, ale tę polecam ogromnie.
UsuńPrzepięknie napisana recenzja. Uwielbiam Twoje wyczucie słowa!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję! :)
UsuńDługo nie mogłam się pozbierać po "Sońce".
OdpowiedzUsuńMoc dobrej literatury.
UsuńPrzeczytałam recenzje z ciarkami na plecach. To jak wpłynie na mnie książka? MUSZE ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to ogromnie. Nie zawiedziesz się.
UsuńNie mogę się doczekać, kiedy kupię tę książkę. Oczywiście, muszę ją mieć jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńW takim razie, życzę emocjonującej lektury.
UsuńKolejna pochlebna recenzja tej książki namawia mnie do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńCzytaj koniecznie!
UsuńFenomenalna powieść! Cieszę się, że spotkamy Karpowicza w Warszawie :)
OdpowiedzUsuńJa też. Stresuję się, ale i tak nie mogę się doczekać. :)
UsuńNie umiałam napisać nic o tej książce, choć tyle emocji wywołała. Jedna z najlepszych książek jakie czytałam w tym roku.
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, bo ze mną było tak samo.
UsuńKolejna świetna recenzja tej książki.
OdpowiedzUsuńMoże uda i się ją przeczytać.
Mam nadzieję, że Ci się uda, bo jest naprawdę świetna.
UsuńKurczę, ale mi smaka narobiłaś, już bym sięgnęła, gdybym miała okazję:>
OdpowiedzUsuńTo oby się okazja szybko nadarzyła, bo stracisz szansę na świetną lekturę.
UsuńCiekawe co piszesz, historia super, chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńZachęcam.
UsuńOd dłuższego już czasu planuję poznać twórczość Karpowicza.
OdpowiedzUsuń"Sońkę" na pewno warto przeczytać.
UsuńAch, Karpowicz! Przeczytałam kiedyś tylko fragment jego książki, ale styl jakim operuje autor był bardzo dobry, warty uwagi i zaznajomienia się. Kiedyś wezmę się za tę powieść autora.
OdpowiedzUsuńMnie się jego styl bardzo podoba. :)
UsuńOj, zazdroszczę Ci tej książki. Chcę ją bardzo przeczytać. Pięknie o niej napisałaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zachęcam do lektury. :)
UsuńPięknie o niej napisałaś. Pozostaje mi jedynie kupić tę książkę i przeczytać. Taka historia nie może przejść bez echa.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Czytaj koniecznie! :)
UsuńWiesz, że raczej nie czytam książek z wątkiem wojennym. Ale może tym razem zrobię wyjątek ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna i doskonale napisana. Nie ma w tej historii żadnego zbędnego słowa. :)
OdpowiedzUsuńO, dorwałaś w końcu ,,Sońkę", zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie!
UsuńO, jakże piękna jest książka ta!
OdpowiedzUsuńPołknęłam łakomie i smak noszę w sobie.
A wyobraźnia językowa - aż w głowie sie kręci. I onieśmiela. I zawstydza, że się kiedykolwiek coś napisało.
Dziękuję za recenzję. Okładka- sztuka! Jak nic.
Zgadzam się w stu procentach. :)
UsuńByłem ciekaw tej książki, ale teraz chyba sięgnę po "Sońkę". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWarto. I dla języka, i dla historii.
Usuń