czwartek, 14 sierpnia 2014

Mongolskie przygody
(Bolesław A. Uryn "Mongolia: Wyprawy w tajgę i step")
[recenzja archiwalna]

[źródło]

Pamiętacie post Podróż z... literaturą podróżniczą? Wspominałam w nim o kilkunastu podróżniczych tytułach, które moim zdaniem warto przeczytać. Wśród nich znalazła się publikacja Mongolia: wyprawy w tajgę i step, w której Bolesław A. Uryn opowiada o swojej wieloletniej fascynacji tym krajem, licznych wyprawach do państwa jurt, nomadów i wielkich stad bydła. Do kraju gdzie koń jest wciąż głównym środkiem transportu, a sfermentowane kobyle mleko największym przysmakiem.

Dawno już czytałam tę książkę. Jak przez mgłę przypominam sobie piękne zdjęcia. I tylko pamięć o tym, że to była naprawdę wspaniała podróż do niezwykłego kraju, jest wciąż żywa. Okazuje się, że oprócz pamięci o przeczytaniu przed sześciu laty wspomnianej książki, zostało coś jeszcze. Recenzja. 


Napisałam ją dla portalu BiblioNETka i... UWAGA! UWAGA!... była to moja pierwsza w życiu napisana recenzja. Niestety nie mam do niej zdjęć, a sam tekst... cóż... teraz napisałabym go zupełnie inaczej, ale odkrywszy go po latach po prostu musiałam się z Wami nim podzielić.

***

Bolesław A. Uryn
Mongolia. Wyprawy w tajgę i step
Wyd. Bernardinum
2009
304 strony
Nieznane kusi. Tak wiele jest białych plam, które - jak się okazuje - zakrywają prawdziwe piękno. Mongolia: wyprawy w tajgę i step to pasjonujący zapis przygód autora, jakie spotykały go podczas dziesięciu lat wędrówek po tak mało znanym kraju, jakim jest Mongolia. Bolesław A. Uryn zabiera nas w najdziksze rejony państwa, którego północny kraniec leży na wysokości Warszawy, natomiast południowy – Rzymu[1]. Mongolia: wyprawy w tajgę i step miała odkryć przede mną to, co kryła biała plama rozciągającą się pomiędzy Rosją a Chinami. 

Do tej pory Mongolia kojarzyła mi się głównie ze skośnookimi wojownikami przemierzającymi bezkresne stepy, pustynią Gobi, mieszkającymi w jurtach koczowniczymi plemionami oraz Czyngis-chanem, który przewodził, plądrował, mordował i Möngke Tengri wie, co jeszcze wyprawiał. Zdecydowanie nie ma się czym chwalić. 

Mongolia to kraj dziki i turystom z marzeniem o dziennym wypadzie spędzonym na zwiedzaniu i fotografowaniu tutejszej egzotyki oraz wieczornym wylegiwaniu się na tarasie pięciogwiazdkowego hotelu z drinkiem w łapce i skośnookimi tancerkami na widoku raczej, niesprzyjający. Bo czy można lepiej poznać charakter miejsca, niż udając się tam, gdzie dotrzeć można jedynie konno (no dobra, na upartego rosyjskim UAZ-em, ale tylko z doskonałym kierowcą, dużym samozaparciem i odpornością na piętrzące się trudności) czy spędzając kolejne noce w otoczeniu jedynie dzikiej przyrody, zdając się na jej ciągłe kaprysy? O tym doskonale wie nasz przewodnik po świecie nieujarzmionych rzek, zdradliwych bagien czy niebezpiecznych górskich stoków. 

Autor przedstawia wszystko tak obrazowo, że już po kilku stronach przeniosłam się z mojego ciepłego mieszkania, pozostawiając kubek gorącej herbaty i ulubiony kocyk, do wnętrza jurty, do części dla gości, w której natychmiast częstowano mnie kumysem i... baranią kiszką wypełnioną krwią. Cóż... Jak niejednokrotnie przekonał się „Bolik” – gusta kulinarne bywają bardzo różne. Bo jakże inaczej wytłumaczyć zachwyt mongolskich koczowników nad ową kiszką i zaskakującą wręcz niechęć do zwykłych pieczarek?

Bolesław A. Uryn
[źródło]

Przygoda goni przygodę. Niebezpieczeństwa mnożą się i pędzą po kraju niczym spłoszone susełki po stepie. Śmierć nie raz zagląda w oczy, wywraca kanu, wrzucając do lodowatej wody cały dobytek oraz samego bohatera, odbiera świadomość, gasi silnik samochodu podczas rzecznej przeprawy, płoszy konie, wciąga w błotniste mazie, niszczy obozowisko, pozostawiając po sobie atmosferę strachu i odciśniętą w ziemi wielką stopę. Człowiek musi przezwyciężyć słabości ciała i psychiki, by dotrzeć tam, gdzie spotkać można „ludzi – renów”, by w nagrodę ujrzeć szamankę przyzywającą bogów i duchy, by móc powiedzieć: zza chmur wyszło słońce, mgła uniosła się, zrobiło się ciepło a na niebie pojawiła się tęcza. Wreszcie zobaczyłem jezioro[2] w całej krasie! Tak pięknych kolorów nie widziałem w życiu. Tafla wody mieniła się wszystkimi odcieniami malachitu, błękitu i granatu. Brzeg i litoral tworzyły poletka białych kamieni upstrzonych leżącymi, tu i ówdzie, równie białymi pniami drzew jak z balsy. Na tle gór z ostrymi szczytami i lśniącymi od wody stokami, stało kilka śnieżnobiałych jurt... Bajka![3].

Strona po stronie, moja biała plama zyskiwała kolejne kolory. 

Mongolia: wyprawy w tajgę i step to książka, którą z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim tym, którzy chcieliby poznać smak kumysu wypitego w jurcie o zachodzie słońca, w otoczeniu Mongołów przyodzianych w chałaty. Kto wie, może któregoś dnia sami zapragniecie popędzić stepem na mongolskich konikach, tropiąc wiatr, tarbagany albo... ałmasa? 

***

[1] Bolesław A. Uryn, Mongolia: wyprawy w tajgę i step, wyd. Bernardinum, 2005, s. 37. 
[2] Mowa o jeziorze Chubsuguł. 
[3] Bolesław A. Uryn, op. cit., s. 103.

20 komentarzy:

  1. Rzadko czytam książki podróżnicze, więc nie wiem, czy się z nią zapoznam.
    Mimo wszystko gratuluję tej pierwszej recenzji sprzed 6 lat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieł. Fajnie było odkopać taki stary tekst. :)

      Usuń
  2. Tej jeszcze nie czytałam, a muszę to zrobić:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzadko czytam literaturę podróżniczą, ale jak już sięgnę to zostaje na długo pośród niej =) całkiem zgrabnie wyszła Ci pierwsza recenzja =)
    Dzikie-anioly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wiesz, książki podróżnicze czytam bardzo rzadko. Na tę się raczej nie skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poluję na tę książkę już od dawna. Zwróciłam na nią uwagę, gdy kupiłam kilka pierwszych książek z serii Biblioteka Poznaj Świat, w których znalazłam rekomendacje tej książki i ,,Mojej Afryki" Kingi Choszcz. Po tę drugą pozycję już sięgnęłam i nie zawiodłam się na niej, więc odnośnie do ,,Mongolii..." mam dobre przeczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mongolia..." jest jeszcze ciekawsza. Przynajmniej taką ją zapamiętałam.

      Usuń
  6. Fantastycznie napisana opinia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tekst nie wygląda na taki, który byłby napisany jako pierwszy. Ja jak patrzę na moje pierwsze "recenzje" filmowe, to chciałabym się schować. Ale na pewno widać, jak mocno się rozwinęłaś. Obecne teksty może i są dłuższe, ale na pewno rzetelne i dokładne. Książki chwytasz od każdej strony.

    Co do samej literatury podróżniczej, niech żałuje ten, kto za nią nie przepada. Opisana przez Ciebie jest zdecydowanie na mojej liście. A tymczasem... popełniłam dzisiaj grzech. Mam wyrzuty sumienia.
    Przed urlopem weszłam do księgarni. Przez pracownika kantoru, bo czekałam aż wróci z przerwy ;P Okazało się, że postanowili zrobić promocje jakby specjalnie dla mnie zaserwowaną. Bowiem tak bardzo spodobała mi się kiedyś "Afryka Trek", że już po paru kartkach stwierdziłam, że absolutnie muszę obie części mieć w swojej prywatnej bibliotece. Chodzę, oglądam kolejne książki, czytam bez przekonania kolejne opisy. A tu nagle...! Z 42,90 na 19,90. No jak oni mogli mi to zrobić?! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff... To mnie pocieszyłaś, bo ja chętnie bym przepisała ją na nowo. :D
      Dziękuję za pozytywną opinię o recenzjach! Nie ma jak zastrzyk dobrej energii. :)

      Za 19,90 to nie grzech! :D

      Usuń
    2. Przedurlopowy grzech ;)

      Usuń
    3. A, to fakt. Też mam takie na sumieniu. :P

      Usuń
  8. Odszukiwanie swoich starych tekstów jest fascynujące :) Lubię to robić i super, że się z nami tym podzieliłąś. Książkę chętnie przeczytam, lubię się dowiedzieć czegoś ciekawego na temat innego kraju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich tekstów niestety (na szczęście?) nie mam zbyt wiele. :P
      A książkę polecam. :)

      Usuń
  9. Książka w sam raz dla mnie ! :) Nono pierwsza recenzja napisana tak dawno, super sprawa :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.