The Bubble Tea Company Bursting with New Ideas
Jeśli śledzicie blogi modowe, to pewnie zauważyliście, że niemal każda blogerka musi mieć na swojej stronie zdjęcia:
a) w ubraniach z Zary,
b) z kubkiem kawy ze Starbucks,
c) z przezroczystym plastikowym kubeczkiem zawierającym napój o intensywnej barwie oraz osadzone na dnie kuleczki.
Taki napój tworzony jest na bazie herbaty (zielonej lub czarnej) wymieszanej z mlekiem lub jogurtem, co samo w sobie jest dla mnie dziwnym zestawem, a jeśli dodać do tego te podejrzane kuleczki...
Nic dziwnego, że konsumenci zainteresowali się tym, co właściwie w tych kubeczkach się znajduje. Myślę, że podobnie jak mnie, najbardziej intrygowały ich zabójcze kolory (kojarzące się raczej z barwnikami E-coś tam niż zdrowym jedzeniem) oraz pięciomilimetrowe kuleczki, które - jak się okazuje - są barwione naturalnie i zawierają witaminę B.
Sama dwa razy próbowałam tej modnej mieszanki, ale do tej pory żadna nie trafiła w mój gust. Cóż, widać nie dla mnie modne napoje. Z kawą ze Starbucks też niezbyt często można mnie zobaczyć. Pozostanę więc blogerką książkową (kulturalną?) z książką w torebce i butelką mineralnej w dłoni.
***
Wybitni szefowie kuchni stali się celebrytami. Mają autorskie programy, wydają książki, brylują w towarzystwie. A przy okazji - świetnie zarabiają. O tak, gwiazda kuchni nigdy nie będzie głodna. Nie dlatego, że potrafi zgotować coś z niczego, ale dlatego, że zarabia sumy, o jakich przeciętnym zjadaczom chleba się nie śniło.
A tak przy okazji, czytaliście książkę Julie i Julia? A może chociaż widzieliście film z Meryl Streep w roli Julii Child, amerykańskiej kucharki, autorki wielu książek kulinarnych, która od 1963 roku przez dziesięć lat prowadziła kulinarny program w telewizji i wprowadziła francuską kuchnię między hamburgery i corn dogi? Julia Child do dziś jest inspiracją dla wielu kucharzy, a napisana przez Julię Powell książka, jest zabawną relacją z próby odtworzenia w ciągu roku wszystkich przepisów zawartych w Mastering the Art of French Cooking, najważniejszej książce Child.
***
Na początek: czym jest p-book? Przyznaję, że z takim określeniem książki papierowej się jeszcze nie spotkałam (choć to przecież logiczny skrót), ale sam temat jest więc stary jak pierwszy czytnik Kindle'a i wielokrotnie wałkowany w rozmowach, artykułach i notkach. Mimo to, byłam ciekawa co też znajdę w tym tekście. Oprócz argumentów przemawiających za tym, by dać szansę e-bookom (wygodniejsze w użyciu w czasie podróży, podświetlany ekran czytnika umożliwiający zagłębianie się w lekturze także nocą, itp.), autor artykułu pisze także o tym, że choć pomysł z taką formą czytelnictwa w krajach anglojęzycznych jak USA czy Wielka Brytania okazał się strzałem w dziesiątkę, nie oznacza to, że sprzedaż książek elektronicznych stale będzie wzrastać. Wręcz przeciwnie, w pewnym momencie nieco przyhamowała i wcale nie jest powiedziane, że e-booki wyprą p-booki. Mają bowiem swoje wady.
A tak swoją drogą, jakie wady e-booków moglibyście wymienić?
A tak swoją drogą, jakie wady e-booków moglibyście wymienić?
***
Portugalia! Jak się okazuje to nie tylko kraj słońca i piaszczystych plaż. W tym pięknym, niezwykle różnorodnym krajobrazowo kraju nie brakuje pięknych górskich zakątków, cytrusowych gajów, starożytnych zabytków. Po lekturze tego artykuły można zapragnąć spakować plecak, założyć buty trekingowe i ruszyć na szlak. Okazuje się, że słynący z przepięknych piaszczystych plaż region Algrave, to oprócz gorącego piasku, także i położone w głębi lądu wspaniałe góry. Idealne dla miłośników wędrówek i wspinaczek. Tu mogłabym spełnić marzenie o skoku spadochronowym, o którym pisałam Wam w notce Magiczna 30. Mogę się tylko domyślać, że w takich warunkach byłoby to niezapomniane wrażenie.
Później z pewnością ruszyłabym do Lizbony i Porto.
W tym pierwszym wybrałabym się na koncert fado. Może przy okazji, zwiedzając stolicę Portugalii, przeżyłabym choć namiastkę takiej przygody jak bohater Nocnego pociągu do Lizbony Pascala Merciera (jeśli nie czytaliście tej powieści, nadróbcie to koniecznie!).
W tym drugim, wybrałabym się na spacer po starym mieście. Nie sądzę, bym mogła się nie zakochać w średniowiecznych uliczkach.
***
Bez wątpienia Business English nie jest dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z nauką angielskiego. Mimo iż moja znajomość tego języka pozostawia wiele do życzenia, postanowiłam się zmierzyć z najnowszym numerem. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na kilka ciekawych artykułów, bo choć magazyn skierowany jest przede wszystkim dla ludzi biznesu, to i przeciętny, zainteresowany światem Kowalski, znajdzie tu coś dla siebie.
Nie będę Wam streszczać wszystkich artykułów, wybrałam kilka ciekawiących mnie tematów. Tych, które chciałabym polecić i Wam. Cały spis treści wygląda tak, jak na obrazku poniżej.
82 strony. Uwierzcie mi, jest co czytać. Znajdziecie tu m.in. listę najbogatszych osób... sprzed stu lat, artykuł o rajach podatkowych, zajrzycie do Szkocji i Bangladeszu. Znajdzie się coś dla fanów Lady Gagi (patrząc na nią aż trudno uwierzyć, że jest wychowanką szkoły katolickiej) i amatorów zgłębiania tajników sztucznej inteligencji.
82 strony. Uwierzcie mi, jest co czytać. Znajdziecie tu m.in. listę najbogatszych osób... sprzed stu lat, artykuł o rajach podatkowych, zajrzycie do Szkocji i Bangladeszu. Znajdzie się coś dla fanów Lady Gagi (patrząc na nią aż trudno uwierzyć, że jest wychowanką szkoły katolickiej) i amatorów zgłębiania tajników sztucznej inteligencji.
[źródło] |
2 lata temu byłam w Niemczech na Erasmusie i tam był szał na Bubble Tea. Jedynie dobre były robione te przez prawdziwych Tajwańczyków, podróbki były okropne. Właśnie zauważyłam ostatnio we Wrocławiu sklep z Bubble Tea, kupiłam z ciekawości, ale niestety tragedia, po kilku łykach miałam dość..
OdpowiedzUsuńA, czyli jest nadzieja, że to się da wypić, o ile wie się, gdzie kupować. ;)
UsuńNieważne co napiszesz i tak zawsze mnie zainteresuje :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie planuję notkę o fizyce kwantowej. :P
UsuńA tak poważnie: ogromnie mnie to cieszy. :)
Lubię ich rosyjskie czasopisma.
OdpowiedzUsuńTe niestety te nie dla mnie.
UsuńMuszę chyba poobserwować blogi modowe, ponieważ jestem w tym temacie do tyłu. A magazyn już leży na mojej półce i czeka na lekturę ;)
OdpowiedzUsuńJa przez jakiś czas zaglądałam na kilka. Teraz też nie jestem na bieżąco, więc może trendy się zmieniły.
UsuńBardzo fajny post :0 Z tego co widzę wersja angielska produktu :( szkoda
OdpowiedzUsuńI właśnie o to chodzi, że angielska. :)
UsuńPierwszy raz słyszę o napoju ze szklanymi kuleczkami, ki czort...
OdpowiedzUsuńFilm z Meryl Streep w roli Julii Child widziałam, bardzo, bardzo mi się podobał, ale nie przeczytam o nim w powyższym magazynie, bo mój angielski kuleje :/
Ze szklanymi mogłoby być niebezpiecznie. ;)
UsuńMój angielski też jest dość słaby, ale dzięki słowniczkowi jest łatwo przebrnąć przez artykuły.
Tych bubble tea chciałabym spróbować, bo cztery lata temu o nich usłyszałam i odtąd jeszcze nie spróbowałam. A mój magazyn czeka na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńMoże Tobie bardziej posmakuje. ;)
UsuńJeśli chodzi o Bubble Tea, zawsze miałam ochotę tego spróbować, a jednak dotąd nie udało mi się znaleźć okazji, więc trudno mi się wypowiadać na ten temat... Ale wygląda intrygująco.
OdpowiedzUsuńA wady e-book'ów... No cóż, jak dla mnie zasadniczą wadą jest brak "tego" klimatu ;)
Wygląda lepiej niż smakuje, przynajmniej moim zdaniem. Ale są tacy, którzy uwielbiają próbować różne mieszanki.
UsuńNie widziałam jeszcze nigdzie tego napoju z dziwnymi kuleczkami... zaintrygowałaś mnie :D Na szczęście ten numer już sobie czeka i muszę przyznać - ma o niebo ładniejszą okładkę niż poprzedni!
OdpowiedzUsuńRzuca się w oczy. Pewnie w jakimś centrum handlowym u Ciebie mają stoisko. ;)
UsuńA próbowałaś zrobić sama Bubble Tea? Takie naturalne, a nie dziwną mieszankę z knajpy? Czajnikowy.pl na YT jakiś czas temu dawał przepis. Może będzie lepsza :)
OdpowiedzUsuńA skąd! W kuchni jedyne co mi wychodzi, to kanapki. :D
UsuńSam muszę spróbować Bubble Tea, bo jeszcze nie miałem okazji spróbować. Już kilka razy widziałem recenzje tego magazynu i z chęcią kupiłbym go, ale zawsze mam jakieś wymówki (brak czasu i leń, który we mnie siedzi), a zapowiada się naprawdę świetnie. :)
OdpowiedzUsuńKup choć jeden i sprawdź, a nuż Cię wciągnie?
UsuńJa byłam zagorzałą przeciwniczką ebooków i czytników, ale odkąd go mam... nie wyobrażam sobie życia bez niego! Wiele książek nie ma w bibliotekach, do których chodzę, więc mogę bez problemu kupić je w Internecie. A wady? Brak szelestu i dotyku kartek. Tylko taką wadę znajduję.
OdpowiedzUsuńBubble tea - dla mnie to okropny napój, który smakuje... właściwie nie chcę mówić, jak smakuje :D
Czytnika nie mam, ale sama też widzę coraz więcej jego zalet. Tylko obawiam się, że jak go sobie sprawię, to przybędzie mi nieprzeczytanych tytułów. :/
UsuńDokończyłam w myślach to zdanie za Ciebie. :P
A z czym jeszcze? Sam sok?
OdpowiedzUsuńW podróży wolałabym jednak kilka książek na czytniku. Ale to tylko teoria, bo czytnika nie mam. ;)
Nie chciałoby mi się czytać całej gazety, wystarczają mi Twoje skróty co ciekawszych artykułów :)
OdpowiedzUsuń