Tytuł: Vicky Cristina Barcelona
Gatunek: komedia obyczajowa
Produkcja: Hiszpania, USA
Premiera: 17 kwietnia 2009 (Polska), 17 maja 2008 (świat)
Reżyseria: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen
Muzyka: różni artyści
Zdjęcia: Javier Aguirresarobe
Czas trwania: 96 minut
By podłapać wakacyjny nastrój, postanowiłam sobie przypomnieć jeden z moich ulubionych filmów. Uwielbiam go za wszystko: zdjęcia, muzykę, klimat, humor, aktorstwo oraz oczywiście fabułę no i miejsce akcji - magiczną Barcelonę.
Vicky (Rebecca Hall) i Cristina (Scarlett Johansson) to dwie młode Amerykanki, które ruszają na wakacje marzeń (moich na pewno). Przyjaciółki różnią się od siebie jak ogień i woda. Urodą, charakterem, podejściem do życia. Vicky pisze pracę o Katalonii. Zbiera materiały, uczy się języka. Ma stałego partnera i niedługo planuje ślub. Jest inteligentna, poukładana i wydaje się, że wie czego chce od życia. Cristina - przeciwnie. Jej artystyczna dusza nie daje się okiełznać. O ile ma świadomość tego, czego w życiu nie chce, o tyle to, czego chce i potrzebuje jest dla niej zagadką. Zwariowana, szalona w życiu i niespełniona w uczuciach.
Na drodze obu pań staje Juan Antonio Gonzalo (Javier Bardem), pewny siebie artysta. Charyzmatyczny, bez zahamowań, intrygujący. Po prostu podchodzi do przyjaciółek i proponuje im lot do Oviedo i dziki seks w trójkącie. Vicky go spławia, Cristinie pomysł się podoba, wyprawa dochodzi do skutku. Znajomość bohaterek z Gonzalo wiele w ich życiu zmieni. A później na scenie pojawi się zwariowana żona Juana María Elena (absolutnie genialna Penélope Cruz) i wtedy zrobi się jeszcze ciekawiej oraz mniej przewidywalnie.
Wspominałam już, że uwielbiam ten film? Widziałam go kilka razy, co zdarza mi się niezmiernie rzadko. Zdobył moje serce klimatem i humorem, a poza tym - mieści w sobie trochę moich marzeń, wspomnień i emocji. Jest ciepły, zabawny i pięknie pokazuje nieprzewidywalność. Życia i charakterów. To taki film o szczęściu i nieszczęściu, o szczęśliwości pozornej, nieuchwytnej, o tym, że niekiedy warto poddać się szaleństwu. Pozazdrościłam bohaterom nieskrępowania, emocji na wierzchu i wyrażania ich poprzez sztukę.
Obiektywnie ocenić go nie potrafię. I nawet nie będę próbować. Jest mi zbyt bliski.
Obiektywnie ocenić go nie potrafię. I nawet nie będę próbować. Jest mi zbyt bliski.
zwiastun filmu
***
Tytuł: Iceman: Historia mordercy (The Iceman)
Gatunek: biograficzny, kryminał
Produkcja: USA
Premiera: 30 sierpnia 2012 (świat)
Reżyseria: Ariel Vromen
Scenariusz: Ariel Vromen
Muzyka: Haim Mazar
Zdjęcia: Bobby Bukowski
Czas trwania: 103 minuty
Oparta na faktach historia Richarda Kuklinskiego (Michael Shannon) - klasycznego produktu 2 in 1. Z jednej strony mamy więc oddanego męża i ojca, z drugiej zimnego mordercę na zlecenie. Kuklinski posyła kolejną ofiarę na tamten świat, po czym tymi samymi rękami, które chwile wcześniej zadały śmierć, przytula do siebie ukochane córki, obejmuje uwielbianą żonę (Winona Ryder).
Richard pracuje dla niejakiego Roya Demeno (Ray Liotta), któremu lepiej nie podpadać. I Richard nie podpada aż do dnia, kiedy zdoła Demeno wkurzyć. A to może się skończyć tylko źle.
Historia amerykańskiego gangstera polskiego pochodzenia robi wrażenie. Moja wyobraźnia nie do końca potrafi to ogarnąć. Jakim człowiekiem trzeba być, by przez 25 lat prowadzić podwójne życie, kochać i zabijać, wychowywać córki i patrzeć na cudzą śmierć? Czy taki człowiek cokolwiek czuje? O czym myśli, gdy wraca "z pracy" do domu? A poza tym: jak to się stało, że nikt niczego się nie domyślił przez tak długi czas? Niesamowite. Niewyobrażalne.
Trochę zabrakło mi w tym filmie wglądu w psychikę mordercy, ale to dobry film ze świetną grą aktorską. Shannon wypadł ogromnie przekonująco i to głównie jego zasługa w tym, że Icemana ogląda się tak dobrze.
Po seansie zaczęłam rozglądać się za informacjami dotyczącymi Kuklinskiego. I nagle okazało się, że fabuła kryminału jest niczym w porównaniu z rzeczywistością. Trudno się dziwić, że tak złagodzono tę przerażającą historię. Obejrzyjcie film, przeczytajcie TEN artykuł. Taki scenariusz może stworzyć tylko bardzo chora wyobraźnia. Albo życie.
zwiastun filmu
***
Lubisz filmy? Zajrzyj też tutaj:
Blogowy Flesz Filmowy - 25
Blogowy Flesz Filmowy - 24
Blogowy Flesz Filmowy - 23
***
Lubisz filmy? Zajrzyj też tutaj:
Blogowy Flesz Filmowy - 25
Blogowy Flesz Filmowy - 24
Blogowy Flesz Filmowy - 23
"Vicky Cristina Barcelona", Allen...Kocham! :)
OdpowiedzUsuńJa też! :)
UsuńWidziałam tylko ,,Vicky..." i uwielbiam, mogę oglądać ciągle i mi się nie nudzi ;)
OdpowiedzUsuńMoże ten pierwszy kiedyś obejrzę.
OdpowiedzUsuń"Vicky, Cristina, Barcelona" uwielbiam :) Icemanem mnie zainteresowałaś. Nie wiedziałam, że został oparty na faktach.
OdpowiedzUsuńAno na faktach, choć fakty są zdecydowanie bardziej przerażające.
Usuńdo wyzwania :)
OdpowiedzUsuń"Opowieści z Kapciuchowa" - Agnieszka Urbańska
http://magicznyswiatksiazki.pl/opowiesci-z-kapciuchowa-agnieszka-urbanska-recenzja-510/
Też uwielbiam "Vicky Cristina Barcelona" <3
OdpowiedzUsuńAch też muszę obejrzeć go ponownie ;)
A później jeszcze raz. ;)
UsuńNie znam żadnego z tych filmów.
OdpowiedzUsuńObejrzyj "Icemana". :)
UsuńTen pierwszy dostałam ostatnio w prezencie, ale go jeszcze nie oglądałam... Pora nadrobić zaległości ;)
OdpowiedzUsuńVicky Cristina Barcelona- oglądałam sporo czasu temu, musiałabym sobie go przypomnieć. A ten Kukliński brr,ciarki przechodzą.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy jest jakaś książka na jego temat.
UsuńJest książka o Kuklińskim ;) http://lubimyczytac.pl/ksiazka/193503/iceman-historia-mordercy
Usuń"Vicky, Cristina, Barcelona" raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, trochę mnie zdziwiłaś. Byłabym w szoku, gdybyś napisała, że dopiero teraz zobaczyłaś Vicky Cristina Barcelona :P Pamiętam moje odczucia przy napisach końcowych tego filmu, gdy widziałam go po raz pierwszy. Przyszło mi na myśl, by od razu włączyć go od nowa! Uwielbiam w nim absolutnie wszystko. Na czele z Cruz.
OdpowiedzUsuńSama byłabym w szoku. :D
UsuńZa pierwszym razem oglądałam go nawet nie tyle dla Barcelony, co dla Cruz. :D
Żadnego nie oglądałam, ale bliżej mi do drugiego tytułu.
OdpowiedzUsuń"Vicky Christina Barcelona" niezbyt mi się podobało, jak oglądałam za pierwszym razem, czyli dość dawno temu, myślę, że mogłabym sobie odświeżyć pamięć ;)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobry pomysł. :D
UsuńZobaczyłam tytuł "Iceman" i od razu pomyślałam, że to jakiś spin-off X-menów. ;)
OdpowiedzUsuńekipa mutantów mogłaby się uczyć od Icemana morderczych umiejętności. ;)
UsuńNie znam żadnego z tych filmów, ale zaciekawił mnie "Vicky Cristina Barcelona", zatem postaram się go obejrzeć.
OdpowiedzUsuńTen drugi film może obejrzymy razem z chłopakiem. Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że oboje się będziecie dobrze bawić. :)
UsuńKocham Allena, więc z pierwszą propozycją nie muszę się zapoznawać - idealna na lato! ;) Drugi film, zobaczymy - zapamiętam tytuł. Pozdrawiam, Marcelina ;)
OdpowiedzUsuńI na wiosnę, i na jesień i zimę też. Ale fakt, w letni upalny wieczór ogląda się wspaniale. :)
Usuńw Icemanie zabrakło mi także wglądu w jego psychikę...chciałam więcej thrillera psychologicznego, a mniej sensacji...
OdpowiedzUsuńZ tym się zgodzę. Mnie też tego zabrakło. A wyobraź sobie, jaki genialny książkowy thriller psychologiczny by powstał na podstawie jego historii, gdyby ktoś umiejętnie podszedł do tematu.
UsuńJa niestety nie mam serca do filmów Allena :) nie ten humor, nie ta wrażliwość, więc nawet Barcelona w tle nie ratuje dla mnie sytuacji :)
OdpowiedzUsuńUuuu... No to szkoda. :(
UsuńUwielbiam motyw przewodni z ,,Vicky...". Toż to istne cudo!
OdpowiedzUsuńDługo miałam go ustawionego jak dzwonek w telefonie. :)
UsuńJuż wystarczająco dużo filmów mam do obejrzenia, by planować kolejne
OdpowiedzUsuń"Vicky, Christina, Barcelona" oglądałam chyba ze 3 razy ;) Co do "Icemana, to mam książkę, więc najpierw ją przeczytam, a potem może skusze się na film :)
OdpowiedzUsuńKSIĄŻKĘ????
UsuńPOŻYCZYSZ???
Po komentarzach powyżej widzę, że o książce "Iceman" już wiedziałaś, ale trudno :P mój brat ma, może od niego pożyczę żeby przeczytać.
OdpowiedzUsuńChciałam dowiedzieć się co Ci się tak podobało w "Vicky Christina Barcelona", niestety Twoja opinia krótka, w każdym jednak razie, zgadzam się, że muzyka w filmie bardzo dobra i że Penelope świetnie zagrała, ładne zdjęcia. Moim zdaniem film nie był zabawny, ja nie widziałam w nim żadnej zabawnej sceny. Dla mnie był on trochę gorzki - opowiadał o niespełnionych ludziach. Jak dla mnie życie w trójkącie jest nie do wyobrażenia i wątpię, by w rzeczywistości moglo tak kolorowo wyglądać. Ogólnie nie rozumiem artystów i sztuki dla sztuki - myślę, że sztuka pomaga wyrażać różne emocje, ale trzeba mieć do emocji większy dystans. Po obejrzeniu filmu mam więc ochotę pomarudzić i po moralizować ;P
Kiedyś napiszę o tym filmie więcej, bo chciałabym mieć nieco więcej na blogu o filmach hiszpańskich i Hiszpanii dotyczących. U mnie ten film już na dzień dobry ma plusy za:
Usuńa) reżysera, bo uwielbiam Allena
b) obsadę
c) miejsce akcji.
Poza tym, w wielu bohaterach znalazłam siebie. Tzn gdyby wyciąć z każdej osoby z czterech głównych po kawałku, to można by ulepić mnie. :D
Tak myślałam, że może uda mi się Cię podpuścić do napisania czegoś dłuższego ;P lubię poznawać opinię innych na temat czegoś, co mi się nie podoba, a im tak, bo zawsze chcę zrozumieć o co chodzi :) z obsady Bardem to rozumiem ❤ z Allenem mi ogólnie jakoś nie po drodze... No no to bardzo kolorowy plastuś wychodzi :D
UsuńCwaniara. :D
UsuńTo zależy, które cechy się zbierze i w jakim natężeniu. ;)