Jednym z punktów programu tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Kryminały był wykład Zygmunta Miłoszewskiego: Polskie trupy eksportowe - o tłumaczeniach i karierze międzynarodowej.
Twórca
postaci Szackiego opowiadał poruszył temat tłumaczeń w oparciu o swoje
przygody z tymi, którzy przekładali jego książki na rozmaite języki. Bez
wątpienia pisarz wie, o czym mówi, wszak jego książki tłumaczone są
m.in. na angielski, czeski, francuski, niemiecki, rosyjski czy
ukraiński.
Miłoszewski przytoczył mnóstwo zabawnych anegdot, historyjek, które zdarzyły się na linii współpracy pisarz - tłumacz.
Zygmunt Miłoszewski vs tłumaczka na czeski, czyli jak powstawała "kniha" Zrnko pravdy
Jak
to ładnie ujął pisarz, jedni tłumacze kontaktują się z pisarzami, inni
nie. Akurat w tym przypadku dokonująca przekładu na czeski Tereza
Pogodová miała "kilka" uwag. Wszystko zaczęło się od tego, że Czeszka
jest miłośniczką ornitologii, a w Ziarnie prawdy znajduje
się scena, w której to kruki "prowadzą" bohatera do miejsca odkrycia
zwłok. Okazało się, że zdaniem pani Terezy, taka sytuacja jest
niemożliwa, jako, że kruki to stworzenia płochliwe, w związku z czym
autor opisując ową scenę, ani chybi miał na myśli gawrony. Ptaki miały
być czarne i mroczne, a dla fabuły ich gatunek był równie istotny jak
to, gdzie jest Nemo dla Kubusia Puchatka. Spróbujcie to jednak
wytłumaczyć amatorce ornitologii! A duże czy małe? - pada pytanie
Czeszki mające doprecyzować, o jaki gatunek chodzi.
czytając e-maila od pani Terezy |
To
był dopiero początek. Wnikliwa tłumaczka skrupulatnie przebadała treść
pod kątem ewentualnych nieścisłości, a efekt owych badań, autor Ziarna prawdy otrzymał
drogą mailową. Sprawdziła, że furtka, która w powieści prowadziła na
Kościelną, w rzeczywistości wychodzi na Katedralną, zwróciła uwagę na
to, że młodzi patrioci nie mogli śpiewać tekstu na melodię Międzynarodówki i poprosiła autora, by zanucił melodię, o której myślał, po czym oznajmiła, że to nie Międzynarodówka, a Warszawianka.
Jak
się okazało, pani Tereza we wszystkim miała rację. Nawet w tym, że
charakterystycznym gestem Keitha Richardsa nie jest ręka z
wyprostowanymi palcami małym i wskazującym (taki tam satanistyczny
obrazek), a dłoń z wyprostowanym palcem środkowym. Na dowód, do maila
dołączyła linki do zdjęć przedstawiających gitarzystę The Rolling Stones
z tak właśnie ułożonymi palcami.
Cóż, to się nazywa wnikliwość!
Książka moja, książka nasza
Po
polsku książka jest moja, a obcym języku książka jest nasza, moja i
tłumacza - wyjaśnia Miłoszewski. Coś w tym jest, co doskonale obrazują
dalsze opowieści autora. W każdym języku powieść jest inna, a co więcej -
nawet tłumacze z tego samego języka dokonują zupełnie różnych
przekładów. Sami zresztą wiecie to pewnie doskonale z własnego
czytelniczego doświadczenia lub też zdarzyło Wam się spotkać z opiniami w
stylu: jeśli czytać Władcę pierścieni to tylko w takim a nie innym przekładzie.
Pięknie
to widać na tzw. zawodach tłumaczy, gdzie kilka osób ma dokonać
przekładu tego samego fragmentu np. z polskiego na angielski. Identyczne
tłumaczenie się nie zdarza.
Zygmunt Miłoszewski vs tłumaczka na angielski, czyli mistrzyni Antonia w natarciu
Tłumaczka
znakomicie potrafi się posługiwać swoim rodzimym językiem, bierze
udział w zawodach tłumacza. Autor opowiadając o niej przyznaje, że
niekoniecznie tłumaczenie zubaża lekturę, co więcej - przyznaje, że po
angielsku jego książki mogą być nawet lepsze niż w oryginale. Ogromnie
żałuję, że mój angielski jest na tyle kulawy, że nie mogę porównać obu
wersji: polskiej i tej z Wysp Brytyjskich.
Trzy różne osobowości tłumaczy + jedna książka = trzy książki?
Relacje
z tłumaczami układają się różnie. Jak się okazuje forma, w której
pojawi się książka za granicą, zależy nie tylko od umiejętności
tłumaczy, ale także ich charakterów.
Antonia Lloyd-Jones (angielski): bardzo dowcipna, świetna w słownych żartach, ogromnie "wykształcona językowo".
Efekt:
książki Miłoszewskiego po angielsku są bardziej komediowe niż po
polsku, a recenzenci zachwycają się pełną czarnego humoru fabułą.
Kamil Barbarski (francuski): sympatyczny, ale bardzo poważny.
Efekt:
we Francji kryminały Miłoszewskiego określane są jako wspaniały,
mroczny obraz Polski. W recenzjach nie ma ani słowa ironii i czarnym
humorze.
Bożena Antoniak (ukraiński): ogromnie emocjonalnie podchodzi do życia.
Efekt:
problem z przekładem, bo na obecnym etapie życia tłumaczka nie czuje
się na siłach, by zajmować się tak mroczną tematyką. Na dodatek
ukraiński bohater przedstawiony jest w złym świetle i ma na imię tak
samo jak jej mąż.
Przekład na hinduski?
Czemu nie? Chociażby po to, żeby koledzy zazdrościli
- śmieje się Miłoszewski. Z tym, że przekład hinduski, to raczej...
adaptacja. Niby historia zostaje ta sama, ale mogłoby się nagle okazać,
że akcja rozgrywa się w Indiach, bohaterowie są Hindusami, a wątki
romansowe kwitną aż miło.
Zygmunt
Miłoszewski podchodzi do sprawy z dystansem. Docenia wielkość rynku,
jakim są Indie. A że jego książka może "odrobinę" przestać przypominać
nią samą? Cóż - Szacki jakoś będzie musiał przeżyć zmianę spodni na
dhoti.
Co jeszcze?
Autor opowiedział także o wyjeździe z Wojciechem Kuczokiem
na spotkanie do Turcji, trudnościach z tłumaczeniem gier językowych,
wątków zrozumiałych wyłącznie dla rodaków, czy zbyt skomplikowanych
nazwisk bohaterów. Ciekawa wydała mi się jego teoria, że to za pomocą
fikcji literackiej, a nie przekazów z wiadomości, poznajemy inne kraje.
Coś w tym jest, zwłaszcza, jeśli wziąć na tapetę kryminały
skandynawskie, w których często wątki społeczne są ważniejsze niż sama
zbrodnia.
Miłoszewski wspomniał także artykuły z The New York Times i The Independent
dotyczące przyszłości polskiego kryminału i stawiające pytanie, czy
nasze historie mogą przebić popularnością falę skandynawską. Lektura
owych artykułów sprawiła, że pisarz zaczął się zastanawiać nad
odpowiedzialnością jak być może spadnie (spadła?) na polskich
"kryminalistów". Wszak tak jak kryminały skandynawskie dają pewien obraz
życia na północy Europy, tak polskie powieści tego gatunku, w miarę
wzrostu popularności za granicą, będą miały coraz bardziej znaczący
wpływ na wizerunek naszego kraju. Tym bardziej, że coraz częściej
okazuje się, że kryminały ewoluują z pustej, brutalnej rozrywki, na
rzecz przekazywania obrazów o pewnych niepokojących zjawiskach,
portretowania społeczeństwa, zwracania uwagi na problemy je nękające.
bo ja mam pytanie... no, może dwa... najwyżej pięć... |
Kończąc temat...
Wykład Zygmunta Miłoszewskiego był ogromnie udany. Liczne anegdoty, dygresje, ciekawostki i spostrzeżenia sprawiły, że wszyscy z zainteresowanie słuchali pisarza. Autor ma ogromne poczucie humoru i wie jak uzyskać uwagę słuchaczy.
Po wykładzie był czas na pytania od publiczności, a tych było sporo. M.in. o ekranizację Ziarna prawdy
(kinowa premiera: 6 stycznia!). Mistrz dygresji przy okazji wspomniał,
że impreza po ukończeniu zdjęć była... beznadziejna. Nie ma jednak tego
złego. Według żony pisarza, im gorsza impreza, tym lepszy film (im
gorsze zdjęcia, tym większa potrzeba picia i impreza trwa dłużej). A
jako reżyserka teatralna, wie o czym mówi. Miłoszewski potwierdził także
to, że zamierza zrezygnować z pisania kryminałów, a oświadczenie na ten
temat wygłosi za rok. We Wrocławiu wspomniał, że decyzje podjął z
przyczyn osobistych, emocjonalnych, że nie chce budować kariery na
zwłokach, krwi i epatowaniu przemocą. Zapowiedział także ciekawe
wydarzenie na rok następny: pojedynek grafomanów. Stanie do niego razem z
Mariuszem Czubajem. Każdy z panów wynotuje najbardziej grafomańskie i żenujące fragmenty z książek przeciwnika i będzie je wygłaszać publicznie.
***
A to czytaliście?
Czeszka godna podziwu.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ciekawa jestem czy dokładnie sprawdzała wszystkie informacje. Bo o ile na ornitologii się znała, to podejrzewam, że większość pozostałych faktów musiała najpierw sprawdzić. ;)
UsuńZ tymi krukami i gawronami to rzeczywiście tak jest:) Może czytając książkę nie zwróciłabym na to uwagi, raczej na pewno nie... Pamiętam jednak rzucające piorunami spojrzenia naszego profesora od ornitologii podczas porannych spacerów do parku, kiedy na pytanie: a co to za czarne ptaki? padała odpowiedź kruki... Chodziło oczywiście o gawrony, bo to one żyją w wielkich stadach, a kruki są samotnikami wybierającymi tereny podmiejskie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie miałam okazji wysłuchać tego wykładu na żywo, bo tematyka jak najbardziej intrygująca :)
Przez te kruki pani Terezy, podczas czytania Asy Larsson, ile razy pojawiły się w fabule kruki, tyle razy się zastanawiałam czy takie ich zachowanie jest możliwe. :P
UsuńNie da się niestety opisać tego wszystkiego, faktycznie - trzeba tam być. Te wszystkie żarty, dygresje, mimika - nie da się tego streścić.
Pojedynek grafomanów? To mi się podoba, taka promocja nie tylko książek, ale i autorów jest jak najbardziej wskazana.
OdpowiedzUsuńWykład był na pewno świetny, wyobrażam sobie te salwy śmiechu wybuchające na sali. A mnie pozostaje podziękować Ci za relację i zdjęcia.
Tylko jakoś tak dziwnie nie mogę oderwać wzroku od fryzury Miłoszewskiego :) :) :)
Mam nadzieję, że uda mi się to zobaczyć. :D
UsuńO tak, było bardzo wesoło. Miłoszewski ma naturalność zdobywania sympatii i uwagi słuchaczy.
Boska jest! Tak w stylu "poranny luz-blues". :D
Nie poczujesz się znudzona, jak znów napiszę, że lubię Twoje relacje?;)
OdpowiedzUsuńMoje ego to lubi, więc pisz. :P
UsuńTo było świetne spotkanie, wykład ciekawy i pełen humoru. W przyszłym roku obecność obowiązkowa. :)
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że ten pojedynek grafomanów nie będzie w środku tygodnia.
UsuńJak TY jesteś w stanie to wszystko spamiętać? No chyba, ze robisz notatki :D świetna relacja!
OdpowiedzUsuńTeż się nad tym zastanawiam, jak ona to pamięta?:)
UsuńNotatki robiłam w zeszłym roku. Tym razem całą robotę odwaliła za mnie dyktafonowa aplikacja. ;)
UsuńBardzo interesująca relacja (aż żałuję, że sama nie uczestniczyłam w tym spotkaniu;)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że z tłumaczeniem książek mogę się wiązać aż takie "przygody";)
Tego pana naprawdę warto posłuchać!
UsuńA tymczasem jestem ciekawa jak wyglądałyby indyjskie wersje książek Miłoszewskiego. :D
Fajnie to opisałaś :) Ale to była "Warszawianka", a nie "Marsylianka" ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. ;) Ech. Jak będzie mnie na to stać, to zatrudnię Cię jako korektora. :D
UsuńDla Ciebie jestem do usług za darmo :)
UsuńNo, to teraz mogę trzaskać błędy ile wlezie. :D
Usuńhaha te przekłady mnie rozbawiły, co naród to coś innego;P
OdpowiedzUsuńMnie też. :D
UsuńW ogóle byłam zaskoczona liczbą zabawnych anegdot. Nie spodziewałam się tego, gdy zobaczyłam temat wykładu.
haha te przekłady mnie rozbawiły, co naród to coś innego;P
OdpowiedzUsuńJa mam ,,Uwikłanie' tego autora, ale jeszcze go nie czytałam, lecz zamierzam niebawem to zmienić.
OdpowiedzUsuńŚwietna fotorelacja, a Pan Zygmunt-całkiem przystojny :))
Polecam! A sama niedługo biorę się za kontynuację. :)
UsuńDzięki. :)
Nie da się zaprzeczyć. Panie na pewno siedziały na wykładzie z przyjemnością. I pewnie tak samo siedziałyby, gdyby autor opowiadał o fizyce kwantowej. :D
Świetna relacja :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post. Zazdroszczę spotkania. A czeska tłumaczka niesamowita. :)
OdpowiedzUsuńFajnie było i naprawdę zachęcam do uczestniczenia w spotkaniach z tym panem. :)
UsuńPani Tereza kapitalna :D zazdroszczę Ci bardzo tego spotkania, fajnie, że "podzieliłaś" się nim z nami :)
OdpowiedzUsuńNiestety, wszystkiego się opowiedzieć nie da, ale zrobiłam co mogłam. ;)
UsuńFantastyczne są te Twoje relacje! Czytam je z wielką przyjemnością :)
OdpowiedzUsuń"Zdarzyło Wam się spotkać z opiniami w stylu: jeśli czytać Władcę pierścieni to tylko w takim a nie innym przekładzie." - haha, no dokładnie! Jeśli Szekspir, to tylko w jedynym słusznym przekładzie Barańczaka! :D
To są inne przekłady poza Skibniewską? :) :) :)
Usuń@Karolina - dzięki. :)
Usuń@Dziewczyny - absolutnie nie ma innych tłumaczy tych dzieł, niż Barańczak i Skibniewska. Jeśli ktoś twierdzi inaczej - rozsiewa niczym nieuzasadnione plotki. :P
Jeden z wykładów na interesujące mnie tematy, nawet jeśli nie znam autora. ;)
OdpowiedzUsuń1. Dla niego może te ptaki były nieistotne, ale błędy merytoryczne dla tych co się znają, kłują w oczy i zostawiają zły posmak. Niech żyje czeska tłumaczka! I przy okazji szkoda, że autor czy jego redakcja nie popisali się. :/
2. Po tym opisie mi się wydaje, że wersja angielska jest ciekawsza. ;)
3. Wersja w hindi - brzmi ciekawie. Potem poproszę z powrotem przekład na polski. :D
Czy autor wspominał jak mu idzie ta sprzedaż za granicami?
To teraz pozostaje ci poznać autora. ;)
Usuń1. Czeska tłumaczka jest obłędna. Fakt - dla kogoś, kto się na tym zna, to na pewno jest spory błąd. Dla przeciętnego czytelnika, coś niezauważalnego. Pewnie należałoby dokładnie sprawdzić każdą książkę pod kątem takich błędów i tak się teraz zastanawiam, ile powieściach roi się od błędów nieistotnych dla fabuły i przeciętnego czytelnika, a wyłapywanych przez specjalistów z danej dziedziny.
2. Zawsze możesz to sprawdzić. ;) Ja niestety nie bardzo.
3. Też o tym pomyślałam. Szalenie jestem ciekawa, co zostałoby z pierwotnej fabuły. :P
Myślę i myślę, ale nie przypominam sobie czegoś takiego. Może warto by było podpytać autora o to? To w sumie ciekawe, jak popularny autor w Polsce, chętnie tłumaczony na inne języki, "sprzedaje się" za granicą.
Na FB znalazłam jego odpowiedź na pytanie: "Ma Pan dobrą prasę za granicą. Czy to się przekłada na sprzedaż?"
Odpowiedź: "Nie. Może trochę we Francji, ale to ciągle niewielkie ilości. Bardziej honor, niż gotówka."
Punkt za szczerość.
Być może kiedyś...
Usuń1. No niby nieistotne dla fabuły, ale może zniechęcić. Myślę, że byłaby to zajebista książka gdyby ktoś się zebrał i wybrał błędy z różnych książek, opracował je i skomentował. A ile można by się w ten sposób nauczyć. ;)
2. Mogę, jak będą w bibliotece jego wersje po polsku i angielsku. ;)
3. Nie mam pojęcia, ale wiem, że "Sześcioro podejrzanych" Svarupa mi się podobało. I zbrodnia i miłość i różne intrygi. Polecam.
Jestem ciekawa tych "niewielkich ilości" we Francji i ilości sprzedanych książek w Polsce. 65 mln Francuzów kontra 38,5 mln Polaków, z których 61% nie przeczytało żadnej książki. Padłabym gdyby "niewielkie ilości" we Francji oznaczały większą sprzedaż niż w Polsce. ;)
Wykręcasz się. :D
Usuń1. Chętnie bym przeczytała. Zwłaszcza, gdyby to było opracowanie dotyczące kryminałów.
2. Hmm... Swoją drogą, to ciekawe, czy w polskich bibliotekach można dopaść np. angielskie tłumaczenia polskich książek.
3. Git! Jest w bibliotece (do której wybieram się już za dwa miesiące z haczykiem :P).
Miłoszewski nie jest typem, który podpisze byle jaką umowę, więc skoro raczej honor niż gotówka, to zakładam, że faktycznie mogą to być "niewielkie ilości". Cokolwiek to znaczy.
Ziarno prawdy jest na Woli tylko w polskiej wersji. Masz szczęście, wersja angielska jest na Pradze. ;) Kiedyś przeczytam, jak się tam wybiorę w końcu. :D
Usuń1. Żeś się uparła na te kryminały. :/
2. Da się, w bibliotekach obcojęzycznych są książki polskich autorów w różnych językach. I klasyka i współczesne, choć głównie po angielsku.
3. No patrz! Ja się od 3 miesięcy wybieram do anglojęzycznej na Pragę. :D Zlikwidowali mi tam bezpośredni autobus, to odechciało mi się jeździć, bo trzeba się przesiadać.
No mnie ciekawią te "niewielkie ilości" w sztukach. ;)
Grunt to stolica. :D
Usuń1. I szybko nie odpuszczę! :D
2. Nigdy się tym nawet nie interesowałam - mam co czytać po polsku, a po angielsku... sama wiesz. :P
3. Jeśli Cię to pocieszy, to na odcinku do pracy, który bezpośrednio przejeżdżałam w kwadrans, teraz mam jedną przesiadkę, a przez ostatni tydzień miałam dwie. I, o zgroza, w tej sytuacji odechcieć mi się nie może. :P A do biblioteki mam bezpośredni. Do jednej 20 min. tramwajem, do drugiej 20 min. szybkim krokiem. :D
Ja w ogóle jestem ciekawa jak się nasze książki sprzedają w sztukach za granicą, nie tylko francuskie Miłoszewskiego.
Bardzo, bardzo się cieszę. :)
OdpowiedzUsuńJak ja Ci zazdroszczę spotkań z autorami :) Bardzo lubię czytać te Twoje relacje :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo lubię je pisać, choć są szalenie czasochłonne. ;)
UsuńŚwietna relacja. Doprawdy, jak można było pomylić kruki z gawronami? ;)
OdpowiedzUsuńJa bym pewnie mogła. :D
Usuń