Marta Kisiel Nomen Omen Wyd. Uroboros 2014 336 stron |
Teraz już wiesz, jak wygląda przeciętny dzień Salomei Klementyny Przygody, bohaterki powieści Nomen Omen Marty Kisiel.
Gdyby nieszczęsne dziewczę lat dwadzieścia pięć, miało choć minimalne wsparcie rodziny, pewnie i pech mniej rzucałby się w oczy, pod nogi, na głowę i we wszystkie inne zaskakująco nieprzystosowane do wypadków miejsca. Niestety. Salka, dyżurna ofiara losu[1], ma familię równie egzotyczną jak imię. Otwarci, towarzyscy rodzice pewnie mogliby być wspaniałymi kumplami, ba, nawet przyjaciółmi od serca, gdyby ta ich ekstrawersja nie godziła w prywatność dziewczyny. Brat Salki - beztroski Niedaś, nieodrodny syn swych rodziców, odkąd tylko nauczył się mówić, radośnie informował cały świat o każdej wpadce i tajemnicy swojej starszej siostry, po prostu dlatego, że uważał je za szalenie zabawne. W rezultacie Salka nieraz najadła się wstydu, gdy dowolne pół miasteczka omawiało jej zmagania z rozstępami, funkcjami rzeczywistymi czy nadprogramowymi centymetrami tu i ówdzie[2]. Jeśli dodać do tego fascynację Przygodów Facebookiem i możliwościami jakie daje publikowanie fotografii czy bieżące informowanie o tym i owym, to wyobraźcie sobie rozmiar tej katastrofy w połączeniu z codziennym pechem sytuacyjnym Salomei, który materiałów do publikacji dostarcza aż nadto.
Spora piętrowa willa, zniszczone mury, złażąca farba, kiczowata wieżyczka z płaskim daszkiem. Całość wyglądała tak, jakby nikt tu nie mieszkał od co najmniej stulecia, odkąd ostatni lokator wyniósł się nocą w wielkim pośpiechu, odprowadzany przez życzliwych sąsiadów w blasku pochodni i przy akompaniamencie ostrzonych siekier[3]. A jednak dom ten miał swoich lokatorów i to nie byle jakich. O tym Salka się miała przekonać lada chwila.
Starsza pani, u której Salomea wynajęła pokój, cechowała się dość zmiennym charakterem i takim samym stylem. Raz roześmiana i pełna energii, podśpiewując szalała w kuchni, szeleszcząc wściekle jedwabną różową szatą, kiwając w rytm muzyki głową owiniętą turbanem. To znów taksując świat surowym spojrzeniem o intensywnie żółtych tęczówkach, w dżinsach i modnej bluzce wzbudzała raczej strach i szacunek niż sympatię, jaką zwykłe wzbudzać staruszki (pomijając te siejące zniszczenie egzemplarze walczące parasolkami o wolne miejsce w tramwajach). Pani Bolesna nie mieszkała w willi sama. Jej towarzyszem był Roy Keane - grzeczna, uczynna papuga ze słabością do wafelków. Na tym lista lokatorów się nie kończy, ale tego Salka pierwszego dnia jeszcze nie wie.
Nomen Omen to jazda bez trzymanki. To co jest dziwne, okazuje się być jeszcze dziwniejsze. Cały dom jest jak wyjęty z powieści grozy w stylu retro. Tu i tam słuchać jakieś podejrzane głosy, radio nie działa, wszędzie walają się jakieś poduchy i inne bibeloty. Na dodatek Niedaś zjawia się na Lipowej pięć szybciej, niż Roy pochłania paczkę wafelków, a z nim oczywiście przywędruje spora dawka kłopotów i to takich, które nie mieszczą się w granicach racjonalności. Sympatyczny skądinąd student, próbuje utopić swą siostrę, a jak się okaże - padną na niego podejrzenia o jeszcze gorsze czyny. Coś złego zawisło w powietrzu, co czerwoną nitką łączy się z czarną przeszłością rodziny Przygodów i lokatorów willi na Lipowej.
[źródło] |
Wbrew początkowym obawom, Nomen Omen nie jest książką o niczym, służącą jedynie wywoływaniu salw śmiechu. W tej całej dosyć pokręconej historii kryje się ludzka chęć kierowania cudzym losem, odwracania biegu rzek i wpływania na coś, czego się dotykać nie powinno. Kreujemy przyszłość, mamy wpływ na teraźniejszość, przeszłość powinna leżeć jedynie odłogiem, a z tego, co z niej kiełkuje, winniśmy wyciągać wnioski. Nasze wybory mogą sięgać dalej, niż nam się wydaje, a ich konsekwencje nierzadko przerastają oczekiwania. Truizm? Może. Ale jak smakowicie podany! Marta Kisiel bawi się językiem, a czytelnik bawi się wraz z nią. Bywa absurdalnie i specyficznie, jest zabawnie i antydepresyjnie. Oprócz żartów, są tu całkiem urocze ilustracje Kataryzny Babis i nawet plany Wrocławia, co by czytelnik mógł prześledzić, którędy pech gonił Przygodów, a Przygodowie pecha.
Nomen Omen to powieść o zwariowanej rodzinie, której przydarzają się zwariowane rzeczy. Oryginalność bohaterów jest niezaprzeczalna. W całej tej dawce absurdu spod znaku fantastyki, sporo jest także pięknie naszkicowanego absurdu codziennego. Widząc rozterki Salki związane z wyborem ciuchów na spotkanie z pewnym młodzieńcem, czy klasycznego misia pandę, który z założenia miał być makijażem subtelnie podkreślającym kobiecą urodę, zaczęłam się zastanawiać jak też wyglądam z boku podczas doprowadzania się do stanu jak z okładki Vogue'a (takiej zmoczonej deszczem, przewianej wiatrem z lekko spłowiałą barwą, ale jednak).
Kisiel poprawia humor, to wiem nie od dziś. Ten sygnowany wielką literą, można przepisywać na chandrę, ból głowy, brzydka pogodę i wrednego szefa. Można dawkować, ale nie jest to konieczne. Zagryzać nie radzę. Parskanie śmiechem bywa wówczas mało higieniczne.
I jak? Lecicie szukać najnowszej powieści Marty Kisiel?
No to komu w drogę, temu aviomarin![4]
***
Książkę polecam
miłośnikom lekkiej fantastyki
czytelnikom poszukującym leku na chandrę
ceniącym lektury humorystyczne
ciekawym, jakie tajemnice skrywa Lipowa 5
***
[1] Marta Kisiel, Nomen Omen, Wyd. Uroboros, 2014, s. 8.
[2] Tamże, s. 13.
[3] Tamże, s. 22.
[4] Tamże, s. 150.
***
egzemplarz recenzencki |
A to mnie zachęciłaś, nie myślałam, że to aż taka fajna pozycja :)
OdpowiedzUsuńJa też. :P
UsuńAle co się pośmiałam, to moje.
Mam obie książki autorki. Wiem, że będę się świetnie przy nich bawić, ale póki co inne pozycje wpadają mi w rączki...
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję dopaść też "Dożywocie".
UsuńPo fantastykę sięgam rzadko, ale mimo to chce tym razem zrobić wyjątek i skusić się na tę proponowaną przez ciebie jazdę bez trzymanki.
OdpowiedzUsuńJa z kolei dość często, a o tej książce już czytałam i także mam na nią ochotę.
UsuńBez względu na to, czy czytacie fantastykę czy nie i tak gorąco zachęcam do lektury. :)
UsuńJa latam i szukam pierwszej książki Marty Kisiel. Jedyne, co dorwałam to ebook, ale nie mam czytnika, a spędzenie kilku godzin przed ekranem laptopa niekoniecznie mnie interesuje.
OdpowiedzUsuńJednak, jak już będę bardzo zdesperowana, poświęcę się. Liczę po cichu na to, że "Dożywocie" wróci do biblioteki, bo jakaś duszyczka wypożyczyła tę książkę w 2011 roku i za bardzo się przywiązała do bibliotecznego egzemplarza.
Yhmm... Uwielbiam takich czytelników, którzy przywiązują się do bibliotecznych egzemplarzy na lata. :/
UsuńJuż nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam w rękach powieść humorystyczną. Z ciekawości zajrzałabym do tej książki. Może być ciekawie :)
OdpowiedzUsuńW moje ręce też niezbyt często wpadają. Tym bardziej cieszę się z tej lektury.
UsuńNo to lecę szukać najnowszej powieści Marty Kisiel, bo aviomarin mam na stanie ;)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie, ale "Nomen Omen" już mam, więc nie muszę. :P
UsuńRecenzja baaaaaaardzo ciekawa, a co do samej książki - na pewno sięgnę po nią w wakacje.
OdpowiedzUsuńNa relaks wakacyjny jest idealna. :D
UsuńWydaje mi się, że to może być świetna lektura na wakacje. Zapisuję ją! :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie. Szeroki uśmiech gwarantowany. :)
UsuńPodobała mi się poprzednia powieść autorki - Dożywocie, dlatego Nomen omen mam w planach. Zwrot ,,komu w drogę, temu aviomarin" słyszałam już kilka razy, sporo podróżujących może się pod nim podpisać :))
OdpowiedzUsuńPoprzedniej nie czytałam, ale teraz mam motywację, by jej poszukać.
UsuńMam ogromną ochotę, od dłuższego czasu na tę książkę. Po kolejnej dobrej recenzji stwierdzam, że już czas się w nią zaopatrzyć.
OdpowiedzUsuńI słusznie. :)
UsuńPodejrzewam, że to książka właśnie dla mnie. Już wpisuję na listę tych do przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńBędziesz się dobrze bawić, jestem tego pewna na 100%. :D
UsuńFajnie i wesoło! To ja lecę szukać :D
OdpowiedzUsuńA aviomarin masz? :P
UsuńPo tytule posta myślałam, że książka jest tak zła, że aż ją nazywasz katastrofą, ale po przeczytaniu recenzji od deski do deski, odetchnęłam z ulgą, bo od jakiegoś czasu mam ogromną ochotę na tą książkę :D
OdpowiedzUsuńKatastrof w tej książce nie brakuje, na szczęście sama książka nie jest jedną z nich. :D
UsuńNo oczywiscie, ze lecimy! Po takiej recenzj :)
OdpowiedzUsuńGit! :D
UsuńJa jestem nawet na tak, ale mój ograniczony czas mówi: na razie nie...
OdpowiedzUsuńNie daj się mu! Jakoś go przekonasz. ;)
UsuńNo cóż... Przydałaby się taka książka. Lubię kiedy pod przykrywką humoru kryje się coś więcej. Wydaje się to być naprawdę ciekawa propozycja na letnie popołudnie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę ogromnie polecam. Już nie pamiętam, kiedy tak dobrze się bawiłam podczas lektury. :D
UsuńCzasami lubię poczytać takie książki, zwłaszcza, że ta jest taka zabawna. Pech jest straszny i czytając pierwszy akapit... mam nadzieję, że mnie się to nigdy nie przydarzy :D
OdpowiedzUsuńJa mam czasami taki czarny dzień, ale na szczęście nie aż tak pechowy. ;)
UsuńAkcje z plamą na bluzce mam dość często, więc nie muszę uruchamiać wyobraźni ;-) Czuję, że i dzisiaj coś się wydarzy, ale nie powinno to dziwić, za pół godziny muszę wyjść z domu do pracy, ale co tam, siedzę z mokrymi włosami, piję napar z pokrzywy i zagryzam to musli, no a przecież muszę umyć zęby, a wiem, że pasta na mnie czyha... Wracając do książki. Jakieś dwa lata temu kupiłam "Dożywocie", do tej pory leży, ostatnio jak byłam w księgarni, koleżanka włożyła, dosłownie włożyła, mi "Nomen Omen" do ręki, stwierdzając, że to idealne lektura dla mnie, ale jak osioł uparłam się i nie wzięłam i ... żałuję, ale chyba na początek trzasnę sobie jednak "Dożywocie", skoro tę książkę mam, to co mi zależy, jak połknę, to upomnę się o "Nomen Omen" :-)
OdpowiedzUsuńMyję zęby w takiej pozycji, że na szczęście tego typu katastrof udaje mi się uniknąć. Za to jestem mistrzem w babraniu ciuchów podkładem. O_o
UsuńNad podkładem jestem wstanie zapanować, ale nad pastą - nigdy! Na szczęście nauka nie idzie w las i teraz zęby myję przed wystrojeniem się :-)
UsuńU mnie tak się nie da, bo zęby myję, jak już jestem jedną nogą za drzwiami. :P
Usuńdo wyzwania :)
OdpowiedzUsuń"Każdy może zostać... odkrywcą!" - Henryk Bardijewski
http://magicznyswiatksiazki.pl/kazdy-moze-zostac-odkrywca-henryk-bardijewski-recenzja-492/
Dopisana.
UsuńBiedna to bohaterka :P Książka w sumie mało w moim guście, ale może kiedyś się do niej przekonam. Poprawa humoru wskazana.
OdpowiedzUsuńW moim niby też nie, a świetnie się bawiłam. Naprawdę, czasem warto sięgnąć po coś z zupełnie innej bajki. :)
UsuńNie znam autorki, a jak piszesz Aniu zabawna opowieść- to już mnie ciągnie cosik do niej ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj! Zobaczysz, będziesz się dobrze bawiła. :D
UsuńDużo dobrego czytałam o książce, i Ty też to potwierdzasz, że sprawiłam sobie własny egzemplarz tej powieści :)
OdpowiedzUsuńNo i super. :)
UsuńMyślę, że będziesz się dobrze bawić. A później można wracać do tej książki w chwilach złego humoru. :D
A ja ostatnio zapominam, że fantastykę czytam. Natłok powieści historycznych, które pchają mi się w ręce zasłonił mi jakoś to, co tak uwielbiam, czyli dobrą baśń z elementami grozy:) Przy najbliższej okazji robię przerwę na "Nomen Omen" - zdecydowanie. Choć obawiam się trochę tego przeładowania humorem słownym, to chcę się wreszcie osobiście przekonać o co tyle krzyku:)
OdpowiedzUsuńMnie kryminały odciągnęły od książek podróżniczych, ale już powoli wracam do równowagi, więc mam nadzieję, że będzie trochę podróży, trochę kryminału i trochę literatury obyczajowej.
UsuńA "Nomen Omen" opiera się na humorze i w sumie trudno ocenić, dla kogo będzie hiper zabawny, a dla kogo przeładowany. Spróbuj, pośmiać się nigdy nie zaszkodzi. Nawet w nadmiarze. ;)