Tytuł: Złodziejka książek (The Book Thief)
Gatunek: dramat, wojenny
Produkcja: Niemcy, USA
Premiera: 31 stycznia 2014 (Polska), 3 października 2013 (świat)
Reżyseria: Brian Percival
Scenariusz: Michael Petroni
Muzyka: John Williams
Zdjęcia: Florian Ballhaus
Czas trwania: 131 minut
Jeśli jeszcze, jakimś cudem, nie wiecie o czym jest ta historia, zapraszam Was do lektury recenzji powieści Złodziejka książek Markusa Zusaka - Trzy spotkania ze złodziejką książek, albo po prostu od razu sięgnijcie po książkę Australijczyka, bo:
a) warto,
b) warto,
c) bez sensu oglądać ekranizację, jeśli nie zna się książki.
Nie ma co się oszukiwać - fabuła jest spłycona i sprowadza się do ogólnego przedstawienia historii samej Liesel (Sophie Nélisse), dlatego tak ważne jest, by najpierw poznać powieść. Zwłaszcza, że na ekran nie da się przenieść specyfiki języka i stylu australijskiego pisarza, a są one mocną stroną książki.
Film jest przepięknie zrobiony. Na zdjęcia patrzyłam jak urzeczona, bez względu na to, czy były to klimatyczne, często tonące w półmroku wnętrza (i biblioteka, ach, biblioteka!) czy rozjaśnione ujęcia plenerowe. Wspanialym zdjęciom towarzyszy równie dobra muzyka. Na uwagę zasługuje aktorstwo. Całkiem nieźle spisali się młodzi aktorzy (Sophie Nélisse oraz uroczy Nico Liersch w roli Rudy'ego), Geoffrey Rush jak zwykle wypadł świetnie, z miejsca wzbudzając moją sympatię dla poczciwego Hansa Hubermanna, a jego filmowa partnerka - Emily Watson, doskonale odegrała rolę szorstkiej Rosy o wrażliwym wnętrzu.
Minusy? Są i owszem. Głos narratora nijak mi nie pasował do jego "postaci". Możecie mi rysować kółka na czole, bo w tym kontekście zabrzmi to dziwnie, ale jest jakiś taki... bez życia. Mdły i nijaki. Tym, co mnie jednak najbardziej irytowało był fakt, że niemieccy bohaterowie mówili po angielsku, co jakiś czas, zupełnie bez sensu, wtrącając niemieckie słowa. Scenarzysta bał się, że widzowie w trakcie seansu zapomną o jakiej nacji mowa? Hitlerowiec przemówienie wygłasza po niemiecku (źle by brzmiało po angielsku, czy co?), pozostali uprawiają "speaking" a nie "spreching", a jak im się przypomni, że są Niemcami, to rzucą słówko albo dwa w swym ojczystym języku. Drażni mnie taka niekonsekwencja.
Mimo mojego marudzenia, oceniłam ten film bardzo wysoko. Po prostu zwyczajnie mnie zauroczył. Warto podejść do niego jak do osobnego dzieła, nie porównując z książką.
zwiastun filmu
Moja ocena: 8/10
***
Tytuł: Zamach (L'Attentat)
Gatunek: dramat
Produkcja: Belgia, Francja, Liban, Katar
Premiera: 1 września 2012 (świat)
Reżyseria: Ziad Doueiri
Scenariusz: Ziad Doueiri, Joelle Touma
Muzyka: Éric Neveux
Zdjęcia: Tommaso Fiorilli
Czas trwania: 102 minuty
Amin (Ali Suliman) jest mieszkającym w Tel Awiwie arabskim chirurgiem. Ceniony lekarz właśnie odebrał Nagrodę Nobla. Życie prywatne układa mu się równie doskonale jak zawodowe. W pięknym domu czeka na niego ukochana żona.
No, choć może akurat nie dziś, bo właśnie wyjechała z miasta. Amin nie ma jednak czasu nad tym rozmyślać. W wyniku przeprowadzonego w centrum miasta zamachu, ginie kilka osób, a kilkanaście innych trafia do szpitala. Chirurg ma ręce pełne roboty. Jest to bez wątpienia ciężki dyżur, ale najgorsze jeszcze przed bohaterem. Mężczyzna zostaje wezwany do kostnicy, gdzie ma zidentyfikować pewną denatkę, jak się okazuje - własną żonę. To jednak nie koniec. Obrażenie na ciele kobiety są charakterystyczne dla zamachowców-samobójców. Czy to możliwe, by żona chirurga dokonała zamachu, w którym zginęli niewinni (w tym świętujące urodziny dzieci)?
Amin nie dopuszcza do siebie takiej myśli i rozpoczyna śledztwo.
Film zapowiadał się ciekawie, ale zabrakło w nim napięcia. Skrócony o połowę, pewnie by się obronił, wszak konflikty muzułmańsko-żydowskie, terroryzm i rodzinne sekrety to bez wątpienia tematy interesujące, poruszające i rozpalające wyobraźnię. Brakowało mi mocnego zakończenia, samo śledztwo nie doprowadziło do niespodziewanych wniosków. Czekałam na element zaskoczenia, ale wcześniej pojawiły się napisy końcowe.
zwiastun filmu
Moja ocena: 5/10
***
Tytuł: Wizje (Yogen)
Gatunek: thriller, horror
Produkcja: Japonia
Premiera: 2 października 2004 (świat)
Reżyseria: Norio Tsuruta
Scenariusz: Norio Tsuruta, Noboru Takagi
Muzyka: Kenji Kawai
Zdjęcia: Naoki Kayano
Czas trwania: 95 minut
Hideki Satomi (Hiroshi Mikami) jedzie samochodem pustą drogą. Nie jest sam, towarzyszy mu żona i córeczka. Przystają dosłownie na chwilę, gdy Hideki musi skorzystać z budki telefonicznej. W kabinie zauważa wycinek z gazety, a w nim informację o śmierci kilkuletniej dziewczynki. Na fotografii załączonej do tekstu, mężczyzna rozpoznaje swoją córkę. Data wypadku pokrywa się z datą obecną, godzina... cóż, do tej podanej w gazecie została minuta. Hideki nie zdąży zareagować. Rozpędzona ciężarówka taranuje samochód, w którym siedzi mała Nana. Dziewczynka nie ma szans na przeżycie. Gazeta znika.
Po trzech latach, Satomi znów trafia na podobny artykuł. Potem na następne. Odkrywa, że dzięki nim potrafi przewidzieć niektóre wydarzenia z przyszłości, a co więcej, być może uda mu się zmienić ich bieg. Pozostaje jednak pytanie: jakie konsekwencje niesie za sobą ingerencja w przeznaczenie?
Film nieco w stylu serii Efekt motyla i Oszukać przeznaczenie, ale nie tak dobry jak ta pierwsza (mówię tu oczywiście o produkcji rozpoczynającej serię, reszta jest niewarta wzmianki) i nie tak zabawna jak ta druga. Dobrze się ogląda, trzyma w napięciu, ale nie jest to jeden z tych strasznych azjatyckich horrorów, po których widz ucieka na widok każdej długowłosej brunetki, której grzywka zasłania twarz. Efekty dźwiękowe związane z gazetą są koszmarne, to fakt. Niestety nie w tym znaczeniu tego słowa, jakiego spodziewalibyśmy się po horrorze. Co się pośmiałam, to moje.
Pomysł świetny, wykonanie nienajgorsze (pomijając efekty dźwiękowe). Tak czy inaczej, obejrzeć warto, ale nie ma sensu nastawiać się na drugi Ring, czy trzecią Klątwę. To nie ten poziom.
Pomysł świetny, wykonanie nienajgorsze (pomijając efekty dźwiękowe). Tak czy inaczej, obejrzeć warto, ale nie ma sensu nastawiać się na drugi Ring, czy trzecią Klątwę. To nie ten poziom.
zwiastun filmu
Moja ocena: 7/10
Widziałam tylko ,,Złodziejkę książek", ale nie przypadła mi do gustu :) Nie to co książka :)
OdpowiedzUsuńMnie się podobała i w wersji filmowej, ale książka lepsza.
UsuńMuszę "Złodziejkę książek" obejrzeć <3 i przeczytać! :3
OdpowiedzUsuńDobry plan. :)
UsuńNie oglądałam żadnego z tych filmów. "Złodziejkę książek" najpierw muszę przeczytać. Resztę sobie daruję:)
OdpowiedzUsuńDo reszty nie namawiam, choć w sumie "Wizje" są całkiem niezłe.
UsuńSzkoda, że w drugim filmie zabrakło napięcia, bo czytając opis miałam wielką ochotę go obejrzeć, ostatecznie póki co odpuszczam:)
OdpowiedzUsuńJa też nastawiałam się na dużo lepsze kino.
UsuńJakoś nie chcę na razie oglądać żadnego z powyższych filmów. "Złodziejkę" mam co prawda w planach, ale czytelniczych.
OdpowiedzUsuńI dobrze. Bo lepiej ją przeczytać niż obejrzeć. :)
UsuńWidziałem tylko "Złodziejkę książek". Tu się zgodzę - trudno oddać specyfikę Śmierci, bo nieustannie wprowadza swoje komentarze do wydarzeń (rameczki), a w filmie już tego tak nie oddali. Oglądając film tak trochę się wynudziłem, a czytając książkę nie miałem już takiego problemu. Teraz tylko muszę zabrać się za "Posłańca". :)
OdpowiedzUsuń"Posłaniec" nieco mniej mi się podobał niż "Złodziejka...", ale też się nieźle czytało.
UsuńZłodziejkę książek tylko oglądałam, ale tak średnio mnie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie zaczęłaś od książki.
UsuńMnie się film "Złodziejka książek" bardzo podobał. Książka również. Warto, jak wspomniałaś, oceniać film nie jako ekranizację powieści, nie porównywać.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak. Porównanie wychodzi mocno na niekorzyść filmu.
UsuńZłodziejka książek - moja ulub. książka. Film tez był super
OdpowiedzUsuńMoja może nie aż ulubiona, ale fajnie się ją czytało.
UsuńNie widziałam żadnego z filmów, które zamieściłaś.
OdpowiedzUsuńZłodziejkę książek w wersji książkowej posiadam, ale czeka spokojnie na półce na swoją kolej. Zdecydowanie za dużo książek się tam znajduje.
Książek na półkach nigdy nie jest za dużo. ;)
UsuńNie widziałem żadnego z tych filmów, ale poluję na "Złodziejkę książek".
OdpowiedzUsuńA książkę czytałeś?
UsuńJeśli chodzi o Złodziejkę książek, to na pewno obejrzę film, ale najpierw książka :)
OdpowiedzUsuńI to jest dobry plan.
Usuń"Złodziejka książek"kusi mnie już od pewnego czasu :) Chyba rzeczywiście najpierw przeczytam książkę, a potem obejrzę film.
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo dobry plan. Nie psuj sobie książki ekranizacją.
UsuńNarrator z "Złodziejce.." bez życia? Lubię to! :D Mnie też denerwowało to, że mówią po angielsku i wtrącają niemieckie słówka.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jaki to ma sens?
UsuńKiedyś lubiłam japońskie horrory, ale teraz jakoś rzadko po nie sięgam. A ten nie brzmi zbyt zachęcająco. Ghym, nie wiem, co z tą "Złodziejką" zrobić, bo do ksiązki raczej nie dotrę. :P
OdpowiedzUsuńA czemu nie dotrzesz do książki? Oglądanie filmu przed lekturą jest goopie.
UsuńPożyczyłam w bibliotece "Złodziejkę książek", jak mi się spodoba, to obejrzę film :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej reakcji. :)
Usuń"Złodziejkę książek" obejrzę, ale nie wcześniej, niż po lekturze:)
OdpowiedzUsuńTak trzymać! ;)
UsuńDziewczynka grająca Liesel mnie zachwycała cały czas :) no i oczywiście kapitan Barbossa :D
OdpowiedzUsuńMnie mały Rudy chwycił za serce. ;)
UsuńWidziałam tylko "Złodziejkę książek" i mam takie samo zdanie, jak Ty :) Najpierw trzeba poznać książkę, bo film jest od niej o wiele gorszy. A dwóch pozostałych nie znam i jakoś mnie do nich nie ciągnie ;)
OdpowiedzUsuńNie będę namawiać. ;)
Usuń"Złodziejkę książek" pragnę i przeczytać, i obejrzeć, ale najpierw zabiorę się za książkę. Drugi film intryguje fabułą, aczkolwiek chyba nie jest tak dobry, jak zapowiada się...
OdpowiedzUsuńMoże Tobie się spodoba? Mnie nieco znużył. Mojego męża też.
UsuńOglądając ekranizację, nie potrafię powstrzymać się przed porównywaniem jej z książką, na motywach której powstała. Podejrzewam więc, że filmowa wersja ,,Złodziejki książek" wypadnie bardzo blado w porównaniu do tekstu Zusaka.
OdpowiedzUsuńJak będziesz ją porównywać, to na pewno.
Usuń