niedziela, 16 marca 2014

Lans w Trójmieście z książką i kocia historia



W komentarzach pod notką Dlaczego nie warto prowadzić bloga książkowego?, pojawiło się kilka pomysłów na łączenie bloga książkowego z innymi dziedzinami życia, by w ten sposób trafiać do szerszego grona odbiorców. Pewnie większość była pisana z przymrużeniem oka, ale ten jeden postanowiłam potraktować serio, choć nie całkiem dosłownie:

A, i mam sposób coby mieć Manhattan w tle. Otóż robimy sobie zdjęcia, czytając w plenerze. Najlepiej w okularach kujonkach, kapeluszu i kamizelce od garnituru. W tle zamglone drapaczy chmur, na końcu notki informacja skąd ciuchy (i darmowa książka, ma się rozumieć) i już mamy bloga książkowo-szafiarskiego - napisała Ania.

Co prawda wieżowców w okolicy nie miałam, kapelusza też nie, okulary zastąpiłam soczewkami, a kamizelka nie była od garnituru, lecz jak zauważyła inna blogerka - zrobiona z Myszy*, ale reszta się zgadza. No i musicie mi wybaczyć niewielką ilość zdjęć, brak ujęć detali i wykazu tego co z jakiego sklepu pochodzi. Jedyny ciuch z Zary jaki obecnie posiadam jest krótką sukienką "podfruwajką", która niezbyt sprawdza się w wietrznych warunkach sopockiego molo, a zimowe, ocieplane barchany nie są tym, co chciałabym zaprezentować światu. Ciuchy nie pochodzące z Zary nie są godne wzmianki (oprócz kamizelki z kota, ale o tym już wspomniałam).

W każdym razie, zatopiłam się w lekturze, usiłując nie zauważać zdziwionych spojrzeń. Uwierzycie, że mniejszą sensację wzbudza laska w szpilkach brnąca przez plażę niż blogerka, która siedzi i udaje, że czyta, podczas gdy mąż pstryka pozerce zdjęcia?


Pozowanie z samą książką również wzbudzało zainteresowanie. Ewentualnie jakaś mewa kołowała za moimi plecami, robiąc przy tym tak głupie miny, że ten i ów aż musiał odwrócić się na jej widok.


Sesja nie trwała długo, bo nie po to wiozłam ze sobą aparat nad morze, by oddać go mężowi. Tak czy inaczej, to pierwsza i zapewne ostatnia, sesja reklamująca książkę i moją skromną garderobę, choć musicie przyznać, że okładka powieści Zeldy Fitzgerald Zatańcz ze mną ostatni walc całkiem ładnie wpasowała się w nadmorską kolorystykę. Każdy ma swoją ulubioną stronę aparatu. Ja wolę być po tej drugiej.


O jakiej książce niedługo Wam napiszę - już wiecie. Póki co, schowałam ją do plecaka, a następnie przejęłam od męża aparat. I wszystko było jak trzeba.

Tymczasem w Gdańsku lansował się jeden z moich ukochanych bohaterów z dzieciństwa, Ciasteczkowy Potwór, ku uciesze małych i tych większych spacerowiczów, którzy ochoczo robili sobie z nim zdjęcia.


Na koniec, wspomniana w tytule kocia historia. Jej bohaterowie przykuli uwagę przechodniów zdecydowanie bardziej niż ja z książką i Ciasteczkowy bez ciasteczka razem wzięci. Zdjęcia zaczęłam pstrykać z opóźnieniem (kiepski ze mnie paparazzi, nie ten refleks), więc moment pierwszego, najgroźniejszego starcia mi umknął, ale i reszta może posłużyć jako ilustracja małżeńskiej kłótni, kiedy to mąż po popijawie z kumplami, wraca nad ranem do domu.

Od progu wita go rozeźlona małżonka (szlafrok, wałki na głowie, niebezpieczne błyski w oczach). Mąż próbując uniknąć konfrontacji, wymija swą lubą, starając się czmychnąć poza zasięg jej spojrzenia i głosu. Niestety to tylko jeszcze bardziej denerwuje kobietę. "Patrz na mnie, jak do ciebie mówię!" - dobywa się z jej gardła.


Co robić? Plan "A" nie zadziałał, stawiamy więc na wariant "B". Oko w oko wcale nie jest łatwiej, na pojednawczego buziaka nie ma szans. Ale cóż - kumple ostrzegali: "nie żeń się chłopie, nic dobrego z tego ci nie przyjdzie. Cóż warta pełna miska, gdy smycz krótka?"


Co teraz, cóż pozostaje? Chyba tylko spuścić głowę i obiecać:
a) kochanie, zabiorę cię w weekend na zakupy,
b) obejrzę z tobą wieczorem M jak miłość, słoneczko ty moje,
c) wezmę cię na obiad do tej nowej restauracji, odpoczniesz rybeńko, nie będziesz stała przy garach,
d) kwiatuszku, będę pamiętać o wynoszeniu śmieci,
e) misiaczku, kupię ci najnowszą książkę Deavera, wiem, że bardzo go lubisz, a premiera już w kwietniu!
Po czym obiecać poprawę i z winą wypisaną na ryjku, udać się na legowisko. Do drugiego pokoju. Na kanapę.


Na polu bitwy zostaje małżonka-tryumfatorka. Zanim pójdzie spać do małżeńskiej sypialni, przez chwilę będzie nasłuchiwać, czy mąż umył przed snem zęby i czy faktycznie wsunął się pod lichy kocyk, czy też właśnie po rynnie wymyka się ku wolności.


*żaden kot nie ucierpiał z powodu powyższych sesji (choć dalsze losy "męża" z kociej historyjki nie są znane)

Zobacz też

56 komentarzy:

  1. aaaa ciasteczkowy potwór! Chyba bym sobie sama z nim zdjęcie zrobiła hahah :D Niewątpię, że byłaś atrakcją, takie obiekty z książkami trafiają się dzisiaj rzadko, nie tak jak a'la modelki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee... Ledwie się biedak odkleił od dwóch typków, co mu się przytulali do futerka. Nie chciałam go już napastować. :P

      Usuń
  2. Bardzo ładne zdjęcia!;) Nie wpadłabym na to, że można "lansować się" w ten sposób:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł na lansowanie rzeczywiście ciekawy, a kocia historyjka świata. Rozbawiłaś mnie z "rana" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny pomysł z tym blogiem książkowo-szafiarskim ;) W kociej historii jestem zakochana! Kiedy ciąg dalszy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciąg dalszy? Jak mi kolejne koty wpadną w obiektyw. :P

      Usuń
  5. Podoba mi się Twoja sesja, książka rzeczywiście super wpasowała się w tło :) A i modelka nie powinna narzekać, moim zdaniem ładnie wyszłaś na wszystkich zdjęciach :) Dziwię się tylko, że książka budziła taką sensację. Toż to oczywistość, że książki czyta się w wolnym czasie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :D

      Czytać to jedno, ale rozsiadać się tylko po to, żeby zapozować do zdjęcia z książką, to już wzbudziło podejrzenia. :D

      Usuń
  6. Zazdroszczę wyprawy nad morze, choć ja wolę małe nadmorskie miasteczka niż Trójmiasto. A na długo się wyrwaliście z Poznania? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zdecydowanie też wolę te bardziej spokojne miejsca, ale darowanej wycieczce nie patrzy się na gęstość zabudowy/zaludnienia. :P

      Na dwa dni. To był ekspresowy wypad. ;)

      Usuń
    2. Muszę też rozejrzeć się za jakimiś darczyńcami wycieczek :P Rzeczywiście ekspresowy :)

      Usuń
    3. Ja też, bo chętnie pojechałabym jeszcze gdzieś. :D

      Usuń
  7. Nawet nie wiesz jak ja Ci zazdroszczę, uwielbiam klimat Trójmiasta. A lansik niczego sobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dawno tam nie byłam, cieszę się, że udało się wyrwać choć na chwilę.

      Usuń
  8. To też racja, że blog książkowy-szafiarski by się sprawdził, zawsze jakieś urozmaicenie:P
    A historia kotów - cudowna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz powinnam się zabrać za gotowanie. To by dopiero było. :P

      Usuń
  9. Wspaniały wpis xD
    Książke muszę przeczytać! :3
    Kicie <3
    Uwielbiam koty ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie.Natalia Z :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszystkie książki, które przeczytałam nad morzem należą do moich ulubionych i bardzo dobrze je wspominam? Przypadek nie sądzę :D

    A co do "Zatańcz ze mną....." zastanawiałam się czy nie kupić jej mamie na urodziny.. i chyba po takim "lansie" w Trójmieście...i takiej reklamie muszę to jeszcze raz poważne przemyśleć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje ci czytać wyłącznie tam. :D

      Jest już recenzja, może pomoże w podjęciu decyzji.

      Usuń
  11. Hm. Nikt nigdy mnie nie nazwał blogerką - dziwnie się czuję. :P
    Ej, ej, na trzecim zdjęciu masz minę, którą tak bardzo dobrze znam. :D "No dobra, koniec tych zdjęć". :D Tak reagowały znajome osoby, które prosiłam o pozowanie, jak budowałam pf. :P Na szczęście to już przeszłość. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz blogaska, jesteś blogerką. Proste. <3
      :P

      Później były jeszcze gorsze. To jedno się nadawało. :P

      Usuń
    2. <3 :D
      Uwaga, to moje pierwsze serduszko w życiu. :D

      Usuń
    3. O mamuniu! Ależ mnie kopnął zaszczyt. :D
      Wyszło idealne!

      Usuń
  12. Prawie się popłakałam ze śmiechu - kocia historia wymiata :D
    Piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha :D Sesja świetna - aj, ci ciekawscy ludzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem jak wpadnę na pomysł sesji z książką, wybiorę bardziej odludne miejsce. :D

      Usuń
  14. Raz to u siebie praktykowałam, przy okazji biografii Max Factora i chociaż zapomniałam (shit) oznaczyć sukienki (no dobra, nie zapomniałam, bo była z bazarku, więc trochę wstyd się przyznać.. second handy są hipsterskie, bazarek już mniej) to bliżej lata pewnie spróbuję coś podobnego jeszcze wrzucić ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu... O bazarkach głośno się nie mówi, jak już musi być kiecka z bazarku, to koniecznie podpisana jako NO NAME. :D

      Usuń
  15. Nie masz zdjęcia z Ciasteczkowym!? Z książką masz, a z Ciasteczkowym nie... Twój blog nie będzie lifestylowy! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo... Ooo... O.
      To mnie teraz dobiłaś. :(
      Takie niedopatrzenie.
      Kariera legła w gruzach.
      Chyba sobie na pocieszenie zjem jakieś ciasteczko. :D

      Usuń
  16. A ja mieszkam w trójmieście:) Świetny pomysł na lansowanie się na sopockim molo. Zajrzeliście do Sopockiej Bookarni? Kawiarnia pełna książek, uwielbiam to miejsce :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczaki, nie słyszałam wcześniej o tym miejscu. :(
      Szkoda, choć pocieszam się, że w Sopocie byliśmy dosłownie na chwilę, więc i tak pewnie nie byłoby kiedy. Przy kolejnej okazji będę o tym miejscu pamiętać. :)

      Usuń
  17. Spojrzenie małżonki z ostatniego zdjęcia zdecydowanie odradza stawianie się jej :D biedny koci małżonek, nie zdziwiłabym się, gdyby został w najbliższym czasie znaleziony martwy z zatrutą myszką w żołądku ;) a sesja przepiękna! Cudnie wyszłaś - może dlatego ludzie Ci się przyglądali, a nie ze względu na książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie rozbroił wyraz jego pyszczka na przedostatnim zdjęciu. Biedaczek. :P

      O, i to jest wyjaśnienie! Będę sobie powtarzać: jestem piękna, jestem piękna, jestem piękna (a mewa za moimi plecami zwija się ze śmiechu). :P

      Usuń
    2. Ciesz się, że to mewa, a nie kaczka - kaczki to mają dopiero wredny śmiech :P

      Usuń
    3. To i tak lepiej, niż przedrzeźniająca papuga. :D

      Usuń
  18. Co do kotów, w końcu jest marzec, więc emocje muszą być... A książka nie ucierpiała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Melduję, że nie ucierpiała, aczkolwiek próbowałam podpytać męża, czy gdyby np. wpadła do wody, to czy wykazałby się taką odwagą, jak bohater "Złodziejki książek" i ruszył jej na ratunek. :D

      Usuń
  19. Świetne zdjęcia - polskie morze, koty - coś co lubię:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ależ przecudaczny kociak! Chciałabym go przytulić, taki jest słodki.
    A zdjęcia super, wyszłaś rewelacyjnie :D Teraz to blog książkowo-szafiarsko-zdjęciowo-plenerowy :D
    Jaki masz aparat? Super zdjęcia robi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Którego? Tego bojowo nastawionego, czy tego czarnego biedaka, co to był w tym starciu bez szans? :P
      Dzięki. ;)
      Nikon D90.

      Usuń
  21. Oprócz tego, że widziałem parę kotów, która w momencie podglądania rozmnażała się, to jest najlepsza historia jak do tej pory. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łooo... Tego mi na szczęście oszczędzono. :P

      Usuń
  22. Ciasteczkowy Potwór wymiata :P:P

    OdpowiedzUsuń
  23. Uwielbiam morze więc wyprawy trochę zazdroszczę ;) zdjęcia świetne i pomysł na "lans" całkiem niezły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociesz się, że była krótka i mimo słońca, wymarzłam się dość konkretnie. :P

      Usuń
  24. Jestem na Tak! :) Post pierwsza klasa - moda, książka, zwierzaki, humor, atrakcje nadmorskie i Ciasteczkowy Potwór! :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Stwierdzam, że powinnaś pisać, historia świetna :) i zdjęcia też :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yhm. Tylko koty muszą pozować, żebym miała o czym pisać. :P

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.